«petnajst-Prevc zawsze ma rację»
Peter siedział na belce startowej i czekał na zielone światło od Borka Sedlaka, aby oddać skok treningowy. Chciał oswoić się ze skocznią przed konkursem, który miał odbyć się kolejnego dnia. Gdy wreszcie zielone światło zostało zapalone, a Goran dał znak chorągiewką Peter odepchnął się od belki i ruszył po rozbiegu. Trochę zepsuł wyjście z progu, jednak starał się dobrze manewrować ciałem w locie, żeby oddać niezły skok. Wyładował na 120 metrze. Zrezygnowany pokręcił głową, gdyż wiedział, że wiatr pokrzyżował mu plany. Stać go było na znacznie lepszy skok. Odpiął narty i poszedł do szatni zdjąć kombinezon. Kiedy już to uczynił, wyszedł z szatni i przystanął obok norweskich skoczków, którzy obserwowali skoki innych zawodników. Zaraz swój skok próbny miał oddać Kamil Stoch. Peter uważnie przyglądał się młodemu Polakowi, który właśnie sunął po rozbiegu. Nie minęła chwila nim Kamil znalazł się w powietrzu i szybował jak ptak. Nienaganna sylwetka w locie, skupienie i spokój. Zwieńczył skok telemarkiem i wydawałoby się, że był on perfekcyjny jak zwykle, gdy nagle jedna z nart Kamila odpięła się, a skoczek runął jak długi na zeskok. Peter zbladł i wpatrywał się w leżącego na twardym śniegu Kamila, który przez chwilę nie podnosił się. Na szczęście kilka sekund później wstał o własnych siłach i dał kibicom znak, że wszystko z nim okej. Odpiął drugą nartę, która pozostała na jego nodze i w towarzystwie dwóch mężczyzn z polskiego sztabu szkoleniowego wyszedł z terenu skoczni. Był wkurzony i do tego bolał go bark, za który się trzymał. Peter podszedł do niego na bezpieczną odległość.
-Wszystko dobrze,Kamil?-spytał zmartwiony.
Kamil zdjął kask i odwracając się do Petera przytaknął głową. Uśmiechnął się, mimo, że zdawał sobie jak ciężka jest ta sytuacja. Mógł nie wystartować w jutrzejszym konkursie. Co gorsza, ten ból barku mógł być czymś poważnym, co wykluczyłoby go z reszty konkursów. Stoch próbował zdjąć plastron, jednak, gdy tylko poruszył ręką syknął z bólu. Momentalnie przy polskim zawodniku pojawił się lekarz kadrowy, który sprawdzał stan barku Stocha. Mówił coś po polsku, jednak dla Petera był to zupełnie obcy język i nic nie zrozumiał. Momentami tylko usłyszał znajome "kurwa" z ust Kamila i osób przy nim zebranych.
Prevc starał się jakoś podnieść swojego przyjaciela na duchu i za każdym razem, gdy ten spoglądał na Słoweńca uśmiechał się do niego czule, tak jakby chciał mu przekazać "wszystko będzie dobrze,Kamil". Sam Pero właściwie nie wierzył w to, że będzie dobrze, ale wiedział, że Kamil jest silny i momentami uparty więc da radę.
Do Polaka podszedł Anders Fannemel, który poklepał go po plecach ze współczuciem. Chwilę po tym, poszedł do swoich kadrowych kolegów i mrugnął do nich okiem. Przez głowę Petera przeszła kolejna myśl, że za upadkiem Kamila mogli stać Norwegowie. Gdy głębiej się nad tym zastanowił, stwierdził, że rzeczywiście o wszystko posadzą Norków i zdecydowanie przesadza. Każdemu mogło odpiąć się wiązanie, nawet Fannisowi. Skoki narciarskie to loteria, która dzisiaj jako swoją ofiarę wylosowała Kamila Stocha.
*
-Zanim powiesz, że upadek Kamila to wina Norwegów to nas posłuchaj-powiedział Anze, gdy tylko Peter wszedł do ich wspólnego pokoju. Słoweniec popatrzył na niego zdziwiony, po czym prychnął.
-To nie wina Norwegów-przyznał.
-Ty się dobrze czujesz?-spytał Schlieri, który również przesiadywał w pokoju Laniska i Prevca. Peter właściwie nie rozumiał, dlaczego to pokoje Słoweńców muszą być miejscami schadzek Doryje Teamu i tych drugich, których nazwa jest beznadziejna jak wzrost Fannisa. Zawsze po tych pseudo-schadzkach to Peter musiał sprzątać papierki po jedzeniu Cene, resztki towaru Laniska, Mannery, które przynosił Fettner i ego, z jakim w jego pokoju pojawiał się Gregor. Życie skoczka narciarskiego aka sprzątaczki bywa ciężkie. Chyba nawet gorsze niż kelnerki Forfanga.
-Czuję się dobrze, dziękuje za troskę-Peter rzucił sarkazmem.
-Chodziło mi bardziej o to, że....a dobra, nieważne-Schlieri wzruszył ramionami. Pero wywrócił oczami i wszedł do łazienki.
-Chcieliście mi coś powiedzieć?-krzyknął z łazienki.
-No tak. Chodzi i to, że tym razem to chyba była wina Norwegów-powiedział Anze. Prevc wyszedł z łazienki widocznie zaciekawiony jego słowami.
-Jak to?
-Gregor widział jak Halvor wychodzi z domku polskich skoczków, a zaraz za nim wyszedł stamtąd Tandex Szpandex-wytłumaczył Anze.
-Tandex Szmatdex-poprawił go Gregor.
-Może rozmawiali z Polakami?-Pero uniósł brew.
-Skoro tylko rozmawiali z Polakami, to czemu Forfang stał na czatach tak jakby obawiał się, że zaraz ktoś ich przyłapie na przebywaniu w czyjejś szatni?-Gregor zadał dość zastanawiające pytanie.
-Czyli waszym zdaniem to ich wina?-Lanisek i Schlierenzauer przytaknęli-A kiedy ja ich podejrzewałem to mieliście mnie za jakiegoś chorego psychicznie-prychnął Prevc.
-Sorry, taki mamy klimat-Schlieri wzruszył ramionami.
-Może sprawdzisz jaki mamy klimat za drzwiami?
-Czemu wy wszyscy mnie fajnie lubicie?-westchnął Gregor i wstał, zbierając się do wyjścia.
-Ja cię lubię!-krzyknął Anze-Ale tylko czasami, gdy nie zabierasz mi batoników z szafki nocnej.
-Mówiłem ci, że to nie ja. To ten twój bracik-Gregor wywrócił oczami-Idę pobawić się w stalkera Norków, sajonara!-powiedział na odchodne i wyszedł z pokoju Słoweńców.
-Oby znowu nie wpakował się w kłopoty-westchnął Anze. Pero spojrzał na niego porozumiewawczo-Jeżeli myślisz, że pójdę za nim to grubo się mylisz.
-Załatwię ci dożywotni zapas mefedronowych batoników-zaproponował Pero.
-Ugh, no dobra-Anze wstał i wyszedł z pokoju, aby pomóc Gregorowi w stalkowaniu Norwegów.
-Czuję, że będą z tego jeszcze większe kłopoty-powiedział sam do siebie Peter i wyszedł z pokoju jak dwaj poprzedni skoczkowie.
Dzisiaj wyjątkowo krótszy rozdział, a to dlatego, żeeeeeee
chyba od teraz rozdziały będą krótsze idk idk
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro