Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝚖𝚎𝚕𝚘𝚍𝚢𝚓𝚗𝚢 𝚐𝚕𝚘𝚜, 𝚌𝚘 𝚘𝚐𝚛𝚣𝚎𝚠𝚊𝚕 𝚜𝚎𝚛𝚌𝚊

Kwiecień '42

Ania siedziała uziemiona w mieszkaniu od tygodnia. Jej starsza siostra uważała, że był to idealny pomysł. Odizolowała ją od chłopaków, a przede wszystkim od Tadeusza. Anka zasypiała co noc z jedną, samotną łzą na policzku. Tęskniła za Tadeuszem, za jego nieśmiałością, za jego powagą.

Starsza Mirska minimalnie ubolewała nad tym, że dała siostrze szlaban, bo musiała sama chodzić na „kartkowe" zakupy i zanosić ciężkie ziemniaki do domu. Pewnego razu nawet spotkała Alka Dawidowskiego podczas powrotu do domu. Zaciekawiony Maciek wypytywał o Ankę, a Krysia jedynie odpowiedziała, że zachorowała. Niezwykłe było to jak bardzo ta kobieta była zazdrosna o własną siostrę. Od zawsze Krysia nienawidziła Anki. To ją uwielbiali i faworyzowali rodzice. Dla nich zawsze była idealna i nieważne jak bardzo starsza Mirska się starała, oni stali murem za Anką.

Mirska, wykorzystując chwilę spokoju od Krystyny, usiadła na fotelu i zabrała się za przyszywanie brakującego guzika do jej ulubionej i nielicznej sukienki. Zwinnie poruszała palcami i szybko zakończyła swoje zajęcie. Chwilę po tym, jak odłożyła igłę na stół, w drzwiach pojawiła się Krysia z torbą ziemniaków.

- Przygotuj obiad. Będę chwilę po szesnastej - powiedziała znudzonym głosem, wyszła z mieszkania i zakluczyła drzwi.

Mirska odetchnęła z ulgą, że nie będzie musiała spędzać czasu z jej naburmuszoną siostrą. Mogła nawet przygotować obiad, wysprzątać całe mieszkanie, byleby nie rozmawiać z Krysią. Nie rozumiała jej. Kiedyś była w stanie nazwać ją znakomitą starszą siostrą. Dzisiaj, niestety, była dla niej tę jedną czarną owieczką w stadzie. Bała się jej. Bała się jej bardziej niż tej wojny za oknem.

Podskoczyła, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Z obawą, że to Niemcy, ruszyła w kierunku drzwi. Z drżąca ręką złapała z klamkę i otworzyła drzwi. Przed sobą ujrzała Zdzisię - jej najlepszą przyjaciółkę od serca. Ubrana była jak zwykle w swój beżowy płaszcz. Miała upięta włosy w dwa warkocze.

- Serwus! - Przywitała ją Mirska i wpuściła do środka.

- Serwus, Aniu!

Blondynka zawiesiła płaszcz na wieszaku i ściągnęła buty, które położyła na szafce. Mirska zaprowadziła ją do kuchni, gdzie usiadły przy stole.

- Co się u Ciebie działo, Aniu? - Zapytała. - Od kilku dni się nie odzywasz. Obawiałam się o Ciebie.

- Wybacz, ale Krysia dała mi szlaban - wywróciła oczami i wstała, by zaparzyć herbatę.

- Widzę, że masz istne piekło z Krysią - odpowiedziała współczująco.

- Nie jest tak źle. Nie muszę z nią rozmawiać, nawet na nią patrzeć! Ale koniec tematów o tej wściekłej babie. Nie zgadniesz. Nareszcie zaszyłam guzik w tej granatowej sukience!

- Żartujesz?! Użyłaś igły i nitki? - Pytała niedowierzająco.

- Dokładnie - dodała z uśmiechem.

- Niesamowite - obydwie wybuchy śmiechem.

Kilka dni nie widzenia doprowadziły do tego, że rozmowa dwóch przyjaciółek zamieniła się w zawartą dyskusję z przerwą na wybuchy śmiechu. Ania poczuła, że nareszcie po tygodniu odżyła. Mogła się komuś wygadać i pośmiać.

- Będę już uciekać. Mama się będzie martwić - powiedziała Zdzisia i wstała od stołu.

- Jasne, nie ma problemu - odpowiedziała i odłożyła filiżanki po herbacie do zlewu. - Zdzisiu, mam prośbę.

- Tak, słucham - odpowiedziała, gdy wkładała buty.

- Dostarczyłabyś wiadomość na Koszykową 15? To właściwe zaproszenie.

Ania wyjaśniła wszystko przyjaciółce, każdy szczegół. Wyjaśniła, że siostra ją uziemiła, że zaprasza chłopaków do siebie wraz z nią z Hanką jutro o czternastej. Zadowolona z siebie odprowadziła przyjaciółkę do drzwi i ją pożegnała.

Z satysfakcją usiadła na taborecie i zabrała się za obieranie ziemniaków.

                                         °•°•°

Zdzisława, potocznie nazywana Zdzisią, wyszła z kamienicy i od razu kierowała się na ulicę Koszykową. Chwilowo mogła się poczuć jak te słynne łączniczki, ale nie ryzykowała tak bardzo, jak one. Nic ją nie obciążało. Cieplejsze powietrze ogrzewało policzki Dąbrowskiej, a wiatr rozwiewał jasną sukienkę w kwiaty, która ostatnio uszyła. Z obrzydzeniem wpatrywała się w spacerujących szkopów. Było ich tak wiele w stolicy, a nikt ich przecież nie zapraszał!

Skręciła w prawą stronę i zauważyła zbliżający się w jej stronę tramwaj. Gdy ją dogonił, Zdzisia przyśpieszyła i wskoczyła do niego. Oczywiście, był cały przepełniony i panował w nim straszny zaduch. Zdzisia lekko się uśmiechnęła, bo wiedziała, że zaraz będzie wysiadać. Wychyliła głowę w stronę okna, żeby zaczerpnąć powietrza. Nim się obejrzała, musiała już wysiadać. Przecisnęła się pomiędzy ludźmi i wyskoczyła z dalej sunącego tramwaju. Równym tempem dotarła na Koszykową. Rozejrzała się za ulicą o numerze piętnastym. Ujrzała ją dopiero po chwili i ruszyła w jej kierunku. Weszła do kamienicy i wbiegła po schodach, prawie się przewracając. Gdy stała pod drzwiami Zawadzkich zawahała się. Przemyślała jak ta sytuacja może wyglądać i według niej to może być dziwne spotkanie. Skoro Ania ją poprosiła, to musi to zrobić. Mus to mus.

Zdenerwowana zapukała i czekała na otwarcie drzwi. Serce jej przyśpieszyło, gdy drzwi otworzył chłopak wysoki jak brzoza z szerokim uśmiechem. Nerwowo zamrugała powiekami.

- Ja od Ani. Mam do przekaz... - położył palcem na ustach na znak, że ma być cicho, wychylił głowę czy nikt nic nie słyszał i zaprosił gestem ręki wystraszoną Zdzisię.

- Ja do Tadeusza. Od Ani - powiedziała cicho.

- Tadeusz jest w salonie. Rozbierz się, nie będziesz tu tak stała. Zapraszam - mówił tak energicznie i tak wesoło, że Zdzisia sama się uśmiechnęła.

Ściągnęła płaszcz, a Alek zawiesił go na haczyku. Dodał jeszcze „Proszę" i wskazał jej pokój, w którym siedział Tadeusz wraz z Jankiem. Spojrzeli na nią niepewnie. Dąbrowska wyczuła, że są zaskoczeni jej wizytą, poza tym - nie znali jej.

- Serwus! Jestem Zdzisia. Ania mnie do was wysłała. Mam wam coś przekazać - mówiła szybko, jakby chciała mieć to już za sobą.

- Ty jesteś tą słynną Zdzisią Dąbrowska? - zapytał Tadeusz i wstał, żeby podać jej dłoń, która od razu uścisnęła. - Tadeusz.

- Tak, to ja - powiedziała z uśmiechem.

Czyżby Ania wspominała o Dąbrowskiej? Było to bardzo prawdopodobne!

- Alek - przedstawił się najwyższy z całej trójki.

Miał piękny uśmiech. Uśmiechał się tak, jakby chciał tym uśmiechem zbawić cały świat. Miał ponad sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, na pewno! Ruszał się energicznie, a optymizm było czuć od niego z daleka. Zdzisia nie potrafiła przestać na niego patrzeć. Był przystojny i była wręcz pewna, że ma już narzeczoną.

- Janek - wstał i z uśmiechem podał rękę Zdzisi.

Był niski, najniższy z całej trójki. Jednak Dąbrowska skupiła się na jego bacznie obserwującym wzroku i inteligencji, która biła od niego z daleka. Wydawał się jej taki pozytywny, wesoły...

- Zdzisia.

Czuła, że musiała spojrzeć jeszcze raz na wysokiego Alka, a on czuł to samo. Patrzyła w jego wesołą twarz i nie potrafiła przestać, jakby była w hipnozie. Za to Alek, kiedy spoglądał na jej opalona twarz czuł, że patrzy na dziewczynę idealną. Jej piękne niebieskie oczy lustrowały go i nie ukrywał, podobało mu się to.

- No więc... - przerwał ciszę zniecierpliwiony Tadeusz. - Co kazała panience przekazać Anka?

- Kazała mi przekazać, że Krysia ją uziemiła, dała jej szlaban. I jeszcze, że zaprasza was i Ankę do siebie jutro o czternastej - powiedziała na jednym wdechu, a Alek się zaśmiał.

- A panią piękną, pies goni? - zapytał przez śmiech.

- Wybaczcie. Mam nadzieję, że zrozumieliście - odpowiedziała zakłopotana.

- Tak, tak. Zrozumieliśmy. Napije się panienka herbaty?

- Zdzisia - spiorunowała go wzrokiem. - Tak, chętnie. Dziękuję - odpowiedziała i usiadła przy stole.

Naprzeciwko niej usiadł Rudy i Alek. Lada chwila pojawił się Tadeusz z herbatą i usiadł obok Zdzisi.

- Ale właściwie, za co Ania ma szlaban? - zapytał Bytnar i wygładził obrus na stole.

- Miała wcześniej wrócić do domu z ziemniakami, a się spóźniła.

I tutaj urwała. Ania wspominała jej, że Krysia jest zazdrosna o Tadeusza, bo ewidentnie się w nim zakochała. Nie chciała i nie mogła o tym mówić.

- To moja wina - złapał się za głowę Tadeusz. - Zaprosiłem ją do Wedla. Nie wiedziałem, że aż tak się jej śpieszy.

- Chcesz nam powiedzieć, że zaprosiłeś dziewczynę do Wedla? - zapytał z niedowierzaniem Alek i dodał nacisk na słowo dziewczyna.

Tadeusz tylko spiorunował go wzrokiem i wstał od stołu. Skierował się do swojego pokoju i tam się zamknął. Zabrał w dłonie swój pamiętnik i zaczął zapisywać wszystkie myśli.

- Będę się już zbierać - odezwała się Dąbrowska. - Choć i tak moja mama się pewnie już martwi.

- Poczekaj. Odprowadzimy cię - odezwał się Alek i razem z Rudym odeszli od stołu.

W trójkę ubrali swoje płaszcze i buty. Chłopcy przepuścili Zdzisie przez drzwi, potem sami przez nie przeszli i razem ruszyli w kierunku jej mieszkania.

***

Godzina czternasta zbliżała się już mały krokami, a Ania biegała po mieszkaniu jak oszalała. Poprawiła wazon albo przesunęła fotel. Chciała, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Nawet ubrała się w sukienkę, co w jej przypadku było rzadkością.

Chwilę przed czternastą pierwszy w drzwi zapukał Maciek. Mirska z radością podbiegła do drzwi i otworzyła je. Ujrzała tam rozweselonego Alka, z mokrymi włosami.

- Serwus! Wchodź. - Przywitała się Anka i wpuściła Glizdę do środka.

- Serwus! - odpowiedział Alek, gdy ściągał przemoknięte buty.

- Ale cię zlało!

- Leje jak z cebra! Dobrze, że zdążyłem na tramwaj! - dodał uradowany i powiesił mokry płaszcz na haczyk.

Anka wprowadziła chłopaka do salonu i usadowiła go na kanapie i kazała poczęstować się jabłecznikiem. A Alek, jak to Alek - z miłą chęcią zjadł dwa duże kawałki.

- Aniu, błagam Cię. Podaj mi przepis na te cudowne ciasto!

- Ale to tajemna receptura!

Przerwało im pukanie do drzwi. Anka znowu przybiega do drzwi i otwiera je. Tym razem w drzwiach stał uśmiechnięty Janek i spokojny Tadeusz.

- Witajcie! - Wpuściła ich do środka.

- Serwus!

Oczy jej się zaświeciły, gdy zobaczyła Tadeusza ubranego w białą koszulę, w której wyglądał tak pięknie. Ruchem ręki przeczesał swoje blond włosy i zarzucił je do tyłu. Obserwowała każdy jego najmniejszy ruch i nie potrafiła przestać.

Dopiero gdy usłyszała pstrykniecie palcami, odwróciła wzrok. Był to pozbawiony rudy. Anka dziękowała Bogu, że Tadeusz tego nie widział, bo był skupiony na ściąganiu butów.

- Chodźcie do pokoju - powiedziała zakłopotana z czerwonymi policzkami.

Ruszyli za Mirską. Przeszli przez krótki korytarz i byli już w dużym pokoju.

- Jak zwykle! Dawidowski je! - nabijał się z Alka Rudy.

- Tobie też by się przydało - podstawił mu pod nos blachę z ciastem. - Może urośniesz!

Wszyscy się zaśmiali. Nawet Rudy! Janek był to typ żartownisia z dystansem do siebie. Lubił się śmiać, a śmiał się niekiedy do łez.

Śmiechy przerwało znowu pukanie do drzwi. Anka przewróciła oczami i ruszyła do drzwi. Kolejnym i jednocześnie ostatnim gościem była Zdzisia.

- Witaj, kochana! - Przywitała ją uśmiechnięta i przemoknięta Dąbrowska.

- Serwus! Chodź, bo wszyscy już są.

Dąbrowska szybko ściągnęła buty i powiesiła płaszcz na wieszaku. Anka przepuściła ją i pierwsza przeszła przez wejście do pokoju.

Kiedy Alek ją zobaczył, poczuł, że zrobiło się jakoś jaśniej. Może przez jej promienny uśmiech, który nadawał słońca nawet w tak deszczowy dzień? Czy może jednak jej melodyjny głos, co ogrzewał serca? Wpatrywał się w nią. W jej mokre blond włosy upięte w długi warkocz. W jej bladą twarz i niebieskie oczy, które obserwowały każdy centymetr tego pokoju.

____________________________________

I jak wam się podobna dzisiejszy rozdział? Mnie osobiście się bardzo podoba! Dajcie znać w komentarzu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro