Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

61.


Po kupieniu wszystkiego, co było im potrzebne, żeby przetrwać lot, udali się w stronę bramki. Louis zatrzymał się przy tej z napisem 'Malediwy', a Harry zmarszczył brwi.

-Chyba jesteśmy w złym miejscu, samolot do Paryża jest przy następnej bramce.

W odpowiedzi usłyszał śmiech szatyna- kto ci powiedział, że lecimy do Paryża? Stoimy w dobrym miejscu.

-O mój Boże, ty mówisz poważnie?- nastolatek prawie pisnął z podekscytowania- przecież to musiało kosztować tyle pieniędzy- zakrył twarz dłońmi.

-Kiedyś coś tam wspominałeś, że twoim największym marzeniem są Malediwy, więc pomyślałem, że to będzie idealne miejsce na podróż. A kosztami się nie przejmuj, nie brakuje mi pieniędzy- wzruszył ramionami. 

I Harry uwierzył. Ale Louis nie pracował, a tydzień na wyspie dla dwóch osób kosztował kilkanaście tysięcy.

-Kocham cię tak bardzo mocno- nawet nie próbował kryć swojego szerokiego uśmiechu i w podziękowaniu zaczął całować chłopaka, nie patrząc na ludzi, którzy przypatrywali się całej scenie.

Po wejściu do samolotu, zostali poinformowani, że lot będzie trwał około 10 godzin, więc wybrali film, który mieli obejrzeć zaraz po wystartowaniu. Padło na 'Gwiazd naszych wina', gdyż oboje pokochali tę książkę. Obaj skończyli zapłakani, tuląc się do siebie i nie mogło być już lepiej. W końcu zasnęli, a obudził ich komunikat o zbliżaniu się do lądowania. Harry nienawidził lądowania, bo zawsze kończył z zatkanymi uszami, ale w towarzystwie Louisa, mocno ściskającego jego rękę, nie było to aż takie uciążliwe.

Po wyjściu z samolotu, uderzyło w nich gorące powietrze, nie kilka stopni na plusie i deszczowa, angielska pogoda. Młodszy uśmiechnął się, czując promyki słońca na twarzy, a Louis uśmiechnął się do siebie i podziwiał ten widok. Postanowił, że spędzi jak najlepiej ten tydzień z chłopakiem, nie myśląc o tym, co będzie dalej.

Po zabraniu bagażu, dojechali taksówką do hotelu, który prezentował się bardzo ładnie. Dostali pokój z widokiem na morze i wielkim łóżkiem. Postanowili, że od razu po rozpakowaniu się pójdą na plażę. Harry został w koszulce, tłumacząc, że rozbierze się na plaży. Szatyn nie pytał, wtedy nie czuł potrzeby, żeby zapytać.

Morze miało kolor lazurowy, bardzo przejrzysty. Na jasnym piasku zostały ustawione leżaki, na których opalali się nieliczni ludzie. Cały wizerunek dopełniały rosnące palmy.

-Zamierzasz się kąpać w koszulce?- starszy zażartował, co sprawiło, że Styles poczuł się bardzo niekomfortowo.

-Uh, chyba nie.

Louis, widząc zmieszanie nastolatka, wyczuł, że jest coś nie tak.

-Harry, dlaczego nie chcesz zdjąć koszulki?

-Po prostu jest mi w niej wygodniej- skłamał, próbując brzmieć wiarygodnie.

-Powiedz mi- starszy powiedział trochę ostrzej, co sprawiło, że brunet wykonał jego polecenie.

-Czuję się niekomfortowo ze swoim ciałem. A poza tym... sam zobacz- przygryzł wargę i zamrugał kilka razy, żeby odpędzić łzy, po czym zdjął koszulkę.

Louis zamarł na ten widok, był niezdolny do powiedzenia czegokolwiek, wykonania jakiegokolwiek ruchu. Po prostu stał, wpatrując się w młodszego. Nastolatek zaufał mu na tyle, że był pierwszą i jedyną osobą, która zobaczyła.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro