64.
-Zabieram cię na kolację- Louis oznajmił, od razu, jak weszli do pokoju.
-Wiem- młodszy wzruszył ramionami.
-Ale na taką bardziej uroczystą.
-Nie wziąłem ze sobą niczego wizytowego- spuścił wzrok, lekko zawstydzony.
-Wiem- szatyn do niego podszedł, wziął jego twarz w dłonie i zmusił do spojrzenia na niego- nie musisz się martwić, wziąłem tobie koszulę.
-Kochany jesteś- uśmiechnął się delikatnie i przytulił go.
Za pierwszym razem źle zapiął koszulę, bo nic nie umiał poradzić na to, że nie potrafił oderwać wzroku od swojego chłopaka. Zaciągnął się zapachem proszku do prania, który pachniał Louisem i uśmiechnął się do siebie.
-Wyglądasz niesamowicie- szatyn wymruczał do jego ucha i przytulił go od tyłu, kładąc brodę na jego ramieniu.
-Ty też- odwrócił się i złożył krótki pocałunek na ustach Tomlinsona- możemy już iść?
-Jasne, chodź.
Po kilkunastu minutach wolnego spaceru, doszli do restauracji, która nawet z zewnątrz wyglądała na bardzo drogą. Harry tego nie komentował, już znudziło mu się sprzeczanie o pieniądze, bo wiedział, że zawsze wyjdzie na to samo- Louis zapłaci za wszystko. Brunet mocniej złapał jego rękę, rozglądając się, gdy weszli. Kelner zaprowadził ich do stolika obok przeszklonej ściany z widokiem na plażę i ocean. Cały budynek był dużo wyżej, więc widok zapierał dech w piersiach. Wnętrze było gustownie urządzone, przeważał kolor czerwony i bogate zdobienia.
Młodszy niepewnie usiadł przy stole, patrząc na, już siedzącego, Louisa. Oczywiście dostał menu bez cen, bo czego mógłby się spodziewać po tak wykwintnej restauracji i swoim chłopaku?
-Kurczak brzmi nieźle- Harry stwierdził po przestudiowaniu karty.
-Ten z mozzarellą, szynką parmeńską i ziemniakami? Myślałem nad wołowiną, ale możemy oboje tego spróbować- uśmiechnął się lekko.
Po chwili zamówił dania, informując kelnera, że nad deserem zastanowią się później.
-Domyślasz się, co dostaniesz na urodziny?
-Jeszcze nie, ale znając ciebie, to będzie coś wyjątkowego- zachichotał.
-Zobaczysz- szatyn uśmiechnął się cwanie i usiadł wygodniej.
Rozmowę przerwał mężczyzna, który postawił przed nimi talerze.
-Wygląda smacznie- stwierdził Styles, a jego chłopak się z nim zgodził- to jest naprawdę pyszne- powiedział, nie zważając na to, że ma pełną buzię, a mięso parzy go w język. W odpowiedzi usłyszał tylko melodyjny śmiech szatyna.
-To co na deser?-spytał, kiedy już skończyli jeść.
-Uh, nic. Nie czuję się za dobrze- skłamał.
Wyglądało na to, że Louis mu uwierzył. Po zapłaceniu należnej kwoty, wyszli.
-Dlaczego tak naprawdę nie chciałeś jeść deseru? Znam cię za dobrze, żeby w to uwierzyć.
Harry postanowił być z nim szczery. Wiedział, że szatyn nie lubił być okłamywany.
-Czuję, że znowu za dużo zjadłem, nie powinienem tyle jeść.
-Harry- westchnął, zatrzymując się, po czym złapał go za ręce i spojrzał mu w oczy- nigdy nie chciałeś wiedzieć ile ważysz, nadal musisz się wciskać w swoje jeansy, ale jesteś dla mnie idealny.*
-To naprawdę miłe-zarumienił się lekko i spuścił wzrok- jesteś najlepszym chłopakiem i nie wiem, czy sobie na ciebie zasłużyłem- nie umiał powstrzymać łez- po prostu nadal nie czuję się pewnie ze swoim ciałem, ale dzięki tobie jest coraz lepiej.
-Chciałbym, żebyś zaczął siebie kochać chociaż w jednym procencie tak mocno, jak ja ciebie kocham- starł kciukiem łzy z jego policzka.
Skinął głową, już się nie odzywając. Louis kupił mu 'na pocieszenie' najpiękniejszą różę, jaka była w kwiaciarni i powiedział, że Harry jest piękniejszy niż każdy kwiat na Ziemi.
***
Wrócili do hotelu około 23. Z tego wszystkiego Styles zapomniał, że ma dostać jakikolwiek prezent.
-Gotowy na niespodziankę?- szatyn spojrzał na niego, rozpinając koszulę.
-Jasne- ożywił się i usiadł na łóżku.
-Zamknij oczy i nie otwieraj ich, dopóki ci nie powiem- brunet skinął głową i wykonał polecenie.
-Możesz już otworzyć- usłyszał po upływie dwóch minut.
Spojrzał na prezent i przez chwilę nie wiedział, czy to jakiś żart, czy może sen.
*-Little Things
(drugi obrazek do rozdziału)
Od autorki: kocham kończyć rozdziały w takich momentach :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro