Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

07. Drugie spotkanie

W domu zastałam dziwny widok. Na kanapie w salonie siedziało dwóch mundurowych, a trzeci próbował przejąć od mamy tackę z filiżankami, która drżała w jej roztrzęsionych dłoniach. Gdy tylko mnie zobaczyła, puściła ją, powierzając losy porcelanowego kompletu refleksowi policjanta i rzuciła mi się na szyję.

- Molly, tak strasznie się bałam, że coś ci się stanie. - Jej desperacki uścisk był zdecydowanie za mocny i po chwili musiałam delikatnie ją odsunąć, żeby zaczerpnąć tchu.

- W porządku, nic mi nie jest, w mieście były jakieś korki. Dalej nie ma taty? - spytałam bardziej dla zasady niż z potrzeby.

- Nie ma, panowie właśnie zbierają ode mnie zeznania. Ty też z nimi porozmawiasz, dobrze? Nie bój się, nic ci tu nie grozi.

- Jasne, nie ma problemu. - Zmusiłam się do uśmiechu, starając się podtrzymać ją na duchu. - Nie przejmuj się tak, stres nie jest zdrowy. To na pewno nic wielkiego.

- Oczywiście, "nic wielkiego". - Prychnęła rozdrażniona moimi słowami. - Zawsze wszyscy tak mówią. I wiesz co? Jeżeli to nic wielkiego, to ma się ogromne szczęście. W niektórych przypadkach ludziom przydarzają się tragedie. Skąd mam wiedzieć, że nie skończył na dnie rzeki albo w zgniecionym samochodzie?! Czy ktoś mi może dać gwarancję, że po tych sześciu godzinach, od których nie wiadomo co się z nim dzieje, on dalej jest cały i zdrowy?! - Histeria w jej głosie była niepokojąca i nikt z zebranych nie miał śmiałości przerwać jej wrzasków. - Ja wiem, że wy wszyscy myślicie, że oszalałam. Widzę to! Nie jestem taka głupia. - Jej oskarżający palec wymierzony był w stróży prawa.

- Proszę się uspokoić. Próbujemy państwu pomóc. - Jeden z policjantów zebrał się na odwagę i wkroczył do akcji.

- Przecież wiem, że próbujecie! - Jej zaciśnięte w pięści dłonie drżały jeszcze bardziej, niż parę minut wcześniej. - Ale czy któryś z was wie jaki to strach? To nie jest pierwszy raz, kiedy czekam na członka rodziny, a on nie wraca! A co jeżeli już nigdy nie wróci? Nie chce zostać sama!

Dopiero teraz do mnie dotarło, dlaczego nie umiała zapanować nad emocjami. Gdy zaginęła moja siostra, mama była w takiej samej sytuacji. Lucas wspominał, że pewnego dnia nie wróciła do domu i za jakiś czas znaleziono jej ciało. Podczas mojego wypadku ja też zniknęłam i kontakt ze mną się urwał. Dopiero personel szpitala skontaktował się z rodzicami, kiedy już leżałam na sali. Podobieństwo tych zdarzeń do obecnej chwili musiało nią wstrząsnąć. Jej psychika narażona na takie traumatyczne wydarzenia źle reagowała na stres.

- Rebecco, możemy porozmawiać na osobności? - spytał jeden z mężczyzn, patrząc na mnie znacząco.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze swojej pomyłki. Miał zamiar się poprawić i przeprosić za przejęzyczenie, ale było już za późno.

- Co pan powiedział?! Proszę milczeć i nie wymawiać tego imienia w tym domu! - Matka wpadła w szał i gwałtownie zalała się łzami. - Proszę stąd wyjść! W tej chwili! Nie chce pana widzieć! Molly nie słuchaj go! To jakiś  wariat!

Wiedziałam, że jeżeli zaraz nie zainterweniuję może dojść do rozlewu krwi, a to dla nikogo nie skończyłoby się dobrze. Spróbowałam ją chwycić stanowczo za rękę i wyprowadzić z pomieszczenia, ale szybko mi się wyrwała. Kierująca nią furia dodawała jej sił. Mieszanka złości i strachu była zbyt silna, żeby tak łatwo ją uspokoić.

 W końcu mężczyzna, który tak ją zdenerwował wyszedł przed dom, a groźba funkcjonariuszy, że zadzwonią po pomoc, żeby podać jej środki uspokajające, zadziałała w miarę trzeźwiąco. 

Udało mi się usadzić ją na kanapie i wcisnąć jej w rękę kubek z ziołami kojącymi nerwy. Nie do końca wierzyłam, że taki napar może zdziałać w jej wypadku cuda, ale nie miałam pod ręką niczego lepszego. Pierwszy raz widziałam kogoś w takim stanie i w ogóle mi się to nie podobało. Czułam że bez porządnej terapii może być z nią tylko gorzej i wkrótce każde spóźnienie do domu będzie owocowało telefonami na komisariat. Cieszyłam się jedynie, że nigdy nie spytałam ją bezpośrednio o siostrę. Aż strach pomyśleć jak by się wtedy zachowała, skoro samo imię Rebekki wywołało u niej taką reakcję. Gdy starszy pracownik policji zajął ją rozmową i byłam pewna, że nie stanowi już dla nikogo zagrożenia, ukradkiem wyszłam przed dom. 

Ani ja, ani mama nie wspomniałyśmy Bekki, a mimo to, ten człowiek znał jej imię i mnie z nią pomylił, nie dawało mi to spokoju. Musiałam z nim porozmawiać. 

Szukanie go nie zajęło mi dużo czasu. Stał oparty o drzewo rosnące przy chodniku, tuż za granicą naszej posesji.

- Myślisz, że tu cię nie zauważy? - spytałam, stając przed nim z założonymi rękami. 

- Nie wiem, mam taką nadzieję. Bałem się, że wydrapie mi oczy jeżeli dalej będę naruszał wasz teren. - Uśmiechnął się słabo, wypuszczając z płuc papierosowy dym.

- Pewnie jakbyś podeptał nasz trawnik nic by już jej przed tym nie powstrzymało. - Zażartowałam, mimo że nie było mi do śmiechu  i pokręciłam przecząco głową, gdy zaoferował mi papierosa. 

- Nie wiedziałem, że tak się wkurzy, to był przypadek. - Próbował się tłumaczyć. - Sporo pracowałem nad sprawą twojej siostry i jej imię bardziej mi się utrwaliło niż twoje. Nie wspomniałem o niej celowo. Pamiętam jak wszyscy przeżywaliście tamte zdarzenia i nie miałem zamiaru znowu odkopywać bolesnych wspomnień.

Jego słowa mnie olśniły. Chyba właśnie przypadkiem trafiłam na kopalnię wiedzy o mojej bliźniaczce. Lucas nie był w stanie powiedzieć mi wszystkiego na temat samobójstwa Rebekki. Zresztą, wolał wspominać ją żywą. Opowiadanie o jej śmierci było dla niego trudne. Może ten człowiek będzie w stanie odpowiedzieć na moje pytania.

- Zaraz... - Urwałam na chwilę, formułując swoje myśli. - Nie jesteś za młody na pracę nad takimi rzeczami? - Nagle dopadły mnie wątpliwości i zaczęłam mu się krytycznie przyglądać.

Jego czarne błyszczące włosy opadały na czoło, niemal przysłaniając błękitne oczy. Nie wydawał się dużo starszy ode mnie. Jego pogodna, gładka twarz nie pasowała do człowieka, który na co dzień zajmuje się trupami i bada miejsca zbrodni. 

- To była moja pierwsza poważna praca. Wydaje mi się, że to dlatego tak dobrze zapamiętałem tą sprawę. Muszę przyznać, że nie odgrywałem tam głównej roli, bo miałem za małe doświadczenie, ale na szczęście szef pozwolił mi się wszystkiemu przyglądać, czytać akta i obserwować cały przebieg. To było dla mnie ważne przeżycie.

- Spoko. - Westchnęłam zamyślona.

- Przeszłaś jakąś terapię, czy coś? - Wypalił nagle i od razu skrzywił się, słysząc jak nietaktownie to zabrzmiało. - Przepraszam, to nie było zbyt delikatne. Nie musisz mi odpowiadać. Nie znamy się aż tak dobrze, żeby dzielić się takimi rzeczami. To nie moja sprawa. Nie chce cię tu przesłuchiwać.

- Nie wiem, może przeszłam. Pewnie tak, a co? Uważasz że powinnam? - Uśmiechnęłam się ironicznie.

- Nie, po prostu kiedy cię ostatnio widziałem wyglądałaś dużo gorzej. Znaczy, nie że źle... cholera... ładna byłaś tak samo jak teraz. - Zaśmiał się nerwowo, coraz bardziej się plącząc. - No ale jednak trochę w kiepskim stanie psychicznym. Jestem pod wrażeniem, że byłaś na tyle silna, żeby się wziąć w garść i nie świrujesz tak jak twoja mama.

- Pewnie jakbym nie straciła pamięci też bym świrowała. - Stwierdziłam obojętnym tonem, testując jego reakcję.

- Nie rozumiem. - Przyznał, przyglądając mi się pytająco.

- Miałam jakiś czas temu wypadek samochodowy, walnęłam się w głowę i mam amnezję.

- To znaczy, że nic nie pamiętasz?

- Dokładnie to oznacza amnezja. - Parsknęłam cicho śmiechem, widząc jego zdezorientowaną minę, na co wywrócił oczami.

- Wiem co to oznacza, po prostu mnie zaskoczyłaś. - Próbował ratować urażoną dumę, czym jeszcze bardziej mnie rozbawił. - Przynajmniej twoje zachowanie jest teraz dla mnie bardziej zrozumiałe. Nie pamiętasz co się stało z twoją siostrą, jak się poznaliśmy, ani nic z tych rzeczy?

- Nie pamiętam niczego, co wydarzyło się dalej niż miesiąc temu, ale bardzo chętnie wszystkiego się dowiem. Będziesz mi do tego potrzebny panie... "P. Turner". - Przeczytałam jego dane z plakietki umieszczonej na mundurze.

- Phil. Phil Turner. - Podpowiedział mi z szerokim uśmiechem, po raz pierwszy pokazując dołeczki w policzkach. - Miło mi cię ponownie poznać po raz pierwszy Molly Collins.

- Prawie jak "Bond. James Bond". - Ścisnęłam jego wyciągniętą rękę, odpowiadając z uśmiechem.

- Trochę mi do niego brakuje. Drogie samochody i niebezpieczne kobiety są kuszące, ale na razie posada w kryminale mi zupełnie pasuje. Lubię swoją pracę, chociaż niektórym może się wydawać dosyć drastyczna.

Od razu wyczułam w nim pokrewną duszę. Wcale nie dlatego, że mnie też interesowały kobiety i samochody tylko dlatego, że nasza rozmowa przebiegała gładko, czułam się swobodnie i wydawał się chętny do pomocy. 

- Molly, słonko gdzie jesteś? - Usłyszałam zaniepokojony głos mamy, która zdążyła zauważyć moją nieobecność.

Niewiele myśląc pchnęłam lekko Phila, zmuszając go, do ukrycia się za drzewem, co wywołało jego stłumiony chichot.

- Co to za atak na funkcjonariusza?

- Już idę mamo! - Zawołałam w stronę domu, po czym zwróciłam się do niego. - Spotkamy się wieczorem. Musimy pogadać. Pasuje ci o dwudziestej w pubie Martínez?

 W odpowiedzi pokiwał głową z łobuzerskim uśmieszkiem.

- Podjechać po ciebie, czy sobie poradzisz?

- Powiem, że wychodzę z przyjacielem, lepiej się nie pokazuj, jeżeli chcesz mieć twarz w nienaruszonym stanie. - Rzuciłam na pożegnanie i szybko ruszyłam w stronę ganku, na który właśnie wychodzili pozostali policjanci.

Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, mama opadła z powrotem na kanapę jakby była pozbawiona sił. Patrząc na nią czułam żal i niepokój. Ogromnie jej współczułam, a z drugiej strony nie potrafiłam w sobie wzbudzić takich pokładów empatii, żeby ją zrozumieć w wystarczającym stopniu. Oczywiście było mi przykro, że tata zniknął, ale nie czułam takiego strachu jak ona. Dalej do mnie nie docierało, że mogło mu się stać coś poważnego. Bywał czasem irytujący i nie zdążyłam się z nim jakoś szczególnie zżyć, ale w głębi serca wierzyłam, że wszystko z nim było dobrze. 

Uśmiechnęła się do mnie słabo i poklepała miejsce obok siebie. Zajęłam je i oparłam głowę na jej ramieniu. 

- Przepraszam, że tak wybuchłam. Nie chciałam cię wystraszyć. - Wyszeptała, głaszcząc moje włosy. - Chyba nie umiem już sobie radzić z takimi sytuacjami. - Dodała ze wstydem.

- W porządku.

Nie wiedziałam co więcej mogłam jej powiedzieć. Zrezygnowałam z zamiaru okłamywania jej i wmawiania, że chcę się spotkać z Lucasem. Nie zasługiwała na to. Chociaż ja nie powinnam jej zawieść. Musiała mieć chociaż jednego człowieka, na którym mogła polegać. Poza tym, szansa że wypuściłaby mnie tego dnia z domu była naprawdę marna. Najchętniej cały czas trzymałaby mnie przy sobie i śledziła wzrokiem na zmianę wskazówki zegara i drzwi wejściowe, oczekując, że w każdej chwili może przez nie przejść jej mąż.

Minuty mijały, a żadna z nas nawet nie drgnęła. Obie byłyśmy pogrążone w swoich myślach i dopiero, kiedy poczułam, że jej oddech spowolnił, a głaszcząca mnie dłoń znieruchomiała, wysunęłam się powoli spod jej ramienia. Natłok intensywnych emocji był męczący i w końcu nie mogła pohamować się od zapadnięcia w sen. 

Gdy spała wyglądała na spokojną. Jej buzia stawała się gładsza, a rysy miękły. Pojedyncze, siwiejące ze stresu kosmyki włosów zsuwały się na jej twarz. Jej zamknięte powieki zasłaniały ból i strach czające się w jej oczach. Stawała się wtedy jedynie bezbronną, samotną i zranioną kobietą, którą życie doświadczało coraz to nowymi tragediami.

Przykryłam ją delikatnie kocem i wyszłam po cichu z domu. Zostawiłam na stole karteczkę, że niedługo wrócę. Miałam nadzieję, że zdążę to zrobić jeszcze zanim się obudzi i moje wyjście pozostanie moją własna tajemnicą. Im mniej nerwów tym lepiej dla niej. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

Dochodziła dwudziesta, gdy przekroczyłam próg pubu, w którym byłam umówiona z Philem. Prawie go nie poznałam przez brak munduru. Siedział przy jednym ze stolików i pił jakiegoś drinka. Wyglądało na to, że zdążył już się zadomowić i okupował boks od dawna, o czym świadczyły puste talerze, zakrywające większość stolika.

- A więc przyszłaś. - Powitał mnie z uśmiechem, znowu prezentując swoje dołeczki w policzkach.

- Wątpiłeś w to? Chcę odpowiedzi, a ty mi je możesz dać, więc jestem. - Zajęłam miejsce na wprost niego.

- Rozumiem. Role się odwracają, teraz to ja będę przesłuchiwany. Co chcesz wiedzieć?

- Opowiedz mi każdy szczegół, jaki pamiętasz. Chce o niej wiedzieć wszystko. Muszę to wiedzieć.

Pociągnął długi łyk ze szklanki i odchrząknął, zbierając myśli. Patrzył na mnie, widocznie zastanawiając się, czy dobrze robi i czy jestem na to gotowa. Determinacja na mojej twarzy musiała go przekonać.

- Była prawie północ kiedy na komisariat dostaliśmy wezwanie... - Zaczął swoją opowieść, która ciągnęła się przez dobre parę godzin.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro