Rozdział 38 - Taximan
Tupałem nerwowo nogą, opierając się o framugę drzwi. Krzyknąłem na tyle głośno, aby Olek w końcu się odwrócił w moją stronę.
- Długo mamy na ciebie czekać? Nie potrafisz pożegnać się z Alicją? - wyrzuciłem, a on zignorował moje pytanie i nie ruszył się z miejsca. Następnie odwrócił się błyskawicznie oraz wytknął na mnie palec wskazujący.
- A ty potrafiłeś pożegnać się z Dominiką, gdy dwukrotnie odebrał ją brat? - uśmiechnął się triumfalnie i powrócił do wcześniejszej pozy.
Siedział, przyklejony do łóżka i nie miał zamiaru ruszyć swojej płaskiej dupy ku wyjściu. Ku zbawieniu nareszcie do pokoju wkroczyła Alicja, która ledwo co trzymała się na nogach. Nic dziwnego skoro właśnie spędziła dwie doby bez przerwy w szpitalu, nie zmrużywszy nawet oka.
- Przepraszam, że tyle to trwało, ale facet z trójki jest naprawdę nieznośny... - Olek w mgnieniu oka znalazł się naprzeciw dziewczyny i splótł ręce na piersi.
- Jaki facet? - jego naburmuszony ton zawisł w powietrzu, a ja prychnąłem.
- Daj jej spokój, Alek. Przecież nie jesteś jedynym facetem w tym szpitalu - wywróciłem oczami. - Przecież trafiają się tutaj przystojniejsi mężczyźni, prawda? - wskazałem pewnie palcem na siebie, uśmiechając się zadziornie.
Alicja zatrzymała się w czasoprzestrzeni i nie miała pojęcia, jak zareagować na tę dogryzkę, by nie urazić i nie rozzłościć chłopaka. Aleksander natomiast mocno ją przytulił i pokazał mi dwa środkowe palce.
- Nie miałeś szukać przypadkiem Dominiki? - warknął zazdrośnie.
Pokręciłem zrezygnowany głową i pożegnałem ich dwójkę, aby mogli zostać na chwilę sami. Dominikę i Patrycjusza znalazłem przy automatach, gdzie brunet przykładał czoło i ręce po obu stronach głowy do szyby i obserwował, jak maszyna powoli uwalnia z siebie jego wymarzony batonik. Przez cały okres czasu, kiedy znajdowałem się w szpitalu, brunet żywił się słodyczami z automatu, które były dwa razy droższe niż te w sklepiku naprzeciw szpitala. Ale nie udało nam się go przekonać, by chodził do sklepu, bo uważał, że jakość smaku słodyczy jest tam zaniżona. Cokolwiek, facetowi po prostu się nie chciało ruszyć do sklepu.
- Jedziemy już do domu czy Alek dalej obściskuje się z Alicją? - rzucił Patrycjusz, bo wyciągnięciu batonika z automatu, a Dominika dała mu kuksańca w brzuch.
- Olek nie zobaczy jej przez dłuższy czas, zrozum go - odparowała.
- Chciałbym - wieczny singiel pokiwał tylko głową.
Przez korytarz przeszła pielęgniarka, która jakiś czas temu próbowała mnie zaciągnąć na salę, gdy poszedłem za Dominiką. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, a kiedy spojrzała na Dominikę znacząco przyśpieszyła kroku, by jak najszybciej od niej uciec. Brunetka tylko parsknęła, ale widać było, że nie miała ochoty po raz kolejny na nią naskoczyć.
- To co? Jedziemy na stare śmieci? - Alek klepnął mnie z całej siły w bark i uśmiechnął się do pozostałych.
- Naładował się, to i mu humorek powrócił - fuknął Patrycjusz, a Alek poszerzył uśmiech i nieświadomie zacisnął rękę na moim ramieniu.
- Zaraz ta energia wyładuje się z mojej pięści na twojej krzywej mordzie - odpowiedział sarkastycznie na zaczepkę.
- Jeszcze nam potrzeba kolejnych rannych i dłużej siedzieć w szpitalu - Dominika wywróciła oczami, a ja pokiwałem zgodnie głową. Już dość siedzenia w tym cholernie wysterylizowanym miejscu.
Patrycjusz odwrócił się do nas plecami, ustawił się w pozycji startowej do biegu, a przed wystartowaniem wykrzyknął:
- Olek by nie narzekał!
Aleksander odepchnął się od mojego ramienia i pognał w pościgu za brunetem. Spojrzałem na dziewczynę i wzruszyliśmy jednocześnie ramionami.
- Lepiej też już chodźmy - zaproponowałem i gdy miałem zamiar położyć rękę na plecach Dominiki, nagle otrzeźwiałem i bezwładnie opuściłem dłoń.
* * *
- Panie taksówkarzu, czy to zdrowe siedzieć cały dzień w tej samej pozycji? Czy przy stole w domu też pan, panie taksówkarzu, trzyma nogę na sprzęgle, a sięgając na przykład po sałatkę zmienia pan bieg z dwójki na trójkę?
Najgorszym pomysłem było pozwolenie na zajęciu miejsca z przodu przez Patrycjusza. Kierowca dosłownie zaczynał się pocić od takiej ilości pytań i błagalnie patrzył na nas we wstecznym lusterku. Nie sprawiał wrażenia zirytowanego, ale widać było, że trafiła mu się chyba po raz pierwszy osoba, która zagadywała go, a nie odwrotnie.
- A ta lampka Aladyna, co oznacza? Wie pan, panie taksówkarzu, niedługo mam zamiar podjąć się kursu na prawo jazdy i chciałbym nieco zabłysnąć.
- Na drodze to ci jedynie zabłysną światła policyjne za bardzo przepisową jazdę, Aladynie - mruknął Aleksander, a kierowca stłumił śmiech kaszlem.
- Osoby wyższego szczeblu potrzebują eskorty, co poradzić z tą sławą - skrzyżował ręce za karkiem i wyprostował się dumnie.
- Osoby chore psychicznie też.
Patrycjusz zerwał się z fotela i próbował dosięgnąć do Olka, który siedział dosłownie za nim. Jego starania poszły na marne, a pasy bezpieczeństwa sprawdziły się na medal, uniemożliwiając mu bójkę w taksówce.
Chyba właśnie tego mi brakowało. Kłótni i bójek o pierdoły.
- Siadaj, dziecko, bo zaraz cię posadzę z tyłu na foteliku - warknął ku zaskoczeniu wszystkich pan taksówkarz, który wydawał się być nietkniętą oazą spokoju. - Chcesz nas sprowadzić do grobu swoich zachowaniem?
Patrycjusz powoli wrócił do siedzącej pozycji i się nadąsał.
- Przepraszam pana, panie taksówkarzu - powiedział od niechęcenia, przez co ulżyło mi, że wie, jak poprawnie się zachować. - Ale to była pana wina, bo gdyby pan mi odpowiedział, co oznacza lampa Aladyna, nie musiałby pan na mnie krzyczeć!
No kurwa, nie wierzę...
Kątem oka zerknąłem na Dominikę, która swoją drogą bardzo ucichła. Miała zamknięte oczy, a czołem opierała się o szybę i cicho oddychała. Zasnęła.
Nim zdążyłem racjonalnie przemyśleć sytuację, już wyciągnąłem rękę i przeniosłem jej głowę na moje ramię. Specjalnie zsunąłem się z fotela, by stabilniej się o mnie opierała. Przypadkowo musnąłem dłonią jej policzek i zdziwił mnie fakt, jaki był ciepły. Odgarnąłem jej delikatnie włosy z czoła i przyłożyłem rękę, aby sprawdzić, czy czasem się nie rozchorowała.
Miała ewidentnie gorączkę.
- Właśnie dlatego, młody taksówkarzu, musisz pamiętać o obrotach silnika - facet od kierownicy skończył swój monolog, a Patrycjusz grzecznie przytakiwał.
Chwila, od kiedy przeszli na ty i kiedy się, do cholery, pogodzili?
- Za ile będziemy na miejscu? - zapytałem, a kierowca złapał ze mną kontakt wzrokowy we wstecznym lusterku.
- Za jakaś godzinkę.
Niedobrze.
- Potrzebuję koca, przeciwbólowych i wody.
- Czy ty rodzisz!? - Patrycjusz momentalnie obrócił się do tylu i rozszerzył usta ze zdziwienia. - Dziadziu, kierunek porodówka!
- Debilu pierdolony, lepiej szukaj na mapie jakieś apteki! - warknąłem ku niemu, a on podniósł ręce w geście kapitulacji.
Zdjąłem z siebie kurtkę zimową oraz rozpinaną bluzę i okryłem nią Dominikę, która dalej spała niewzruszona. Jej policzki coraz bardziej się czerwieniły, co oznaczało, że wzrosła jej temperatura. Kurwa, niedobrze.
- Dziadziu, szukaj na mapie, którą masz w tym małym łebku, jakieś apteki! - krzyknął Patrycjusz tuż nad jego uchem.
- CHCESZ WYSIĄŚĆ, DZIECIAKU!? - kierowca zmarszczył brwi i pewnie wcisnął pedał gazu.
* * *
Po zakupieniu leków i wody, trudno było doprowadzić brunetkę do normalnego stanu. Normalnego mam na myśli, że byłaby świadoma chociaż, jakie leki próbuje jej wcisnąć. Przez moment nie dało się jej wybudzić, potem przestała się do mnie odzywać, a jej odpowiedzią w kółko było: „Daj mi spać", a na samym końcu nie chciała nawet połknąć tabletek. Kierowca ku naszym namowom dał się ubłagać o podwyższenie temperatury klimatyzacji w aucie, żeby Dominice było ciepło. Niestety, nie udało mam się dostać nigdzie w pobliżu koca czy czegoś do okrycia, a kierowca jedyne co miał to namiotową karimatę. Podziękowaliśmy od razu. Jakoś nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak można by się tym okryć, tym samym nie wyglądając przy tym jak kurczak w folii aluminiowej.
- Mogę ci pomóc z połknięciem tabletek, siostra - Patrycjusz uniósł dwa razy brwi z znaczącym uśmieszkiem. - Tylko nie jestem pewien, czy chcę stracić swój pierwszy pocałunek właśnie z tobą.
Dominika zmarszczyła brwi i drżącą ręką pokazała mu środkowy palec. Chwyciłem ją za rękę i położyłem na otwartej dłoni dziewczyny leki przeciwgorączkowe. Przymusowo przysunąłem jej rękę do ust, a Dominika półświadoma nareszcie je połknęła.
- Musisz wypić chociaż pół wody tej małej butelki - nalegałem, a Dominika pokręciła głową na moim ramieniu. - Poczujesz się lepiej.
Ponownie odmówiła, a mnie zaczęły kończyć się pomysły jak i cierpliwość. Ostatnim razem tylko Harry robił mi wielką aferę, gdy był chory, bo tabletki były za duże i bał się, że tabletka stanie mu w gardle i się udusi.
Doskonale go rozumiałem, bo sam miałem ten problem w dzieciństwie. Fuj, paracetamol. Czy producenci tabletek mają w ogóle o tym jakieś pojęcie, jak trudno połknąć tak wielkie chujostwo i żyć z fobią dziecięcą przed uduszeniem się tym gównem?
- Zrób to dla mnie - wtuliłem twarz w jej włosy, tak aby tylko ona słyszała. Na Harrego ten tekst zawsze działał, bo był totalnie mi bliski i nie miał serca mi odmawiać.
W ostateczności mówiłem mu, że za godzinę umrę, jeżeli nie połknie tabletek. Efekt natychmiastowy.
- Dla Edwarda? - zapytała półprzytomna, a mnie ciekawiło, czy nie kojarzyła mojego głosu, czy może wolała mieć pewność, dla kogo to robi.
Jednocześnie sposób w jaki wypowiadała moje imię, powodował że nie potrafiłem przestać się uśmiechać. Co za dziecinada.
- Mhm - potwierdziłem, a brunetka pewnie chwyciła butelkę i zaczęła powoli pić, odwracając się w stronę okna.
Oparłem głowę o zagłówek fotela i tępo patrzyłem w drogę przed siebie. Aleksander sprawiał wrażenie niezainteresowanego tym, co działo się w aucie i cały czas oglądał widoki za oknem. Patrycjusz oczywiście coraz bardziej się nakręcał i zagadywał kierowcę, a ten o dziwo odpowiadał mu z uśmiechem i entuzjazmem. Cała ta sytuacja zaczęła mnie dziwnie wykańczać i powoli zacząłem odpływać.
- Zimno... - jedno słowo podziałało na mnie jak wiadro zimnej wody.
Dominika z całej siły starała się szczelniej okryć moją bluzą i kurtką, ale ręce okropnie jej się trzęsły. Instynktownie znów dotknąłem jej czoła, które było cieplejsze niż parę minut temu. Zagryzłem wargę, gdy do głowy wpadł mi idiotyczny pomysł, by posadzić dziewczynę na kolanach i spróbować jakoś ogrzać, który natychmiast wybiłem sobie z głowy. Prócz podwyższenia jeszcze bardziej temperatury klimatyzacji, nie było innego rozwiązania. Spojrzałem na lusterko wsteczne i podłapałem wymowne spojrzenie taksówkarza, następnie przeniosłem wzrok na Patrycjusza, który obrócił się do tyłu i również wgapiał się we mnie wyczekująco. Ostatkiem nadziei, że chociaż Alek ma wyjebane i podziwia dalej te pieprzone widoki, luknąłem kontrolnie w jego stronę, a on dosłownie wpatrywał się we mnie z wyrazem twarzy „nie pierdol i to zrób".
Kiedy, kurwa, się naradzili? I nawet ty dziadziu za kierownicą bierzesz udział w tym spisku?
Przewróciłem oczami i mruknąłem:
- Dobra, przecież wiem, co mam zrobić - zadowoleni przytaknęli i wrócili do poprzednich zajęć.
Cholerne swatki.
Odpiąłem pas bezpieczeństwa i tak samo postąpiłem z pasem Dominiki. Wsunąłem rękę pod jej kolana, a drugą objąłem ją za plecy i delikatnie przeniosłem ciężar jej ciała na moje kolana oraz zająłem jej miejsce przy oknie.
- Nie szarżuj tak głośno, dziku - zarechotał Patrycjusz, przez co oberwał w swój pusty łeb plastikową butelką po wodzie.
Zapiąłem pas z powrotem i założyłem jej kaptur na głowę. Objąłem ją szczelnie ramionami, oparłem jej głowę na moim barku i przystawiłem brodę do czubka jej głowy. Widok jak przyciskała do siebie moją bluzę i nie miała zamiaru jej puścić, był na swój sposób uroczy. Wyciągnęła rękę do góry i położyła lodowatą dłoń na moim karku, że aż mnie sparaliżowało. Jak jednocześnie mogła mieć gorące czoło i okropnie lodowate ręce? Mimo to udało mi się zdusić pisk na taką różnicę temperatur.
* * *
Gdy dojechaliśmy pod dom, Dominika spała na mnie w najlepsze. Byłem cały przepocony od temperatury panującej w aucie i od ciepła bijącego od dziewczyny. Nie chcąc jej rozbudzić, powoli i bezszelestnie wyszedłem z taksówki, gdzie Patrycjusz wymieniał się numerem z kierowcą.
W tym momencie zacząłem się obwiać o jego orientację.
Gdy taksówkarz usłyszał, że brunet chce by ten nauczył go jeździć, wyrwał mu świstek z ciągiem cyfr, samodzielnie zamknął drzwi od strony pasażera i odjechał czym prędzej.
Doskonale cię rozumiem, stary.
Olek i Patrycjusz chwycili torby i puścili się biegiem do drzwi, podczas gdy ja nie miałem czucia w nogach po tak długiej jeździe i jeszcze niosłem na rękach śpiąca Dominikę. Temperatura na dworze była bliska zeru, a śnieg skrzypiał mi pod nogami.
Tylko się nie wyjeb, tylko się nie wyjeb.
Będąc na krótkim rękawku, czułem się. jakbym pomylił pory roku. Kaczkowatym truchtem przytuptałem do drzwi, które przytrzymał otwarte Patrycjusz. Brunet ledwo powstrzymywał się od śmiechu, widząc, jak stawiałem drętwo kroki. Poszedłem prosto na górę i łokciem nacisnąłem na klamkę od drzwi. W pokoju panowały ciemności przez zasłonięte rolety. Nogą odrzuciłem pierzynę i położyłem delikatnie dziewczynę na łóżku. Ściągnąłem z niej kurtki i rzuciłem na ziemię. Chwyciłem za rękaw bluzy, którą wciąż do siebie tuliła, ale nawet śpiąca nie miała zamiaru jej puścić. Uśmiechnąłem się nieświadomie i zacząłem mocniej ciągnąć bluzę w moją stronę. Dominika zmarszczyła brwi, czując że coś wysuwa się jej spod rąk, a następnie podsunęła nogi do brzucha i schowała głowę w dół, tworząc niedostępny do ukradnięcia bluzy kokon. Parsknąłem i przestałem już jej dokuczać oraz szczelnie okryłem ją pierzyną. Zdjąłem jej kaptur i pogłaskałem po głowie. Zatrzymałem się w bezruchu, patrząc z bliska na jej śpiąca twarz. Pod wpływem chwili zacząłem nachylać się coraz niżej, a wypowiedziane przez sen słowo przez Dominikę zawisło w powietrzu.
- Gabriel.
Zamarłem na parę chwil, a następnie wyprostowałem się sztywno. Zacisnąłem pięści i przegryzłem wargę na kilka sekund.
Wyszedłem bezszelestnie z pokoju, nie spojrzawszy już na Dominikę.
Kochani,
tak wiem, za dwumiesięczną przerwę oddaję się dobrowolnie na karę śmierci, że musieliście tak długo oczekiwać na ciąg dalszy. Ten rozdział miał być ostatnim, epilogiem, ale za namową i wielkim postawom buntowniczym dwóch czytelników, ostatecznie zmieniłam zdanie. Dzięki Wam śliczne, że wciąż tu ze mną jesteście po 38 mizernych rozdziałach, ale obiecuję, że epilog nadchodzi wielkimi krokami.
Tylko bez bicia, proszę! XD
Szybkie info ode mnie też o tym, że zaczęłam tłumaczyć mangę 19 days (od 288 rozdziału, gdyż reszta znajduje się na watt) i gdyby ktoś byłby zainteresowany, chętnie podeślę mu linka do dysku c:
To tyle z dzisiejszych ogłoszeń parafialnych, z Panem Bogiem!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro