«osemnajst- wykorzystamy ich własną broń»
Jedyne czego Peter potrzebował po przebudzeniu była kawa. Najlepiej czarna, mocna, aby mogła utrzymać go na nogach.
Szósta trzydzieści to nie za dobry początek dnia.
W bufecie, jak zwykle można było napotkać tylko tanią, niesmaczną kawę. Zaspani skoczkowie nie byli w stanie zwrócić uwagi na jej smak.
Peter nalał kawy do kubka, nałożył na talerz trochę jajecznicy, której i tak nie zamierzał zjeść i usiadł sam przy stoliku. W stołówce były jeszcze pustki. Z korytarzy słychać było krzątanie pracowników hotelu. Słoweniec wziął do ręki widelec i zaczął bez celu grzebać nim w talerzu, podpierając głowę na drugiej ręce.
-Witam rannego ptaszka-Prevc usłyszał znajomy głos, a zaraz poźniej pieszczący uszy śmiech. Spojrzał za siebie i posłał Kamilowi delikatny uśmiech-Mogę się przysiąść?
Peter bez słowa lekko się przesunął i zrobił Kamilowi miejsce. Polak usiadł obok Słoweńca i przez chwilę mu się przyglądał, aż wreszcie odezwał się do niego.
-Nie wyglądasz najlepiej, Peter. Dobrze się czujesz?-spytał, biorąc łyk kawy. Zaraz po tym lekko się skrzywił. Kącik ust Petera mimo wszystko powędrował ku górze.
-Nie spałem przez pół nocy-westchnął Peter, ciągle bawiąc się widelcem.
-Czemu?-Prevc wzruszył ramionami i wreszcie odłożył widelec na bok. Chciał napić się kawy, jednak przypomniał mu się jej beznadziejny smak i z tego zrezygnował.
-Nie mogłem zasnąć, a gdy wreszcie mi się udało, budziłem się po godzinie-Kamil pokiwał głową. Nie wiedział, że powodem, dla którego Peter nie mógł zasnąć było wymyślenie sposobu na chronienie jego i wszystkich innych skoczków, których Norwedzy chcieli uprowadzić.
-Czemu nie mogłeś zasnąć?-Kamil zadał kolejne pytanie.
-Laniskowi zachciało się gry w bingo z Tepesem-skłamał Peter. Bo najlepiej zrzucić całą winę na kolegów z drużyny, pamiętajcie.
-Że w nocy?-Stoch uniósł brwi.
-Nie spodziewałeś się tego po słoweńskim teamie?-zaśmiał się Peter.
-Może trochę-zawtórował mu Kamil.
-Jak twój bark?-spytał Peter po chwili ciszy.
-Nie jest źle i nie jest też dobrze-na twarzy Kamila pojawił się delikatny zarys uśmiechu-Moim zdaniem to nic poważnego, ale lekarz ciągle powtarza mi, że mam uważać, trener mówi, że mam się oszczędzać, a Maciek traktuje mnie jak kalekę i robi praktycznie wszystko za mnie-Polak wywrócił oczami na myśl o tym wszystkim.
-Może rzeczywiście powinieneś się oszczędzać-przyznał Peter.
-A gdzie tam, nic mnie nie boli, czuję się wręcz świetnie. Zaplanowałem sobie nawet zwycięstwo dzisiaj-Kamil dumnie przedstawił swój plan.
-Planujesz sobie zwycięstwa?
-Ktoś musi. Czasami jak sobie tego nie planuję, a wygrywam to mam taką miłą niespodziankę-zaśmiał się Stoch.
-A to zwycięstwo nie zależy od ilości zjedzonej papryki?-cichy śmiech Petera rozbrzmiał w pomieszczeniu.
-No też, ale zwykle to Piotrek zjada wszystko, a reszta musi sobie radzić bez papryki.
-To na prawdę straszne-Peter po raz kolejny się zaśmiał, jednak tym razem głośniej. Był wdzięczny Kamilowi, że po raz kolejny udało mu się poprawić jego humor.
-Oj uwierz, że w naszej drużynie zdarzają się straszniejsze rzeczy, chociażby Dawid śpiewający piosenki Zenia Martyniuka. Trzeba przyznać, że Dzióbao to zdolności do śpiewania nie posiada. A jak usłyszysz te jego pseudo-zdolności o trzeciej w nocy to zastanawiasz się czy ktoś ma orgazm lub czy przypadkiem araby cię nie napadają.
-Jesteście bardziej chorzy psychicznie niż my-przyznał Pero.
-W tym sezonie to racja. Z Piotrka i Maćka to się takie śmieszki zrobiły, że ja już nie wyrabiam. Co dopiero jak Dawid zacznie śmieszkować. Papryka chyba czyni cuda i gwarantuje fazkę lepszą niż mefedronowe batoniki, które Horngacher każe nam jeść trzy razy dziennie.
-Mefedronowe batoniki serio istnieją?
-Stefcio ma wszystko.
-Dobrze się składa, bo obiecałem Laniskowi zapas tych batoników. Jeżeli nie zapomniał o tej obietnicy, to muszę zgłosić się do waszego trenera.
-Nie jestem przekonany, czy się podzieli.
-Kamilooooooos!-zawołał Piotrek Żyła, który wszedł do stołówki wraz z Maćkiem i Dawidem-Co ty tak wcześnie nas opuściłeś? Heheheh.
-Nie miałem zamiaru słuchać waszych przygód w toalecie w środku nocy-trójka Polaków dosiadła się do stolika Petera.
-No nieźle się bawicie-zaśmiał się Peter.
-No a jak, Peterrros. 509 i dobre jest, hehehe.
Peter lubił spędzać czas z Polakami. Był pewien, że są oni w stanie poprawić humor dosłownie każdemu.
Przy stoliku nagle pojawił się Gregor, Michi, Anze i Robert. Przyglądali się Peterowi i Polakom w ciszy.
-Peter, musimy pogadać-odezwał się Anze. Peter przeniósł wzrok na kolegę z drużyny, skinął głową i wstał od stolika, mówiąc, że zaraz wróci. Cała piątka skoczków wyszła na korytarz.
-Masz plan, co zrobić żeby Norwedzy nikogo dzisiaj nie porwali?-spytał Michi.
-Teoretycznie nie...-powiedział Peter.
-A praktycznie?-Gregor uniósł brew.
-A praktycznie też nie...
-Świetny plan, Pero-sarkastycznie powiedział Gregor.
-A wy coś wymyśliliście?
-Próbowaliśmy, ale ostatecznie zamknięcie wszystkich w hotelowej piwnicy mogłoby się nie sprawdzić-wytłumaczył Michael.
-Wykorzystamy ich własną broń-odezwał się ktoś stojący za skoczkami. Wszyscy odwrócili się i zobaczyli Martę.
-Co masz na myśli?-zaciekawił się Gregor.
-Zaszantażujemy ich. Jeżeli po konkursie kogoś porwą, my też porwiemy kogoś z ich teamu. Najlepiej Daniela. Zabierzemy jego laczki i powiemy mu, że jeżeli nie przyzna się do wszystkiego i nie wytłumaczy nam, o co w tym wszystkim chodzi, to mu ich nie oddamy.
-Masz zamiar porywać Norwega za każdym razem, gdy oni porwą jakiegoś innego skoczka? Przecież to może trwać w nieskończoność-Peter skrytykował ten plan.
-Właściwie to nie może. Będzie to trwało do momentu aż porwiemy wszystkich Norwegów.
-A co jeśli niczego się od nich nie dowiemy?-spytał Anze.
-W końcu będziemy musieli się czegoś dowiedzieć, a nie dowiemy się, jeżeli nie spróbujemy.
-Ostatecznie porywamy dzisiaj Daniela?-zapytał Gregor.
-Wiecie jak to się robi?-Peter podrapał się po karku.
-Właściwie to nie, nikogo nie porywałem jak do tej pory-Michi wzruszył ramionami.
-Ja wiem jak to się robi, znaczy...tak jakby-pani Basia stanęła obok Marty.
-Mamo, weeeeź, nie rób siary-nastolatka wywróciła oczami.
-Plan jest prosty, moi drodzy. Czekamy na Daniela po konkursie, zasłonimy mu oczy i zaciągniemy do pokoju Gregora-wytłumaczyła Basia.
-Czemu znowu do mojego?-oburzył się Schlieri.
-No to do pokoju Petera. Wypytamy go o wszystko, ale tak, żeby nie wiedział, że to my go porwaliśmy. Testowane na Ajzenpiździe.
-Porywałaś Markusa?-Marta spojrzała na swoją mamę ze zdziwieniem.
-Nie, zamykałam w schowku na miotły jak mnie wkurzał-Basia słodko się uśmiechnęła.
-Przydasz nam się, Baśka-przyznał Anze-Ale teraz to ja bym coś wszamał, więc przepraszam was, moja droga ekipo wpierdolu.
-Właśnie, jeżeli o ekipę wpierdolu chodzi to brakuje nam okularów wpierdolu dla każdego-przypomniał Robert.
-Coś się wymyśli, spokojnie. Wellinger ma dużo w walizce-odezwał się Schlierenzauer.
-I prawilnie, idziemy na śniadanie-powiedział Anze i żwawy krokiem ruszył w stronę stołówki.
Reszta skoczków powędrowała za nim. Peter cały czas miał w głowie słowa Marty. "Wykorzystamy ich własną broń".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro