Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21 - Nicość

Byłem nikim.

Tak się poczułem, gdy trener oznajmił całej drużynie i ich partnerkom, że nie jestem już kapitanem. Że to nie ja będę ich nadzorował na każdym treningu, wskazywał błędy i wydawał polecenia. Było dla wszystkich oczywiste, kto trzymał tę pałeczkę w drużynie i nikt nie zamierzał mi zabrać tak ważnej dla mnie roli i sam dobrowolnie jej bym nie oddał. Był to dla zbyt prestiżowy zaszczyt i tak jak chciwe dziecko nie zamierzałem się tym dzielić.

A teraz mi go odebrano.

Schodząc ze sceny, wyrwałem rękę z uścisku Jessicy i odepchnąłem ją, przez co się przewróciła na swoich dziesięciocentymetrowych szpilkach. Spadła z ostatniego stopnia i upadła jedynie na tyłek, a wydarła się tak, jakbym jej kości połamał. Udawała tak wzorową dziewczynę na scenie, że miałem ochotę ją wyśmiać. Cały czas trzymała mnie za rękę i celowo wbijała mi ostro zakończone hybrydy w skórę. Miałem okropne ślady przez to na rękach, ale nie to mnie załamało psychicznie.

Kumulacja wspaniałej dziewczyny, zdjęcie mi tytułu oraz widok obecnych twarzy, a co najważniejsze nadanie Aleksandrowi mojej posadzki wywarło u mnie tak duże wrażenie, że przestałem myśleć racjonalnie. Skurwysyn dobrze wiedział komu nadać moje miejsce, żeby zabolało to mnie jak najbardziej. Dokładnie w punkt.

W siatkówce miałem największe zaufanie właśnie do Olka. Wszystkie piłki kierowałem głównie do niego, bo idealnie kończył ataki. Patrycjusz nie był zły w tym fachu, ale gubił się na pozycjach i nie zawsze robił to tak, jak oczekiwałem.

Dostawałem zbyt pochlebne uwagi dotyczące mojej gry, więc każdy był przekonany, że to właśnie ja byłem najlepszym siatkarzem reprezentującym Nekome. Jak widać - niewystarczająco.

Nie pomogłem Jess wstać, bo nie mogłem nawet na nią patrzeć. Najpierw kurwiła się z moim kolegą z drużyny, a następnie udawała anioła na widowni. Sfrustrowana próbowała się podnieść, ale na tak cienkich szpileczkach nie szło jej to szybko. Z założonymi rękami patrzyłem, jak żałośnie wygląda. Nie miałem z tego żadnej satysfakcji, nawet mnie to nie bawiło. Nie miałem ochoty udawać, jak bardzo byłem w niej zakochany i że nasz udawany związek jest perfekcyjny. Pragnąłem, żeby każdy, kto myśli, że się kochamy, poznał obrzydliwą prawdę.

Właśnie wtedy coś we mnie pękło. Tyle wrażeń wypełniło mi serce pustką i nawet nie czułem żalu z powodu celowego upadku Jess. Stałem się momentalnie zimnym chujem i bez krzty uczuć zacząłem się wydzierać. Całą falę negatywnych emocji z dzisiaj, tygodni, a nawet miesięcy wyładowywałem właśnie na Jessice. Była jakby sednem tego jebniętego koła smutku, porażek i wstydu, które kręciło się dokoła mojego życia.

To ona zaczęła to wszystko.

Przez nią utraciłem szansę na prawdziwą miłość, bo wzrok musiałem skupić wyłącznie na niej i przysłoniła mi prawdziwe piękno. Zaślepiony obawą wyrzucenia z drużyny chodziłem za nią jak w zegarku, byle bym był siatkarzem i żeby nie odebrano mi uczestnictwa w ukochanym sporcie. Przerażała mnie myśl zerwania związku, bo to on rezerwował mi miejsce w zespole. Mając związane ręce i zasłonięte oczy podążałem śladem Jess i rozkazem trenera.

Zabrali mi własną godność. Ograniczyli moje własne "ja", by osiągnąć sukces moim kosztem.

Moim bólem.

Darłem się coraz głośniej i wszystko zlewało się ze mnie wprost na Jessice, która przerażona siedziała na podłodze i chyba po raz pierwszy słuchała tego, co mam do powiedzenia. Nikt z zespołu nie zamierzał mi przerywać, a trener nie wiedział, co się ze mną dzieje, przez co miałem pełne pole manewru.

Oddychałem tak szybko, jakbym przebiegł maraton, a mimo to nie potrafiłem się zamknąć. Błahostki i urazy, które sprawiły mi zawód, zostały wyłonione na światło dzienne, a zadane mi ciosy i rany wytknięte do świętobliwej osobowości Jess.

Skończyłem tak gwałtownie, jak zacząłem monolog. Nie potrafiłem uspokoić oddechu, a ręce bolały mnie od zaciskania w pięści. Pierwsze oznaki bólu gardła dały o sobie znaki.

Mimo to wciąż byłem pobudzony i uznałem, że jeśli nie zrobiłbym tego teraz, to do końca życia nie byłbym sobą.

- Zrywam to, co niby miało nas łączyć. Nigdy cię nie kochałem, wręcz cię kurwa nienawidzę! Wolę do końca życia być sam niż być z kimś takim jak ty! Nie jesteś warta nikogo - i w tym momencie trener zacisnął szczękę i ruszył w moim kierunku. - Zrywam z tobą! To był najbardziej toksyczny związek, w jakim byłem. Żałuję każdej chwili z tobą i wszystkich sytuacji, jakie pomiędzy nami zaszły. Brzydzę się tobą i wszystkiego, co z tobą związane. Nie powinnaś nigdy pojawić się w moim życiu - po raz pierwszy widziałem, jak Jessica zaczyna szczerze płakać z mojego powodu. - Dobrze wiesz, kim kurwa jesteś. Nawet prostytutki mają więcej godności od ciebie! Wiesz jak było mi wstyd gdziekolwiek z tobą wyjść kurwy?! Jak mógł pan mnie tak upokorzyć i chodzić z kimś takim?! - pod wpływem emocji odepchnąłem jego atak, a on sam wycofał się do tyłu. - Oboje jesteście zwykłymi kurwami! Zabrałeś mi wystarczająco, więc pozwól, że chociaż raz to ja zrobię coś według własnej jebanej woli! - wskazałem ręką na trenera. - Odchodzę!

Zdjąłem marynarkę, na której wydrukowano logo Nekomy i rzuciłem ją na ziemię. Nie miałem zamiaru nosić czegoś, co przypominało mi o mojej życiowej porażce.

Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z sali.

* * * 

Zatrzasnąłem z całą siłą drzwi do samochodu i położyłem głowę na kierownicy. Próbowałem uspokoić oddech, ale marnie mi to wychodziło. Ręce trzęsły mi się okropnie, więc zacisnąłem je ponownie w pięści. Narastające ukłucie w głowie doprowadzało mnie do szaleństwa. 

Jeszcze cholernego ataku brakowało na dobre zakończenie tego dnia.

Niepohamowanie zacząłem walić głową w kierownicę, aby uśmierzyć jakoś ból. Dźwięk klaksonu auta odzywał się raz za razem w rytmicznych odstępach po każdym uderzeniu. Miałem już wszystkiego dość. Wykańczałem się psychicznie i nie potrafiłem zahamować swojej pogłębiającej się depresji. Przez myśli przelatywały mi najczarniejsze i te najpiękniejsze wspomnienia, co wprawiało mnie w jeszcze większe cierpienie. Robiłem to nieświadomie, a każdy uchwycony moment w mojej głowie rozrywał moje serce.

Szykowałem się do kolejnego uderzenia i z zaciśnięty zębami runąłem głową w stronę kierownicy. Poczułem rozlewające się po moim czole ciepło i zastygłem momentalnie. Z trudem obróciłem głowę w prawo i rozkojarzonym wzrokiem patrzyłem bez wyrazu na twarz osoby siedzącej obok mnie. Osoby, która położyła dłoń na kierownicy i przyjęła mój atak na własną część ciała.

- Czy ciebie już totalnie popierdoliło?

Nie wiedząc czemu, na mojej twarzy zagościł uśmiech. Przyjemne ciepełķo promieniowało do jej kruchej dłoni. Całkiem świadomie pozwoliłem jej wplątać palce w kosmyki moich włosów. Była lekko zaskoczona moim gestem, ale po chwili zrobiła to, na co oczekiwałem.

Ktokolwiek wymyślił smyranie po włoskach musiał być cudotwórcą.

Momentalnie zrobiłem się senny, a powieki stały się o wiele cięższe i mrugałem coraz wolniej. Czułem jakby oczyszczała się we mnie krew, a złość i inne negatywne emocje spływały po mnie jak po rynnie. Oddech miałem w miarę normalny, a frustrujące ukłucie w głowie zanikało tak, jakby ktoś wyciągał mi igłę po igle.

Uniosłem ostatni raz zaspany wzrok na twarz brunetki, która wyglądała na przewrażliwioną moją postawą i wyglądem.

"Każda blizna jest wyjątkowa. Każda przypomina mi o tobie, Ed."

Podniosłem się na parę sekund, by chwycić jej dłoń i złożyć na niej pocałunek, oznaczający moje ogromne podziękowanie, a następnie powróciłem do poprzedniej pozycji.

"Podziękuj czynem, nie słowami. Słowa są puste. Teraz już wiesz, dlaczego tyle cię tulę, synu?"

Zasnąłem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro