Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15 - Biały brokuł

Otworzyłam lodówkę i posmutniałam. Nie było nic do jedzenia, tylko ketchup i światło. Westchnęłam i wyjęłam telefon.

Do Sowa
Nie ma nic do jedzenia!😭

Chcąc odłożyć telefon na stół, dostałam powiadomienie o przychodzącej wiadomości.

Od Sowa
Idziesz ze mną na zakupy bo samemu mi się nie chce... I nie lubię tej kasjerki w sklepie bo zawsze jest gdy coś chcę kupić... Mówię ci ona mnie prześladuje, bro 😨😖

Do Sowa
Zmień sklep, bro

Od Sowa
Próbowałem... Ale wtedy ona też zmieniła pracę i znów ją spotkałem na kasie... To przerażające gdy mówi "zapraszamy ponownie" XD Dobra nieważne... Będę za kilka minut przed domem, bro

Do Sowa
Ok.

Od Sowa
Ok. Nienawidzisz mnie. Ok. Bro.

Zaśmiałam się cicho i poszłam ubrać buty. Niestety smutne było to, że ostatnie pieniądze wydałam na glany. Teraz muszę znaleźć gdzieś pracę. Jesień dobiega końca, więc przydałyby się nowe ubrania na zimę. Zapewne jutro nie pójdę do szkoły z zadrapaniami i czerwonym policzkiem. Jebana suka, musiała akurat przyjść do domu i mnie zaskoczyć swoim atakiem. A mogłam wyrwać jej te blond loki z tego pustego łba...

Wstałam powoli z ziemi i gdy już miałam wyjść z domu, zatrzymał mnie pewien głos.

- Dokąd to?

Odwróciłam się do tyłu i zauważyłam Edwarda. Jego policzek był okropnie czerwony i jedną rękę wciąż trzymał na brzuchu. Ej, nie przesadzajmy. Tak mocno to mu nie zajebałam.

Gdy miałam odpowiedzieć, otworzyły się drzwi wejściowe, a w nich stanął Aleksander. Spojrzał na nas z przerażeniem i rozchylił lekko wargi.

- Pobiliście się?!

- Właściwie to ja go pobiłam - wzruszyłam ramionami.

- I dobrze - uniósł kciuka w górę. - Ale kto ciebie pobił, siostrzyczko?! - podszedł do mnie i przytulił mocno.

Z całej trójki chłopaków, najbardziej uwielbiałam Olka i Patrycjusza. Byli zabawni i czasami aż nadopiekuńczy, ale zawsze świetnie się dogadywaliśmy.

- Jessica - szepnęłam mu na ucho, gdy mnie tulił i poczułam, że mocniej zaciska palce na mojej koszulce.

- Nie umiesz upilnować swojej dziewczyny?! - wydarł się na Edwarda, który właśnie zakładał buty. - I gdzie spierdalasz?!

- W chuj daleko - syknął i wyszedł, popychając w przejściu Patrycjusza.

Brunet spojrzał na niego z wyrzutem, a następnie pokazał mu środkowy palec. Potem odwrócił się w naszą stronę i mocno mnie przytulił.

- Widziałem Jess przed chwilą w szkole - ogłosił Pati. - Nie mogłaś jej najebać?

- Nie miałam akurat nożyczek przy sobie - odpowiedziałam i Olek prychnął.

- Dobra, idziemy na zakupy - klasnął w dłonie szarowłosy i pobiegł po coś do kuchni.

Patrycjusz odkleił się ode mnie. Uśmiechnął się uroczo, pokazując tym swoje dołeczki w policzkach. Odruchowo podniosłam rękę i zaczęłam dotykać jego polik, a właściwie miejsce, które było wklęsłe.

- Zawsze chciałam to zrobić - wyznałam, a Patrycjusz wyszczerzył się bardziej.

Gdy Olek wrócił, wyszliśmy z domu i pojechaliśmy szarym audi (kochane pisklę Aleksandra) do sklepu.

* * * 

Weszliśmy do sklepu. Olek pchał wózek, a ja z Patrycjuszem wybieraliśmy produkty.

- A właściwie co lubicie jeść? - zapytałam, gdy trzymałam w ręce kilogram mąki. - Prócz pizzy, oczywiście.

- Ja zjem wszystko - wyznał Aleksander i się rozmarzył. - A to dlatego, że aktualnie jest głodny.

- Gofry? Naleśniki? Spaghetti? Lazania? - wymieniałam, a oni spojrzeli na mnie zdumieni.

- Umiesz to wszystko ugotować? - zapytał Pati.

- A no.

Chłopaki spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się od ucha do ucha. 

- Nie mam pojęcia, co się kupuje, aby coś ugotować, prócz garnka - oświadczyła sowa. - Więc wybieraj wszystko to, co będzie ci potrzebne.

 - Patrz, Domi! Czekolada w pingwiny! - brunet z gwiazdkami w oczach przyglądał się smakołykowi. - Mogę?

- Nie. - Olek powiedział to jak rozgniewana matka. - Brokuła se zjedz.

- Brokuły są okropne! Już wolę ten inny biały... no ten... wiecie o co mi chodzi przecież! - odłożył czekoladę z powrotem. 

- Biały brokuł? - zagadnęłam, wkładając do wózka kilka kilogramów mąki.

- No! Alek, widzisz? Ty nie wiedziałeś! - zaśmiał się jak dziecko z wygranej, a tak właściwie dał się nabrać. Chodziło mi o kalafior. Zwykły kalafior.

- Bo nie jadam tego gówna - prychnął. - Moje ulubione warzywo to pizza.

- A owoc? - zapytałam z ciekawości.

- Kebab.

Mieli naprawdę bardzo ubogą listę odżywiania, ale nie byli grubi. Gdzie tu sens? Czemu biologia jest tak strasznie niesprawiedliwa?

- Przechodzicie na dietę - powiedziałam poważnie.

- Nie! - krzyknęli równocześnie, a ja wybuchłam śmiechem.

Jakaś pani z dzieckiem spojrzała nas podejrzliwie, a chłopczyk pokazał na nas palcem.

- Mamo! Chcę przejść na dietę i zjeść biały brokuł! 

- Nie ma czegoś takiego jak biały brokuł - odrzekła załamana matka.

- A dieta?

- Tylko mamie jest potrzebna - odrzekła i zniknęli za regałem. 

Całą trójką spojrzeliśmy po sobie i zachichotaliśmy. Po chwili znów wróciliśmy do zakupów. Nakazałam przynieść Patrycjuszowi pomidory, to przyniósł mi jabłka. Gdy powiedziałam mu o pomarańczach, przyniósł mandarynki. Wkurzyłam się, bo nie wiedziałam czy robił to specjalnie.

- Białego brokuła nie było? - rzekłam sarkastycznie, gdy przyniósł mandarynki, zamiast pomarańcze.

- Zaraz poszukam - odwrócił się, a Aleksander chwycił do za ramię. - Co?

- Ona żartowała, debilu.

Wybierałam teraz składniki na lazanię, bo sama miałam na nią ochotę. Może potem upiekę ciasto, ale wtedy muszę wziąć jeszcze drożdże. Próbowałam pakować do koszyka tylko to, co potrzebne i to, co użyję w najbliższym czasie. Nie chciałam wybierać tysiąc produktów, bo niepotrzebnie by przepłacilibyśmy.

- Wiesz, że kiedyś byłem na zakupach z Jess? - zagadnął Olek i specjalnie wjeżdżał wózkiem w Patrycjusza, który co chwilę masował bolące miejsce. - I musiałem iść po drugi wózek, po pierwszy się wysypywał.

Prychnęłam cicho i rozglądałam się za mlekiem. Brunet odszedł na koniec regału, a Olek zaczął robić kółka wózkiem. Nagle przestał i namierzył wzrokiem Patrycjusza. Uśmiechnął się chytrze. 

- Podłoga to lawa! - wydarł się, a Patrycjusz gwałtownie się odwrócił i zaczął rozglądać się, na czym by stanąć.

Aleksander zaczął odliczać od pięciu w dół, a spanikowany brunet pobiegł w naszą stronę i wskoczył do wózka. Ja natomiast stanęłam na niskiej półce przy produktach w lodówkach. Olek pokręcił głową z rozbawieniem i przyznał ze dezaprobatą, że przegrał. Nagle usłyszeliśmy, a Pati podciągnął się w górę.

- Mleko się rozlało! 

Miał cały mokry tyłek, a biała ciecz tworzyła małą kałużę na kafelkach. Nogi zwisały mu po drugiej stronie wózka, a ręce trzymał po bokach na metalowym kratkach i całe ciało podtrzymywał dzięki sile rąk. Zeszłam z półki i nie mogłam opanować śmiechu, tak samo jak szarowłosy.

- Jedziemy po coś do sprzątania! - gwałtownie popchnął wózek i prowadził z turbo szybkością, przez co Pati znowu usiadł na pęknięty karton.

Zniknęli za regałem, a ostatnie, co widziałam, to przestraszona twarz bruneta. Obróciłam się w stronę regałów z makaronem i zauważyłam, że makaron do lazanii widniał na samej górze. Wyciągnęłam rękę, ale nawet nie mogłam dotknąć półki, na której stał produkt. Westchnęłam zirytowana swoim wzrostem (chociaż nie byłam niska) i podskoczyłam. Brak rezultatów. Zaczęłam się wspinać i gdy miałam dosięgnąć już pudełka, ktoś sekundę wcześniej chwycił pudełko i odszedł kilka kroków dalej. Rozzłoszczona wpatrywałam się z góry na złodzieja.

- Potrzebujesz tego, aniołku? - Gabriel pomachał pudełkiem makaronu. 

Zeskoczyłam z półek, tracąc równowagę. Znów moja kość ogonowa będzie odczuwała ten wypadek przez kilka długich dni. Jednak dziesięć centymetrów nad zetknięciem się z kafelkami, ciepła dłoń Gabriela złapała mnie za rękę i pociągnęła mnie w górę. 

- Możesz chociaż raz nie upadać na mój widok? - zapytał sarkastycznie, przyciągając mnie do siebie. - Moja zajebistość tak cię odpycha?

Przytulił mnie do siebie, a ja szybko odwzajemniłam uścisk. 

- To słodkie, że się tak za mną stęskniłeś - próbowałam, aby sarkazm nie był wyczuwalny w tej wypowiedzi.

- Myślisz, że przyszedłem tutaj za tobą? - prychnął. - Byłem głodny, a stary pierdziel wyrzucił mnie do sklepu.

- Żal mi go. Musi ciebie znosić - odsunęłam się od niego, a on pokręcił głową.

- A mi żal własnego siebie - wyznał. - Muszę was obu znosić.

- Upadły aniołek - poczochrałam jego białe włosy, a on zmarszczył brwi.

- W ogóle to wiesz, że zaczęła pisać do mnie jakaś natrętna dziewczyna i po kilku minut, gdy jej nie odpisałem, napisała że ze mną zrywa.

- I co dalej? - usiadłam na podłodze, a Gabriel postąpił tak samo. - Nie pytaj czemu tam jest biała kałuża - wskazałam palcem na ciecz.

- Masz biały okres? - zarechotał.

- Bardzo śmieszne - fuknęłam. - I co jej odpisałeś?

- Że ok. A ona "Nigdy nie znajdziesz drugiej takiej samej jak ja" - naśladował dziewczęcy głos. - Odpisałem "Dzięki Bogu".

Zaczęłam się śmiać, a Gabriel lekko się uśmiechnął. 

- To dasz mi ten makaron? - zapytałam słodko.

- Nie.

- Chuj, nie anioł.

Gabriel wziął do rąk opakowanie makaronu, które wcześniej wypadło mu z rąk, gdy ratował mój tyłek. Podniósł je blisko do twarzy i czytał.

- Ale ty nie możesz tego zjeść, Glorio! - podniósł głos, a ludzie obok nas spojrzeli na nas podejrzliwie. - To ma za mało kalorii!

- Wiesz, że nie mogę glutenu, białka, tłuszczu, soli, cukru, zagęszczaczy... - wszystko to, co wymieniałam mogłam jeść bez problemu, ale wolałam go po denerwować.

- To zjedz pudełko.

Uniosłam brwi i wpatrywałam się w niego wymownie. Rzucił mi pudełko, a ja cieszyłam się w środku jak małe dziecko. Jednak odwracając produkt, zauważyłam że rzucił mi inny makaron z półki obok niego. Rozejrzałam się w około i wstałam. Zostawiłam makaron na ziemi i podeszłam do pewnego pana.

- Czy mogę pożyczyć od pana to warzywo? - wskazałam ręką na zielony por.

Pokiwał głową, a ja szybko wyjęłam z koszyka warzywo. Podchodziłam powoli w stronę Gabriela, uderzając por o drugą rękę, jakby wyglądało to, że chcę mu przyjebać tą zieloną roślinką.

- Ratunku! - krzyknął, gdy dostał pierwszy cios w głowę, a por się złamał. - Dobra! Masz ten makaron! 

Zwycięsko chwyciłam pudełko podane przez Gabriela i odniosłam połamany kilkakrotnie por do pana, który blado patrzył to zrobiłam z biednym, zielonym warzywkiem. Usłyszałam odgłos kręcących się kółek od wózka i spojrzałam za siebie. Patrycjusz dalej jechał w wózku, a w rękach trzymał mop, skierowany w moją stronę. Aleksander pchał wózek bardzo szybko, a scena wyglądała trochę jak ze średniowiecza. Zatrzymali się, a Pati swoją kopią wycierał wcześniej rozlane mleko. Olek kręcił wózkiem dookoła, a brunet mocno trzymał mop, czyszcząc w ten sposób plamę.

- Chciałem powiedzieć ci, że jesteś pojebana, mieszkając z trzema facetami - wyjaśnił Gabriel, który wstał z podłogi i jedną rękę trzymał na głowie. - Ale widać, że dopełniasz się do tych idiotów. - Spojrzał mi w oczy i spoważniał. - Tylko nie rób głupstw. Cokolwiek by się działo, dzwoń najpierw do mnie - odwrócił się bez pożegnania i poszedł w kierunku kas.

Po zakończonym zadaniu, Aleksander podjechał do mnie i oboje byli uśmiechnięci jak dzieci, które coś zbroiły, ale im się upiekło. 

- Polubiłem tego mopa - rzekł Patrycjusz i przytulił do siebie kij. - Kilka razy wystarczy nim przejechać, aby coś brudnego znikło. - Odchylił głowę do tyłu i luknął na przyjaciela. - Ale na niego ten mop nie działa. 

Aleksander naprężył mięśnie i pchnął wózek w przód, mocno go zakręcając. Stał tuż przy mnie i uśmiechał się szeroko, jak zszokowany brunet odjeżdża od nas kręcąc się jak na karuzeli, trzymając mop. Po chwili wózek się zatrzymał, a Patrycjusz wyskoczył z pojazdu i jak pijany próbował iść. Przewrócił się i leżał. Jego mop został w wózku.

- Mam smutną wiadomość - mówił, gdy powoli szliśmy Patrycjuszowi z pomocą. - Ta kasjerka tutaj jest.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro