Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

06. Drugi rzut oka

Ostatnio Lucas sporo czasu spędzał w schronisku. Cieszyło mnie to, że był tak zaangażowany i całkowicie oddawał się pracy. Niestety to miało też ciemniejsze strony, a mianowicie byłam skazana tylko na swoje własne towarzystwo. Każdą chwilę wolną od szkoły starałam się spędzać w szkółce baletowej, tańcząc. Odkryłam, że tylko to pozwalało mi się uspokoić, wykorzystać całą energię i chociaż przez moment zupełnie nie myśleć. Poza tym, miałam spore zaległości w porównaniu do reszty grupy.

Instruktorka nie miała nic przeciwko dodatkowym treningom, pod warunkiem, że nie kolidowało to z próbami innych tancerek. Codziennie sprawdzałam więc grafik zajęć i szukałam sobie wolnego miejsca, w którym mogłabym w spokoju ćwiczyć.

 Moje koleżanki z grupy powtarzały układy taneczne, których nauczyłyśmy się do tej pory, przygotowując się do występów. Na tych zajęciach czułam się bezużyteczna. Przychodziłam tam tylko po to, żeby je obserwować, zapamiętywać kolejne kroki i uczyć się ich w samotności. To było nieco przykre i czasem czułam się przez to przybita, ale się nie poddawałam. 

Żadna z nich nie wydawała się chętna do pomocy, więc o nią nie prosiłam. Pewnie łatwiej ćwiczyłoby mi się z kimś, kto by mi podpowiadał i instruował jak powinnam wykonywać poszczególne ruchy, ale musiałam sobie radzić sama. Nie miałam zamiaru zdawać się na czyjąś łaskę. Moja duma mi na to nie pozwalała. Na samą myśl, że miałabym znosić czyjeś wymowne spojrzenia, chichoty za plecami i jeszcze z wdzięcznością przyjmować każdą radę, robiło mi się niedobrze. Wolałam dojść do perfekcji sama, zawdzięczając to tylko sobie i swojej ciężkiej pracy. 

Może to było dosyć nietypowe i wiele osób uznałoby to za coś niezrozumiałego, ale ciasno związane pointy, pusta sala z lustrami i piosenki Madonny, lecące w tle, były wszystkim, o czym marzyłam. Dzięki temu miałam cel, zajęcie i satysfakcję, czyli trzy z czterech rzeczy, których potrzebowałam. Niestety taniec nie pomagał w przywracaniu pamięci, co było tą brakującą, a zarazem najważniejszą rzeczą. Właśnie skończyłam się rozciągać, gdy z mojego głośnika popłynęło "Like a Virgin".

Uwielbiałam tą piosenkę. Pomyśleć, że gdyby nie playlista Lucasa mogłabym nigdy na nią nie wpaść. Dźwięki mnie poniosły i nie mogłam się dłużej powstrzymać od tańca. Zaczęłam wirować po całej sali. Łączyłam figury z różnych układów tanecznych, dodawałam do nich swoje własne kroki i to dziwne dzieło w ogóle przestało przypominać balet. Mój improwizowany występ właśnie się rozkręcał, gdy usłyszałam, że drzwi się otwierają i zamarłam, zatrzymując się niemal w powietrzu przed kolejnym piruetem. 

Do sali zajrzał młody mężczyzna. Widziałam go po raz pierwszy, ale on nie wydawał się być zaskoczony moim widokiem. Przez głowę przemknęła mi niezbyt kulturalna myśl o zakłócaniu cudzych prób, ale zachowałam ją dla siebie.

- To znowu ty? - Uśmiechnął się, przeczesując dłonią nieco dłuższe, czarne włosy i wszedł do środka. - Chyba teraz częściej niż kiedyś trenujesz popołudniami. 

- Tak, chyba...  - Zmierzyłam go wzrokiem, niepewna jak powinnam się zachować. Musiałam z niechęcią stwierdzić, że jego uśmiech zrobił na mnie wrażenie.

- Zaraz mam tu zajęcia z maluchami. - Wyjaśnił, odkładając swoją torbę z rzeczami na parapet.

Był całkiem młody, ale domyśliłam się dzięki jego słowom, że musiał być instruktorem. Jego atletyczna budowa ciała zdradzała, że poza uczeniem dzieci, sam też musi sporo ćwiczyć. Gapiąc się na niego z niezbyt inteligentną miną, zaczęłam się zastanawiać, czy często występuje w sztukach. Chętnie obejrzałabym coś z jego udziałem. Próbowałam sobie wmówić, że to wcale nie dlatego, że mi się spodobał. Po prostu nagle dawna pasja do tańca postanowiła się podwoić. Zupełnie bez powodu.

- Możesz już sobie iść? Przeszkadzasz. - Rzucił w moją stronę, brutalnie wyrywając mnie z zamyślenia.

Jego urok szybko prysł. Przestał się wydawać taki miły. Szybko podeszłam do niego, zebrałam swoje szpargały, które leżały przy oknie i już miałam kierować się do wyjścia, gdy poczułam klepnięcie w pośladek.

- Czy ty właśnie...? - Spojrzałam na niego zszokowana.

- Nieźle ci szły te wygibasy na parkiecie. - Zaśmiał się perliście, jakby takie rzeczy były na porządku dziennym.

Stracił w moich oczach w ekspresowym tempie. Zadziwiające jacy ludzie potrafią być okropni na drugi rzut oka. Wyparowałam z sali, nie oglądając się więcej na niego. Moje policzki piekły mnie ze złości i wstydu. Może i nie miałam zbyt dużego doświadczenia związanego z relacjami, ani z facetami, przynajmniej nie od wypadku, ale nie mieściło mi się w głowie, jak ktoś mógł być taki prostacki i zachowywać się jak cham. Przecież nawet go nie znałam. A może...

 A może coś nas wcześniej łączyło? Wzdrygnęłam się odruchowo. Owszem miał ładną buzię, boskie ciało. Nie dało się tego nie zauważyć. Jego uśmiech był wręcz anielski i przez chwilę dałam się nabrać, że w środku też taki jest. Czy to możliwe, żeby Lucas nie wiedział o tym, że kręciłam z trenerem baletu? Przecież nie musiałam się mu spowiadać z każdego romansu. Miałam nadzieję, że do niczego między nami nie doszło, a jeżeli tak, to nikt o tym nie wiedział. Byłam przekonana, że jeżeli coś takiego by wyszło na światło dzienne dla żadnego z nas nie skończyłoby się to dobrze. Poza tym, stałabym się jeszcze większym pośmiewiskiem dla dziewczyn z mojej grupy. Z drugiej strony, coś mi jednak podpowiadało, że w większości ich przytyki byłyby wywołane zazdrością.

Rozważałam przez chwilę, czy nie poszukać innej pustej sali, ale myśl, że mogłabym znowu na niego wpaść mnie zniechęciła. Zrezygnowana wróciłam do szatni i po krótkim prysznicu przebrałam się w swoje zwyczajne ubrania. Rana na głowie nie była już taka dokuczliwa, ale z przyzwyczajenia przewiązałam włosy chustką. 

 Obiecałam mamie, że wrócę do domu przed kolacją, ale miałam  jeszcze sporo czasu do umówionej pory. Wyszłam przed budynek i rozejrzałam się niezdecydowana. Nie miałam ochoty znowu tłuc się komunikacją przez całe miasto. Zdążyło mi się to już znudzić i nie było takie ekscytujące jak za pierwszym razem. Postanowiłam wykorzystać ten czas inaczej. Ostatni spacer po centrum z Lucasem był bardzo miły, więc i tym razem postanowiłam się przejść. Nie miałam pojęcia dokąd iść, ale pozwoliłam moim nogom mnie poprowadzić.

Z każdym krokiem oddalałam się od okolicy, którą zdążyłam poznać przez ostatnie tygodnie, gdy przyjeżdżałam na próby. Nagle stanęłam jak wryta. Znałam tą drogę. Kiedyś tędy chodziłam po treningach na smoothie.

To niespodziewane odkrycie zbiło mnie z tropu. Musiałam się upewnić, że to nie moja wyobraźnia płatała mi figle. Przyspieszyłam kroku i skręciłam w ulicę, która wydawała mi się znajoma. Już miałam się zawrócić zrezygnowana, po tym jak zobaczyłam przed sobą jedynie supermarket, ale w ostatniej chwili zauważyłam małą lodziarnię, "przyklejoną" do dużego budynku. 

Udało się, odzyskałam wspomnienie. Może mało konkretne i nie był to jeszcze powód do wielkiego triumfu, ale zdecydowanie podniósł mnie na duchu. Radosnym krokiem ruszyłam przed siebie i przekroczyłam próg lokalu. Był dosyć niewielki, staromodny, utrzymany w jasnych odcieniach różu i beżu. Pachniało w nim goframi i wiszące za barem menu upewniło mnie, że można było tu zjeść całą masę różnorodnych pyszności.

Moją uwagę przyciągnęły czerwone włosy uśmiechniętej staruszki, stojącej za kontuarem. 

- Miło cię znowu widzieć, podać to co zawsze? - spytała mnie.

Nie miałam pojęcia co zazwyczaj tu zamawiałam, ale ochoczo pokiwałam głową, gotowa na degustację. Podobała mi się atmosfera tego miejsca. Postanowiłam, że kiedyś przyprowadzę tu Lucasa. Zajęłam miejsce przy oknie i rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu. Czułam się tu dobrze.

Czerwonowłosa kobieta w fartuszku miała na imię Gerdie. Przypomniałam to sobie tak zwyczajnie, jakbym wiedziała to od zawsze. Kolejne odkrycie w ciągu zaledwie kilku minut. Uśmiech sam cisnął mi się na usta. Po chwili przede mną na stoliku pojawił się różowy koktajl i naleśniki z lodami. Nie byłam zbytnio głodna, ale zapachy z kuchni w połączeniu z cudownym wyglądem jedzenia od razu pobudziły mój apetyt.

Właśnie miałam zabierać się za kolejnego naleśnika i zastanawiałam się nad dokładką, gdy rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia w moim telefonie. Wygrzebałam go z trudem z dna torby, dopijając w międzyczasie truskawkowe cudo.

Spodziewałam się, że na wyświetlaczu zobaczę zdjęcie Lucasa, ale tym razem to była mama. Odruchowo sprawdziłam godzinę. Do powrotu do domu miałam jeszcze co najmniej godzinę, nie spóźniłam się.

- Molly musisz jak najszybciej wrócić. Gdzie jesteś? - Po drugiej stronie usłyszałam zdenerwowany głos.

- Coś nie tak? - odpowiedziałam pytaniem, wpychając do buzi jak najszybciej całą zawartość swojego talerza.

- Taty nie ma. Miał wrócić z pracy sześć godzin temu.

- Może wziął nadgodziny. - Wybełkotałam, z trudem połykając naleśnika.

- Nie wziął! Nigdy nie bierze! - Jej podniesiony głos zaczynał mi działać na nerwy. - W dodatku nie odbiera telefonu. Powinien chociaż uprzedzić!

- Mamo uspokój się. Jest dorosły, poradzi sobie. - Moim zdaniem za szybko panikowała, ale nie chciałam jej dodatkowo drażnić, wypominając jej to w takim momencie. - Może zadzwoń jeszcze raz i poczekaj trochę.

- Dzwoniłam siedemnaście razy! Sie-dem-na-ście! - Wykrzyczała do słuchawki. Odruchowo się skrzywiłam i odsunęłam telefon od ucha. - Masz wracać w tej, chwili, jasne?

Niechętnie musiałam się na to zgodzić. Taka reakcja wydawała mi się nieuzasadniona, wszystkie te krzyki i nadopiekuńczość w stosunku do dorosłego człowieka były przynajmniej dziwne. Zmusiłam się do zostawienia niedopitego koktajlu i wstałam od stolika.

- Molly... proszę pośpiesz się, chcę żebyś była przy mnie. - Usłyszałam, zanim zdążyłam się rozłączyć.

Ta desperacka prośba w zestawieniu z wrzaskami, które wykrzykiwała jeszcze chwilę wcześniej były zaskakujące. Próbowałam zachować spokój i myśleć sceptycznie, ale w moim sercu zaczął zbierać się niepokój.

Zostawiłam na stoliku napiwek dla Gerdie i wyszłam z budynku w o wiele gorszym nastroju niż do niego wchodziłam. Całą drogę do domu pokonałam spięta. Gdy wysiadłam na przystanku niedaleko mojego domu, byłam już bliska zadzwonienia do Lucasa, żeby też przyjechał i dotrzymywał mi towarzystwa. Powstrzymałam się ostatkiem sił. Kiedy skręciłam na swoją ulicę zobaczyłam radiowóz, stojący na podjeździe na miejscu samochodu taty. Albo mama straciła cierpliwość i jej panika postanowiła wejść na nowy poziom, albo sprawa faktycznie była poważna. 

*****

Hejo, hejo!
Poniedziałek, poniedziałeczek, poniedziałkunio, a wraz z nim nowy rozdział. Miłego dnia!

Szyszka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro