Rozdział 27 - Opierdziel
Zrobiłem dokładnie tak jak mówił Olek - zadzwoniłem do Sebastiana i do Dominiki z pierdylion razy, ale bez odzewu. Wyprowadzało mnie to z każdą minutą z równowagi. Czy naprawdę nie mogli odebrać jebanego telefonu? Seby siostra właśnie uciekła i niby jak miałem go o tym poinformować? Może od razu napisać list, wrzucić trochę brokatu, wysłać go i cieszyć się tym, że sytuacja choć trochę była opanowana? Jak mu przekazać, że uchlaliśmy się w trzy dupy, wcześniej bezpiecznie odwożąc Dominikę do domu, a teraz nie miałem pojęcia, dokąd mogła pójść?
Kręciłem się po całej okolicy, pytałem sąsiadów, których dawno bym już przejechał kosiarką za ich podejrzliwość i ciągłą obserwację mojego domu. Byłem nawet w sklepie z grami, gdzie poprosiłem Dominikę o bycie moją narzeczoną, by złapać jej "przyjaciela", aby mi pomógł. Miał tylko zadzwonić do niej, jeżeli podała mi błędny numer (chociaż bardzo w to wątpiłem). A na moje szczęście, nawet dzisiaj ten typ nie miał zmiany w sklepie z grami i musiałem się użerać z młodą lafiryndą.
Uderzyłem energicznie pięściami w kierownicę i ścisnąłem ją z całych sił. Jak mogłem być tak głupi i ulec jej prośbie, żeby została sama w tym cholernym domu?! Gdyby z nami pojechała, nie doszło by do tego.
Kurwa mać.
Rozglądałem się po parkingu i traciłem autentycznie siłę na wszystko. Z nerwów pukałem palcami o kierownicę i myślałem bardzo intensywnie.
Gdzieś ty się podziała?
W oczy rzucił mi się chłopczyk w wieku Harrego (syn Magdy - mojej siostry), który płakał sam na parkingu. Po dosłownie sekundzie przybiegła jego rodzicielka i mocno go skarciła. Ta sytuacja naprowadziła mnie na stare wspomnienie.
Któregoś lata Harry wybiegł na dwór pobawić się z kolegami z osiedla w chowanego. Magda nie była za tym, ale mały obiecał jej na wszystkich dziesięciu palcach u rąk, że będzie grzeczny i nic mu nie będzie. I dostał pozwolenie. Po upływie trzech godzin moja siostra była tak nerwowa, że już o nic jej nie pytałem, a rozmowa później schodziła wyłącznie na temat: "Gdzie jest Harry i dlaczego jeszcze nie wrócił"? Zanim zdążyliśmy wyjść, jego koledzy wparowali do domu i powiedzieli, że nie mogą znaleźć Harrego, a skończyli się bawić godzinę temu. Sytuacja była następującą: siostra wpadła w istną histerię, dostałem opierdol, że byłem złym wujkiem i pozwoliłem mu pójść samemu, wybuchła kłótnia. Wszyscy poszliśmy go szukać - wzywanie policji było daremne, bo uznawali takie zgłoszenia zaginięcia osoby po upływie doby. A my nie mogliśmy czekać. Szukaliśmy jak jakieś zwierzęta, krzyczeliśmy, a sąsiedzi obserwowali nas w oknach. Zmęczeni po upływie kolejnych godzin wróciliśmy na miejsce startu - do domu. Magda nie mogła przestać płakać, a ja tuląc ją co chwilę, miałem zapłakane dwa ramienia. Wchodząc do domu, oboje byliśmy na skraju wyczerpania, że nie mogliśmy uwierzyć w to, że Harry bawił się w salonie tuż na przeciwko nas. Spojrzał na nas i uśmiechnął się szeroko, nieświadomy całemu zajściu.
- Wy też poszliście się bawić w chowanego, mamo? - zapytał uroczo, a Magda już szykowała kapcia.
Momentalnie przestałem uderzać palcami w kierownicę. Przeanalizowałem to wspomnienie i aż mnie sparaliżowało. Harry nie błądził po okolicy, bo jej nie znał. Wrócił do punktu wyjścia. Do domu.
Odpaliłem silnik i z piskiem opon wyjechałem z parkingu.
Dominika wróciła do punktu wyjścia. Do swojego domu.
Przynajmniej taką miałem nadzieję.
* * *
Po kilkugodzinnej jazdy nie czułem własnej dupy. Trzasnąłem drzwiami od auta i nogi miałem sztywne jak umarlak. Spojrzałem na mały, szary dom pokryty bluszczem. Zawsze mi się podobał, a tym bardziej, że znajdował się na obrzeżach miasta. Zero wkurwiających sąsiadów, zamożnych ulic i pościgu za tym, kto będzie miał najpiękniejszy ogród. W ostatniej kwestii to przegrałem już dawno temu.
Doczołgałem się pokracznie do drzwi i zadzwoniłem. Nie było potrzeby ich uprzedzać, że przyjadę. Skoro nie odbierali telefonów to było to bez sensu.
Drzwi się otworzyły i już byłem gotów by zobaczyć w nich twarz Dominiki, gdy przede mną pojawił się ktoś zupełnie inny.
- Ed? - Paulina była w wyraźnym szoku. - Kupę lat cię nie widziałam!
- Ciebie też miło widzieć - przytuliłem ją, a w oczy rzucił mi się jej pokaźny brzuch. - Teraz jesz za dwóch?
- Można to tak nazwać - uśmiechnęła się i wpuściła mnie do środka.
W domu pachniało czymś cudownym. Chyba było to mięso, ale od razu poczułem, jak podróż dała mi w kość i jak bardzo byłem głodny.
- Przyszedłem po moją zgubę - rzuciłem, wchodząc pewnie do kuchni.
- Dominikę? - uniosła brwi, jakbym zapytał o kogoś totalnie obcego. Opuściły mnie resztki nadziei. Nie było jej tu.
Zdążyłem przekląć w myślach siebie z tysiąc razy, zanim Paulina odezwała się znowu.
- Jest u siebie. Drugie drzwi przy schodach.
Wypuściłem z ulgą powietrze z płuc. Rzuciłem przelotne "dzięki" i ruszyłem pędem do góry jak nakręcony. Była tu. Nie musiałem się już martwić, że mógł ją porwać jakiś pedofil. Przeskakiwałem przez dwa schody. Serce biło mi nadzwyczaj szybko. Stanąłem przed drzwiami i zastygłem z ręką na klamce. Po chwili pewnie pchnąłem drzwi i wszedłem do środka.
Siedziała tyłem przy biurku i zawzięcie coś rysowała. Ogarnęło mnie deja vu, kiedy ta sama sytuacja wydarzyła się u mnie w domu, gdy przepraszałem ją z kwiatami w ręce.
Kamień spadł mi z serca. Teraz już wiedziałem, jak czuła się Magda, gdy zobaczyła syna całego i zdrowego. Ale nie miałem ochoty postępować tak jak siostra i wytłumaczyć błędów kapciem. Rozglądałem się po czarnym pokoju, który był rozmiarów naszej biblioteczki. Ściany oblepione były mnóstwem plakatów, które dotyczyły rockowych i metalowych zespołów. Ten pokój miał w sobie jakiś charakter. Wzdrygnąłem się, gdy Dominika odezwała się podniesionym głosem.
- Przyszedłeś, żeby mi powiedzieć, że tak miało to wyglądać? Że ośmieszyłeś mnie w oczach tej kurwy? - jej wkurwiony głos zawisł w powietrzu.
Jakiej ķurwy? A co Jess ma do tego, że przyjechałem?
- Jesteś jeszcze gorszym chujem niż myślałam. Mógłbyś choć raz stanąć po mojej stronie! - zacisnęła z całej siły ołówek w dłoni. - Wiem, że jej nie cierpisz, a mimo to się mną wysłużyłeś! Specjalnie rzuciłeś mnie w jej ramiona, żeby miała do kogo się odezwać!
Chujem może byłem, aktualnie byłem po stronie Dominiki i faktycznie mógłbym się za nią wstawić, ale kiedy się nią wysłużyłem? Zaczynała boleć mnie głowa od tego, że robiła mi gównoburze, a ja musiałem się domyślać połowy rzeczy z mięsiecy. No ta, kobiety.
- Nawet nie zwracałeś uwagi na to, co mówiła! - faktycznie byłem kiepski w słuchaniu Jess, pierdoliła same głupoty. - Jakbyś słyszał to już ze sto razy! - wydaję mi się, że z około tysiąca. - Już o tym wiedziałeś! Wiedziałeś, do cholery! - rzuciła ołówkiem i chwyciła się za głowę. - Wiedziałeś, że bierze z twojego konta te głupie pieniądze, a mimo to jej nie zakazałeś! - Ta pusta pinda mnie okradła?! - Znałeś tę bajeczkę i mnie nie ostrzegłeś! Tylko podsycałeś tę kłótnię! Czekałeś na to, aż dowiem się sama! Jesteś pierdolonym tchórzem! Powinieneś mi powiedzieć! - wyprostowała się i zaczęła się obracać w moją stronę. - Przecież jestem twoją siostrą...!
Dominika zesztywniała totalnie i rozszerzyły jej się oczy. Wygląda na okropnie zażenowaną i zszokowaną. Przyłożyła rękę do twarzy i momentalnie zrobiła się cała czerwona ze wstydu.
- Chyba przyszedłem w złym momencie - palnąłem bez zastanowienia.
Podszedłem bliżej i usiadłem tuż przy jej krześle. Dominika patrzyła na podłogę i nic nie wskazywało na to, że spojrzy mi w oczy. Nie lubiłem, gdy ktoś ignorował specjalnie moje spojrzenie.
- Posłuchaj... - i co? Przykro mi? Przecież to tandetne. - Nie mam pojęcia, co się stało, ale mogę ci zaoferować w tym momencie przytulasa na pocieszenie. Co ty na to?
Dominika zareagowała o wiele szybciej niż się tego spodziewałem. Zerwała się z krzesła i objęła mnie mocno. Tuląc ją do siebie czułem się, jakbym tulił Harrego na dobranoc. Podejrzewałem, że to druga wyjątkowa sytuacja. Pierwsza była, gdy przerażona siedziała w łazience w piwnicy, bo się zgubiła. Coś musiało łączyć obie te sprawy i na pewno nie były to dla brunetki miłe wspomnienia.
- Tęskniłam trochę za wami - powiedziała cicho, a mi na twarz od razu wstąpił uśmiech.
- "Za wami"? Masz na myśli mnie i moje wszystkie osobowości?
Prychnęła i wtuliła się mocniej w moje ramię.
- Wystraszyłaś nas. Od rana próbujemy się z tobą jakoś skontaktować, pytamy ludzi i jeździmy po okolicy. Nie rób tego znowu - zacząłem bawić się jej włosami i powoli dobierałem kolejne pasma do kłosa. - To nie było mądre zostawiać cię samą w domu. Gdy jesteś sama to gubisz się w piwnicy, odwiedza cię szmata Jess, a teraz nawet sama zorganizowałaś ucieczkę.
Zapanowało milczenie i myślałem, że ostro przesadziłem, gdy nagle padło pytanie:
- Jak mnie znalazłeś?
- Znam twojego brata z pracy sezonowej. Nigdy cię nie widziałem, gdy tutaj byłem. Seba mówił zawsze, że do tego pokoju lepiej nie wchodzić - Dominika się zaśmiała, a ja dalej nie rozumiałem, dlaczego. Całkiem klimatycznie. - A no ogólnie to wpadłem przypadkowo na to, że mógłbym cię tutaj znaleźć - wytłumaczyłem jej wspomnienie z zabawą w chowanego z Harrym.
- Czyli jesteś wujkiem? - spytała, jakby to było coś dziwnego.
- No tak. Co w tym takiego? Ty sama niedługo będziesz ciocią - fuknąłem, a Dominika westchnęła głęboko, jakby dopiero sobie o tym uświadomiła.
Zapadła cisza, a mimo to jakoś nie miałem jej ochoty od siebie oddalić. Miło było znów przez chwilę się do kogoś przytulić. Czynsz trzeba płacić.
- Przepraszam... za to, że na ciebie nakrzyczałam i że uciekłam tak bez zapowiedzi.
- W porządku. Chociaż... - zacząłem - może nawet w pewnych kwestiach jestem podobny do twojego brata, bo podejrzewam, że dostałem opiernicz za niego - brunetka mruknęła potwierdzająco, więc ciągnąłem dalej. - Kawał ze mnie chuja, nie postawiłem za tobą się zbyt wiele razy, nigdy nie słuchałem, co takiego Jess ma do powiedzenia, bo ciągle krążyło to wokół jednego tematu. I w dodatku ciągle coś spierdole.
Cisza była wkurwiająca. Sądziłem, że brak odzewu z jej strony mówi o tym, jak zawiedziona była moim brakiem zmiany. Może nawet w jakimś stopniu się mną brzydziła.
- Mówiłam o mojej matce - rzuciła, a mnie momentalnie zamurowało. Czyli nazwała matkę kurwą? Jaki miała do niej szacunek? - Okłamywała nas całe życie, głodziła w dzieciństwie i pobierała pieniądze z konta Seby, żeby jakoś przeżyć. Kiedy my ciągnęliśmy koniec z końcem, ona zabierała "swój przydział" i znikała. Nawet nie pytała, jak sobie radzimy - zacisnęła ręce na moich plecach. - Własna matka chciała, żebyśmy umarli. Umarli z głodu, słyszysz? Nie przychodziła do domu specjalnie przez parę dni, żeby nas zagłodzić. Nie chciała nas! Wymyśliła brutalny sposób, żeby nas się pozbyć.
Przełknąłem głośno ślinę i nie wiedziałem, co powiedzieć. Co prawda, Seba nigdy mi nie mówił o swoich rodzicach. Nie należałem do osób, które natarczywie o to wypytywały. Ale opowieść Dominiki totalnie mnie zdezorientowała.
Matka była dla mnie wzorcem. Zawsze.
"Dbaj o ogród, Ed. To, co tam się działo, niech zostanie zakopane w ziemi. Niektórych rzeczy nie warto wystawiać na słońce."
Przytuliłem najmocniej jak potrafiłem Dominikę, która zdążyła już się rozpłakać. Wspomnienia z matką były dla mnie jak świeże rany prosto w serce. A czy każdą ranę można uleczyć?
- Musimy wracać do domu - szepnąłem. - Chciałem ci pokazać ogród.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro