8 | Ból
Cisza, która narosła pomiędzy Harrym, Tomem a Snape'm była nie do zniesienia. Zdawała się być tak gęsta, że człowiek zaczynał się dusić z braku świeżego powietrza. Każdy ruch brzmiał jak gdyby w pokój uderzył piorun a wzrok, którym mierzyli się mężczyźni był ostrzejszy niż ostrze żyletki. Wszystko wokół zdawało się być bombą - gotową aby wybuchnąć.
W końcu w półmroku panującym w pokoju rozległ się cichy głos Severusa, który mówił wkładając w to największy możliwy wysiłek.
- I ty... ty śmiesz prosić MNIE o eliksir... o pomoc... - wycharczał, powoli unosząc drżącą głowę tak, by spoglądać Riddle'owi prosto w oczy. Gdy Potter zobaczył wyraz, jaki malował się na jego twarzy, mimowolnie zadrżał. Nigdy jeszcze nie widział takiej nienawiści przeplatanej z takim bólem jak wtedy, w oczach profesora. Zdawało mu się, że mężczyzna zaraz podniesie różdżkę i zabije Toma, ale mijały sekundy, a nic takiego się nie stało. Ciężkie zdanie wypowiedziane przez nauczyciela zawisło w powietrzu pozostawszy bez odpowiedzi.
Severus, choć cały się trząsł, starał się kontrolować swoje ruchy. Odwrócił się w stronę kociołka nad którym unosiła się zielonkawa para i po chwili wewnętrznej walki z samym sobą wyjął różdżkę, szepcząc coś pod nosem. Potter, który nie miał dobrych przeczuć zerknął na Toma, ale ten zdawał się być całkowicie wyluzowany i z niemalże zaciekawieniem obserwował to, co się stanie.
Kociołek z substancją zaczął się unosić i zmieniać miejsce, zbliżając się do siedzącego na poduszkach Riddle'a, a Snape bacznie obserwował każde jego drgnięcie. Jednym ruchem, w ułamku sekundy, wylał zawartość kociołka na chłopaka, który tak bardzo nie spodziewał się tego ruchu, że nie zdążył nawet zareagować. Eliksir wylał się na jego szarawą, zniszczoną skórę, a jego oczy rozszerzyły się, zarówno z zaskoczenia jak i bólu, który nagle rozszedł się po jego ciele. Tom, który nigdy wcześniej nie został potraktowany z tak jawnym brakiem szacunku oniemiał, choć ból szybko przejął wszystkie zakamarki jego umysłu, jak jeszcze nigdy wcześniej. Harry patrzył z przerażeniem, jak na skórze kochanka pojawiają się wielkie, obrzydliwe, zielonkawe bąble i raz po raz pękają, oblepiając ciało ciemnozieloną mazią w miejscu w którym przebiła się ich powłoka. Bąble wyrastały jak grzyby po deszczu, szybko pokrywając prawie każdy centymetr ciała Riddle'a. Zanim jednak krzyk zdołał wyrwać się z ust niedoszłego Czarnego Pana, jeden z bąbli na twarzy okrył mazią jego usta, wpuszczając do środka płyn tak ohydny, że chłopakowi zebrało się na wymioty. Mazia jednak przykleiła się do jego dziąseł na tyle skutecznie, że nie był w stanie wydać dźwięku - Tom więc mógł tylko zginać się w konwulsjach, patrząc raz na Pottera a raz na Snape'a, błagając wzrokiem o pomoc.
Profesor pozostał skamieniały, a nienawiść i ból w jego oczach były jeszcze większe niż przedtem, Jego usta drżały, gotowe rzucić niewybaczalne zaklęcia, a dłoń trzymająca różdżkę pozostała niewzruszona, choć pobladła jeszcze bardziej, przypominając teraz część kościotrupa. Potter stał jak wryty z szeroko otwartymi ustami. Obserwował jak eliksir niszczy jeszcze bardziej ciało Toma, jak zalepia jego skórę paląc ją swoją siłą i dopiero po stosunkowo długiej chwili rzucił się mu na pomoc. Starał się okryć jego ciało leżącym obok kocem mając nadzieję, że dzięki temu uwolni chłopaka od agonalnego bólu i uchroni od ziejących trucizną bąbli - kiedy jednak dotykał skóry Toma, odskakiwał od niej odruchowo - była wrząca, jak gdyby chłopak płonął. Wyjął różdżkę, usilnie starając się przypomnieć sobie jakieś zaklęcie uleczające, ale w jego głowie panowała pustka. Nic nie przychodziło mu do głowy a dłoń drżała tak straszliwie, że nie byłby w stanie nawet dobrze ukierunkować różdżki. Potter, nie mogąc wyjąkać słowa zerknął błagalnie na Snape'a, jedyną osobę w okolicy która mogła coś zrobić, ale on widząc jego spojrzenie jedynie uniósł kącik ust i skierował różdżkę na Gryfona.
- Crucio. - wyszeptał profesor w odpowiedzi, odwróciwszy wpierw wzrok od chłopaka. Nie chciał patrzeć w oczy Harry'ego, powodowały zbyt wiele bólu. Bólu który teraz sprawiał uczniom mając nadzieję, że choć w części poczują się tak jak on czuł się całe życie. Że zobaczą, jak to jest umierać z cierpienia w każdej sekundzie egzystencji i nie mogąc nic powiedzieć, nie mogąc liczyć na żadną pomoc. Potter wrzasnął, przeszyty falą tak niesamowitego cierpienia, że jego ciało wygięło się w nienaturalnej pozycji a oczy powędrowały do góry, jakby szukały zbawienia w ciemnym suficie pokoju. Krzyk, który wydobył się z jego ust był najgłośniejszym dźwiękiem, jakim chłopak kiedykolwiek podzielił się ze światem. Jego głos jednak zawisł w powietrzu, kiedy w końcu jego umysł zakryła ciemność a obraz przed oczami całkowicie się rozmył, tak że nie było możliwe zidentyfikowanie jakichkolwiek rzeczy czy postaci znajdujących się w pomieszczeniu. Chłopak wrzasnął jeszcze raz, wijąc się po podłodze starając się strząsnąć z siebie te odczucia, ale im więcej się ruszał, tym bardziej cierpiał. Stracił całkowicie kontrolę nad swoim ciałem, jedyne, co mógł czuć to ból. Ból. BÓL. B Ó L. Tylko niemożliwy, niepojęty ból który ogarniał jego umysł i każdą komórkę.
Nagle wszystko się skończyło. Potter runął na ziemię, ciężko oddychając. Stopniowo odzyskiwał czucie w kończynach zdając sobie sprawę co właśnie się wydarzyło. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach mógł w stanie podnieść wzrok z podłogi. Pierwsze, co zobaczył to czarne, lakierowane buty Snape'a znajdujące się tuż przed nim. Oddychając ciężko zobaczył jak przez mgłę zdał sobie sprawę, że profesor klęka, a następnie dotknąwszy jego brody unosi jego twarz w górę, tak że w końcu mogli spojrzeć sobie w oczy.
Nawet po cruciatusie, ból w oczach Harry'ego nie był porównywalny z agonią w oczach Severusa, choć uczuciem, które dominowało w czarnych źrenicach był smutek. I nie był to smutek agresywny, ani rozpaczliwy a raczej cichy, niezrozumiany smutek zagubionego człowieka.
- Jesteś głupcem, Harry Potterze i mówię ci, że stracisz wszystko. Jesteś naiwny, że dałeś się omotać Riddle'owi. Radzę ci go zabić póki jeszcze możesz. - wyszeptał, przeszywając Pottera wzrokiem. Gryfon nie poruszył się - głębia w oczach profesora całkowicie go magnetyzowała, nie był w stanie oderwać od niego wzroku. Severus jednak nie czekał na odpowiedź. Puścił jego głowę, która automatycznie opuściła się w stronę podłogi i wstał, przechodząc kilka kroków w stronę leżącego na ziemi i ciężko oddychającego Toma Riddle'a.
- Riddle. Voldemort. Patrzę na ciebie z obrzydzeniem. Powinieneś zginąć, powinienem cię zabić jak tylko cię zobaczyłem. Chciałem ci pomóc, dać ci wielkość aby Potter mógł zmienić cię miłością. Obrzydliwą miłością... MIŁOŚCIĄ NA KTÓRĄ NIE ZASŁUGUJESZ. - powiedział, stopniowo unosząc ton do tego stopnia, że ostatnie zdanie było tak pełne obrzydzenia i wściekłości, że uderzyło w leżącego Toma jak błyskawica.
- Robiłeś... robiłeś to wszystko z miłości? Z młodzieńczej miłości? - spytał nagle Potter, podnosząc się na ramionach tak i próbując wstać, ale czuł się jeszcze zbyt obolały. Snape znowu podszedł do niego, unosząc mu głowę, tym razem bardzo agresywnie i bez wcześniejszej delikatności.
- Ż Y Ł E M dla miłości. Uczucia nie wartego nic w obecnym świecie. Dla wyimaginowanej idei że KTOŚ może się zmienić dzięki temu, że jest kochany. Że COŚ dobrego może powstać, bo ja kocham. Że LUDZIE zasługują na to, aby go nie nienawidzić. Że Lily, twoja mama, LILY... ŻE LILY ZROZUMIE CZYM JEST PRAWDZIWA MIŁOŚĆ. ŻE KTOKOLWIEK TO ZROZUMIE. ŻE NIE BĘDE JEDYNYM CZŁOWIEKIEM Z CZYSTYM, NIEWINNYM SERCEM. ŻE KTOŚ BĘDZIE W STANIE POJĄĆ UCZUCIE KTÓRE MNIE NISZCZY OD ŚRODKA, OD KTÓREGO SIĘ UZALEŻNIŁEM. ŻE KTOŚ.... że ktoś okaże się w jakimkolwiek aspekcie ludzki... - odparł Snape łamiącym się głosem. Przy ostatnim zdaniu zerknął Potterowi w oczy, znowu szukając w nich śladu po Lily. Dopiero po chwili zrozumiał, że jej tam dawno nie ma. Że te oczy należą do syna jej i Jamesa i choć są oszałamiająco podobne, to nie są jej oczy, to nie jest jej ciepły wzrok, którym zawsze go raczyła. Te oczy... oczy, które miał przed sobą... były chłodne, były płytkie... były takie jak oczy wszystkich ludzi na świecie. Pozbawione człowieczeństwa.
Severus odwrócił się w stronę leżącego obok Toma, który oddychał ciężko, wciąż czując ból w każdym miejscu, w którym jeszcze kilka minut temu znajdował się trujący bąbel. Snape uniósł różdżkę i sprawił że obolałe ciało Ślizgona uniosło się i uderzyło w szklane okno na tyle mocno, że witraż rozpadł się na tysiące małych kawałków. Zmęczone konwulsjami oczy Riddle'a uniosły się w górę kiedy kawałki szkła cięły jego ciało. W pewnym momencie osiągnął pół kulminacyjny - nie mógł czuć już więcej bólu, nie był w stanie już na niego reagować. Kiedy kawałki szkła opadły na ziemię, Severus, za pomocą zaklęcia, rzucił chłopaka w przeciwległy kąt pokoju. Tom zatrzymał się na ścianie, uderzając w nią a następnie osuwając się bezwładnie na podłogę.
- Nie! - krzyknął Harry, chcąc użyć wszystkich swoich sił aby zbliżyć się do Toma, który zdawał się umierać z bólu. Severus jednak jednym ruchem różdżki rzucił nim o ścianę po drugiej stronie pomieszczenia.
- Młodzieńcza miłość. Jakież to żałosne. - powiedział lodowato.
__________________________________
Kolejny rozdział! Jak Wam się podoba? Czekacie na dalszy ciąg?
Piszcie proszę swoje opinie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro