[ toksyczne usta ]
— Jesteś straszną beksą — wyszeptał, ciągnąc ją za język. Mocno, ale nie aż tak, żeby zrobić jej krzywdę. — Beksa — powtórzył, a lewą dłonią, ubraną w chirurgiczną rękawiczkę, przyłożył do jej języka.
Jęknęła, kiedy moment później poczuła kłujący, drażniący ból, a po jej policzkach popłynęło jeszcze więcej łez. To nie był jej pomysł, a jego.
Wyglądał na zadowolonego ze swojej roboty; jęknęła ponownie, gdy wsadził jej kolczyk i złapała się za szyję, jakby właśnie się czymś dławiła.
Chłopak odłożył igłę i nachylił się nad nią. Pocałował ją w kącik ust i się uśmiechnął. Nie wyglądał dłużej na zdenerwowanego.
— Beksa — powtórzył mimo tego, a dziewczyna tym razem po prostu mu przytaknęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro