Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14 | Wakacje

Wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Słońce zaczęło świecić dłużej i mocniej, a uczniowie z coraz większą tęsknotą spoglądali za okna, chcąc już rozpocząć letnie wyprawy.
W ostatni dzień szkoły, gdy wszyscy z przyjaciół odebrali swoje dyplomy, Tom zaprosił ich do Trzech Mioteł na kufle kremowego piwa. Bellatrix, Avery, Dolohov i Harry z przyjemnością odwiedzili wioskę czarodziejów, czując w sercach przyjemne uczucie wolności- przynajmniej na najbliższe dwa miesiące.
- Kremowe piwo dla wszystkich. - powiedział Riddle do barmana, kiedy zajęli stolik w kącie knajpy, starając się jak najbardziej odizolować od innych gości.
- Mówiłeś, że chcesz nam coś powiedzieć. - zaczęła Bellatrix, okręcając na palcu kosmyk swoich włosów.
Tom potaknął, wygodnie opierając się o oparcie krzesła. Położył dłonie na drewnianym stole, w którego czystość można by wątpić i odchrząknął.
- Wyjeżdżam do Albani. Na całe dwa miesiące. - oświadczył, czekając na reakcję przyjaciół. Zanim jednak ktokolwiek zdążył się odezwać, barman postawił przed nimi słodki napój. Tom podziękował mu, a kiedy odszedł, przeleciał wzrokiem po twarzach innych czarodziejów.
- Do... Albani? - spytał cicho Avery, co zdziwiło Pottera, bo zazwyczaj chłopak niewiele się odzywał.
- Tak. Dokładnie. - odparł Prefekt, popijając ciepły napój.
- Dlaczego akurat tam? Albania nie należy do... zbyt popularnych kierunków. - powiedziała Bella, sceptycznie marszcząc brwi.
- Owszem ale... no cóż, nie sądzę, że zrozumiecie. Ogólnie, właśnie w Albani znajduje się obecnie kilka osób, z którymi muszę się spotkać. - powiedział wynikająco, znowu sięgając po kufel.
- Kim są te osoby? - zapytała dziewczyna lodowato, z jakiegoś powodu podejrzewając Toma o coś w rodzaju romansu. On w odpowiedzi tylko się uśmiechnął.
- Nikt tak ładny jak ty, Bella. - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem, a rysy twarzy przyjaciółki się lekko rozluźniły. Pragnę spotkać Arnolda C., dealera zajmującego się sprzedażą mrocznych istot. W końcu, Czarny Pan musi mieć jakieś zwierzątko, prawda? - choć Tom powiedział to z łobuzerskim, ironicznym uśmiechem, zdanie zabrzmiało dość niepokojąco.
- Tylko tyle? Chcesz kupić po prostu nietoperza czy coś w tym stylu? - spytał Avery, skręcając papierosy.
- Między innymi. Nie wiem czy... czy mogę tłumaczyć wam dalszą część mojego planu. Bo widzicie... nie jadę tam w sprawach, o których należy mówić głośno. Będzie niebezpiecznie, będzie nielegalnie... jednym słowem... nie jestem pewien, czy bylibyście w stanie to znieść. Dodatkowo, pragnę w końcu zdobyć kolejny horkruks, diadem Roveny Ravenclaw, który kobieta ukryła właśnie tam.
- Powiedz, Tom. Powiedz nam wszystko. Chcę jechać z tobą. - rzuciła Bella, upijając łyk kremowego piwa, które przyjemnie rozgrzało jej ciało.
Riddle zamilkł na chwilę, po czym uśmiechnął się.
- Jeśli chcesz, oczywiście, możesz jechać. Jednak musisz wiedzieć,że Potter także będzie tam ze mną. - powiedział wskazując na młodego Harryego, który aż zakrztusił się napojem. On? Dlaczego?
Bella zacisnęła usta tak mocno, że teraz wyglądały jak pojedyncza linia. Zacisnęła dłonie w pięści i ze szklistymi oczami wstała od stołu, wychodząc z pubu. Zatrzasnęła za sobą drewniane drzwi, niknąc w tłumie czarodziejów.
Tom wzruszył ramionami, patrząc na twarze pozostałych.
- Bellatrix najwyraźniej się rozmyśliła. Któryś chce iść z nami? - spytał prefekt.
Avery i Dolohov spojrzeli po sobie, ale nic nie odpowiedzieli.
- No to załatwione. - stwierdził Tom, po kilku sekundach ciszy, odwracając się w stronę Pottera.
- Harry, jedziemy razem. - powiedział, a młody znowu zakrztusił się napojem. - Spokojnie,  nie denerwuj się. Tobie nic się nie stanie. - stwierdził, dopijając piwo do końca i wstając od stołu. - Chodźcie  - rzucił, ruszając w stronę drzwi. - Mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia.

Harry i Tom szli po lasach i górach, zupełnie oddzieleni od cywilizacji. Riddle szukał diademu Roveny Ravenclaw, która ukryła go tutaj, w Albani, z obawy przed znalezieniem jej skarbu. Z każdym kolejnym dniem wyprawy, Prefekt zdawał się być coraz bardziej zdenerwowany, bo nic nie wskazywało na położenie korony. Mapy, które znalazł na czarodziejskich pchlich targach okazały się fałszywe, a sama Rovena nigdy nie wyjawiła dokładnego położenia artefaktu.
- Czy naprawdę chcesz szukać tego w lesie? Pośród... pośród niczego? - spytał Potter, zmęczony wędrówką. Kiedy Tom powiedział mu, że wyjadą na wakacje, nie spodziewał się, że podróż ta będzie wiązała się z tak małą iloścą odpoczynku.
- Muszę to znaleźć. - warknął Tom, przeczesując kolejne krzaki, coraz bardziej zdesperowany.
- Zastanów się. Nie ma szans, że odnajdziesz diadem w ten sposób. Może... może najpierw spotkasz się z tym... Arnoldem?  Mówiłeś, że jest jakimś dilerem. Może on naprowadzi cię na dokładniejszy trop. - zaproponował Potter, opierając się o pień drzewa. Riddle zmarszczył brwi, spoglądając na przyjaciela.
- No... cóż.  Tak,masz rację. To było by... dość mądre. - stwierdził, wyciągając ręce w górę, aby się rozciągnąć. - Ale Arnold jest dość daleko stąd. - powiedział Tom.
- To nie problem. Możemy się przeteleportować. - rzucił były Gryfon. W tym momencie powiedział by dosłownie wszystko, aby wyrwać się z tej zabitej dechami dziury. Potrzebował jakiejś cywilizacji, jakichś ludzi, jakiejś magii. Nie mógł przecież całe wakacje krzątać się po lasach w poszukiwaniu czegoś, czego istnienie nie jest nawet pewne.
Przeteleportowanie się do najbliższego miasteczka zajęło im dosłownie sekundę.
Choć kraj pogrążony w komunizmie i biedzie nie należał do najprzyjemniejszych miejsc, chłopcy ruszyli ulicą, pomiędzy oddziałami mugolskiego wojska i policji, skryci za pomocą różnych zaklęć.
T

om skręcał w kolejne przecznice oddalając się od centrum pełnego ludzi i służb specjalnych, aby znaleźć się w dużo bardziej zapuszczonych i niedostępnych częściach miasta- dopiero pomiędzy burdelami, sklepami z wątpliwym towarem i dilerami, sprzedającymi wymyślne substancje mogli poznać miasto od podszewki.
Riddle rozglądał się uważnie, unikając kontaktu wzrokowego z największymi szumowinami z ulic. Zdawał się być pewny siebie, choć momentami nie wiedział dokąd iść.
Jedyne informacje, jakie zostawił mu Arnold kończyły się na nazwie obskurnego baru,w dzielnicy o wątpliwej sławie, w którym mieli się spotkać, aby załatwić magiczne interesy. Potem diler obiecał pokazać mu albańskie, magiczne podziemie, które aż kipiało od potencjalnych sojuszników przyszłego Czarnego Pana - którzy z nich, biednych, słabych, wycieńczonych wojną, zarówno mugolską jak i czarodziejską  oraz systemem politycznym ludzi nie marzył o nowym, silnym przywódcy, gotowym poświęcić swoją duszę, aby osiągnąć cel? Nikt nie chciał rezygnować z takiej szansy, więc podziemie czarodzieji od wielu dni szeptało o nowym porządku świata, który musi w końcu nastać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro