Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 6

*Następnego dnia rano. Aaron obudził się wcześniej, niż zwykle. Poszedł coś zjeść, ale nie wiedział, gdzie w kuchni jest sól. Postanowił zapytać o to Claya. Poszedł do jego pokoju. Otworzył drzwi i miał coś powiedzieć, gdy nagle zobaczył bardzo uroczą scenę. Mianowicie, Clay i Macy spali w łóżku bruneta. On był oparty o oparcie łóżka i przytulał ją jedną ręką. Ona natomiast głowę miała położoną na jego klatce piersiowej. Postanowił ich nie budzić. Zamknął drzwi z uśmiechem. Po chwili Macy się obudziła. I zobaczyła, że spała w pokoju bruneta. Spojrzała na niego. Nadal spał. Ostrożnie zdjęła jego rękę ze swoich pleców. Usiadła na łóżku, po czym zerknęła na jego prawą rękę. Nadal był na niej tatuaż w kształcie triquatry. Spojrzała przez ramię na przyjaciela. Zeszła z łóżka i wyszła z pokoju. W salonie, na kanapie, siedzieli już wszyscy, ogladając jakiś film. Gdy drzwi się otworzyły, Aaron spojrzał za siebie.*

Aaron: *z uśmiechem* Jak się spało?

Macy: Dobrze. *przetarła oko*

Aaron: Widziałem cię wcześniej. Bardzo słodko razem wyglądacie.

Macy: O czym ty mówisz?

Aaron: Widziałem, jak spałaś w pokoju Claya. Pasujecie do siebie. *uśmiechnął się* A tak w ogóle... *zmienił temat* To co u niego robiłaś?

Macy: Nie ważne. *skrzyżowała ręce. Poszła w stronę kuchni*

*Tam robiła sobie śniadanie. Aż nagle obok niej ktoś się pojawił. Spojrzała w prawo. Był to Clay*

Clay: Cześć. *położył ręce na blacie*

Macy: Cześć. Już nie śpisz?

Clay: Jak widać. *uśmiechnął się. Wtedy w jego oczach pojawiły się małe iskierki* Czemu poszłaś?

Macy: Chciało mi się jeść. *spojrzała w stronę blatu i zaczęła kroić pomidora*

*Clay po chwili też spojrzał na blat. A dokładniej na swoje dłonie na nim. Podniósł jedną i spojrzał na tatuaż na nadgarstku. Zacisnął ją w pięść*

Macy: Wszystko okej?

*Clay spojrzał na nią*

Clay: Tak. Jest w porządku.

Macy: *zaniepokojona* Na pewno?

Clay: Tak. Wiesz... *odwrócił się do niej plecami* ja... pójdę już do siebie. *odszedł*

*Poszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Położył się na łóżku, opierając o oparcie. Wziął księgę z szafki nocnej i zaczął ją przeglądać. Nagle do środka weszła Macy. W rękach miała dwa talerze z kanapkami. Usiadła na łóżku, a talerze położyła na pościeli.*

Macy: Hej. *zabrała mu księgę z rąk, zamknęła i położyła obok siebie* Przyniosłam śniadanie. *pokazała na talerze*

Clay: Nie jestem głodny. *chciał wziąć księgę, ale Macy mu nie pozwoliła*

Macy: Nie ma żadnych wymówek.

Clay: *westchnął* Okej. Jak chcesz. *wziął kanapkę do ręki*

Macy: Co taki ponury jesteś? *spojrzał na nią* Przed chwilą jeszcze wesoły byłeś. A teraz? Co się stało?

Clay: To. *pokazał tatuaż na nadgarstku* To się stało. Nie wiem, dlaczego się ja na to w ogóle zgodziłem.

Macy: Na co?

Clay: Armia Monstroxa. Teraz wiesz? Gdybym... gdybym się na to nie zgadzał, to... to wszystko inaczej by się skończyło.

Macy: A może to miało się tak skończyć? *spojrzała mu w oczy* Może... może ktoś tam na górze ma co do nas większe plany? *złapała do za nadgarstek z tatuażem* A to... *obkręciła mu rękę i pokazała na triquatrę* To jest tego dowód. Dowód tego, że zależało ci na nas tak, że nie chciałeś, żeby komuś się coś stało.

Clay: W końcu... *spojrzał na dziewczynę* w końcu jesteście dla mnie jak rodzina. Rodzina, której nigdy nie miałem. A od kiedy zginął Merlok... zaczęliście się dla mnie liczyć jeszcze bardziej.

*Zaczęli patrzeć sobie w oczy. Jednak chwilę między nimi zniszczył Lance, wchodząc do pokoju*

Lance: Ej! *obydwoje oderwali od siebie wzrok i skierowali w stronę blondyna* Musicie to zobaczyć!

* Clay i Macy spojrzeli na siebie dziwnie, po czym wyszli z pokoju. Gdy znaleźli się w salonie, reszta zespołu siedziała przed telewizorem i oglądała jakiś program. Jak się później okazało, były to wiadomości. Na ekranie była widoczna Alice, mówiąca do kamery. Czytała tekst z kartki w swoich rękach*

Alice: Uwaga uwaga. Właśnie dostaliśmy komunikat specjalny od naszego Pana, Monstroxa. Otóż... według jego dekretu, były nexo knight, a teraz jeden z najbardziej poszukiwanych osób w królestwie, Clay Moorington, zostaje oficjalnie skazany na śmierć za zdradę przeciwko władzy. *spojrzała dokładniej w stronę kamery. Zaczęła mówić szeptem* Clay... jeśli mnie teraz słyszysz, to proszę cię... uważaj na siebie. I nie daj się złapać. Jako jedyny możesz nam teraz pomóc.

*Wtedy ekran zgasł. Wszyscy popatrzyli się na zszokowanego bruneta*

Aaron: No ładnie. I co teraz?

Macy: *wściekła* Ale to nie fair! Clay nic nie zrobił, a teraz wszyscy chcą go zabić!

Lance: No tak. Musimy szybko znaleźć coś, żeby zdjąć zaklęcie. A najlepiej będzie, jeśli pójdziemy na tą...

Clay: Górę Czarodziejów. *dokończył na niego* Ale nie możemy tak po prostu sobie tam pójść jak nigdy nic. Nie rozumiecie? To było miejsce spotkań Rady Większych. Więc na stówę jest chroniona jakimiś zaklęciami.

Macy: To co mamy zrobić? Ja nie mam zamiaru patrzeć na to, jak cię zabijają. Co to to nie. Idziemy na ta górę. I mam w dupie, czy jest chroniona czy nie.

Clay: *zszokowany* Macy...

Macy: No co? Straciłam już rodziców. A oprócz nich mam tylko ciebie. *spojrzała na bruneta* Jak i ciebie stracę to... nie wiem, czy sobię poradzę sama.

Aaron: No to ustalone. Idziemy na górę czarodziejów. Teraz. *wstał z kanapy. A razem z nim Axl, Ava i Robin*

Clay: Nie no... *złapał się za nos* Rozumiem, że chcecie pokonać Monstroxa, ale mówiłem wam. Nie możemy tam iść.

Ava: A to dlaczego? Jeśli znajdziemy tam górę, to możemy się dowiedzieć, jak pokonać Monstroxa. No i będziesz mógł znów używać magii.

Robin: No to idziemy? Bo wiecie, ja to bym chciał go załatwić nawet i teraz. *złożył ręce w pięści i spojrzał na nie*

Macy: Spokojnie mały, najpierw musimy odmyślić plan. Na wszelki wypadek.

Clay: Plan to dobry pomysł, ale nie wiemy, co nas tam czeka.

Aaron: A czy to ważne? Pojedźmy tam, załatwmy, co mieliśmy załatwić i pozbądźmy się Monstroxa. Ale tak raz na zawsze.

Clay: *wściekły* Dlaczego wy mnie nigdy nie słuchacie?! Mówię wam cały czas. To niebezpieczna misja. A wy co? Macie to gdzieś!

Lance: Hej, *łapie Claya za ramię* spokojnie, magiku. Wszystko jest w porządku.

Aaron: No to co? Czas ruszać. *poszedł w stronę drzwi wyjściowych*

*Za nim poszedł Axl, potem Ava,  Robin, Lance i Macy, a na końcu Clay*

Clay: *szeptem* Mam złe przeczucia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro