Prolog
"Jeśli to zrobię, wszystko się skończy... Cały mój ból wewnętrzny... Przez tyle lat byłem sam, nikt nie chciał mnie przygarnąć. Mam już tego wszystkiego dosyć. Przynajmniej teraz będę mógł zaznać spokoju. Takiego na jaki zasłużyłem. W końcu tylko to jest w stanie wyleczyć mnie z bólu".
Dłuższy czas patrzyłem na ostry przedmiot. Wahałem się. Po raz pierwszy w życiu miałem jakieś wątpliwości. W końcu to decyzja nieodwracalna. Czy jestem na to faktycznie gotowy?
Wziąłem do rąk żyletke. Ta niepozorne wyglądająca rzecz jest w stanie zrobić na prawdę wiele. W końcu zabiła już nie jednego człowieka a dzisiaj także i mnie wykończy. Przyglądałem się jej ostrzu. Jeden ruch a z pewnością rozetnie mi skórę i żyły. W końcu nie raz miałem z tym do czynienia. Chociaż poprzednie razy kończyły się tylko na płytkich ranach. Teraz jednak chciałem posunąć się do ostateczności.
- Dalej Haruya, zrobisz to. Co trzyma cię na tym podłym i okrutnym świecie? Masz kogoś dla kogo możesz żyć? Masz cokolwiek co może cię jakoś powstrzymać?- spytałem sam siebie. Nie musiałem. Tak na prawdę znałem na to wszystko odpowiedź. Za każdym razem była ona taka sama. Westchnąłem i podwinąłem sobie rękaw bluzy. Na ręce było pełno blizn po moich wcześniejszych zabawach z nożem i innymi rzeczami. Zacząłem je sobie oglądać. Wcześniej się ich wstydziłem. Nie wiem dlaczego. Bałem się, że opiekunowie zobaczą? Wyślą mnie na terapię? Wszystko mi jedno co już zrobią. Po prostu nie chce tego wszystkiego . Nawet jeśli zostanę przy życiu to jaki będzie z tego pożytek?
Przyłożyłem ostrze do ręki. Po całym ciele przeszły mnie ciarki. Bałem się. Bałem się jak cholera tego co zaraz nastąpi. Wciąż nie wierzyłem, że to robię. Poczułem jak po policzkach spływają mi gorące łzy. Zamknąłem oczy. Czyżbym znów chciał stchórzyć? Nie, muszę się wziąć w garść.
Już miałem zacząć śmiertelny rytuał, gdy do łazienki gdzie siedziałem na podłodze wszedł Fuusuke. Patrzył na mnie tym zimnym jak lód spojrzeniem i nawet nie zareagował na mój stan. Przyjrzał się rzeczy, którą trzymałem a następnie podszedł do mnie i ukucnął obok. Wziął moją rękę i dokładnie obejrzał każdą, nawet najmniejszą blizne. Odwróciłem wzrok. Było mi na prawdę głupio. Jego rodzina dała mi schronienie, jedzenie a także miejsce, do którego mogę wracać. A ja tak się im odpłacam? Próbą popełnienia samobójstwa?
- Dlaczego to robiłeś?- spytał tym swoim tonem pozbawionym emocji. Zawahałem się. Jeśli powiem mu całą prawdę...
- Chciałem sprawdzić jak to jest.- odparłem nie zastanawiając się nad konsekwencją.
- Ah tak? Zabijając się?
Serce podeszło mi do gardła. Na prawdę tego chciałem jeszcze kilka chwil temu? Wyrzuciłem ostrze gdzieś w bok i zakryłem twarz dłońmi. Nie chciałem, żeby widział mój stan. Był na prawdę straszny. Poczułem tylko jak gładzi mnie chwilę po włosach, poczym opuścił pomieszczenie. Rozejrzałem się. Ostrza już tu nie było. Pewnie wychodząc zabrał go ze sobą. Kolejną próbę muszę zaplanować nieco bardziej przemyślanie. Nie może mnie znowu znaleźć. Inaczej znów skończy się fiaskiem. Jak teraz. (...)
*******
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro