16 | Diadem
- Jak zamierzasz zamienić ten diadem w horkruks? - spytał Harry, kucając na trawie i rysując patykiem na ziemi jakieś nieokreślone wzory. Znajdowali się właśnie w albańskim lesie, w którym, pod osłoną zaklęć, Tom dokonywał strasznych czynów - wielokrotnie zabijał przylatujące tu ptaki, lub przychodzące zwierzęta, przez co fauna prawie kompletnie wymarła na tym terenie. Zabijanie było dla niego czymś codziennym. Tak jak palacze palą papierosy, a zapaleni sportowcy codziennie trenują, tak Riddle odbierał życie wszystkim istotom, które uważał za gorsze od siebie. Harry, choć nic nie mówił na ten temat, przestał czuć się bezpiecznie w okół Ślizgona. Jego żądza krwi była zdecydowanie zbyt wielka, a ambicja zaślepiała racjonalne myślenie. Co noc, kiedy kładł się spać, myślał o tym, jak uciec. Nie chciał być z Tomem- i choć jego serce bolało na każdą myśl o ich rozłące, zdecydował, że to dla niego zbyt wiele. Nie chce dłużej żyć w strachu.
- Tom, chyba idę już spać. - rzucił Potter, ziewając. Słońce chyliło się ku zachodowi, rozświetlając niebo żółtymi i czerwonymi kolorami, co z ich położenia wyglądało naprawdę pięknie. Jaka szkoda, że żaden z nich nie umiał się cieszyć takimi drobnostkami.
Riddle skinął głową, podchodząc do młodego i odprowadzając go do namiotu, w którym mieszkali. Była to po prostu wojskowa, zielona płacą materiału, oczywiście odpowiednio wyposażona w środku, ale pomimo wielkiej przestrzeni i wielu sprzętów, panowała tam zimna, nieprzyjemna atmosfera. W powietrzu unosił się zapach śmierci.
Były Gryfon ułożył się wygodnie na swoim łóżku, a Tom pocałował go na dobranoc. Tęsknił za smakiem jego ust, przywodzących na myśl cudowne odczucia, ale miał teraz ważniejsze rzeczy do załatwienia, niż miłość. Musiał osiągnąć potęgę.
Potter posłał mu nieśmiały uśmiech.
- Dobranoc. - rzucił Ślizgon, wychodząc z prowizorycznego pokoju. Harry westchnął i ułożył się wygodnie. Chociaż był zmęczony, wiedział, że raczej nie zaśnie.
Z zewnątrz dochodziły go znajome odgłosy - Tom ciągle gdzieś chodził, rzucał zaklęcia i wybuchał głównym, szyderczym śmiechem.
Myśli Pottera zaczęły błądzić wokół Horkruksów - bądź co bądź, ale to całkiem fajna sprawa... być nieśmiertelnym, niepokonanym. Uśmiechnął się, ale zaraz potem na jego twarzy pojawiło się obrzydzenie. Nie mógł tak myśleć - choć część jego serca zdecydowanie wyróżniała się typowo Ślizgońskimi cechami takimi jak ambicja, spryt czy determinacja, musiał pamiętać, że w prawdziwym świecie, do którego należy, jest Gryfonem- odważnym, szlachetnym i prawym. Nie chciał stać się taki, jak Tom. Nie chciał znajdować się w mroku.
Nagle Harry usłyszał dzikie szczekanie, dochodzące sprzed namiotu. Uniósł głowę, bo ten dźwięk był czymś nowym - Tom nie lubił zwierząt. Ziewając wstał z łóżka i wystawił głowę na zewnątrz, chcąc zobaczyć co się dzieje.
Jego oczom ukazał się, faktycznie, jeszcze żywy pies - kiedy spojrzał na Toma, wiedział jednak, że to wkrótce się zmieni. Zwierzę warczało i ujadało na przemian, najwyraźniej będąc niebywale skonfundowanym. Riddle wyczarować wokół psa ognisty krąg i śmiał się za każdym razem, gdy kundel podbiegał do nieprzekraczalnej bariery, raniąc się w którąś z części ciała. Potter zakrył usta dłonią i z szeroko otwartymi oczami patrzył na kolejną śmierć, którą zadawał Ślizgon. Kiedy Prefektowi znudziła się zabawa biednym szczeniakiem, uniósł różdżkę i od niechcenia wypowiedział Avada Kedavra w jego stronę, tak lekko, jakby to były najzwyklejsze w świecie słowa. Pies padł na ziemię jak długi i po wydaniu ostatniego dźwięku, zamilkł na wieki.
Riddle westchnął i kolejnym ruchem śmiercionośnej różdżki ugasił ogień, a następnie usiadł zrezygnowany na trawie, unosząc swoje oczy ku pięknym, jasnym gwiazdom i srebrnemu księżycowi.
- Tom, dlaczego go torturowałeś? - Harry nie wytrzymał i wyszedł z namiotu, chwiejnym krokiem podchodząc do Ślizgona.
Riddle spojrzał na niego lekko zaskoczony, a następnie uśmiechnął się szeroko.
- Harry. Myślałem, że już śpisz. - stwierdził, znowu kierując wzrok ku gwiazdom.
- Nie. Tak się składa, że boję się spać w twoim otoczeniu. - powiedział ostro chłopiec, chociaż cały drżał ze strachu.
- Niepotrzebnie. Tobie nic bym nie zrobił. - rzucił Ślizgon, choć nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Był nieprzewidywalny. A każdy kolejny horkruks bezpowrotnie niszczył w nim cząstkę człowieczeństwa, którego potrzebował jak niczego innego.
- Nie wierzę ci. Przepraszam. - stwierdził cicho Harry, robiąc kilka kroków w tył. Riddle nic nie odpowiedział, ale Potter doskonale widział, jak w jego oczach zapala się iskra nienawiści.
- Nie musisz. -odparł brunet, zadziwiająco spokojnie, choć mimowolnie zacisnął dłoń w której trzymał różdżkę.
- Kto jeszcze postrada życie? Kogo jeszcze zabijesz, by osiągnąć swoje cele? Kogo krwią poplamisz Diadem? - zapytał Potter, spoglądając w tym samym kierunku co brunet. Niebo było tej nocy wyjątkowo poetyckie.
Tom wzruszył ramionami.
- Zobaczę jutro. Wiedz jednak, że ten ktoś na śmierć zasłuży. Nie zabijam bez powodu. - rzucił.
- Tak? A czym zawinił ten szczeniak?
Usta Ślizgona rozszerzyły się w szerokim uśmiechu, a zaraz potem na jego twarzy pojawiło się głębokie zdegustowanie.
- Był gorszy. To... to przecież było tylko zwierzę. - odparł, wyjątkowo chłodno. Harry zamrugał oczami.
- Ale był niewinny. To co robisz, jest nieetyczne. Po prostu złe. - obstawał przy swoim. Przerażało go to, że Riddle praktycznie każdego uważa za gorszego od siebie.
Prefekt zaśmiał się.
- złe? Ja jestem zły? Och, Harry... naprawdę liczyłem, że jesteś trochę bardziej błyskotliwy. - stwierdził z politowaniem.
- Co masz na myśli? - emocje Pottera bulgotały w nim i jeszcze trochę, a czuł, że nie wytrzyma. Nienawidził, gdy ktoś mu ubliżał.
- Nie ma czegoś takiego jak dobro i zło. To tylko puste pojęcia, stworzone przez człowieka. Znaczą tylko tyle, ile sami będziemy chcieli. Wiesz... tu nie chodzi o etykę. Tu chodzi o potęgę, Harry. Władzę i potęgę. Każdy mógłby do niej dążyć, ale większość rezygnuje, wybierając dla siebie zwyczajne życie, bo są słabi. Słabi i marni. Nie ma czegoś takiego jak dobro i zło. A te wszystkie istoty, które, twoim zdaniem, zabiłem bez przyczyny... jaki byłby z nich pożytek, gdyby wciąż postanowiły wieść swój marny żywot? Jakże beznadziejnie nudny spotkałby ich los? - Tom uniósł dłoń w stronę gwiazd i zacisnął ją, jakby chciał złapać jeden ze świecących punktów - ja chcę osiągnąć to wszystko. Chcę być kimś. Chcę, by świat znał moje imię i bał się go. Wtedy, może wtedy, gdy ludzie poczują strach... może wtedy zrozumieją, że nie ma dobra i zła. Może na swoją życiową ścieżkę, wybiorą drogę, prowadzącą ku potędze. - Riddle zakończył swój monolog, a Harry zacisnął pięści. Czuł, że dłużej nie wytrzyma.
_______________
MAM NOWEGO FANPAGE'A!
Jeśli lubicie moje historie, zapraszam Was na mojego nowo utworzonego FB, na którym informować Was będę zarówno o moich fanfictions, jak i innych opowiadaniach ^^ możecie tam także skontaktować się ze mną w dowolnej sprawie :3 byłoby mi bardzo miło, gdybyście zostawili like'a ^^
》https://www.facebook.com/M-Noctis-388471811527215/ 《
Dziękuję za przeczytanie i proszę o zostawienie gwiazdki i komentarza ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro