Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

01. Na początku był chaos

Do mojej podświadomości powoli zaczęły przedzierać się dźwięki. Na początku były przytłumione i odległe, a później coraz bardziej wyraźne, ale w dalszym ciągu stosunkowo ciche. Czyjeś kroki, zamykanie i otwieranie drzwi, stukot kółek na posadzce i ciężki oddech osoby, siedzącej niedaleko.

Na moje zamknięte powieki padało sztuczne światło jarzeniówki, które drażniło wzrok i odzyskując powoli przytomność, odruchowo się skrzywiłam.

Chwilę zajęło mi rozszyfrowanie otaczającego mnie charakterystycznego zapachu, jednak po chwili z niepokojem skojarzyłam go ze szpitalem.

— Widzę, że się obudziłaś, nie udawaj martwej. — W pomieszczeniu rozległ się głos, który ostatecznie przywrócił mi przytomność. W końcu otworzyłam oczy i zwróciłam je w stronę chłopaka, który patrzył na mnie ze szczerym, szerokim uśmiechem. Jego jasne włosy okalały radosną twarz usianą piegami. — Napędziłaś wszystkim niezłego stracha. Jak się czujesz?

Nie odpowiedziałam na pytanie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, próbując nie ruszać zbytnio głową, w której czułam pulsujący ból. Obok mnie stał stojak z kroplówką, ale poza nim, łóżkiem i krzesłem, na którym siedział nieznajomy, sala była pusta.

— Molly, wszystko w porządku? — W jego głosie słychać było niepewność i troskę.

— Jestem Molly? — Wykrztusiłam cicho, czując, że mój język jest suchy jak wiór.

— No coś ty, nie wygłupiaj się. Jeszcze masz siłę na żarty? — Zaśmiał się. — Zaraz przyjdą twoi rodzice, poszli pogadać z lekarzem. Nieźle przywaliłaś głową. Dobrze, że uruchomiły się poduszki powietrzne w aucie. Przeleżałaś parę godzin bez przytomności i zdążyli ci już założyć szwy. Nie jestem ekspertem, ale poza tym, że wyglądasz jak mumia, nieźle się trzymasz.

— Aha... — Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć. Nie miałam pojęcia, o czym mówił. Nie pamiętałam swoich rodziców, ani wypadku. Właściwie to nie pamiętałam niczego, co wydarzyło się przed wybudzeniem się. — A ty jak masz na imię?

— Naprawdę nie pamiętasz? — Przez twarz nieznajomego przebiegł cień strachu. — Jestem Lucas, przyjaźnimy się od lat.

Nie byłam pewna czy powinnam wierzyć w to, co słyszałam z jego ust. Nie znałam go. Jak na razie wszystko wydawało być się dosyć abstrakcyjne. Jak mogłam nagle zapomnieć kim jestem?

Zagubienie, jakie odczuwałam, musiało być widoczne na mojej twarzy, bo blondyn przeniósł się z krzesła na brzeg łóżka i chwycił mnie za rękę. Jego dłoń była gładka i ciepła, ale musiałam się powstrzymywać, żeby nie wysunąć się z jego uścisku.

— Nie martw się. To na pewno chwilowe. Lekarze coś wymyślą. — Próbował mnie pocieszyć, ale w jego czekoladowych oczach widać było niepokój. — Co pamiętasz?

— Nic.

— Wow... Słabo. — Tym razem chwila ciszy przeciągała się dłużej. Lucas patrzył się zamyślony przez okno w o wiele gorszym nastroju niż kilka minut wcześniej. — Chcesz, żebym ci coś opowiedział? Masz jakieś pytania?

— Właściwie to całkiem sporo, nie wiem od czego zacząć... Może na przykład od tego, co tu się kurwa dzieje? — prychnęłam, rozdrażniona dziwną sytuacją, w której się znalazłam i swoją bezradnością.

— Spokojnie nerwusku. — Nie wyglądał na urażonego. — Wyobrażam sobie, że czujesz się okropnie, ale nie wyżywaj się na mnie. Jesteś Molly Collins, tańczysz balet od... w sumie chyba od zawsze. Poznaliśmy się jeszcze zanim poszliśmy do college'u. Teraz jesteśmy przyjaciółmi, bo jestem cudny i mnie uwielbiasz. — Zażartował, próbując rozluźnić atmosferę.

— A co z moją rodziną?

— No cóż, rodzina jak to rodzina... — Zająknął się, co natychmiastowo wyłapałam. — Poza tym, zaraz sama się przekonasz. — Rzucił znaczące spojrzenie w stronę drzwi, przez które właśnie wchodziła para, prowadzona przez mężczyznę w kitlu.

Moja matka była szczupłą kobietą o nieco wychudłej twarzy, co podkreślało jej ostre rysy. Gdy zobaczyła, że odzyskałam przytomność, od razu podeszła do łóżka ze łzami w oczach, żeby mnie przytulić. Ojciec natomiast zatrzymał się kawałek dalej i jego pulchną twarz rozświetlił ciepły uśmiech. Wyglądali jak swoje przeciwieństwa. Zaczęłam się odruchowo zastanawiać czy stanowili dobraną parę.

Nie odwzajemniłam uścisku, w którym zamknęła mnie kobieta. Miałam nadzieję, że gdy zobaczę rodziców, coś się zmieni, ale się zawiodłam.

— Jak się czujesz skarbie? — Matka pogłaskała czule bandaż, owinięty wokół mojej głowy, nie wypuszczając mnie z objęć. — Tak strasznie się martwiliśmy. Już więcej nie puszczę cię nigdzie samej samochodem, miałaś uważać. — Skarciła mnie, ale zniecierpliwiony lekarz przerwał jej monolog.

— Dzień dobry, jestem pani lekarzem prowadzącym. Dobrze, że pani się obudziła. Chcemy wykonać parę badań, żeby sprawdzić pani stan. Myślę, że na początek TK* i ewentualnie MRI** głowy wystarczą. Zaraz przyjdzie pielęgniarka i zaprowadzi panią do odpowiednich sal — oznajmił i nie czekając na odpowiedź, skierował się do wyjścia.

Nie miałam szansy zapoznać się ze swoimi "nowymi" rodzicami, bo prawie nie dopuszczali mnie do głosu. Oboje przeżywali wypadek i co chwilę upewniali się, że wygodnie mi się leży. Matka poprawiała co parę minut poduszkę, na której leżałam, a ojciec wypytywał, czy nie jest mi za zimno. W końcu zaczęli się spierać, czyją winą było wypuszczenie mnie z domu, a ja mogłam liczyć jedynie na współczujące spojrzenie przyjaciela.

— Chyba muszę wam coś powiedzieć... — Zaczęłam niepewnie, próbując przebić się przez ich podniesione głosy. — Mam problemy z pamięcią.

 Po tych słowach oboje wyglądali na zdezorientowanych.

— Co masz na myśli? — spytał mężczyzna, lustrując mnie nerwowo wzrokiem.

— Nie wiem kim jesteście — odpowiedziałam spokojnie.

O wiele łatwiej było mi wypowiedzieć te słowa, niż im je przyjąć. Szara twarz kobiety momentalnie jeszcze bardziej się zapadła, a ojciec jedynie westchnął zszokowany. Widząc ich reakcję, poczułam drobne ukłucie żalu i wyrzutów sumienia. Zależało im na mnie, a ja patrząc na ich twarze, miałam w głowie jedynie pustkę. Nie dane mi było wyjaśnić nic więcej, bo do pomieszczenia weszła zapowiedziana pielęgniarka z wózkiem inwalidzkim.

— Siadaj słonko, zawiozę cię na badania. Nie masz się czego bać, to nie będzie bolało. — Krępa, starsza kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło i pomogła mi wydostać się z łóżka.

W pierwszej chwili chciałam zaprotestować przed jazdą na wózku, ale okazało się, że moje ciało jest bardziej wycieńczone i poobijane, niż sądziłam. Ciężko było mi stanąć samodzielnie na nogach i wkrótce się poddałam.

Rodzice zostali z Lucasem, który próbował ich uspokoić, a ja w towarzystwie sympatycznej, siwej pani, wydostałam się z przesiąkniętego nerwową atmosferą miejsca i ruszyłam białym korytarzem, z okropnymi zielonymi płytkami na podłodze.

— Najpierw będziesz miała tomografię. Poleżysz troszkę, a personel wszystkim się zajmie, dobrze? — spytała łagodnie, pomagając mi położyć się na ruchomym łóżku z niepokojącym tunelem nad głową.

— Jasne. — Nie miałam zbyt dużego wyboru, ale nie chciałam pozostawić kobiety bez odpowiedzi.

Była zbyt miła, żeby można było zignorować jej słowa. Niejasne przeczucie podpowiadało mi, że właśnie tak ciepłe i życzliwe powinny być babcie, chociaż nie przypominałam sobie, żebym kiedyś jakąś spotkała.

Badanie nie trwało długo. Cały czas po głowie krążyły mi pytania bez odpowiedzi i byłam nimi zbyt pochłonięta, żeby zwracać uwagę na jeżdżący stolik i stukot maszyny. Gdy było po wszystkim, pielęgniarka, która jak się okazało, miała na uniformie plakietkę z imieniem Claire, zabrała mnie do następnego pomieszczenia, leżącego w innej części szpitala. Po drodze mijałyśmy sporo pacjentów i spieszących się gdzieś ludzi w kitlach.

Całą drogę rozglądałam się, chłonąc widoki. Dziwnie było widzieć wszystko po raz pierwszy. Podświadomie wiedziałam, do czego służy automat z napojami czy skaner do wczytywania plakietek dla pracowników, ale nie pamiętałam, kiedy ostatnio je widziałam. Nie musiałam uczyć się ich nazw, ani zastosowania, a jednak w pewnym stopniu czułam się jak dziecko, odkrywające nieznany mu jeszcze świat.

Rezonans magnetyczny przebiegł podobnie jak tomograf. Kilkadziesiąt minut badania, podczas którego jedynym moim zadaniem było nieruchome leżenie. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie ciekawość i niepokój, jakie zaczynały mnie zżerać. Chciałam wiedzieć, a z drugiej strony bałam się odpowiedzi na pytanie: co było nie tak z moją głową?

Lekarz już na mnie czekał w swoim gabinecie. Przed sobą miał wydruki wyników badań i przeglądał je, zerkając znad zsuwających się z nosa okularów.

— Witam ponownie. Jak samopoczucie? — spytał, gdy Claire wyszła, zostawiając mnie z nim sam na sam.

— Trochę boli mnie głowa, ale poza tym chyba jest ok. Przynajmniej fizycznie. Bardziej martwi mnie to, że straciłam pamięć. — Wyznałam, licząc, że w końcu ktoś rozwieje moje wątpliwości.

Mężczyzna nie wyglądał na zaskoczonego. Pokiwał lekko głową i wrócił do czytania dokumentów. Dopiero po chwili odłożył plik kartek i westchnął.

— Na to na razie nie mogę ci nic poradzić. Badania wyglądają nieźle. Twój układ nerwowy jest w jednym kawałku. Nie widać żadnych zmian w móżdżku, ani płacie czołowym, twoja równowaga i zachowanie nie powinny ulec zmianie. Masz lekko obity płat skroniowy, ale twoja pamięć i zdolność kojarzenia mimo to nie powinny być znacznie zachwiane. Jeżeli twierdzisz, że nic nie pamiętasz, widocznie nastąpiła u ciebie amnezja wsteczna na skutek wypadku. Było to dla ciebie wydarzenie na tyle traumatyczne, że twoja pamięć opisowa została wymazana.

— Czyli co? — spytałam niezbyt inteligentnie, nie do końca rozumiejąc lekarski żargon.

— Czyli twoja pamięć epizodyczna, semantyczna i autobiograficzna zniknęły, ale dalej posiadasz podstawowe odruchy warunkowe, pamiętasz jak się komunikować, poruszać, pozostały w twojej głowie pewne nawyki, procedury. Być może kwestią czasu jest, zanim wszystko wróci do normy. Musisz uzbroić się w cierpliwość. — Jego głos przestał brzmieć tak surowo i profesjonalnie jak na początku. — Najłatwiej jest przypomnieć sobie rzeczy i osoby, z którymi spotykałaś się najczęściej. One są najbardziej zakorzenione w podświadomości. Spróbuj powoli wracać do swojego normalnego życia. — Doradził, poprawiając szkła.

— Niewiele o nim wiem.

— Zdaję sobie z tego sprawę. Nie martw się, bliscy na pewno ci pomogą. Porozmawiam z nimi i przygotuję ich na to, czego mogą się po tobie spodziewać. Jeżeli twój stan nie zacznie się poprawiać, to spotkamy się na kolejnych badaniach. Wykonamy EEG*** i zobaczymy, co z tego wyjdzie. - Nie bardzo orientowałam się w medycznych skrótach, ale kiwnęłam głową na znak zgody. - Może się okazać, że pomoc psychologa też będzie potrzebna. Nie bój się o nią prosić. Na razie przepiszę ci witaminy na wzmocnienie pamięci. — Wręczył mi karteczkę i już po chwili Claire wiozła mnie z powrotem do sali, gdzie czekała moja rodzina.

Panowała między nami niezręczna cisza. Wszyscy się ożywili na chwilę, gdy Lucas oznajmił, że musi wracać do domu, ale po krótkich pożegnaniach każdy znowu pogrążył się w swoich myślach. Szpital był przepełniony i po paru konsultacjach uzyskałam zgodę na opuszczenie go. Poza tym, że miałam na głowie parę szwów, de facto nic mi nie było.  Na szczęście nie musieliśmy długo czekać na wypis i wkrótce wspierając się na swoich rodzicach, mogłam wyjść z budynku. 

Gdy szliśmy przez parking, zaczęły ogarniać mnie wątpliwości, czy przejazd samochodem nie będzie dla mnie wyzwaniem. Konfrontacja z czymś, co miało związek z utratą pamięci może być przydatna w odwracaniu tego procesu, tak przynajmniej twierdził jeden z lekarzy w szpitalu. Niestety na mnie nie zadziałało. Moja nikła nadzieja szybko zniknęła. Nie pamiętałam momentu wypadku, więc jazda autem nie zrobiła na mnie większego wrażenia.

Jedyne, na co zwracałam uwagę podczas podróży, były widoki za oknem. Znajdowaliśmy się parę kilometrów od centrum miasta, ale nawet z tego miejsca widać było drapacze chmur. Żadne podrzędne miasteczko nie mogłoby się takimi poszczycić. Czułam, że ta betonowa dżungla, migająca za szybą, musi być czymś wielkim.

Już miałam zapytać się, gdzie jesteśmy, ale ponure miny rodziców zniechęciły mnie do przerywania ciszy. Dojechaliśmy do domu w milczeniu. Nie wyglądał na zbyt zamożny, ale podwórko było zadbane, a krzewy przed wejściem przystrzyżone. Okolica wydawała się być spokojna i w zasięgu wzroku znajdowały się same jednorodzinne domki. Z żalem stwierdziłam, że przyglądanie się ogromnym budowlom z centrum będę musiała zostawić na inny dzień. 

Zebrałam w sobie siły i z trudem sama wygramoliłam się z samochodu. Nie chciałam pokazać tego, jak słaba się czułam i powoli, pod czujnym okiem małżeństwa dotarłam do drzwi. Ich oceniający, zmartwiony wzrok zaczynał działać mi na nerwy, ale chyba nie powinnam się im dziwić. Pewnie żaden rodzic nie byłby spokojny po takich wydarzeniach. 

Wnętrze było jasne, ale nieco zagracone rodzinnymi pamiątkami. Grube wykładziny i stare przedmioty nadawały mu przytulnego charakteru. Mama ruszyła od razu do kuchni szykować dla nas kolację. Dopóki nie wspomniała o jedzeniu, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaka byłam głodna. Widocznie szpitalne kroplówki nie były w moim guście, bo miałam ochotę na coś bardziej sycącego, tłustego i z ciągnącym się serem. Uznałam jednak, że nie powinnam wybrzydzać i wymuszając uśmiech, zjadłam przygotowaną sałatkę warzywną.

Po posiłku ojciec się gdzieś rozpłynął, a mama zaprowadziła mnie do mojego pokoju. Nie do końca czułam się w nim jak u siebie. Miałam wrażenie, jakbym podczas nieobecności właściciela myszkowała w cudzej sypialni, ale ciekawość nie pozwalała mi na pójście spać bez zbadania każdego kąta.

Wszystkie ściany były białe, ale wisiały na nich kolorowe plakaty reklamujące różne sztuki baletowe. Widocznie Lucas mówił prawdę i miałam fioła na punkcie tańca. Poza wielkim łóżkiem zawalonym poduszkami i ogromną szafą, w oczy rzucała się toaletka ustawiona pod oknem.

Podeszłam do niej z wahaniem i usiadłam ciężko na puchatym krześle. Z lustra patrzyła na mnie młoda dziewczyna z bandażem na głowie. Nie mogłam się powstrzymać i odnalazłam palcami supełek. Po chwili biały materiał opadł mi na ramiona. Brązowe loki były w nieładzie, a część włosów sklejona była krwią. Mimowolnie się skrzywiłam. Zielone oczy dziewczyny z lustra wyrażały dezaprobatę.

— A więc jesteś Molly, tak? — odezwałam się do swojego odbicia, czując się jak idiotka. — Nie dość, że mam pustkę w głowie to zaczynam gadać do siebie. Zaczyna się świetnie.

* TK - tomografia komputerowa
** MRI - rezonans magnetyczny
*** EEG - elektroencefalografia

*****

Mam nadzieję, że moje nowe opowiadanie przypadnie Wam do gustu, a jego czytanie sprawi Wam tyle radości, co mi pisanie. Do "zobaczenia" za tydzień!

Szyszka 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro