Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17 | Świstoklik

Nie chcąc dłużej przebywać z Tomem, Harry już od kilku dni przygotowywał się do ucieczki. Szczególnie, że Tom osiągnął już to, co chciał - zdołał zabić jakiegoś mugolskiego wieśniaka, a przy okazji jego wnuka, który akurat się napatoczył, potem duszę mężczyzny zamknął w horkruksie, a z dziecka zrobił kolacje dla swojego nowego przyjaciela, którego zakupił, wraz z innymi rzeczami, u kupca w albańskim pubie - węża o imieniu Nagini. Potter z każdą sekundą czuł rosnące obrzydzenie, a Riddle z każdym zadanym cierpieniem był z siebie coraz bardziej dumny. Zmienił się bardzo, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Teraz już zupełnie nie zwracał uwagi na uczucia byłego Gryfona. Jedyne, co go obchodziło, to władza - totalna i absolutna, nie znosząca sprzeciwu.

Harry obudził się w środku nocy. Było chłodno, a łagodne światło księżyca delikatnie prześwitywało przez wejście namiotu. Chłopiec rzucił okiem na łóżko, na którym spał Tom i jak najciszej, aby go nie obudzić, wstał ze swojego posłania i chwycił do rąk uprzednio przygotowany pakunek z najważniejszymi rzeczami - kilkoma monetami ze świata mugoli i czarodziejów, lekkim prowiantem, grubym swetrem i bielizną na przebranie. Nie mógł już dłużej wytrzymać życia z Riddlem. Podszedł do łóżka przyjaciela i westchnął cicho, spoglądając na jego spokojną, śpiącą, przystojną twarz, która teraz wyglądała tak niewinnie. Jaka szkoda, że pod maską ułożonego chłopaka, krył się istny potwór.
Wyciągnął przed siebie dłoń i jak najdelikatniej umiał, dotknął opuszkami palców jego policzka, chcąc w ten sposób się pożegnać. Najwyraźniej jednak sen Toma nie był tak mocny, jak się zdawał, bo w momencie, kiedy Potter muszą jego skórę, oczy Prefekta otworzyły się szeroko, zwracając się w stronę byłego Gryfona.
- Och. - rzucił Harry, bo tylko to przyszło mu do głowy. Nie był pewien, co powinien zrobić teraz, kiedy jego przyjaciel obudził się i pewnie niedługo żądać będzie wyjaśnień.
Riddle zmierzył go wzrokiem, a widząc podróżny plecak zarzucony na ramię, usiadł na łóżku, marszcząc brwi.
- Co robisz Harry? O tej godzinie? Z tym plecakiem? - spytał, a chłopiec cofnął się niepewnie.
- Ja... chciałem się pożegnać. - powiedział, przełykając ślinę - nie mogę dłużej żyć w mroku... z tobą.  - dodał, a twarz Toma na sekundę zmąciła złość.
- Co? Odchodzisz? - spytał Riddle, a jego głos, choć spokojny, zdradzał najwyższą nienawiść.
Wybraniec tylko kiwnął głową, znowu odsuwając się kilka kroków w stronę wyjścia.
- Przepraszam, że cię obudziłem. Żegnaj. - rzucił, odgarniając płat namiotu i, posyłając Tomowi ostatnie spojrzenie, wychodząc z niego na polanę pośród lasu, z której tak pięknie widać było gwiazdy.
- Harry, zaczekaj. - dobiegł go ze środka zimny, nie znoszący sprzeciwu głos. Potter zastygł w miejscu, przełykając ślinę. Żałował, że w ogóle podszedł do łóżka Toma. Mógł po prostu wyjść, iść w stronę najbliższego świstoklika i nigdy nie wracać.
Z namiotu wyszedł Ślizgon, który zdążył w przeciągu tego krótkiego czasu ubrać się w w miarę czyste ciuchy, podkreślające kolor jego oczu.
- Nie pozwolę ci odejść, Harry. - odparł spokojnie, poprawiając kołnierz koszuli.
- Musisz. Powiedziałem, że zostanę do stworzenia horkruksa. Stworzyłeś go. Teraz czas na mnie... chcę odejść. - odparł Potter, nerwowo rozglądając się wokół. Gdzieś tu w lesie musiał być świstoklik. Czuł, że jest niedaleko.
Riddle uniósł kąciki ust, co sprawiło, że wyglądał niepokojąco.
- Nie, Harry. Nie odejdziesz ode mnie tak łatwo. - stwierdził, podchodząc do chłopca i kładąc mu dłoń na ramieniu.
Były Gryfon, choć uwielbiał czuć na swojej skórze kojący dotyk Ślizgona, a teraz najchętniej rzuciłby się z nim na łóżko, aby poczuć "to coś", wyrwał mu się, robiąc krok do tyłu. Zobaczył zszokowaną minę Toma, nie spodziewającego się, że będzie w stanie mu się sprzeciwić. Chociaż serce Pottera zabolało, nie pozwolił starszemu dotknąć się ponownie.
- Ustaliliśmy coś. - powiedział tak ostro, że jego głos wydał mu się niezykle zimny i nieznajomy - odchodzę. Ty i tak nikogo nie potrzebujesz. Chcesz władzy tylko dla siebie i nie obchodzi cię życie innych. - wypalił chłopiec jednym tchem, łapiąc oddech i nerwowo spoglądając na Toma, który zmrużył oczy i zacisnął wargi, starając się opanować rodzące się w nim złowieszcze emocje.
- Co masz na myśli? - wycedził.
- Zmieniłeś się. Nie wiem... nie wiem kim jesteś. Tom, którego kochałem był ciepły i wrażliwy a ty... ty jesteś potworem. Zmieniłeś się w jakąś mroczną kreaturę,  żądną jedynie władzy. - odparł Potter, sam nie wierząc, że takie słowa wydobywały się z jego ust.
- Nie mów tak! Nie kłam! - wrzasnął nagle Riddle, rozrywając ciszę nocy. Z kilku pobliskich gałęzi drzew odleciały ptaki, zbudzone głośnym dźwiękiem. Mimo to Riddle nie dawał za wygraną.
- Nie kłam, Potter. Nie jestem taki. Wciąż... ja wciąż cię kocham i zabraniam ci mnie opuszczać. Nie możesz odejść. - rzucił bezuczuciowo, spoglądając w oczy chłopca. Ten jednak w dalszym ciągu pozostawał nieugięty, choć jego wnętrze płakało, pragnąc miłości od Ślizgona.
- Nie, Tom. Nie mogę się oszukiwać.  To... to nie to, czego oczekuję. Nie chcę życia w mroku... przeraża mnie. Ty mnie przerażasz. Nie wierzę, jak mogłeś się taki stać. I wiesz... zawiodłem się na tobie. - powiedział Harry cicho, jednak wystarczająco głośno, aby być doskonale słyszalnym.
Podniósł wzrok na oświetloną bladym światłem księżyca twarz bruneta, na której zobaczył coś, co zdołało zmrozić krew w jego żyłach.
W ciemnych oczach Riddle'a skrzyły się łzy. Zwyczajne, ludzkie, słabe łzy, wyrażające emocje zbyt wielkie, aby pomieścić je w środku. Harry zamrugał kilkakrotnie, nie wierząc w to, co widział. Tom nigdy przy nim nie płakał, zawsze chciał być silny.
- Tom... ja... - zaczął, ale słowa zawisły mu w gardle. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Obserwował więc tylko jak twarz Ślizgona zmienia się w pełną głębokiej nienawiści, jak jego usta zwężają się, a brwi marszcząc w przypływie ciemnych myśli. Potter przełknął ślinę.  Coś było nie tak. Jeszcze nigdy nie widział chłopaka tak wkurzonego i skrywającego tyle niewypowiedzianych emocji.
- Tom... - Harry ponowiła próbę wypowiedzenia się, ale ponownie nie miał pojęcia, jak zakończyć zdanie.
Riddle wziął głęboki oddech i odwracając głowę, aby ukryć spływające po policzkach łzy, odchrząknął.
- Odejdź, Potter. - powiedział lodowato. Harry otworzył usta, ale równocześnie postanowił skorzystać z okazji i powoli ruszył w stronę świstoklika, którym tym razem była stara puszka po konswerwach. Był otępiały. Prawie nie pamiętał, jak stawiał kroki na trawie, idąc w stronę magicznego teleportu. Wciąż miał przed oczami obraz twarzy Toma stojącego przed nim ze łzami w oczach - nigdy wcześniej nie widział go równie nagiego.
Potter ukląkł przy puszcze i odwrócił się, chcąc rzucić ostatnie spojrzenie na Ślizgona, którego zobaczył stojącego z róźdżką wycelowaną w swoją stronę. Otworzył oczy ze zdziwieniem, nie rozumiejąc, co się dzieje. Pomiędzy nimi panowała niezręczna cisza, która wkrótce została przerwana przez Riddle'a, z którego ust wypłynęły ciche, drżące słowa.
- Avada... Kedavra... - usłyszał Harry, otwierając szeroko oczy. Zanim jddnak promień zielonego, zabójczego światła zdołał go dosięgnąć, on zdołał dotknąć palcami starej puszki i już wirował, przeniesiony przez świstoklik.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro