𝚛𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚗𝚎 𝚣𝚊𝚔𝚊𝚖𝚊𝚛𝚔𝚒
Prosiłbym o napisanie w komentarzu opinii na temat tej książki. Co wam się podoba, a co nie. Co mam zmienić, a czego nie. Z góry dzięki! Miłego czytania!
***
Kwiecień '42
W domu zawsze są takie zakamarki, do których nie wchodzi się prawie w ogóle. Jakby nie można było tam wchodzić, choć nikt nam tego nie zabronił. Są tam rzeczy, których boimy się zobaczyć lub dotykać, bo obawiamy się, że wspomnienia z nimi związane wrócą.
W mieszkaniu Mirskich był to słynny gabinet ojca - Władysława Mirskiego, zastrzelonego podczas łapanki. Codziennie obie siostry mijały szklane drzwi prowadzące właśnie do jego gabinetu. Klamka była już od dłuższego czasu zakurzona. Żadna z sióstr tam nie wchodziła.
Wszystko zmieniło się w dniu, gdy coś w Ani się zmieniło. Poczuła, że musi tam wejść. A zaczęło się to od szukania po półkach notesu, w którym Anka zapisywała myśli. Jednak zamiast znalezienia pamiętnika, znalazła zdjęcie rodzinne. Wtedy pierwszy raz pomyślała o ojcu. Półtora roku temu zabito go, choć Mirska odrzucała od siebie myśli o nim. Wiedziała, że prędzej czy później zapadnie w wieczny smutek. Bardzo kochała ojca. Był dla niej w pewnym sensie autorytetem. Żołnierz walczący podczas pierwszej wojny światowej, cudowny ojciec i mąż. Po prostu wiedziała, że wspomnienia o ojcu będą boleć, dlatego nigdy do niego nie wracała. Czuła się jak tchórz i nie kryła łez. Wiedziała, że zawiodła.
Przejechała palcem po fotografii, jakby myślała, że w taki sposób poczuje dotyk. Łzy moczyły jej policzki, a dolna warga lekko drgała. Na zdjęciu była cała czteroosobowa rodzina Mirskich. Siedzieli na kanapie w salonie, a zdjęcie robiła Zdzisia. Był to rok trzydziesty ósmy.
Ręką wytarła łzy i wstała z podłogi. Położyła fotografię na stole i podeszła do szklanych drzwi gabinetu ojca. Zawahała się. Jej ręka znajdowała się kilka centymetrów od okrągłej, zakurzonej gałki. Może ojciec nie chciał, żeby tam ktoś wchodził? Prawda była taka, że tęskniła za ojcem, a ten pokój mógł ją do niego przybliżyć. Zdeterminowana złapała za gałkę i ją przekręciła. Szklane drzwi zaskrzypiały, a kurz został na jej chudych palcach. Od razu zauważyła stojące na środku biurko, przy ścianie stała szafa wraz z biblioteczką z książkami. Skierowała się do szafy i zajrzała do pierwszej szuflady, która ku jej zaskoczeniu była pusta. Z drugą było podobnie. Z nadzieją otwarła ostatnią szufladę. Oczy jej się zaśweciły, gdy zobaczyła tam schowaną broń. Wzięła do ręki średniej wielkości pistolet i przyjrzała mu się uważnie. Przypomniało jej się jak właśnie tym pistoletem ojciec pokazywał jej jak rozładować broń i inne czynności z tym związane. Mały uśmiech wkradł się na jej twarz, gdy przed oczami miała roześmianego ojca.
Zabrała się za przeszukiwanie reszty szafek. Sądziła, że Tadeusz będzie wiedział co z tym zrobić, a ojciec nie miałby nic przeciwko. Znała go najlepiej.
Po kilkunastominutowych przeszukiwaniach łącznie znalazła dwa pistolety i kilka rodzinnych zdjęć. Sprawdziła godzinę i z uśmiechem zauważyła, że do powrotu Krysi zostały dwie godziny. Ubrała cieńszy płaszcz i zarzuciła na ramię szara torbę, w której schowana była broń. Założyła jeszcze buty i wyszła zadowolona z siebie z mieszkania, które wcześniej zakluczyła. Jednak nie zdawała sobie sprawy, jaki ciężar na siebie nałożyła wychodząc z domu z bronią.
Chwilę po tym była już na przystanku i czekała na tramwaj. Nie czuła się pewnie z bronią w torbie, ale to było jej zadanie. Zadanie, które kazał jej wykonać ojciec. Musiała to zrobić.
Zza rogu pojawił się tramwaj. Mirska szybko do niego wskoczyła i zajęła miejsce przy oknie, trzymając się rurki. Wyjątkowo nie było, aż tak tłoczno. Tramwaj pokoleji mijał przystanki. W pewnej chwili coś szarpnęło tramwajem i się zatrzymał. W środku pojazdu pojawił się motorniczy.
- Awaria! Dalej nie pojedziemy!
Zrezygnowania Anka wyszła z tramwaju i poszła w kierunku mieszkania Tadeusza. W tramwaju czuła się bezpieczniej. Nie marzyło jej się chodzenie z bronią po Warszawie. Nie była łączniczka. Nie była w konspiracji. Była tylko zakręconą dziewczyną, która nie rozumiała tej wojny, która chciała po prostu spokoju.
Przechodząc przez ulice Warszawy ciągle się rozglądała. Jakby szukała choć trochę wolnej Warszawy, w której mogła się schować, ale jedyne co widziała to niemieckie mundury i jeżdżące więźniarki. Miała ochotę tupnąć noga i wykrzyczeć jak bardzo nie chciała tej wojny.
Jej uwagę przykuła męska sylwetka, która kilkadziesiąt metrów od niej maczała pędzel w farbie. Mimo że mężczyzna był daleko, zauważyła te blond włosy i delikatne ruchy ręką. Nie mogła uwierzyć, że to Tadeusz. Nie przejmował się, że bazgrze coś na murze w miejscu, gdzie mógł się pojawić szkop. Zaciekawiona patrzyła jak Tadeusz zaczyna kreślić dolną część litery „P." Choć Ania wpatrywała się w Zawadzkiego, zauważyła też szkopa wychodzącego zza rogu. Zatrzymał się i zapalił papierosa. Stał w takim miejscu, że nie widział co robi Tadeusz. Mirska stanęła jak wryta. Walczyła sama ze sobą. Miała broń i mogła raz-dwa go postrzelić. Ale było też pytanie: Czy trafi? Czy ona w ogóle chciała zabijać?
Ania była znana z tego, że podejmowała szybkie decyzje. W tym przypadku nie było inaczej.
Wykorzystując fakt, że szkop był zajęty sprawdzeniem kennkarty jakieś kobiety, przechyliła się lekko w bok i wyciągnęła jeden pistolet. Przeładowała go i podbiegła trzymając się blisko ściany kamienicy, by być jak najmniej widoczna. On dalej jej nie widział. Wycelowała i strzeliła, nie zwracając w ogóle uwagi, że mogło być ich więcej lub że ktoś zbliża się z drugiej strony. Kobieta wyrwała swoją kennkartę i uciekła. Musiała go znać, bo nie wyglądała na przejętą przy sprawdzaniu papierów. Szkop upadł z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Czerwona plama pojawiła się na jego mundurze. Postrzeliła go w okolice brzucha. Widząc, że dalej się ruszał i wyciągał rękę po broń, strzeliła drugi raz i tym razem go zabiła. Chwilowo czuła się okropnie, ale chciała chronić Tadeusza. Chciała też się zemścić za ojca i matkę. Po wspomnieniu o zamordowanych rodzicach nie czuje już wyrzutów sumienia. Chwilę później pomyślała, że mógł to być szemrany szkop. Stał przecież pod wgłębieniem kamienicy i ewidentnie zajęty był kobietą, a nie papierami.
Podbiegała do szkopa i zabrała mu nóż i dwa pistolety. Szybko od niego odskoczyła, gdy poczuła ciepłe dłonie na ramieniu. Przestraszona odwraca głowę. Lekko się uspokoiła, gdy zobaczyła, że to tylko Tadeusz. Schowała do torby kolejną broń i złapała za rękę Tadeusza i razem biegli w nieznanym dla niej kierunku.
Nie biegli główną drogą. Tadeusz prowadził ich przez jakieś zakamarki. Na początku przeciskali się pomiędzy kamienicami. Co chwila skręcali, jakby chcieli kogoś zmylić, choć nikt za nimi nie biegł. Bieg ich zdradzał, więc nie mogli uciekać na widoku. Ania czuła jak palą ją płuca, a w gardle jej całkowicie zaschło. Nogi bolały ją niemiłosiernie, a kolka nie znikała.
Tadeusz nic nie mówił, tylko ciągnął Mirską za rękę. Sam już nie dawał rady. Wiedział, że zaraz będą na miejscu i nie może się poddać, bo jeśli on to zrobi, to tym bardziej się podda Ania. Czuł wyrzuty sumienia. Dla niego się naraziła, choć nie musiała. Jednak bardziej zastanawiało to, skąd do licha Anka miała broń?! Wtedy zdał sobie sprawę, jak mało o niej wiedział. Znał tylko kilka jej cech charakteru. Wiedział, że jest zabawna i pogodna, choć nie zdawał sobie sprawy jak bardzo jest odważna. W pewnym sensie poczuł też, że jest z niej dumny. Strzeliła i trafiła.
Ania odetchnęła z ulgą, gdy Tadeusz się zatrzymał. Stali na tyłach jakiegoś budynku. Jak na złość, zaczął padać deszcz. Spragnieni odchylili głowy i pozwoli, by krople deszczu schłodziły ich twarze.
Nie mówili nic. Nie była to jednak niezręczna cisza. Wciąż było słychać ich przyśpieszony oddech, który zlewał się z dźwiękiem deszczu uderzającego o kamienną posadzkę. Tadeusz nie wiedział, co ma powiedzieć. Dziękuję? A może przeprosić, że narażała dla niego swoje życie?
Zawadzki się rozejrzał, czy nikt ich nie obserwuje. Złapał Anię w pasie i poprowadził w kierunku dużych metalowych drzwi. Zapukał dobrze mu znanym sposobem i razem z Mirską czekał na otwarcie drzwi. Chwilę po tym usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi kluczem. W progu stał mężczyzna z ołówkiem za uchem i zaczesanych włosach.
Ania czuła się zdezorientowana. Tadeusz wpychał ją do nieznanego jej budynku, a mężczyźni w ciemnym korytarzu patrzyli na nią jak na wariatkę. Lekko podskoczyła, gdy Tadeusz położył jej rękę na ramieniu i prowadził ją przez ciemny korytarz. Faktycznie czuła się pewniej i bezpieczniej w towarzystwie Zawadzkiego. Zatrzymali się przy drzwiach na końcu korytarza. Tadeusz znowu zapukał do drzwi w tej sam sposób. Drzwi otworzył mężczyzna. Spojrzał na nich podejrzanym wzrokiem, ale wpuścił.
- Czuwaj, Naczelniku!
- Czuwaj! - Usiadł za biurkiem i założył nogę na nogę. - Kim ta Panienka jest? - Wskazał dłonią na wystraszoną Ankę.
- Anna Mirska.
Na twarzy Naczelnika pojawił się lekki uśmieszek. Mirska? Czy to nie ta sama kobieta, która chciała dołączyć do Szarych Szeregów, nie wiedząc jak wygląda pistolet?
- Panno Mirska, czeka Pani znowu u nas szuka?
Ania spojrzała na naczelnika pytająco. Jak to znowu? Pierwszy raz była w tym miejscu i jakoś nie chętnie tam przebywała.
- My właśnie w tej sprawie. Mam druhowi, do odmeldowania akcje. - Usiadł na krześle po drugiej stronie biurka.
- Dobrze. A dlaczego druh przyprowadził Pannę Mirską?
- To tego zaraz przejdziemy.
- Zamieniam się w słuch. Proszę usiąść - wskazał Ani krzesło, a ta na nim usiadła.
Tadeusz począł opowiadać od tego, jak zabrał się za malowanie kotwicy. Naczelnik wygodnie oparty o fotel wsłuchiwał się w Zawadzkiego. Nie przerywał mu, tylko słuchał. Gdy opowiadał już o Ani, naczelnik wyprostował się i szerzej otworzył oczy.
- Skąd, Panienka miała broń? - Zapytał dalej zaskoczony.
- Proszę zwracać się do mnie po imieniu - posłała mu nieśmiały uśmiech. - Mój ojciec walczył podczas pierwszej wojny światowej. Dzisiaj znalazłam kilka pistoletów i chciałam je zanieść Tadeuszowi.
- Ile ich masz? - przerwał jej.
- Dwa od mojego ojca, dwa od zabitego szkopa i jeden nóż.
Zdawało się jej, że zauważyła w oczach naczelnika coś w stylu błysku nadziei. Widziała, że kryje szczęście. Wszyscy wiedzieli, że najmniejsza broń zawsze się przydawała do konspiracji i była pożądana.
- Pokazać.
Ania ściągnęła z ramienia torbę i ją otworzyła. Wyciągała po kolei siedem pistoletów i jeden nóż. Położyła je na blacie biurka. Naczelnik dokładnie przejrzał wszystkie i złączył palce razem. Nastała cisza.
- Potrzebujemy takich ludzi - odezwał się Tadeusz.
- Krystyno, jesteśmy zachwyceni twoją postawą, ale już ostatnim razem ci mówiłem, że Cię nie przyjmiemy. Przykro mi - Uumiechnął się pocieszająco.
I znowu. Przecież Ania była tam pierwszy raz!
- To była jej siostra - Krysia. To jest Anna - odezwał się poirytowany Tadeusz.
- Proszę mi wybaczyć...
- Ona jest nam potrzebna! - przerwał mu Tadeusz, wywijając palcem. - Naczelniku, znam Anię i jest to odważna kobieta. Do wielu akcji się przyda, poza tym ma dobry cel, który zawsze mogę jej pod szlifować.
Anka rozumiała nie wiele. Czy Tadeusz chciał ją wciągnąć w konspirację? Nawet się jej nie zapytał, czy była chętna, czy tego chciała. Co na to powie Krysia? Ona chciała tylko dostarczyć broń...
- Jutro, siedemnasta, las za Pragą - odezwał się po chwilowym namyśleniu - Złożysz przysięgę. Odmaszerować.
Ania dalej wpatrywała się w naczelnika z szokiem wymalowanym na twarzy. Jeśli Krysia się dowie, że Ania została przyjęta do Szarych Szeregów to prawdopodobnie nie da jej już nigdy spokoju.
- Czuwaj!
Tadeusz przepuścił Ania przez drzwi. Wyprowadził ją na korytarz. Znowu wzrok mężczyzn. Anka wyłapała tam kilka dziewczyn, ale było ich bardzo mało. Ciemność dalej panowała na korytarzu. Lada chwila byli już przy tych samym dużych drzwiach. Wyszli na zewnątrz, a Tadeusz położył jej palec na ustach, na znak, że ma być cicho. Wychylił głowę, czy na pewno mogli przejść. Gdy wiedział, że nikt podejrzany ich nie obserwuje, pociągnął Anię w kierunku głównej drogi.
- Dziękuję i przepraszam - odezwał się Tadeusz, gdy byli już na Śródmieściu.
- Za co? - zapytała wciąż poirytowana.
- Dziękuję za uratowanie życia i przepraszam za narażenie - spojrzał się w jej oczy.
Nie była nie niego zła. Nie po tym, jak na nią spojrzał. Spojrzał na nią tak niewinnie i czule. Nie potrafiła się na niego gniewać.
- Nie masz za co przepraszać. Zrobiłbym to jeszcze raz, jeśli byłaby taka potrzeba - uśmiechnęła się.
____________________________________
Nareszcie coś się dzieje, wiem cieszcie się.
Jestem tego świadoma, że od kwietnia '42 chłopcy byli już w AK, ale tutaj akurat pojawią się tam troszkę później.
NIE ZAPOMIJCIE NAPISAĆ SWOJEJ OPINII NA TEMAT KSIĄŻKI! Wasze zdanie jest dla mnie ważne. A gdy go nie znam to nie wiem co mam poprawić, a co nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro