Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

«osemnajst- wykorzystamy ich własną broń»

Jedyne czego Peter potrzebował po przebudzeniu była kawa. Najlepiej czarna, mocna, aby mogła utrzymać go na nogach.

Szósta trzydzieści to nie za dobry początek dnia.

W bufecie, jak zwykle można było napotkać tylko tanią, niesmaczną kawę. Zaspani skoczkowie nie byli w stanie zwrócić uwagi na jej smak.

Peter nalał kawy do kubka, nałożył na talerz trochę jajecznicy, której i tak nie zamierzał zjeść i usiadł sam przy stoliku. W stołówce były jeszcze pustki. Z korytarzy słychać było krzątanie pracowników hotelu. Słoweniec wziął do ręki widelec i zaczął bez celu grzebać nim w talerzu, podpierając głowę na drugiej ręce.

-Witam rannego ptaszka-Prevc usłyszał znajomy głos, a zaraz poźniej pieszczący uszy śmiech. Spojrzał za siebie i posłał Kamilowi delikatny uśmiech-Mogę się przysiąść?

Peter bez słowa lekko się przesunął i zrobił Kamilowi miejsce. Polak usiadł obok Słoweńca i przez chwilę mu się przyglądał, aż wreszcie odezwał się do niego.

-Nie wyglądasz najlepiej, Peter. Dobrze się czujesz?-spytał, biorąc łyk kawy. Zaraz po tym lekko się skrzywił. Kącik ust Petera mimo wszystko powędrował ku górze.

-Nie spałem przez pół nocy-westchnął Peter, ciągle bawiąc się widelcem.

-Czemu?-Prevc wzruszył ramionami i wreszcie odłożył widelec na bok. Chciał napić się kawy, jednak przypomniał mu się jej beznadziejny smak i z tego zrezygnował.

-Nie mogłem zasnąć, a gdy wreszcie mi się udało, budziłem się po godzinie-Kamil pokiwał głową. Nie wiedział, że powodem, dla którego Peter nie mógł zasnąć było wymyślenie sposobu na chronienie jego i wszystkich innych skoczków, których Norwedzy chcieli uprowadzić.

-Czemu nie mogłeś zasnąć?-Kamil zadał kolejne pytanie.

-Laniskowi zachciało się gry w bingo z Tepesem-skłamał Peter. Bo najlepiej zrzucić całą winę na kolegów z drużyny, pamiętajcie.

-Że w nocy?-Stoch uniósł brwi.

-Nie spodziewałeś się tego po słoweńskim teamie?-zaśmiał się Peter.

-Może trochę-zawtórował mu Kamil.

-Jak twój bark?-spytał Peter po chwili ciszy.

-Nie jest źle i nie jest też dobrze-na twarzy Kamila pojawił się delikatny zarys uśmiechu-Moim zdaniem to nic poważnego, ale lekarz ciągle powtarza mi, że mam uważać, trener mówi, że mam się oszczędzać, a Maciek traktuje mnie jak kalekę i robi praktycznie wszystko za mnie-Polak wywrócił oczami na myśl o tym wszystkim.

-Może rzeczywiście powinieneś się oszczędzać-przyznał Peter.

-A gdzie tam, nic mnie nie boli, czuję się wręcz świetnie. Zaplanowałem sobie nawet zwycięstwo dzisiaj-Kamil dumnie przedstawił swój plan.

-Planujesz sobie zwycięstwa?

-Ktoś musi. Czasami jak sobie tego nie planuję, a wygrywam to mam taką miłą niespodziankę-zaśmiał się Stoch.

-A to zwycięstwo nie zależy od ilości zjedzonej papryki?-cichy śmiech Petera rozbrzmiał w pomieszczeniu.

-No też, ale zwykle to Piotrek zjada wszystko, a reszta musi sobie radzić bez papryki.

-To na prawdę straszne-Peter po raz kolejny się zaśmiał, jednak tym razem głośniej. Był wdzięczny Kamilowi, że po raz kolejny udało mu się poprawić jego humor.

-Oj uwierz, że w naszej drużynie zdarzają się straszniejsze rzeczy, chociażby Dawid śpiewający piosenki Zenia Martyniuka. Trzeba przyznać, że Dzióbao to zdolności do śpiewania nie posiada. A jak usłyszysz te jego pseudo-zdolności o trzeciej w nocy to zastanawiasz się czy ktoś ma orgazm lub czy przypadkiem araby cię nie napadają.

-Jesteście bardziej chorzy psychicznie niż my-przyznał Pero.

-W tym sezonie to racja. Z Piotrka i Maćka to się takie śmieszki zrobiły, że ja już nie wyrabiam. Co dopiero jak Dawid zacznie śmieszkować. Papryka chyba czyni cuda i gwarantuje fazkę lepszą niż mefedronowe batoniki, które Horngacher każe nam jeść trzy razy dziennie.

-Mefedronowe batoniki serio istnieją?

-Stefcio ma wszystko.

-Dobrze się składa, bo obiecałem Laniskowi zapas tych batoników. Jeżeli nie zapomniał o tej obietnicy, to muszę zgłosić się do waszego trenera.

-Nie jestem przekonany, czy się podzieli.

-Kamilooooooos!-zawołał Piotrek Żyła, który wszedł do stołówki wraz z Maćkiem i Dawidem-Co ty tak wcześnie nas opuściłeś? Heheheh.

-Nie miałem zamiaru słuchać waszych przygód w toalecie w środku nocy-trójka Polaków dosiadła się do stolika Petera.

-No nieźle się bawicie-zaśmiał się Peter.

-No a jak, Peterrros. 509 i dobre jest, hehehe.

Peter lubił spędzać czas z Polakami. Był pewien, że są oni w stanie poprawić humor dosłownie każdemu.

Przy stoliku nagle pojawił się Gregor, Michi, Anze i Robert. Przyglądali się Peterowi i Polakom w ciszy.

-Peter, musimy pogadać-odezwał się Anze. Peter przeniósł wzrok na kolegę z drużyny, skinął głową i wstał od stolika,  mówiąc, że zaraz wróci. Cała piątka skoczków wyszła na korytarz.

-Masz plan, co zrobić żeby Norwedzy nikogo dzisiaj nie porwali?-spytał Michi.

-Teoretycznie nie...-powiedział Peter.

-A praktycznie?-Gregor uniósł brew.

-A praktycznie też nie...

-Świetny plan, Pero-sarkastycznie powiedział Gregor.

-A wy coś wymyśliliście?

-Próbowaliśmy, ale ostatecznie zamknięcie wszystkich w hotelowej piwnicy mogłoby się nie sprawdzić-wytłumaczył Michael.

-Wykorzystamy ich własną broń-odezwał się ktoś stojący za skoczkami. Wszyscy odwrócili się i zobaczyli Martę.

-Co masz na myśli?-zaciekawił się Gregor.

-Zaszantażujemy ich. Jeżeli po konkursie kogoś porwą, my też porwiemy kogoś z ich teamu. Najlepiej Daniela. Zabierzemy jego laczki i powiemy mu, że jeżeli nie przyzna się do wszystkiego i nie wytłumaczy nam, o co w tym wszystkim chodzi, to mu ich nie oddamy.

-Masz zamiar porywać Norwega za każdym razem, gdy oni porwą jakiegoś innego skoczka? Przecież to może trwać w nieskończoność-Peter skrytykował ten plan.

-Właściwie to nie może. Będzie to trwało do momentu aż porwiemy wszystkich Norwegów.

-A co jeśli niczego się od nich nie dowiemy?-spytał Anze.

-W końcu będziemy musieli się czegoś dowiedzieć, a nie dowiemy się, jeżeli nie spróbujemy.

-Ostatecznie porywamy dzisiaj Daniela?-zapytał Gregor.

-Wiecie jak to się robi?-Peter podrapał się po karku.

-Właściwie to nie, nikogo nie porywałem jak do tej pory-Michi wzruszył ramionami.

-Ja wiem jak to się robi, znaczy...tak jakby-pani Basia stanęła obok Marty.

-Mamo, weeeeź, nie rób siary-nastolatka wywróciła oczami.

-Plan jest prosty, moi drodzy. Czekamy na Daniela po konkursie, zasłonimy mu oczy i zaciągniemy do pokoju Gregora-wytłumaczyła Basia.

-Czemu znowu do mojego?-oburzył się Schlieri.

-No to do pokoju Petera. Wypytamy go o wszystko, ale tak, żeby nie wiedział, że to my go porwaliśmy. Testowane na Ajzenpiździe.

-Porywałaś Markusa?-Marta spojrzała na swoją mamę ze zdziwieniem.

-Nie, zamykałam w schowku na miotły jak mnie wkurzał-Basia słodko się uśmiechnęła.

-Przydasz nam się, Baśka-przyznał Anze-Ale teraz to ja bym coś wszamał, więc przepraszam was, moja droga ekipo wpierdolu.

-Właśnie, jeżeli o ekipę wpierdolu chodzi to brakuje nam okularów wpierdolu dla każdego-przypomniał Robert.

-Coś się wymyśli, spokojnie. Wellinger ma dużo w walizce-odezwał się Schlierenzauer.

-I prawilnie, idziemy na śniadanie-powiedział Anze i żwawy krokiem ruszył w stronę stołówki.

Reszta skoczków powędrowała za nim. Peter cały czas miał w głowie słowa Marty. "Wykorzystamy ich własną broń".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro