Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 1

*Aaron roznosi paczki po miasteczku Bookingham. Podchodzi do kolejnego domu. Puka. Otwiera mu dziewczyna w czerwonym kapturze.*

Dziewczyna: Czego chcesz? Nie dołączę do armii Monstroxa.

Aaron: Nie, nie. Nie o to chodzi. Przyniosłem paczkę. *uśmiecha się i pokazuje paczkę*

Dziewczyna: Dobra. *bierze paczkę* Dzięki. *zamyka drzwi z obojętnym wyrazem twarzy*

*Aaron odchodzi. Ale nagle staje. Patrzy w stronę domu. Odwrócił się, podszedł do drzwi domu i zapukał jeszcze raz. Znowu otworzyła mu dziewczyna w kapturze*

Dziewczyna: Czego znowu chcesz? Przecież dałeś mi już paczkę.

Aaron: No tak. Ale co? Nie pamiętasz mnie? *uśmiecha się szeroko*

Dziewczyna: A powinnam?

Aaron: No raczej. To ja. *rozkłada ręce*

Dziewczyna: *dziwnie na niego patrzy.*

Aaron: Aaron.

Dziewczyna: *podnosi jedną brew.*

Aaron: *zirytowany* Aaron Fox?

Dziewczyna: Aaron? To na serio ty? Nie poznałam cię. *zdejmuje kaptur. To była Macy* Ubranie kuriera ci nie pasuje.

Aaron: Cześć, Macy.

Macy: *z uśmiechem* Wchodź.

*W salonie. Aaron i Macy siedzą na skórzanej kanapie i rozmawiają*

Aaron: A wiesz, co stało się z resztą zespołu? *spogląda na przyjaciółkę*

Macy: Niezbyt. Wiem, że Lance pracuje w Monstrowizji. A Axl... podobno dołączył do Monstroxa.

Aaron: *niedowieżając* No coś ty?! Axl? Nasz Axl? Przecież on nigdy by nie...

Macy: *zakrywa mu usta ręką* Wiem. Ale... taka jest rzeczywistość. *spuszcza głowę* Nic na to nie poradzisz. Monstrox przejął władzę. A Axl dołączył do Monstroxa, bo musiał. Z wieloma ludźmi tak robi. Axl, Ava i Robin...

Aaron: Co?! Ava i Robin też?! *nagle sobie przypomniał* A wiesz, co z Clayem?

Macy: *wściekła* Nawet mi o nim nie wspominaj! Nie chcę z nim mieć nic wspólnego. Słyszysz? Nic! Nawet nie wymawiaj przy mnie tego imienia!

Aaron: *zdziwiony* Ale dlaczego? Kiedyś byliście najlepszymi przyjaciółmi.

Macy: Ale już nie jesteśmy. Zwłaszcza po tym, jak... *skuliła głowę*

Aaron: *zaciekawiony* Jak co?

Macy: Nie ważne. Nie chcę o nim rozmawiać i tyle. Zrozumiano?

Aaron: Jasne.

Macy: *wstaje z kanapy i podchodzi do okna obok drzwi. Spogląda przez nie. Odwraca głowę w stronę Aarona* Dobra. Chyba powinieneś iść.

Aaron: Co? Przyszedłem dopiero. I pierwszy raz od ponad czterech lat cię widzę. Dlaczego mam iść?

Macy: Bo należę do ruchu oporu. A jeśli zobaczy cię jakiś sługa Monstroxa, i to ze mną, oboje będziemy mieć kłopoty. Więc idź. Dopóki żaden nie idzie.

Aaron: Ale...

Macy: Żadnego ale. Idź. Już. *pokazuje palcem wskazującym na drzwi*

Aaron: *smutno* No dobra... niech Ci będzie. Idę. *wstaje z kanapy. Wychodzi na zewnątrz. Odwraca głowę w stronę drzwi*

Macy: *ze smutnym wyrazem twarzy zamyka drzwi*

*Aaron odchodzi*

*W tym samym czasie na zamku. Monstrox i Ruina rozmawiają w dawnym salonie, teraz centrum dowodzenia*

Monstrox: Ci cali rebelianci doprowadzają mnie do szału. Od kiedy odszedł nasz najlepszy żołnierz, mamy z nimi same problemy. *Krzyżuje ręce*

Ruina: *uśmiecha się* Nie martw się. Ja się nimi zajmę. I to z przyjemnością.

Monstrox: Wiem o tym, ale co z Falconshadowem? Teraz zapewne wymyśla plan, jak mnie obalić.

Ruina: O niego się nie martw. Nim też się zajmę.

*Aaron stoi pod domem Macy. Ze skrzyżowanymi rękami podpierał się o ścianę. Nagle z środka wychodzi Macy w kapturze*

Aaron: *radośnie* Hejka.

Macy: Aaron? Co ty wyprawiasz? Nie powinno cię tu być.

Aaron: Ale jestem. I chcę porozmawiać.

Macy: *lekko zezłoszczona* A jak ja nie chcę? To co?

Aaron: Nie masz wyboru. *uśmiecha się*

Macy: A o czym chcesz porozmawiać? *krzyżuje ręce*

Aaron: Dlaczego nie chciałaś rozmawiać o Clayu?

Macy: Bo nie. I tyle. Z resztą mówiłam ci. *podnosi palec wskazujący do góry* Nie wymawiaj nawet tego imienia w mojej obecności. I przepraszam Cię, ale muszę iść. W końcu jestem w ruchu oporu.

*Macy poszła, a Aaron za nią*

Macy: *zła* Odczep się ode mnie! Czego nie rozumiesz?

Aaron: Chcę dołączyć do ruchu oporu. Chcę pokonać Monstroxa. Nie możesz się nie zgodzić.

Macy: *odwraca się w jego stronę* Naprawdę? A w czym nam się przydasz?

Aaron: No... nawet nieźle strzelam z kuszy. I jestem szybki. Znasz mnie przecież. Przydam się wam. Zobaczysz.

Macy: No... niech Ci będzie. Chodź za mną.

*Aaron poszedł za Macy do domu na końcu miasteczka. Wyglądał na opuszczony. Okna były zabite deskami.*

Macy: Wejdź do środka. *pokazuje na dom*

Aaron: Po co?

Macy: W tym domu mieszka przywódca ruchu oporu. Jeśli pozwoli Ci dołączyć, to wtedy będziesz mógł nazywać się rebeliantem.

Aaron: Ale sam mam tam wejść?

Macy: *uśmiechając się* A co? Boisz się? Myślałam, że jesteś nieustraszony, panie Fox.

Aaron: Bo jestem.

Macy: To na co czekasz?

*Aaron wziął głębszy oddech i wszedł do środka hardym krokiem. A tam, przy biurku stała jakaś postać w niebieskim kapturze. Podszedł do niej bliżej, a ten odwrócił się i skierował w jego stronę miecz*

Postać: Kim jesteś i czego chcesz?

Aaron: Spokojnie. Ja... to znaczy... *złapał się za kark* eee... przysłała mnie tu Macy Halbert.

Postać: Macy? Ona cię przysłała?

Aaron: Eee... tak. Właśnie. A co? Czekaj... *zaskoczony* Clay?

*Postać schowała miecz i zdjęła kaptur. Był to Clay. Ale wyglądał trochę inaczej. Włosy miał rozczochrane bardziej, niż zwykle, a na twarzy kilka blizn. Patrzył na Aarona złowrogo. Ciągle celował w niego mieczem*

Clay: A kim jesteś? I skąd mnie znasz?

Aaron: A co? Nie poznajesz mnie? To ja, Aaron. *uśmiecha się*

Clay: Czekaj... Aaron? *chowa miecz* To na serio ty? Nie widzieliśmy się jakieś... cztery lata.

Aaron: No... sporo czasu minęło. A... co ci się stało? Skąd masz tyle blizn?

Clay: *przeszedł ręką po jednej z blizn, znajdującej się na prawym policzku* Pamiątka po walce z Ruiną.

Aaron: To ona cię tak urządziła? No nieźle.

Clay: To, że jest moją matką nie oznacza, że nie mogła strzelić we mnie zaklęciem. *skrzyżował ręce* Przez które wpadłem na ścianę.

*Nagle Aaron zauważył na ręce Claya, niedaleko nadgarstka, niewielki tatuaż. Była na nim triquatra. Uznawana za symbol magii. A ten znak mieli żołnierze Monstroxa*

Aaron: A skąd na twojej ręce ten tatuaż?

Clay: *spojrzał na rękę, na której był tatuaż, a potem go schował rękawem* To nie twoja sprawa.

Aaron: Byłeś w armii Monstroxa? Jak cię do tego namówili?

Clay: Nie namówili. *odwrócił się od niego plecami* Zmusili. Tak samo jak Axla, Avę i Robina.

Aaron: Czyli słyszałeś o nich?

Clay: Byłem ich przywódcą. Ale to już przeszłość. Odszedłem. Dawno. I nie warto o tym mówić.

Aaron: A jak niby cię zmusili? Co ci nagadali?

Clay: To, co każdemu. Powiedzieli, że jeśli do nich nie dołączę, to znajdą ciebie i resztę dawnego zespołu i was zabiją. A mogli to zrobić. Ruina tym bardziej. *zamknął oczy i spuścił głowę*

Aaron: I tak po prostu sobie odszedłeś? Nic nie powiedzieli? Nie zatrzymywali cię?

Clay: *otwiera oczy* Nie tak po prostu. Tak naprawdę to... uciekłem. Ale i tak mnie szukają. I zapewne znajdą. To tylko kwestia czasu.

Aaron: Czyli byłeś tak dobry, że teraz cię szukają?

Clay: Właśnie. *odwraca się do niego* A zwłaszcza Ruina. Szuka mnie już od jakichś... dwóch lat. Ale... jak widać jej nie wychodzi. *położył lewą rękę na biodrze*

Aaron: No to dobrze, prawda?

Clay: Tak. I to bardzo. Ale teraz muszę się ukrywać.

Aaron: No to skoro musisz się ukrywać, to zapewne masz jakąś... ksywkę?

Clay: Falconshadow. A co?

Aaron: Genialna! Czyli Macy też tak do ciebie mówi?

Clay: Tak. Ale z sumie to lepiej, że nie wie, kim jestem. Nienawidzi mnie.

Aaron: A właśnie... dlaczego jest na ciebie wściekła? Gdy jej o tobie wspomniałem, to bałem się, że uderzy mnie maczugą.

Clay: To dłuższa historia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro