Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Skrzypek który nie umiał grać


8:46                                   9.11.1995
Obudziłem się, lecz nie wstałem. Otworzenie oczu i spojrzenie na ten obleśny świat wprawiło by mnie tylko w kolejny stan depresyjny. Słodko marnowałem czas zakopując głowę w pościeli która pachniała, podobnie jak całe moje mieszkanie, tuszem do papieru.
-jak chciałbym aby na powrót zmorzył mnie sen- pomyślałem i mimowolnie rzuciłem na podłogę ostatnią powłokę która chroniła moja osobę przed światem żeczywistym, bawełnianą kołdrę. Nagle usłyszałem dźwięki które każdy kto żyje na tym świecie powinien bez wątpienia znać. Tak, jakbym miał wybierać kogo chcę w życiu spotkać był by to Mozart.
Mój sąsiad jak co rano słuchał radia. Monotonny tryb życia mi przeszkadzał, dokładnie wiedziałem co zdarzy się potem, ale nigdy nie chciałem tego zmienić.
Założyłem kapcie i poszedłem do kuchni zrobić śniadanie. Osłodą mojej egzystencji w tym burdelu zwanym światem była czarna herbata.
Wlałem do wysłużonego czajnika wodę i wstawiłem na palnik. Usiadłem przy stoliku na jednym z czterech miejsc, nie żeby pozostałe trzy były używane.
W porannym Tajmsie nie było nic specjalnego, jakieś gwałty i morderstwa, to co zwykle.
Słysząc niezmienny gwizd, dziwignołem się na nogi i zalałem woreczek w kubku. Ah. Chwila odpoczynku dla błąkającej się duszy. Siedzałem tak aż zegar wybił dziesiątą, błagalnym wzrokiem popatrzyłem na godzinę. Tego dnia musiałem iść na uniwersytet. Ubrałem podarte jeansy i czarny golf, na to założyłem płaszcz i wysokie buty. Po wyjściu z ciepłego mieszkanka uderzył mnie zimny podmuch wiatru, podszedłem do metra. Usiadłem na wolnym miejscu, nie żeby o tej godzinie były jakieś tłumy, wręcz przeciwnie, siedziałem sam w wagonie! Zamknąłem oczy i odtwarzałem w głowie kompozycje Chopina i Betowena, te nazwiska wprawiały mnie w euforię szczęścia, niby się nie znali ale muzyka obu była tak cudownie inna od obecnej mody na Rock'n roll, przeklęci the Beatles.
Zanim się obejrzałem byłem na peronie, chwyciłem torbę i ruszyłem w strone miejsca docelowego, uniwersytet.
Stanąwszy przed pokaźną bramą westchnąłem ponuro na myśl o... brrr... nauce. Przeskoczyłem schodki prowadzące na główny plac, weszłem do ogromnego budynku, przedostałem się przez 4 pary zatłoczonych jak cholera schodów. Stanąłem przed drzwiami do mojej klasy, przez chwilę się zawachałem. Nie wiem czemu tak zrobiłem ale to mogła być, nie, to była bardzo ważna decyzja...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: