Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Cóż, więc teraz wypadałoby opowiedzieć jak dokładnie skończyłam.

Kiedy już odzyskałam przytomność znajdowałam się w cukierkowo różowym pokoju (jestem przekonana, że właśnie tak wyglądałoby moje piekło). Dosłownie wszystko miało kolor różowy ściany, łóżko, szafy, toaletka, a nawet kosmetyki w niej!
No może oprócz podkładu.
Jednak największy szok przeżyłam, gdy zobaczyłam się w lustrze.

Miałam na sobie różowa bufiastą sukienkę, tonę biżuterii i zdecydowanie za mocny makijaż, pewnie domyślacie się w jakim kolorze, ale jeśli jeszcze się nie połapaliście to był on różowy. Czułam się jak lalka barbie zamknięta w domku dla lalek, to było chore.
W miejscu w którym się znalazłam nie było okien, więc nie miałam pojęcia gdzie jestem, ani która jest godzina. Przez specjalny otwór w drzwiach dostałam jedzenie i wodę. W sumie nie wiem, czy możnaby to nazwać jedzeniem...

Byłam okropnie głodna, a jedyne co dostałam to małe ugotowane marcheweczki, których było aż pięć. Zapowiadał się syty posiłek...
Co najzabawniejsze dostałam do nich maleńkie różowe sztućce, które były z drewna (gdyby były z czegoś bardziej wytrzymałego poważnie rozmyślałabym nad podcięciem sobie żył).
Wzięłam jedną moich marchewek do ręki i wtedy przeżyłam wstrząs.... DOSŁOWNIE wstrząs.
Jedna z moich licznych bransoletek kopnęła mnie prądem i w ten oto sposób całe moje 'jedzenie' wylądowało na ziemi. Kiedy chciałam je pozbierać i zjeść (Nie oceniacje mnie, byłam zdesperowana) bransoletka cały czas mnie raziła prądem.
W końcu po licznych próbach poddałam się i położyłam moje marcheweczki przy otworze z którego wyszły.Przynajmniej miałam jeszcze wodę.
Gdy tajemnicza ręka wyłoniła się, aby wziąć mój niedoszły posiłek spróbowałam złapać ją i zmusić, aby mnie wypuściła, jednak to również udaremniła mi moja bransoletka, chociaż tym razem wydawało mi się, że większa ich ilość mnie poraziła. Z bólu upadłam na ziemię i puściłam nieznaną rękę, która położyła mi na tacce karteczkę z wiadomością.
Szczerze miałam nadzieję na coś bardziej jadalnego.

Nie miałam pojęcia dlaczego Jacob mi to robi, ani co chce w ten sposób osiągnąć. Podeszłam do drzwi i wzięłam kartkę. Treść, która na niej widniała początkowo wydawała mi się niezrozumiała.
Na kartce było napisane

'Jesteś od teraz naszą laleczką, a laleczki nie mogą jeść rękami, ponieważ to im nie przystoi, zachowuj się tak jak powinnaś, a nie będziesz cierpieć... Do czasu'.

Najbardziej zastanawiało mnie słowo 'naszą' myślałam, że stoi za tym tylko jedna osoba oraz o co chodzi z laleczką. Jacob zabrał mnie do jakiegoś dziwnego burdelu? No bo w końcu co miało znaczyć to 'do czasu'. Mogłam użyć tej wody do utopienia się... Zmarnowałam tak dobrą okazję.

Naprawdę nie miałam pojęcia co o tym myśleć i w sumie to się nie zmieniło. Minął tydzień, a tu niewiele się zmieniło. Dostawałam trzy posiłki dziennie, które składały się z jakiejś niewielkiej ilości warzyw i oczywiście wodę.
Mój żołądek desperacko domagał się jakiejś pizzy, ale póki co mogłam sobie o niej tylko pomarzyć.
Codziennie, gdy budził mnie budzik (którego nawiasem mówiąc wcześniej nie zauważyłam i który zamiast godziny pokazywał moje imię) musiałam robić makijaż i ubierać się, w jedną z bufiastych sukienek, które były w szafie, resztę dnia musiałam siedzieć i wgapiać się w lustro, dopóki budzik nie zadzwoni co będzie oznaczało, że mogę iść się wykąpać i położyć się spać. Jesli tego nie robiłam coraz większa ilość bransoletek kopała mnie prądem. Jedyną rzeczą, którą jeszcze mogłam robić było korzystanie z toalety, która oczywiście również była w kolorze różowym. Aktualnie na widok tego koloru dostaje oczopląsu i odruchu wymiotnego, ale ciężko wymiotować, gdy nie ma się czym... 

Gdy to pisałam nie sądziłam, że będzie to mój ostatni 'normalny' dzień w domku dla lalek...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #dollhouse