𝚔𝚊𝚛𝚝𝚔𝚘𝚠𝚎 𝚜𝚙𝚘𝚝𝚔𝚊𝚗𝚒𝚎
Marzec '42
Kolejny wiosenny dzień pojawił się w Warszawie. Lekki wiatr kołysał gałęziami, na których pojawiały się pierwsze listki. Warszawiacy, nawet z lekkim uśmiechem, witali się z sąsiadami, których spotkali na ulicy, a dzieci biegały za motylami. Jakby chwilowo wojna poszła w zapomnienie.
Ania, patrząc na widoki za oknem, nie widziała łapanek czy egzekucji. Widziała tę piękną Warszawę, w której się urodziła i dorastała. Promienie słońca raziły jej bladą twarz i poczuła się jak w roku trzydziestym ósmym, gdy z rodzicami i siostrą jedli lody czekoladowe na plaży na Helu. Miała przed oczami białą żaglówkę i roześmianą matkę, ojca czytającego gazetę i Krysię szkicującą coś w swoim zeszycie. Przymknęła oczy i tym bardziej czuła, że cofa się w czasie.
Coś, co wyróżniało Ankę to, to że było bardzo kochliwa. Jeśli kogoś kochała, to na zawsze. Nie rzucała na wiatr słów: kocham Cię. Jedni uważali to za zaletę, bo to przecież jest wierna kobieta! Ale prawda była też taka, że mogła to też być wada. Wystarczył jeden uśmiech i młodsza Mirska była w stanie zakochać się po uszy, ale czy zawsze we właściwej osobie?
Zima czterdziestego drugiego kończyła się - słońce zaczęło się pojawiać coraz częściej. Jednak Anię dotknęła rutyna i w ogóle nie zważała na to, że dużymi już krokami pojawiała się wiosna. Chodziła jakaś zamyślona. Tłumaczyła się sobie samej - to pewnie przez tę wojnę!
- Tu masz kartki. Kup ziemniaki - Krysia wyrwała Anię z zamyślenia i położyła kartki na stole w pokoju siostry.
Na samą myśl o ziemniakach, Ania miała odruch wymiotny. Była świadoma tego, że nie powinna marudzić, bo niektórzy nie mieli w ogóle co jeść, ale jak długo można żyć tylko na ziemniakach?! Przewróciła oczami, jak to miała w zwyczaju i wstała z parapetu.
Kroki Anki słyszało całe piętro. Belki podłogi lekko skrzypiały, tak samo, jak nienaoliwione drzwi wyjściowe. Choć słońce grzało, dalej było zimno. Mirskiej nie wystarczał płaszcz i szalik... a był już marzec!
Szła w miarę szybko. Podeszwy butów dawały znać, gdzie podążała Mirska. Jej ulubione czarne buciki na obcasie wydawały stukot, gdy przechadzała się warszawskimi ulicami. Myślami była jednak gdzieś indziej. Gdzieś, gdzie mogła spokojnie zaśpiewać jej ulubione polskie piosenki, gdzieś, gdzie mogła zjeść inny obiad niż ziemniaki, gdzieś, gdzie mogła być po prostu wolna. Chciała, żeby wreszcie to się skończyło. Nie rozumiała tej nienawiści, tej niepotrzebnej wojny, która niszczy wszystko dookoła.
Nogi same ją doprowadziły do pobliskiego sklepu na słynne kartki. Wchodząc zobaczyła kolejkę, która prawie kończyła się przy drzwiach sklepu. Zawiedziona Ania skrzyżowała ręce i wypuściła głośno powietrze. Nie liczyła na tak długą kolejkę i myślała, że lada chwila będzie w domu.
- To mnie wprowadziłaś na minę, Krysiu - myślała Ania, spuszczając głowę w dół.
Minuty mijały a młodsza Mirska miała już dość. Nie chciała przecież jeść tych ziemniaków, a musiała po nie stać. Była pewna, że Krysia o tym wiedziała, że będzie długa kolejka i to właśnie dlatego wysłała Anię. Starsza Mirska przywykła do lekkiego życia bez stresu. Wojna ją nie obowiązywała.
Znudzona Mirska wychyliła głowę w poszukiwaniu znanej osoby. Nie wiedziała czemu to robiła, ale tak naprawdę, co jej pozostało do robienia? Przed nią stała starsza pani i dziewczyna kilka lat młodsza od niej. Zatrzymała dopiero wzrok na włosach idealnie ułożonych, o kolorze miedzianego blondu. Czuła jakby gdzieś już widziała właściciela tych cudownych dla oczu włosów. I pamięcią wróciła do zimowych odwiedzin, gdzie poznała chłopaka o dziewczęcej urodzie i pięknych dłoniach. Lekki uśmiech pojawił się na znudzona buzi Ani, gdy zdała sobie sprawę, że to Tadeusz Zawadzki. Nagle poczuła, że zrobiło jej się cieplej, a serce jakoś szybciej zabiło. Tym bardziej poczuła się lepiej, gdy Tadeusz odwrócił lekko głowę i zobaczyła bok jego twarzy. Czując ciężar na bucie, przestała wpatrywać się w blondyna. Spojrzała w dół i zobaczyła kilkuletniego chłopczyka z promienny uśmiechem.
- Bardzo panią przepraszam za syna - powiedziała zmieszana matka chłopca, który nadepnął na stopę Anki.
- Nie szkodzi - odpowiedziała z lekkim uśmiechem Mirska.
Wróciła do wcześniejszej czynności. Jednak tutaj góra był już Tadeusz, który odwrócił się do tyłu. Głos Ani był dla niego jak miód na uszy. Taki delikatny. Dlatego od razu go rozpoznał. Zobaczył Mirską z zawstydzeniem na twarzy. Ależ ona mu się przyglądała! Sam zlustrował ją wzrokiem i posłał jej uśmiech. Nawet nie zdał sobie sprawy, że kolejka przed nim się zmniejszała, a ludzie patrzyli na niego jak na szaleńca.
- A co dla Pana? - sprzedawca zapytał i jednocześnie przerwał wspólne obserwowanie Mirskiej i Zawadzkiego.
Tadeusz po zakupieniu tego, o co prosiła siostra oparł się o ścianę obok drzwi wejściowych. Chciał ją odprowadzić, zamienić kilka zdań. Z założonymi rękami czekał ponad dwadzieścia minut na dziewczynę z torbą ziemniaków.
- Pomogę, Panience - przywitał ją i zabrał od niej torbę z dzisiejszym obiadem.
Zaskoczona Ania podała mu torbę. Nawet nie myślała, czy tego chce, czy nie. Nie myślała wtedy o niczym tylko o tym, że ma szansę znowu porozmawiać z Tadeuszem.
- Mogę, Panienkę odprowadzić? - chrząknął i drżącym głosem zapytał.
- Jak najbardziej.
Anka poprawiła swój płaszcz. Cieszyła się z obecności Zawadzkiego, czuła się przy nim bezpieczna. Niezręczna cisza panowała przez połowę drogi, a obydwoje słyszeli swoje przyśpieszone kroki.
Tadeusz walczył ze sobą. Zapytać, czy nie zapytać? A co jeśli odmówi? Miał akurat okazję zaprosić ją, ale obawiał się. Zawadzki był nieśmiały i strasznie był w tym momencie na siebie zły.
- Można zaprosić, Panienkę na gorącą czekoladę? - zapytał jednym tchem.
Mirska się zastanawiała jak przerwać ciszę i dziękowała w myślach Tadeuszowi, że wreszcie coś powiedział. Nie ukrywała, że była zaskoczona. Lekko uchyliła dolną wargę i spojrzała się na niego.
- Oczywiście - odpowiedziała z uśmiechem.
Tadeusz ze szczęściem wymalowanym na twarzy skręcił razem z Anią w kierunku Wedla. Szedł jakoś bardziej skocznie, jakoś bardziej z nadzieją. Na chwilę przestał być żołnierzem, a stał się zwykłym chłopakiem.
- Wszystko u Was w porządku? - zapytała Ania.
- Tak, wszystko u nas dobrze. A u was? - zapytał i spojrzał na nią łagodnie.
- Po staremu. Właściwie to... dobrze.
Skręcili w lewo i już byli przed pijalnią Wedla. Zapach czekolady dotarł do ich nozdrzy, a oni już mieli przed oczami kufelek z czekoladą. Tadeusz przepuścił Mirską przez duże szklane drzwi. W lokalu było od razu ciepłej. Obydwoje zawiesili płaszcze na wieszaki i usiedli przy stoliku, oczekując na kelnera, który miał przyjąć zamówienie.
- Zimna jest tego roku wiosna - mówiła zawiedziona Anka, wpatrując się na widok Warszawy za oknem.
- Spokojnie. Dopiero jest koniec marca - uśmiechnął się pocieszająco.
- Proszę mi wybaczyć, nie należę do cierpliwych osób - dodała z głupią miną.
Ania niby miała już te dwadzieścia jeden wiosen za sobą, ale miała też w sobie coś z dzieciaka. Śmiała się wtedy, kiedy nie powinna. Jakoś nie stresowała się życiem.
- Nie szkodzi.
- Co dla Państwa? - Do stolika podszedł kelner o brązowych oczach i otworzył notatnik.
- Dwa kuferki gorącej czekolady - odezwał się Zawadzki, nie pozwalając Ani powiedzieć czegokolwiek kelnerowi.
Mirska otwarła szerzej oczy, gdy przypomniała sobie, że przecież miała przy sobie ziemniaki, o które prosiła jej siostra. Pewnie na nią czekała, choć nie nie zamartwiała - bo to Krysia.
- Nie chciałby, Pan może nas odwiedzić z Anką i chłopakami w najbliższy czasie? - Spytała Mirska.
- Jak najbardziej - Odpowiedział.
Pojawił się kelner z zamówieniem. Ania spojrzała na przepyszna czekoladę i miała na nią już taką ochotę, że była w stanie poparzyć sobie gardło, byle wypić ten cudowny napój na raz. Kelner podał rachunek i Ania miała już nawet w ręce odpowiedni banknot, gdy nagle Tadeusz zapłacił za całość. Poczuła się miło, ale też niezręcznie. Nie chciała, żeby Tadeusz wydawał na nią pieniądze. Było jej strasznie głupio.
- Nie musiał, Pan - mówiła z krzywą miną.
- A właśnie, że musiałem - odpowiedział. - Nie chce od Pani żadnych pieniędzy! - Odmówił ruchem ręki, gdy Ania podała mu swoje pieniądze.
Obydwoje skierowali wzrok na drzwi, gdy usłyszeli dźwięk otwierania ich. W tym samym czasie prychnęli, gdy zobaczyli Janka z nieznaną Ani dziewczyną. Od razu do nich podeszli.
- Serwus! - przywitał się Janek.
- Serwus!
- Możemy się dołączyć? - zapytał niepewnie Janek.
- Jasne! - odpowiedziała Mirska.
Obok niej usiadła towarzyszka Rudego, a obok Tadeusza usadowił się Janek.
- Monia - przywitała się ciemnowłosa sympatia Janka.
- Ania - uścisnęła dłoń Moni i uśmiechnęła się w jej kierunku.
Rozmowa tej czwórki była coraz luźniejsza. Anka coraz bardziej zapominała o tym, że jej siostra czekała na ziemniaki. Ciągle łapała wzrok Tadeusza. Przyglądał jej się cały czas. Czuł przyjemność z patrzenia na jej uśmiech czy słuchania jej śmiechu. W jego oczach była taka delikatna i taka piękna. Jednak Tadeusz wiedział, że miłość w tych czasach nie wróży niczego dobrego. Był przecież dowódcą i nie mógł sobie pozwolić na miłość.
Pierwsi z pijalni wyszli Rudy i Monia, zostawiając Mirską i Zawadzkiego. Ania spojrzała na zegar na ścianie i poczuła jak żołądek jej się przewraca do góry nogami. Krysia czeka na ziemniaki od trzech godzin. Głośno przełknęła ślinę i wstała od stołu.
- Musiałabym się już zbierać - stwierdziła nerwowo i ubrała swój płaszcz.
- Tak, tak. Oczywiście. Proszę poczekać. Odprowadzę. - Założył w biegu płaszcz.
Kamienica Mirskich była niedaleko pijalni, więc Ania nieco spokojniej zmierzała ku domu. Dalej czuła smak czekolady na języku i wiedziała, że ten dzień zostanie w jej głowie na długo. Jest wojna i rzadko kogo stać na takie rarytasy. Czekoladę ostatni raz Ania widziała prawdopodobnie w kwietniu trzydziestego dziewiątego. Pogrążeni w rozmowie na różne tematy docierają pod kamienice Mirskich. Anka od razu zauważyła wściekłą siostrę siedzącą na parapecie, wyczekującą ziemniaków. Ale właściwie była zła, bo Ania nie przyszła na czas do domu z ziemniakami czy, dlatego że wróciła z Tadeuszem? Zazdrość aż z niej kipiała. Zawsze zazdrościła swojej siostrze tych cudownych włosów i oczu. Wiedziała, że też była piękna... Ale wyglądała zwyczajnie. Za To Ania wyróżniała się, ale nie tylko wyglądem, ale też charakterem.
- Ja bym się bał Krysi, gdyby tak na mnie patrzyła - śmieje się, a ona dołącza do niego.
- Kwestia przyzwyczajenia - Dodaje, gdy przestają się śmiać i zabiera od Tadeusza worek z ziemniakami. - Dziękuję za przyjemnie spędzony czas.
- Ja również dziękuję panience. Dobrej nocy.
- Dobranoc. A! Proszę, bądźmy na ty - dodała i weszła przez drzwi.
Jednak się odwróciła, a Tadeusz był już tyłem do niej i szedł w kierunku swojego domu. Ania wpatrywała się w jego oddalającą się sylwetkę. Jego płaszcz lekko się falował pod wpływem wiatru. Szedł równym tempem i wydało się Ani, że jakoś tak pewnie stąpał po ziemi. Wyrwała się z transu i weszła w głąb klatki. W otwartych drzwiach czekała już poirytowana Krystyna.
- Do domu, ale to już! - pociągnęła ją za fragment jej sukienki i wciągnęła do środka. - Powiedziałam ci, żebyś nie zwracała głowy Tadziowi!
- Możesz nie krzyczeć?
- Masz szlaban. Może nauczy cię to kilku ważnych rzeczy - wepchnęła ją do pokoju i zamknęła na klucz.
- Na przykład tego, że jesteś w nim zakochana po uszy? - dodała po cichu, gdy usiadła na łóżku.
Czy żałowała? Absolutnie!
____________________________________
I mamy kolejny rozdział! Jak wam się podoba? Jakie macie zdanie o Krysi?
Po tym rozdziale będzie chwilowa przerwa. Myślę, że kolejny rozdział będzie za tydzień.
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro