Część 3
* Wszyscy poszli do domu Claya, ale tak, żeby nikt ich nie zobaczył. Weszli do środka, a tam zdjęli kaptury*
Aaron: Nie sądziłem, że to tak szybko pójdzie. *usiadł na kanapie*
Macy: Szczerze? Ja też. *usiadła obok Aarona*
Lance: *usiadł na najbliższym krześle, obok Aarona i Macy* No to co teraz robimy?
Axl: A jak myślisz? *spogląda na Lance'a* Załatwimy Monstroxa. I Ruinę. *spojrzał w stronę Claya*
*Clay stał przy oknie i patrzył w nie ze skrzyżowanymi rękami*
Aaron: Czyli potrzebujemy planu. Clay?
Clay: *przestaje patrzeć przez okno. Spogląda na Aarona* Co?
Aaron: Masz jakiś pomysł? A najlepiej plan?
Clay: Dzisiaj rano jeszcze nie wiedziałem, że będziemy tutaj siedzieć i rozmyślać nad sposobem pokonania Monstroxa, więc... nie. Nie mam żadnego. *Z powrotem spojrzał w okno* I chyba pójdę się przejść. *wyszedł z domu*
*Na zewnątrz Clay, oczywiście w kapturze, szedł przez jakąś uliczkę. Rozmyślał o pewnej rzeczy, która nie dawała mu spokoju ostatnio. Aż nagle przed nim pojawiła się Ruina.*
Ruina: No proszę proszę... a kogo my tu mamy? Mój syn raczył się pokazać.
Clay: Nie mów tak do mnie! Rozumiesz? Nie jesteśmy rodziną.
Ruina: No chyba wręcz przeciwnie. I co? *sarkastycznie* Nadal jesteś po stronie rycerzyków, co? *roześmiała się* Mogłam się tego spodziewać.
Clay: Co cię to w ogóle obchodzi?
Ruina: Tak po prostu. I zdjąłbyś kaptur? Dawno nie widziałam twojej twarzy. *uśmiechnęła się złowrogo*
*Clay niechętnie zdejmuje kaptur. Na jego twarzy widać było blizny po ich walce*
Ruina: *udaje przejętą* A co ci się stało?
Clay: Nie udawaj. *sarkastycznie* Co, nie pamiętasz, jak rzuciłaś mną o ścianę? Weź najlepiej zostaw mnie w spokoju.
*Clay trącił wiedźmę w ramię i już chciał odchodzić, gdy nagle Ruina złapała go za nadgarstek*
Ruina: *z wstrętnym uśmieszkiem* A nie chciałbyś odzyskać swoich zdolności?
*W tym samym czasie w domu Claya, reszta zespołu próbuje ustalić plan działania. Siedzieli na kanapie, natomiast Axl na krześle obok nich. Nagle ich rozmyślania przerywa Aaron*
Aaron: *do Axla* A wiecie, co jest z Clayem? Gdy wspomnieliśmy o jego magii, to jakby... zpochmurniał.
Macy: Nie mam pojęcia. Ale też to zauważyłam. Dziwne. *złapała się ręką za brodę*
Axl: *smutno* Ja chyba wiem, co się z nim dzieje.
Macy: No to?
Aaron: *spogląda na Axla* Słuchamy.
Axl: *wstaje* Jakiś... niecały miesiąc przed tym, jak Clay uciekł z armii Monstroxa, walczyliśmy z jakimiś potworami, które nie chciały służyć Monstroxowi. I nagle, podczas walki, dostał od jakiegoś potwora zaklęciem. I od tamtej pory... no cóż...
Lance: *zaciekawiony* Ale co się potem stało?
Axl: *spojrzał na resztę zespołu* Potem... Clay... no...
Macy: *lekko zła* Wysłów się wreszcie.
Axl: Clay nie może używać swojej magii. Zadowoleni?
Aaron, Macy i Lance jednocześnie: Co?!
*W tym samym czasie w innej części miasteczka, Clay rozmawiał z Ruiną.*
Ruina: No to? Co ty na to?
Clay: Czyli wiesz, dlaczego nie mogę używać magii, tak?
Ruina: Tak. To zaklęcie zamrożenia. Tak jakby "zamraża" zdolności magiczne. Masz je cały czas. Ale nie możesz ich używać.
Clay: A jak zdjąć to zaklęcie? *krzyżuje ręce*
Ruina: Tego ci nie powiem. Tajemnica. No chyba, że wrócisz do naszej armii.
Clay: Nigdy! Nie wrócę tam! A dołączenie do tej całej armii... to była najgorsza deczyja, jaką podjąłem w życiu. I nawet jeśli nie będę mógł używać swojej magii do końca życia, to i tak nie wrócę. Nigdy!
Ruina: Ale ty uparty jesteś. Całkiem jak twój ojciec. Ech... *Ruina wzdychnęła* Cały tatuś. Mogłam się tego spodziewać. *położyła ręce na biodrach.* Ale trudno. *pstryknęła palcami i zniknęła*
*Clay wraca do domu. A gdy przechodzi przez próg, wszyscy na niego dziwnie patrzą. Zdejmuje kaptur.*
Clay: A wam co?
Aaron: *ze skrzyżowanymi rękami. Lekko wściekły* Dlaczego nic nie powiedziałeś?
Clay: Ale o czym?
Macy: *wstaje z kanapy* Nie udawaj. O magii. Dlaczego nie powiedziałeś nam, że nie możesz jej używać?
Clay: *zaskoczony* A skąd wy o tym wiecie? *potem spojrzał na Axla, Avę i Robina zabójczym wzrokiem* Czyli to wasza sprawka? Dlaczego im mówiliście?
Axl: Ja myślałem, że wiedzą. Ale widać się myliłem. *krzyżuje ręce*
Clay: *wściekły. Składa ręce w pięści* Nie powinniście im nic mówić. To moja sprawa.
Aaron: *wstaje z kanapy* Nie tylko. Także nasza. W końcu jesteśmy jak rodzina.
Macy: Właśnie. A tak w ogóle... to gdzie byłeś?
Clay: Tak, jak mówiłem. Przejść się. A to, gdzie byłem, nie powinno was interesować. *poszedł do innego pomieszczenia i trzasnął drzwiami*
*Reszta zespołu popatrzyła po sobie. Po dłuższej debacie postanowili, że Macy pójdzie porozmawiać z Clayem.*
Macy: Ale dlaczego ja?
Aaron: Bo najlepiej się z nim dogadujesz.
Macy: Ostatnio to chyba nie za bardzo.
Axl: Nie przesadzaj. Porozmawiasz z nim. I przy okazji wyjaśnicie sobie parę spraw.
Macy: *wzdycha* No dobrze. Jak sobie chcecie. Porozmawiam z nim.
*Macy wstaje z kanapy, podchodzi do drzwi do pomieszczenia, w którym zamknął się Clay. Puka*
Clay: Czego chcesz?
Macy: To ja. Macy. Mogę wejść? *kładzie rękę na drzwiach*
Clay: A po co?
Macy: Porozmawiać oczywiście. No to mogę?
Clay: *wzdycha* No dobrze. Jak musisz.
*Macy otwiera drzwi i wchodzi do pomieszczenia. Potem je za sobą zamyka. Pomieszczenie wyglądało jak pokój. Bo zapewne nim było. Clay siedział na łóżku w kącie. Obok niego stała szafka nocna. Macy do niego podeszła. Usiadła na krześle naprzeciw łóżka.*
Macy: Clay? Wiesz... ja...
Clay: Przepraszam.
Macy: *zdziwiona* Ale za co?
Clay: Gdybym wtedy nie był takim tchórzem i jednak walczył z Ruiną... to może to wszystko by się nie wydarzyło. Wszystko byłoby normalnie.
Macy: To ja przepraszam. Niepotrzebnie na ciebie byłam taka wściekła. Mogłam pomyśleć... może... obydwoje popełniliśmy błędy. I obydwoje za nie żałujemy.
*Clay spojrzał na nią*
Macy: A tak w ogóle... to po co dołączyłeś do Monstroxa?
Clay: Bo byłem głupi. I też dlatego, że... po prostu nie chciałem, żeby coś ci się stało przeze mnie.
Macy: *zaskoczona* Naprawdę?
Clay: No tak. *spuścił głowę* Wiem. Nie powinienem. Ale tak, jak mówiłem. Byłem głupi.
Macy: Czyli zrobiłeś to... dla mnie? *spojrzała na niego zdziwiona*
Clay: No... *znów na nią spojrzał* Tak. Zbyt wiele złego się przeze mnie stało. Nie chciałem, żeby i tobie się coś stało. Wystarczy, że Sir. Griffiths, Dyrektor Brickland i twoi rodzice nie żyją przez moje tchórzostwo.
Macy: Wcale nie jesteś tchórzem. *złapała go za rękę* I nigdy nie byłeś. Tak naprawdę... to jesteś najodważniejszy z nas wszystkich razem wziętych. A wiesz, dlaczego?
*Clay pokręcił głową*
Macy: To ja Ci powiem. Zrobiłeś dla tego królestwa najwięcej z nas wszystkich. I jeszcze przeżyłeś najwięcej. Wychowywałeś sie jako sierota, zamieniłes w kamień, a w dodatku dowiedziałeś się, że twoja matka to kamienna wiedźma. A i tak sobie jakoś radzisz. Ja bym tak nie potrafiła. A teraz... no cóż... zapewne walka z Ruiną nie była łatwa. W końcu to twoja matka. A ja się na ciebie wydarłam i wyzwałam od tchórzy. Przepraszam. Jeszcze raz.
Clay: To teraz nie ważne. Musimy pokonać Monstroxa. I Ruinę. Bez względu na to, czy mamy jakieś szanse, czy też nie. I chyba nawet wymyśliłem plan działania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro