Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

05. Dwa światy

Im dłużej chodziłam do szkoły, tym bardziej byłam przekonana, że nie jest to miejsce dla mnie. Zdecydowanie nie liczyłam na indywidualne traktowanie z powodu moich problemów osobistych, ale odrobina wyrozumiałości byłaby miła. Starałam się nadążać za resztą uczniów i spełniać wymagania nauczycieli, ale braki wiedzy mi tego nie ułatwiały. Musiałam wkładać dwa razy więcej czasu w naukę do każdego sprawdzianu, żeby czuć się przygotowana i spokojna. Moja cierpliwość była mocno nadwyrężona i z czasem zamiast przyzwyczajać się do swojej sytuacji miałam jej coraz bardziej dosyć.

Dużo czasu spędzałam z Lucasem i świetnie się dogadywaliśmy. To chyba był jedyny plus chodzenia do college'u. Może i tkwiłam po szyję w gównie, ale przynajmniej nie byłam w nim sama. Miałam obok kogoś, kto słuchał mojego narzekania i rozśmieszał mnie przy każdej okazji. Uwielbiałam jego poczucie humoru. Poza tym, dzięki niemu czułam się mniej samotna. Bałam się nawiązywać jakiekolwiek nowe znajomości. 

Czułabym się niezręcznie, tłumacząc każdemu, że cierpię na amnezję i nie mam pojęcia kim jest. Pewnie część osób czułaby się urażona, część by mi nie uwierzyła, a jeszcze inna grupa uznałaby mnie za wariatkę. Na szczęście niewiele znajomych próbowało ze mną nawiązać kontakt. Widocznie blondyn miał rację, mówiąc mi pierwszego dnia, że nie byliśmy zbytnio lubiani. Parę razy różni ludzie zagadywali do mnie na korytarzu, ale poza sympatycznymi uśmiechami i wymianami przywitań nigdy nie dawałam się wciągnąć w głębszą rozmowę. Chciałam się z tym wstrzymać do czasu, aż odzyskam pamięć i będę miała pewność kim są i jak wyglądały nasze relacje. Jak dotąd jeden przyjaciel był dla mnie wystarczający. Liczy się jakość, nie ilość.

Ten czwartek nie należał do najprzyjemniejszych. Poranek był zimny i ponury. Zdecydowanie nie była to pogoda, jakiej można było się spodziewać po Teksasie wiosną. Aura idealnie pasowała do mojego humoru. Poprzedni wieczór spędziłam na sali baletowej i czułam efekty ostrego treningu, jaki zapewniła nam trenerka. Bolały mnie wszystkie mięśnie i na domiar złego musiałam szybciej przyjechać do szkoły, żeby wyszperać w bibliotece materiały do essayu. Okazało się, że Internet nie zawsze jest przydatny i są rzeczy, których w nim nie ma. Tak było właśnie w tym przypadku. Zostałam skazana na łaskę starej bibliotekarki i jeszcze starszych podręczników o historii Stanów Zjednoczonych. Przeczucie podpowiadało mi, że część z tych pożółkłych tomów mogła być z czasów, o których opowiadała. Pewnie ich autorzy znali zawarte w nich fakty z pierwszej ręki.

Mimo "prehistorycznych artefaktów" zajmujących regały, biblioteka była całkiem jasna i nowocześnie wyposażona. Zajęłam wolny stolik w kącie pomieszczenia i zostawiłam przy nim swoje rzeczy, po czym ruszyłam na poszukiwania przydatnych książek. Chciałam zebrać jak najwięcej materiałów zanim pojawi się mój przyjaciel. Uwielbiałam z nim pracować, ale ciągle schodziliśmy z tematu i zaczynaliśmy plotkować, więc współpraca zajmowała nam masę czasu. Zazwyczaj bym na to nie narzekała, ale tym razem chciałam mieć wszystko jak najszybciej z głowy i czym prędzej wrócić do domu.

Właśnie szłam na swoje miejsce z naręczem publikacji, gdy zza rogu wyłonił się wysoki brunet z kubkiem kawy. W ostatniej chwili zmieniłam kierunek i uniknęłam zderzenia.

- Uważaj jak chodzisz. - Fuknęłam, nie siląc się na uprzejmości.

- Przepraszam słoneczko, nie zauważyłem cię. Dalej jesteś taka malutka. - Zaśmiał się i uśmiechnął do mnie promiennie.

- Ta, jasne, to ty jesteś jak pierdzielona żyrafa. - Wyminęłam go.

- Molly, coś ty taka ponura? Wszystko ok? - W jego głosie brzmiała troska, ale nie dałam się na nią nabrać.

- Wszystko super, ale mam dużo pracy. Następnym razem patrz pod nogi, bo kawa nie schodzi łatwo z książek. - Próbowałam go zbyć z nadzieją, że da mi spokój.

- Pomóc ci? Mam jeszcze trochę czasu do treningu. Znowu męczysz się z historią?

- Dzięki, ale idzie mi świetnie. Dam sobie radę bez ciebie.

- Jakbyś zmieniła zdanie to daj znać. - Nie ustępował, widocznie testując moją silną wolę.

- Nie zmienię. Lucas mi pomoże.

- Dalej się z nim trzymasz? - Jego mina wyrażała dezaprobatę i rozczarowanie.

To zadziałało na mnie jak płachta na byka. Nikt nie będzie się źle wyrażał o moim przyjacielu. Szczególnie taki typek. Niech tylko spróbuje. 

- Tak, a co? Coś ci się nie podoba? Masz coś do niego? - Zjeżyłam się gotowa do walki.

- Nie, może dla ciebie jest spoko, ale mnie nie lubi. Zresztą z wzajemnością.

- Ja też cię nie lubię. - Wypaliłam, mając dosyć tej rozmowy i irytującego gościa,  który nie chciał się odczepić.

- Myślałem, że już ci przeszło. Przecież zaczynaliśmy się dobrze dogadywać. Tłumaczyłem ci to tysiąc razy. Nie możesz być na mnie zła w nieskończoność. Rebecca by tego nie chciała. Sama wiesz, jak zależało jej na pogodzeniu nas.

Te słowa na chwilę mnie uciszyły. Skoro moja siostra chodziła ze mną do szkoły to było oczywiste, że ludzie stąd powinni ją znać. Mimo to, dziwnie było usłyszeć cokolwiek o niej w tak bezpośredni sposób. Dotąd miałam wrażenie, że to był temat tabu, zarezerwowany tylko dla mnie i Lucasa. Poczułam się głupio i straciłam ochotę na kłótnię z chłopakiem.

- Wszystko mi jedno. - Westchnęłam i usiadłam przy stoliku.

Tym razem brunet się poddał i odszedł w swoim kierunku. Po chwili dosiadł się do mnie mój przyjaciel, który obserwował z daleka całe zajście. 

- Podpadł ci? Czego chciał? - spytał od razu, nie dopuszczając mnie do głosu. 

- Niczego nie chciał, ale był wkurzający.

- Nic dziwnego. Byli zawsze są wkurzający. Związek się kończy i nagle BUM! Z kochanego misiaka robi się irytujący zgred, na którego nie można patrzeć bez odruchu wymiotnego.

- Ty sobie chyba żartujesz. Chodziłam z nim? 

- Oj tak. Mało tego, sikałaś ze szczęścia na jego widok. Wybacz, że wcześniej ci o nim nie powiedziałem, ale miałem nadzieję, że nie będzie zawracał ci głowy. Nie trawię gościa. - Moje pytające spojrzenie zachęciło go do kolejnej opowieści z cyklu: "Życie Molly przed amnezją". - Chodziłaś z nim parę miesięcy i był całkiem w porządku przez jakiś czas, ale im dalej w las tym bardziej cię olewał i interesował się Beccą. Ona z kolei go spławiała, bo nie chciała ci odbijać chłopaka, więc był z braku laku z tobą. Taki żałosny trójkąt miłosny po przecenie. Paskudne. Nikt nie chce być drugim wyborem. Powinien cię traktować lepiej, jak najlepszą, najpiękniejszą i jedyną. Tak czy siak, w końcu mu się udało i poderwał twoją siostrę. Nie spodobało ci się to i żyliście trochę jak na ostrzu noża.

Rozmowa o wszystkich moich podbojach miłosnych wciągnęła nas na tyle, że wypracowanie z historii poszło w niepamięć. Poszliśmy na zajęcia nieprzygotowani i jedynie urok Lucasa uratował nas przed złą oceną. Nauczyciel zgodził się wydłużyć termin na oddanie pracy do poniedziałku. To trochę podniosło nas na duchu i postanowiliśmy spotkać się po południu, żeby w końcu porządnie popracować. 

Liczyłam, że zamkniemy się u mnie w pokoju z podręcznikami i przekąskami, ale on miał inny plan. Gdy zajechał pod mój dom o umówionej godzinie zamiast wysiąść, wciągnął mnie do środka i zakomunikował, że zabiera mnie na wycieczkę. Próbowałam się spierać, ale potrafi być niesamowicie uparty i w końcu przyznałam mu rację, że mamy jeszcze parę dni do ostatecznego terminu, więc możemy sobie pozwolić na mały wypad. Wziął sobie do serca moje słowa o tym, że chciałam pozwiedzać San Antonio i zaplanował nam objazd po ciekawych miejscach. Po raz kolejny zaskoczył mnie tym, jakim dobrym potrafi być przyjacielem.

Gdy jego samochód wyjechał z mojej ulicy w lusterku zauważyłam, że za nami ruszył granatowy chevrolet. Widziałam go przez okno pokoju przez całe popołudnie, ale żaden z sąsiadów do niego nie wsiadał. Przez chwilę rozważałam, czy to nie jakiś stalker, albo porywacz czatuje pod moim domem, ale uznałam to za niedorzeczne. Byłam raczej mało interesującym materiałem na okup. Wątpiłam, żeby rodzice mieli wystarczające oszczędności na to, żeby posłać mnie na studia, a co dopiero płacić grube tysiące jakimś kryminalistom. 

Lucas mnie nie rozczarował. Riverwalk, na który mnie zabrał był piękny. To tętniące życiem serce miasta mnie zachwyciło. Słońce powoli zachodziło, ale nikt się nie śpieszył, żeby iść do domów. Kolorowe parasole przed restauracjami i rozwieszone wszędzie światełka zachęcały do wejścia i skosztowania wszystkich pyszności. Droga wzdłuż rzeki otoczona była drzewami i ten parkowy klimat przypadł mi do gustu. W oddali słychać było zespół grający na żywo na jednym z placów, a w powietrzu unosił się zapach prażonej kukurydzy i meksykańskiego jedzenia. 

Mój przyjaciel wydawał się być równie podekscytowany jak ja, chociaż przyznał, że to nie był jego pierwszy raz w tej dzielnicy. Podobno kiedyś często tu wpadaliśmy. Idąc z nim ramię w ramię i jedząc taco poczułam wreszcie, że pasuję do tego miejsca. Byłam prawie tak szczęśliwa jak wtedy, kiedy tańczyłam. 

Z tyłu głowy cały czas krążyły mi jednak niepokojące myśli, że ktoś za nami idzie. Wokoło kręciło się pełno ludzi, więc nie było to nic dziwnego, ale instynkt podpowiadał mi, żebym była ostrożna i trzymała się Lucasa. Nie mogłam zapomnieć o podejrzanym samochodzie i tym, że kiedyś miałam już podobne wrażenie, że ktoś mnie śledzi, gdy sama jechałam przez miasto.

Chłopak cały czas opowiadał mi miejscowe plotki i zwracał uwagę na ciekawe obiekty, które mijaliśmy. W końcu umilkł i spojrzał na mnie zamyślony.

- Dalej nic nie pamiętasz? Ja mam pełno wspomnień związanych z tą okolicą. - W odpowiedzi pokręciłam głową. - Jest jeszcze jedno miejsce, w które chciałbym cię zabrać. Twoi rodzice pewnie nie byliby zachwyceni, ale myślę, że powinnaś chociaż raz tam pojechać.

Uśmiechnęłam się rozbawiona słysząc jego słowa. Działanie na przekór moim rodzicom wychodziło mi całkiem nieźle. Już wyobrażałam sobie jak snujemy się po jakichś podejrzanych strefach, budynkach do rozbiórki i zapoznajemy się z typami spod ciemnej gwiazdy. Mój towarzysz miał jednak inną wizję tego, jak wygląda rozczarowywanie rodziców i zamiast tego zawiózł mnie na cmentarz.

- Co tu robimy? Będziemy wzywać duchy czy chcesz się zaprzyjaźnić z satanistami i wykopywać rozkładające się ciała, żeby odprawiać na nich rytuały? - Zaśmiałam się, ale domyślałam się, dlaczego wybrał to miejsce.

Jego słaby uśmiech i zaciśnięte wargi upewniły mnie, że nie jest to dobra pora na żarty. Szliśmy w milczeniu przez cmentarz, zbliżając się z każdym krokiem do jego nowej części, gdzie nagrobki były jeszcze nowe i udekorowane kwiatami. Ci ludzie jeszcze mieli bliskich, którzy o nich pamiętali. Z coraz cięższym sercem szłam za Lucasem. Jego stanowczy krok nie zdradzał, że w oczach zbierały mu się łzy. 

Grób mojej siostry stał trochę na uboczu. Był biały i gładki, z czarnym napisem "Rebecca Louise Collins" i datami jej urodzenia oraz śmierci. Dookoła niego gęsto rosły błękitne niezapominajki.

- Lubiła niebieski. Zasadziliśmy je miesiąc temu - powiedział cicho, przerywając milczenie.

Ścisnęłam jego zimną dłoń, próbując dodać mu otuchy.

- Przykro mi, że jej nie pamiętam - odpowiedziałam szeptem.

- Mi też. Była cudowna.

Żadne z nas nie miało ochoty na dalszą rozmowę. Staliśmy przez dłuższą chwilę, trzymając się za ręce. Oboje byliśmy pogrążeni we własnych myślach. Chłodny wieczór i otaczająca nas martwa cisza sprawiły, że radość i kolory, które podziwialiśmy jeszcze tak niedawno, były tylko odległym wspomnieniem. Wieczór przeobrażał się w noc i wiedziałam, że powinnam już wracać do domu. Coś jednak nie pozwalało mi się ruszyć z miejsca. 

Patrzyłam pusto na ziemię, pod którą leżała moja siostra. Żałowałam, że nie zdążyłam jej poznać. Chciałabym pamiętać te wszystkie chwile, które widziałam na zdjęciach schowanych na strychu. Byłam jej to winna. Jedyny jej obraz jaki miałam w głowie, to trwające ułamek sekundy złudzenie. Żal i frustracja tworzyły we mnie mieszankę wybuchową i czułam, że byłam bliska płaczu.

Mocniejszy uścisk dłoni Lucasa i jego znaczące spojrzenie wyrwały mnie z zamyślenia. Nie mówiąc za wiele, wyszliśmy za bramę cmentarza i znowu znaleźliśmy się w środku gwarnego miasta, pełnego świateł i ludzi. Po zadumie i spokoju nie pozostał nawet ślad. Za murem zaczynał się zupełnie inny świat.

****

Przepraszam, że w zeszłym tygodniu nie było rozdziału. Mam nadzieję, że ten fragment historii zrekompensował Wam długie oczekiwanie.

Do "zobaczenia" za tydzień,
Szyszka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro