Sylwester
santader, fruk, 4/4
Zaklął wściekle, gdy do zresztą i tak przypalonej potrawy wysypała się solniczka. Nic im dzisiaj nie wychodziło.
Usłyszał za sobą rozbawiony śmiech Francisa i odwrócił się.
– Może byś mi pomógł, a nie tak się chichrał? – spytał, z rezygnacją wyrzucając potrawę z patelni do kosza.
– Arthur, może po prostu coś zamówimy? Nie uśmiecha mi się zatrucie w Nowy Rok. Wiesz, jak w Nowy Rok, tak przez cały rok. – Poczuł, jak Francis obejmuje go od tyłu.
Wyswobodził się z jego uścisku i popatrzył na niego gniewnie.
– No proszę cię. Sam masz dość.
Westchnął.
– Zamawiaj.
A Francis obdarzył go krótkim, trochę kłującym pocałunkiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro