¥ Don't go out
"...najświeższe wiadomości z ostatniej chwili. Znaleziono kolejne zwłoki młodej kobiety. To już trzecie morderstwo w ciągu dwóch tygodni. Jak na razie nie znane są szczegóły jej śmierci, jednakże policjanci robią wszystko, co w ich mocy. Lepiej nie wychodźcie z domu..."
Zdegustowana, wyłączyłam radio. Nie mogłam dłużej słuchać tych idiotyzmów, zwłaszcza po powrocie z pracy. Byłam zmęczona i chciałam w spokoju posłuchać muzyki. W końcu, ile można gadać o morderstwach?! W ciągu dnia umiera na świecie kilka tysięcy ludzi i nikogo to nie obchodzi! Ale jak znajdą ciała trzech zamordowanych kobiet, od razu robią wielkie halo... Ludzie to idioci.
Nalałam wody do szklanki i sięgnęłam po paczkę tabletek przeciwbólowych. Miałam nadzieję, że migrena nie odbierze mi przyjemności z tego wieczoru. W końcu miałam go spędzić z osobą, na której bardzo mi zależało.
Spojrzałam na zegar, aby zobaczyć, ile czasu pozostało mi do wyjścia. Umówiłam się z Colem na dwudziestą pierwszą, a dochodziła dziewiętnasta, co dawało mi niecałe dwie godziny na przygotowanie. Musiałam się spieszyć.
Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku łazienki. Po drodze zabrałam wcześniej przygotowane przez siebie rzeczy, które zakładałam tylko na specjalne okazje. A ta zdecydowanie do nich należała – w końcu obchodziliśmy pierwszą rocznicę związku.
Weszłam do białej i schludnej łazienki, zamykając za sobą drzwi. Uwielbiałam zapach czystości oraz odświeżacza powietrza, który zawsze mi towarzyszył. Podeszłam do umywalki i spojrzałam w lustro, które nad nią wisiało. To co ujrzałam, jak zawsze wywołało uśmiech na moich ustach. Nigdy nie należałam do osób mających kompleksy. Lubiłam się taką jaką byłam.
Długie blond włosy, zaczęłam rozplatać z warkocza, aby swobodnie spłynęły po szczupłych ramionach. Po wykonanej czynności, wzięłam się za zmycie makijażu. Zaczęłam od rzęs zdobiących moje piwne oczy, a skończyłam na szmince, która trudno schodziła z pełnych, malinowych ust.
Następną czynnością na mojej liście "to do" był prysznic. Zaczęłam rozbierać się z kremowego golfa, czarnych jeansów oraz białej bielizny. Przed wejściem do kabiny, puściłam wodę, aby się nagrzała. Kiedy była wystarczająco ciepła, weszłam do środka, a po moim ciele rozeszły się przyjemne dreszcze. Uwielbiałam uczucie czystości. Nienawidziłam brudu.
Odkąd pamiętam, przy każdym myciu używałam dwóch różnych mydeł do ciała, trzech szamponów, odżywki oraz maski do włosów. Wszytko po to, aby były zadbane, błyszczące oraz pachniały lawendą – moim ulubionym kwiatem.
Po skończonym prysznicu, wyszłam z kabiny i sięgnęłam po biały bawełniany ręcznik. Uwielbiałam czuć jego miękkość na swojej mlecznej skórze. Od maleńkości miałam z nią problemy, dlatego dbałam o jej jak najlepszy stan i wygląd.
Kiedy byłam już sucha, przeszłam do balsamowania ciała, a następnie suszenia włosów. Zapamiętałam, aby nie traktować ich gorącym powietrzem, gdyż bardzo się wtedy niszczyły. Używałam tylko chłodnego.
Po skończonej czynności, od nowa splotłem je w długiego warkocza, a następnie spięłam w koka z tyłu głowy. Denerwowało mnie, kiedy opadały na moją twarz i wchodziły do oczu. Wolałam zaczesywać je w eleganckim stylu, aby wyglądały schludnie.
Następną czynnością był lekki makijaż. Nie potrzebowałam korektora, ani rozświetlaczy, gdyż moja buzia była naturalnie ładna. Nałożyłam jedynie jasne cienie na powieki, rzęsy podkreśliłam tuszem, a usta krwistoczerwoną szminką, aby były "wyraziste" wśród mroku panującego na zewnątrz.
Przejrzałam się ostatni raz w lustrze, aby sprawdzić, czy wszystko wyglądało perfekcyjnie. Wreszcie mogłam przejść do ostatniego punktu na mojej liście. Ubioru.
Rozpoczęłam od białej bielizny, która idealnie komponowała z mlecznym odcieniem mojej skóry. Następna była perlisto-biała, jedwabna sukienka o prostym kroju, bez ramiączek. Szybko ją na siebie włożyłam i zapięłam z boku złotym zamkiem.
Byłam praktycznie gotowa. Jeszcze tylko kilka drobiazgów i mogłam wychodzić.
Sięgnęłam po złote kolczyki, leżące na jednej z szafek. Dostałam je pół roku temu od Cole'a, dlatego były bardzo ważnym dodatkiem do stroju. Spryskałam się również perfumami o zapachu lawendy. Następnie swobodnym krokiem wyszłam z łazienki, zabierając ze sobą rzeczy, w których wróciłam do domu. Złożyłam je w niebieskim koszyku na pranie, aby pamiętać o ich późniejszym wyniesieniu.
Przed wyjściem założyłam na siebie kremowy płaszczyk oraz czarny komin, aby się nie przeziębić. Na stopy nałożyłam lakierowane szpilki, które nadały moim łydkom smukłego kształtu. Ostatnią rzeczą był wybór torebki. Ze względu na to, iż ta decyzja nigdy nie należała do najłatwiejszych, zostawiłam ją na sam koniec.
Skierowałam się w stronę wielkiej szafy, stojącej w przedpokoju. Kiedy ją otworzyłam moim oczom ukazał się stos przeróżnych toreb poukładanych kolorystycznie, od najmniejszej do największej. Ze względu na to, iż moje usta były w odcieniu krwistoczerwonym, nie chciałam, aby pozostały osamotnione, dlatego zdecydowałam się na podobny kolor. Po długim zastanowieniu, zwyciężczynią została torebka Louis Vuitton wykonana ze skóry aligatora. Nie należała do najtańszych, dlatego rzadko pojawiałam się z nią na mieście.
Przeszłam do kuchni i położyłam ją na blacie, aby następnie przełożyć do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Była to ostatnia czynność, którą potrzebowałam wykonać przed wyjściem z domu.
Po chwili byłam gotowa. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i widząc, iż wszystko znajdowało się na swoim miejscu, ruszyłam w stronę drzwi.
Szybko wyszłam z mieszkania, uprzednio je zamykając. Nie czekając na windę, ruszyłam po schodach w dół. Oprócz brudu nie przepadałam za małymi, zamkniętymi pomieszczeniami, a owa winda była ucieleśnieniem obydwóch tych rzeczy.
Będąc już na dole, popędziłam w stronę wyjścia i skierowałam w stronę swojego samochodu. Musiałam uważać, aby nie poślizgnąć się na ośnieżonej powierzchni. W szczególności, kiedy byłam zmuszona iść w szpilkach.
Na szczęście obyło się bez wpadki, dzięki czemu z łatwością znalazłam się w zamrożonym pojeździe. Musiałam odczekać kilka minut, zanim ciepłe powietrze z klimatyzacji odmroziło przednią szybę.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić godzinę. Zbliżała się dwudziesta pierwsza, a ja jeszcze nie zdążyłam ruszyć się z miejsca. Postanowiłam zadzwonić do Cole'a, aby poinformować go o zaistniałej sytuacji.
— Cześć, skarbie — zaczęłam, kiedy usłyszałam jego oddech w słuchawce. — Dzwonię, aby powiedzieć, iż mogę się trochę spóźnić. Mam nadzieję, że nie będziesz zły?
— Zły? Zwariowałaś? — jego śmiech sprawił, iż na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. — Na ciebie mógłbym czekać całą wieczność. Nie spiesz się i jedź ostrożnie. — Zatrzymał się na chwilę, po czym dodał: — I nie chodź sama po zmroku. Nie wiadomo, na kogo można wpaść o tej porze.
— Zapamiętam — odparłam spokojnie, uśmiechając się pod nosem. — Za chwilę będę. Do zobaczenia. — Zakończyłam, rozłączając się.
Dla umilenia sobie czasu podczas oczekiwania na odmrożenie się szyb, włączyłam radio. Tym razem nie trafiłam na idiotyczne wiadomości, lecz muzykę.
Po pięciu minutach oczekiwania, mogłam wreszcie wyruszyć. Wyjechałam powoli z podjazdu, aby następnie wystrzelić jak strzała w kierunku miasta. Przy normalnej prędkości znalazłabym się na miejscu w przeciągu dwudziestu minut, jednakże znając moc silnika i jego możliwości, mogłam to zrobić w czasie o połowę krótszym. Nie przeszkadzała mi nawet oblodzona jezdnia, która czasami dawała mi się we znaki.
W umówionym punkcie znalazłam się szybciej niż przewidywałam. Zaparkowałam pojazd pod włoską restauracją, do której zaprosił mnie Cole i pamiętając o tym, aby zabrać ze sobą torebkę, wyszłam z samochodu. Musiałam przyznać, że z minuty na minutę robiło się coraz chłodniej. W tamtej chwili żałowałam, iż nie założyłam rajstop, które uchroniłyby moje nogi od nieprzyjemnie kłującego mrozu.
Wyszłam z samochodu i ruszyłam w stronę restauracji, zamykając go wcześniej, a klucze chowając w torebce. Musiałam przyznać, że budynek, przed którym się znalazłam robił wrażenie. Ze środka wydostawało się przyjemne, ciepłe światło, które rozświetlało mrok znajdujący się za mną. Wystarczył jeden rzut oka, aby zauważyć, iż nie należała ona do najtańszych. W końcu Cole znał moją wartość.
¥¥¥
— Na co masz ochotę, kochanie? — usłyszałam ciepły głos chłopaka, który wyciągnął mnie z zamyślenia.
— Hmm... Zastanawiam się pomiędzy rybą a sałatką — mruknęłam, przeglądając kartę dań.
— Skarbie, jesteśmy we włoskiej restauracji. Możesz na chwilę zrezygnować ze swojej diety i cieszyć się smacznym posiłkiem — poczułam ciepłą dłoń Cole'a na swojej ręce. Podniosłam wzrok na jego twarz, aby odpowiedzieć mu uśmiechem, jednakże coś mnie zaniepokoiło.
— Wszystko w porządku? — zapytałam niepewnie, przyglądając się mu uważnie. Uśmiechnęłam się lekko, aby rozluźnić atmosferę między nami.
— Tak... Zamyśliłem się tylko — odparł, śmiejąc się nieszczerze. Nie wiedziałam, co spowodowało tak nagłą zmianę w jego zachowaniu. Nie byłam również pewna, czy chciałam to wiedzieć. — Poczekasz chwilę?
Nie musiałam nawet odpowiadać, gdyż mężczyzna wstał i odszedł od stolika, kierując się w stronę łazienki. Uważnie śledziłam wzrokiem każdy jego ruch, aż w końcu domyśliłam się, o co chodziło...
Znowu to robił.
¥¥¥
Po zapłaceniu rachunku za kolację, wyszliśmy z restauracji i stwierdziliśmy, iż dobrym pomysłem byłby krótki spacer przed snem.
Była to dobra okazja, abym dowiedziała się, co takiego wydarzyło się w tamtej toalecie, iż nie wracał z niej przez dobre dziesięć minut.
Przechadzając się po ciemnym i zimnym parku, w mojej głowie zaczęły kumulować się mroczne myśli, które próbowałam wyprzeć.
— Cole?
— Tak, kochanie? — zapytał swobodnie, trzymając mnie blisko siebie.
— Mówimy sobie całą prawdę?
— Oczywiście, że tak! — zaśmiał się. — Skąd to pytanie?
Nie rób tego, błagam.
— Po prostu... Nie wiem. Mam czasami wrażenie, jakbyś coś przede mną ukrywał. — Powiedziałam niepewnie, stając w miejscu.
Mężczyzna zatrzymał się metr dalej i zaczął przyglądać mi się z ciekawością, lecz również coraz większą niepewnością na twarzy.
— Co masz na myśli?
Zagryzłam usta, czując narastającą adrenalinę. Nie potrzebowałam jego zapewnień, gdyż znałam odpowiedź na swoje pytanie. Chciałam, aby się przyznał. Sam od siebie.
— Te zamordowane kobiety... Miałeś z nimi do czynienia, prawda?
Pierwszy raz zauważyłam strach w jego oczach.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz...
— Mógłbyś wreszcie przestać pieprzyć i zachować się jak na mężczyznę przystało?! — krzyknęłam, nie mogąc wytrzymać rosnącej presji. Byłam zła. Bardzo zła. — Wyjście do toalety... Żałosne. Myślałeś, że się nie domyślę, że zdradzasz mnie z tymi dziwkami na boku?!
Zaczęłam się powoli zbliżać w jego kierunku. Tym razem nie był przestraszony, lecz przerażony.
— Błagam... Porozmawiajmy o tym na spokojnie w domu. Nie ma co wyciągać pochopnych wniosków, w szczególności po ilości wina jaką wypiłaś...
Nie zdążył jednak dokończyć, gdyż przeszkodził mu w tym nóż kuchenny zatopiony w jego gardle.
Chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem i niedowierzaniem w oczach. Odpowiedziałam mu słodkim uśmiechem.
Aby się nie pobrudzić, stanęłam za jego plecami i dokończyłam zaczętą robotę. Jeszcze przez chwilę się szarpał, jednakże w końcu paraliż opanował jego ciało. Prawdopodobnie próbował coś powiedzieć, gdyż z jego ust dochodził przyjemny dla ucha gulgot, a szkarłatna krew tryskała na chodnik, co jakiś czas. Mogłam dokończyć swoją pracę, dociskając nóż głębiej i głębiej...
Gdybym wiedziała, że zabicie go przyniesie mi taką przyjemność, już dawno bym to zrobiła.
Musiałam przyznać, iż było to o wiele przyjemniejsze niż zamordowanie tych trzech suk, które zdążył zaliczyć przez ostatnie dwa tygodnie.
Jego ciało powoli zaczęło mi ciążyć na piersi, dlatego ostrożnie położyłam je na ziemi. Sądziłam, iż nie powinnam się pobrudzić jeżeli będę stała do niego tyłem... Niestety, Cole jak zawsze miał inne plany. Jego krew pobrudziła mój kremowy płaszczyk oraz białą sukienkę.
— Ty chuju! — syknęłam, widząc szkody, jakie wyrządził na moim odzieniu. — Nawet po śmierci jesteś nic niewartym gnojem!
Wściekła, wyciągnęłam nóż z jego gardła i biorąc mocny zamach, zatopiłam go w twarzy chłopaka. Szczęk łamanych kości był niczym miód na moje uszy.
— W radiu ostrzegali, żeby nie wychodzić z domu — mruknęłam w jego stronę, podnosząc się ociężale na nogi. Mimo zmęczenia, nareszcie byłam szczęśliwa.
A noc jeszcze młoda...
Lol
Mój pierwszy one-shot.
Pewnie jest beznadziejny, ale po prostu chciałam go napisać :p
Wesołego Halloween XD
(Za wszystkie błędy z góry przepraszam!)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro