Rozdział 28 - Grzeczny chłopczyk
Pożegnanie z Sebą i Pauliną było prostsze niż zazwyczaj. Wciąż byłam okropnie zła na Sebastiana, ale z każdą chwilą rozumiałam coraz bardziej, dlaczego mi o tym nie powiedział wcześniej. Może myśl o tym, jak nastolatka może zareagować na słowa o tym, że matka była złodziejką, przerażały go. W końcu wyłudzanie pieniędzy nie miało początku kilku dni temu.
Zapięłam pas i wyjrzałam przez okno mercedesa Edwarda. Auto pachniało pięknie, jakby było prosto z salonu. Nie było porównania między samochodem Eda, a hondą mojego brata. Chociaż była jedna drobna różnica - hondę wolałam bardziej.
Ed rozmawiał z Sebą przed drzwiami i ciągle się do siebie uśmiechali. Paulina zapewne szykowała już kolację, gdyż było parę minut po dwudziestej. Wpatrywałam się w nich i wyobraziłam sobie to, jak razem pracowali w pracy sezonowej (przynajmniej tak mówił Ed). Co prawda Seba zmieniał pracę dosyć często, gdyż stawki spadały, a my potrzebowaliśmy pieniędzy. Po jakimś czasie nawet nie pytałam, gdzie teraz pracował - nazwy były zbyt długie, głupie i trudno było je wszystkie spamiętać. Fakt faktem, ja też chodziłam zbierać każdego lata truskawki, aby finansowo wspierać naszą rodzinę, ale pieniądze, jakie zrobiłam, nie wystarczały.
Chwyciłam za klamkę od drzwi. Dlaczego chciałam wracać z powrotem? Cholernie martwiłam się o brata, że sobie nie poradzi, że utopi się w bałaganie, jaki potrafił stworzyć w kilka minut. Ale na szczęście miał narzeczoną i to jeszcze w ciąży. Cholera, teraz to będzie musiał zbierać na wesele.
Seba już mnie nie potrzebował. Już nie musiałam sprzątać po nim brudne naczynia ani kłócić się z nim o każdą pierdołę.
Bo może faktycznie nie zdemontowali mojego pokoju, ale mnie tam już duchem nawet nie było. Byłam w obrzydliwie bogatym domu z trójką chłopaków, którzy byli jak trzy kopie mojego brata. No, nie dosłownie.
Ed machnął ręką i zszedł po schodach. Wyglądał na wyczerpanego i jakby nie spał z dwa dni. Czarny płaszcz wisiał na jego ciele, natomiast spodnie zbyt mocno go opinały. Przeczesał ręką jego czarne kosmyki włosów i spojrzał prosto w moją stronę. Uśmiechnął się wykończony, a mnie stanęło serce.
Speszona odwróciłam głowę i zacisnęłam powieki. Nie, nie, nie! On nie był taki przystojny na jego wyglądał! Weź się w garść! Był świeżo po zerwaniu, co ty sobie wyobrażasz?!
Usłyszałam trzask zamykających się drzwi i natychmiast odwróciłam głowę w kierunku okna.
- Wszystko ok? - usłyszałam, a ja jeszcze bardziej przycisnęłam nos do okna, aby nie zobaczył jak bardzo byłam czerwona, zła i przede wszystkim zażenowana.
Seba miał niezły ubaw, widząc moją przyssaną do szkła twarz. Co za wstyd.
- Tak.
- Na pewno? - dźwięk uruchomionego silnika z lekka mnie uspokoił. Bynajmniej teraz skupi się na drodze.
- Tak. Jedź.
Mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi i wyjechał z podjazdu. Zapowiadała się długa podróż.
* * *
- Jesteś głodna czy nadal jesteś na mnie obrażona? - staliśmy akurat na czerwonym świetle w jakieś małej miejscowości.
- Nie jestem obrażona - gapiłam się przed siebie na sygnalizator świetlny. - Po czym to stwierdzasz?
- Po tym, że przez godzinę patrzyłaś przez okno - Ed stukał rytmicznie palcami w kierownicę.
Zapadło milczenie. Nie miałam w zanadrzu żadnej riposty, więc po prostu siedziałam cicho. Po prostu ciągle przed oczami miałam obraz jak cudnie się uśmiechnął i bałam się tego, że spalę się ze wstydu tuż przed nim. Nie mogłam wybić z głowy tej sceny ilekroć myślałam o czymś totalnie innym.
- Jadłeś coś w ogóle? - zmieniłam temat.
- Nie pamiętam.
- Jak to nie pamiętasz? - spojrzałam na niego gwałtownie i zastygłam.
Oczy miał przekrwione, wory pod oczami były ogromne, a powieki spadały mu co chwilę, przez co mrugał, co sekundę, aby nie zasnąć.
- Musisz iść spać. Wyglądasz okropnie - dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, jak krytycznie to zabrzmiało.
- Wow, w końcu na mnie spojrzałaś - ironia w jego głosie była doskonale wyczuwalna. - Dzięki za troskę, ale zostało nam jeszcze z dwie może trzy godziny jazdy - przetarł dłonią oczy. - Jakoś wytrzymam.
- Nie ma mowy - powiedziałam stanowczo. - Znajdziemy jakiś nocleg w okolicy, żebyś mógł wrócić do siebie. Nie będziesz prowadzić w takim stanie.
- Przecież nie jestem pijany - rzucił mi oskarżające spojrzenie. - Dam radę.
Włączyłam internet w telefonie i szukałam najbliższych i najtańszych noclegów. Niektóre ceny były jak z kosmosu, ale byłam w stanie zapłacić za parę nocy w kilku miejscach. Znalazłam dosyć znośny, ale przytulny domek, którego cena była korzystna.
- Nic nie szukaj, zaraz będziemy w domu - odchylił głowę do tyłu i nerwowo zaczął tupać nogą. Światło dalej się nie zmieniło, a korek wydawał się sięgać z dobry kilometr.
- Jedziemy do tego domku. To tylko osiem kilometrów stąd.
- Powiedziałem ci już, że dam radę - Ed ewidentnie tracił cierpliwość.
- Mam wysiąść?
Edward zamknął oczy i westchnął głęboko. Zapewne miał ochotę zamknąć mnie w bagażniku i dać mu spokojnie prowadzić.
- To gdzie ten domek?
* * *
- Dzień dobry, skarby! Witamy w naszej gościnnej chatce! - od razu, gdy wysiedliśmy z samochodu, zaatakowała nas pulchna babcia.
Była tak żywiołowa, że nie nadążałam odpowiadać na jej pytania. Wzięła mnie pod rękę i zaciągnęła prosto pod drzwi. Następnie tak samo uczyniła z Edwardem i to wyglądało komicznie. Weszliśmy do środka i od razu poczułam zapach pierników. O boże, jak ja tęskniłam za świętami i pierniczkami. W domu rzeczywiście było bardzo przytulnie i okropnie ciepło, więc po wejściu od razu zdjęłam z siebie kurtkę.
- Rozumiem, moim drodzy, że w sprawie pokoiku, tak? - stanęłam przed mini recepcją, a babulka ściągnęła z włosów okulary i położyła je na nosie. - Hmm... o mam! Idealny nas was, złotka! Ale macie szczęście został nam akurat ostatni! - szybko zaczęła coś klikać i przelotnie spojrzała w moją stronę. - Moja kochana, czy ty będziesz finansowała ten pokoik?
Odpowiedziałam twierdząco, zanim Ed zdążył się odezwać. Już szedł w stronę lady by zaprotestować, gdy wyciągnęłam prosto rękę w jego stronę i powiedziałam szeptem:
- Tylko spróbuj - wskazałam palcem na kanapę obok. - Siadaj.
Wywrócił oczami i wkurwiony zrobił to, co powiedziałam. No tak, nie ma nic bardziej denerwującego, niż bycie posłusznym kobiecie.
- Świetnie, kochanie. Chcę pani zapłacić już teraz? - babcia uśmiechnęła się i pokazała mi cenę na monitorze.
- Zapłacę teraz, czy mogę panią prosić o drobną przysługę? - wyłożyłam na blat określoną kwotę i czekałam na odzew kobiety.
- Co tylko sobie życzysz, kochanie, ale w miarę moich możliwości - zaśmiała się krótko.
- Nie jedliśmy od paru godzin i czy...
- No jasne! To żaden kłopot! Już lecę przygotować wam, moi kochani, wykwitną kolacyjkę. Tymczasem rozgośćcie się, proszę o to klucz do pokoju. Dajcie mi piętnaście minut, nikt nie będzie głodował pod moim dachem!
- Czy mam dopłacić za posiłek? - czułam, że palą mnie policzki od takich pytań.
- Ależ skąd! Dla takich cukierasów jutro rano dostaniecie ode mnie śniadanie o dziewiątej. Nie spóźnić się! - i szybko potruchtała w kierunku kierunku innych drzwi.
Odeszłam od lady i podeszłam do kanapy. Ed spojrzał na mnie wymownie i już miał zacząć swój monolog, gdy szybko się wtrąciłam:
- Tutaj masz klucz. Idź już się ogarnij, a ja pomogę pani przygotowaniem - rzuciłam mu kluczyki i poszłam w ślady starszej pani. Przystanęłam w pół drogi i spojrzałam na niego przez ramię. - Tylko nie zasypiaj!
* * *
Oczywiście nie obyło się bez ciekawskich pytań na nasz temat ze strony gospodyni. Uznała nas na parę kochanków, nie przyjmowała do wiadomości, że nic nas nie łączyło, a ja nie miałam siły tłumaczyć jej to tysięczny raz.
Danie było piękne i pachniało równie dobrze - nawet upiekła nam po kotlecie, cytując: "żeby twój chłoptaś mi w lodówce nie szamotał wieczorem". Pomijając tą kwestię, jej gest był naprawdę miły.
Niosłam dwa talerze i ciągle zwalniałam kroku, aby się nigdzie nie potknąć. W końcu stanęłam przed pokojem numer dwa (w domku były tylko trzy pokoje) i otworzyłam łokciem drzwi. Kopnęłam nogą drzwi i weszłam do środka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dwuosobowe łóżko. A niech to diabli. Na szczęście w kącie stał fotel i już wiedziałam, gdzie będę spać. Na łóżku leżała moja kurtka oraz płaszcz Eda. Położyłam talerze na stoliku i rozejrzałam się po pokoju.
- Ed? Gdzie jesteś?
- Tu. Na ziemi.
Poszłam w kierunku głosu i zaśmiałam się głośno.
- Co ty robisz? Wyglądasz jak flak. - Leżał na ziemi twarzą do dołu i ciężko oddychał. Dotknęłam go palcem po ramieniu, sprawdzając czy żyje.
- Miałem nie spać, więc robiłem pompki - przekręcił się na plecy i patrzył zaspanym wzrokiem w moją stronę.
- Chodź jeść.
Ed jeknął zmęczony, a po chwili wstał i usiadł do kolacji. Po skończonym posiłku czarnowłosy wziął moją kurtkę i odłożył ją na fotel, a swój płaszcz zrzucił na ziemię. Następnie rzucił się na łóżko i westchnął z ulgą. Pokręciłam głową z uśmiechem i poszłam do łazienki. Wzięłam mały ręcznik z szafki i zamoczyłam go w lodowatej wodzie. Wycisnęłam wodę i wróciłam do pokoju. Ed patrzył na wszystko, co robiłam i strasznie mnie to stresowało. Usiadłam z drugiej strony, zdjęłam buty i obróciłam się w jego stronę.
- Możesz już się nie patrzeć? To tylko okład - fuknęłam.
- Nie mam pewności, że nie masz w planach, by mnie udusić tym niewinnym ręcznikiem w stokrotki - zamrugał sennie. Że on miał jeszcze siłę żartować, co za typ.
- Już? - zwinęłam ręcznik na parę części i czekałam, aż uparty chłopczyk się podda. - Teraz możesz iść spać.
- A gdzie ty będziesz spać? - położyłam ręcznik na jego oczach. Nie byłam pewna, czy ten okład mu coś pomoże, ale to zawsze jakaś próba ratowania jego zmęczonych oczu.
- Na fotelu. Śpij.
- Nie, zamienimy się. Nie będziesz na tym spać.
- Ed, wyśpię się jutro w aucie. Co za problem. Śpij już.
- No to śpij ze mną. Chyba, że nie chcesz z takim "flakiem".
Zmarszczyłam brwi i lekko podenerwowana uszczypnęłam go w policzek. Ed zawył jakbym mu pół ręki oderżnęła. Zakryłam mu szybko usta dłonią, żeby nie obudził reszty gości.
- Cicho! Chcesz wszystkich obudzić?! - szepnęłam zirytowana, a Edward chwycił mnie za rękę, która mu położyłam na buzi.
- Będę cicho, jak będziesz tutaj spać.
- Nie będę. Mówiłam już, że...
- Dzisiaj w Betlejem! Dzisiaj w Betlejem! Wesoła nowina! - zaczął krzyczeć.
Wolną ręką zakryłam mu ponownie twarz i niemal się gotowałam ze złości.
- Jesteś nienormalny! Bądź cicho, bo nas wyrzucą.
Ed zdjął z twarzy ręcznik i odłożył go na stolik nocny. Cofnęłam ponownie rękę, a on to wykorzystał i zamknął ją w żelaznym uścisku. Nabrał głęboko powietrza, a ja wybałuszyłam oczy.
- Nie, nie, nie! Nie krzycz! Proszę! - cały czas próbowałam szeptać, ale powoli już nie dawałam rady ciągnąć to tak długo.
- Mam rozumieć, że przystajesz na moją propozycję? - uśmiechnął się w ten zniewalający sposób i czułam jak powoli się czerwienię. Cholera.
- Dobra, ale bądź grzeczny. Nie chcę kłopotów.
- Zawsze jestem grzeczny. Sugerujesz mi, że nie jestem? - uniósł brwi, a ja nie miałam siły się kłócić.
- Możesz mnie puścić w takim razie, grzeczny chłopczyku?
Poluzował ucisk, a ja szybko się wyplątałam, zabrałam po drodze swoją kurtkę, która miała mi służyć jako kołdra i usadowiłam się wygodnie na fotelu.
- No chyba sobie żartujesz... - usłyszałam.
- Dobranoc.
Po pół godzinie zdrętwiały mi nogi, a kark niemiłosiernie mnie bolał. Fotel z wyglądu wyglądał na wygodny, a teraz sądziłam, że to krzesło do tortur. Okręciłam się i usiadłam w kolejnej pozycji, która okazała się bardziej niewygodna od poprzedniej.
- Oj, czyżby komuś było niewygodnie? - rozległ się zaspany głos Edwarda.
- Jak to możliwe, że będąc na skraju wyczerpania, nie zasnąłeś? - zirytowana położyłam nogi na oparciu i czułam jak krew zaczęła mi dopływać do kończyn.
- Bo jest mi zimno.
- Co ci jest? - nie mogłam w to uwierzyć.
- Zimno.
Faceci to chodzące grzejniki, więc jak? To mi tutaj odmarzały stópki.
- To się przykryj.
- Jestem.
Przetarłam twarz rękami i nie zdziwił mnie fakt, że one też były zimne. Niby kurtka zimowa, a chuja grzeje.
- Wiesz, że nie płaciłaś dzisiaj czynszu?
Skubany, wiedział jak mnie podejść. Przytulasów mu się zachciało.
- Płaciłam.
- Ale tylko pierwszą ratę.
Wywróciłam oczami. Czy on na prawdę nie da za wygraną?
- Mam wstać i wziąć ciebie siłą?
- Nie, dziękuję. Śpij.
Po kolejnych dziesięciu minutach nie czułam nóg, rąk ani tyłka. Nogi i ręce miałam lodowate. To tragiczne, że powoli drżałam z zimna.
- Ale tutaj ciepło - Ed szepnął przekonująco.
Kurwa, normalnie jak w piekle.
- A kołderka taka miękka...
Bądź dzielna. Bądź. Kurwa. Dzielna.
- Oj, ale duża ta kołdra. Normalnie jeszcze trzy osoby by się tutaj zmieściły.
Ta, od razu całą pielgrzymkę do łóżka sobie zaproś.
Zacisnęłam oczy i walczyłam z pokusą.
- A jak temperatura tam na dole?
Przełknęłam ślinę i rozgrywałam walkę między powiedzeniem riposty, a ujawnieniem prawdy.
- Temperatura dzisiaj sięga poniżej zera. Przy takiej temperaturze zalecamy siedzieć w garnku z wrzątkiem, a nie pod nic nie grzejącą jebaną kurtką - przez złość nie kontrolowałam powoli tego, co mówiłam. - Grozi ryzyko odmrożenia...
Nawet nie zauważyłam, kiedy Ed zdążył wstać, a po chwili pochylił się tuż nade mną.
- Nie trzeba było tak od razu, uparta dziewczynko?
Znieruchomiałam pod względem jego bliskości, a on sprawnie oplótł mnie ramionami i zaniósł na łóżko. Jednym ruchem okrył nas kołdrą (była zajebiście miękka i cieplutka) i zamknął mnie w żelaznym uścisku. Od razu poczułam, jakie ciepło biło od niego (ah, tak! Zimno mi! W dupie chyba!). Wtuliłam się mocniej, aby ugrzać moje zmarznięte kończyny. Na pół przytomna usłyszałam przy uchu:
- Teraz mogę iść spać. Dobranoc.
Wszystkiego co najlepsze, moje kochane dzieciaczki ❤
Jako prezent mam dla Was ciepłe i miękkie kołderki 🛏🛋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro