Rozdział 21 - Nicość
Byłem nikim.
Tak się poczułem, gdy trener oznajmił całej drużynie i ich partnerkom, że nie jestem już kapitanem. Że to nie ja będę ich nadzorował na każdym treningu, wskazywał błędy i wydawał polecenia. Było dla wszystkich oczywiste, kto trzymał tę pałeczkę w drużynie i nikt nie zamierzał mi zabrać tak ważnej dla mnie roli i sam dobrowolnie jej bym nie oddał. Był to dla zbyt prestiżowy zaszczyt i tak jak chciwe dziecko nie zamierzałem się tym dzielić.
A teraz mi go odebrano.
Schodząc ze sceny, wyrwałem rękę z uścisku Jessicy i odepchnąłem ją, przez co się przewróciła na swoich dziesięciocentymetrowych szpilkach. Spadła z ostatniego stopnia i upadła jedynie na tyłek, a wydarła się tak, jakbym jej kości połamał. Udawała tak wzorową dziewczynę na scenie, że miałem ochotę ją wyśmiać. Cały czas trzymała mnie za rękę i celowo wbijała mi ostro zakończone hybrydy w skórę. Miałem okropne ślady przez to na rękach, ale nie to mnie załamało psychicznie.
Kumulacja wspaniałej dziewczyny, zdjęcie mi tytułu oraz widok obecnych twarzy, a co najważniejsze nadanie Aleksandrowi mojej posadzki wywarło u mnie tak duże wrażenie, że przestałem myśleć racjonalnie. Skurwysyn dobrze wiedział komu nadać moje miejsce, żeby zabolało to mnie jak najbardziej. Dokładnie w punkt.
W siatkówce miałem największe zaufanie właśnie do Olka. Wszystkie piłki kierowałem głównie do niego, bo idealnie kończył ataki. Patrycjusz nie był zły w tym fachu, ale gubił się na pozycjach i nie zawsze robił to tak, jak oczekiwałem.
Dostawałem zbyt pochlebne uwagi dotyczące mojej gry, więc każdy był przekonany, że to właśnie ja byłem najlepszym siatkarzem reprezentującym Nekome. Jak widać - niewystarczająco.
Nie pomogłem Jess wstać, bo nie mogłem nawet na nią patrzeć. Najpierw kurwiła się z moim kolegą z drużyny, a następnie udawała anioła na widowni. Sfrustrowana próbowała się podnieść, ale na tak cienkich szpileczkach nie szło jej to szybko. Z założonymi rękami patrzyłem, jak żałośnie wygląda. Nie miałem z tego żadnej satysfakcji, nawet mnie to nie bawiło. Nie miałem ochoty udawać, jak bardzo byłem w niej zakochany i że nasz udawany związek jest perfekcyjny. Pragnąłem, żeby każdy, kto myśli, że się kochamy, poznał obrzydliwą prawdę.
Właśnie wtedy coś we mnie pękło. Tyle wrażeń wypełniło mi serce pustką i nawet nie czułem żalu z powodu celowego upadku Jess. Stałem się momentalnie zimnym chujem i bez krzty uczuć zacząłem się wydzierać. Całą falę negatywnych emocji z dzisiaj, tygodni, a nawet miesięcy wyładowywałem właśnie na Jessice. Była jakby sednem tego jebniętego koła smutku, porażek i wstydu, które kręciło się dokoła mojego życia.
To ona zaczęła to wszystko.
Przez nią utraciłem szansę na prawdziwą miłość, bo wzrok musiałem skupić wyłącznie na niej i przysłoniła mi prawdziwe piękno. Zaślepiony obawą wyrzucenia z drużyny chodziłem za nią jak w zegarku, byle bym był siatkarzem i żeby nie odebrano mi uczestnictwa w ukochanym sporcie. Przerażała mnie myśl zerwania związku, bo to on rezerwował mi miejsce w zespole. Mając związane ręce i zasłonięte oczy podążałem śladem Jess i rozkazem trenera.
Zabrali mi własną godność. Ograniczyli moje własne "ja", by osiągnąć sukces moim kosztem.
Moim bólem.
Darłem się coraz głośniej i wszystko zlewało się ze mnie wprost na Jessice, która przerażona siedziała na podłodze i chyba po raz pierwszy słuchała tego, co mam do powiedzenia. Nikt z zespołu nie zamierzał mi przerywać, a trener nie wiedział, co się ze mną dzieje, przez co miałem pełne pole manewru.
Oddychałem tak szybko, jakbym przebiegł maraton, a mimo to nie potrafiłem się zamknąć. Błahostki i urazy, które sprawiły mi zawód, zostały wyłonione na światło dzienne, a zadane mi ciosy i rany wytknięte do świętobliwej osobowości Jess.
Skończyłem tak gwałtownie, jak zacząłem monolog. Nie potrafiłem uspokoić oddechu, a ręce bolały mnie od zaciskania w pięści. Pierwsze oznaki bólu gardła dały o sobie znaki.
Mimo to wciąż byłem pobudzony i uznałem, że jeśli nie zrobiłbym tego teraz, to do końca życia nie byłbym sobą.
- Zrywam to, co niby miało nas łączyć. Nigdy cię nie kochałem, wręcz cię kurwa nienawidzę! Wolę do końca życia być sam niż być z kimś takim jak ty! Nie jesteś warta nikogo - i w tym momencie trener zacisnął szczękę i ruszył w moim kierunku. - Zrywam z tobą! To był najbardziej toksyczny związek, w jakim byłem. Żałuję każdej chwili z tobą i wszystkich sytuacji, jakie pomiędzy nami zaszły. Brzydzę się tobą i wszystkiego, co z tobą związane. Nie powinnaś nigdy pojawić się w moim życiu - po raz pierwszy widziałem, jak Jessica zaczyna szczerze płakać z mojego powodu. - Dobrze wiesz, kim kurwa jesteś. Nawet prostytutki mają więcej godności od ciebie! Wiesz jak było mi wstyd gdziekolwiek z tobą wyjść kurwy?! Jak mógł pan mnie tak upokorzyć i chodzić z kimś takim?! - pod wpływem emocji odepchnąłem jego atak, a on sam wycofał się do tyłu. - Oboje jesteście zwykłymi kurwami! Zabrałeś mi wystarczająco, więc pozwól, że chociaż raz to ja zrobię coś według własnej jebanej woli! - wskazałem ręką na trenera. - Odchodzę!
Zdjąłem marynarkę, na której wydrukowano logo Nekomy i rzuciłem ją na ziemię. Nie miałem zamiaru nosić czegoś, co przypominało mi o mojej życiowej porażce.
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z sali.
* * *
Zatrzasnąłem z całą siłą drzwi do samochodu i położyłem głowę na kierownicy. Próbowałem uspokoić oddech, ale marnie mi to wychodziło. Ręce trzęsły mi się okropnie, więc zacisnąłem je ponownie w pięści. Narastające ukłucie w głowie doprowadzało mnie do szaleństwa.
Jeszcze cholernego ataku brakowało na dobre zakończenie tego dnia.
Niepohamowanie zacząłem walić głową w kierownicę, aby uśmierzyć jakoś ból. Dźwięk klaksonu auta odzywał się raz za razem w rytmicznych odstępach po każdym uderzeniu. Miałem już wszystkiego dość. Wykańczałem się psychicznie i nie potrafiłem zahamować swojej pogłębiającej się depresji. Przez myśli przelatywały mi najczarniejsze i te najpiękniejsze wspomnienia, co wprawiało mnie w jeszcze większe cierpienie. Robiłem to nieświadomie, a każdy uchwycony moment w mojej głowie rozrywał moje serce.
Szykowałem się do kolejnego uderzenia i z zaciśnięty zębami runąłem głową w stronę kierownicy. Poczułem rozlewające się po moim czole ciepło i zastygłem momentalnie. Z trudem obróciłem głowę w prawo i rozkojarzonym wzrokiem patrzyłem bez wyrazu na twarz osoby siedzącej obok mnie. Osoby, która położyła dłoń na kierownicy i przyjęła mój atak na własną część ciała.
- Czy ciebie już totalnie popierdoliło?
Nie wiedząc czemu, na mojej twarzy zagościł uśmiech. Przyjemne ciepełķo promieniowało do jej kruchej dłoni. Całkiem świadomie pozwoliłem jej wplątać palce w kosmyki moich włosów. Była lekko zaskoczona moim gestem, ale po chwili zrobiła to, na co oczekiwałem.
Ktokolwiek wymyślił smyranie po włoskach musiał być cudotwórcą.
Momentalnie zrobiłem się senny, a powieki stały się o wiele cięższe i mrugałem coraz wolniej. Czułem jakby oczyszczała się we mnie krew, a złość i inne negatywne emocje spływały po mnie jak po rynnie. Oddech miałem w miarę normalny, a frustrujące ukłucie w głowie zanikało tak, jakby ktoś wyciągał mi igłę po igle.
Uniosłem ostatni raz zaspany wzrok na twarz brunetki, która wyglądała na przewrażliwioną moją postawą i wyglądem.
"Każda blizna jest wyjątkowa. Każda przypomina mi o tobie, Ed."
Podniosłem się na parę sekund, by chwycić jej dłoń i złożyć na niej pocałunek, oznaczający moje ogromne podziękowanie, a następnie powróciłem do poprzedniej pozycji.
"Podziękuj czynem, nie słowami. Słowa są puste. Teraz już wiesz, dlaczego tyle cię tulę, synu?"
Zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro