Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XI.

Gordon przechodził właśnie przez korytarz na komisariacie, kiedy podbiegł do niego jeden z policjantów. Sierżant nie oddał mu nawet należytego honoru, tylko otworzył szerzej oczy i wskazał dłonią drzwi.

Detektyw przeniósł tam swoje spojrzenie... i myślał, że się przewidział. Nie mógł uwierzyć w to, kogo wprowadziła do budynku dwójka funkcjonariuszy.

- Jak wy go złapaliście? - spytał wpatrzony w zakutego przestępcę.

- To nie my, detektywie Gordon...

- Leżał nieprzytomny przed drzwiami.

W pierwszej chwili nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa, lecz w następnej skinął dłonią, by zaprowadzili go do sali przesłuchań. Musiał porozmawiać z tym człowiekiem choć wiedział, że jest to cholernie niebezpieczne.

- To sprawa Valeski. Zostawił pamiątkę. - Gordon dostał do ręki zdjęcie, na którym było widać ich więźnia i Jerome'a uśmiechniętego od ucha do ucha.

- Ten chłopak nie przestaje mnie zadziwiać.

***

- Przestań mnie szarpać, Oswald! - warknęła wściekła, kiedy siłą mężczyzna ciągnął ją na górę - Potrafię jeszcze chodzić do cholery.

- Musimy iść do Joker'a, dziewczyno... jeśli chcesz jeszcze pożyć.

Znów znaleźli się obok gabinetu Pingwina, który ruszył niemalże biegiem w stronę drzwi - poganiając dodatkowo idącą powoli Emily.

- Kim jest ten cały Jerome, hę? Uświadomisz mnie wreszcie? - westchnęła, gdy nawet jej nie odpowiedział.

Czuła, że coś jest nie tak. W całym klubie panowała grobowa cisza, a przecież powinny trwać przygotowania do kolejnej nocnej imprezy.

Kiedy zaczęli schodzić na dół po schodach, ręka przestępcy na ramieniu jasnowłosej uniemożliwiła jej jakikolwiek ruch. Pokazał jej, aby była cicho, kiedy chciała się na niego wydrzeć. Zobaczyła jednak zakrwawione ciało kelnerki leżące pod drzwiami, i już wiedziała, że coś się tutaj dzieje.

Właściciel klubu kazał jej zostać, a sam zszedł na dół, by po chwili spotkać się z kilkoma gorylami, którzy pracowali na zlecenie najpierw Fish, a teraz Valeski.

- Szukaliśmy ptaszka, a on sam do nas przyleciał. - powiedział jeden, na co dwóch pozostałych zareagowało śmiechem.

- Nasz szef chciał jeszcze tą malutką... Gdzie ją ukryliście?

Roberts przycisnęła swoje plecy do ściany, a palce mocniej zacisnęła na broni, którą dał jej przyjaciel. Nie wiedziała gdzie podział się Joker razem z Frost'em i Ed'em, ale miała nadzieję, że ten psychol nic im nie zrobił - skoro wszyscy pracownicy leżeli martwi, to równie dobrze mogli zabić też tamtą trójkę.

- Gadaj gdzie ona jest!

Krzyk napastnika rozległ się echem po całym klubie, a Em aż się wzdrygnęła słysząc ten dźwięk.

- Ależ ja nic nie wiem...

Pingwin nie zdążył dokończyć, bo jego rozmówca złapał go za szyję i podniósł do góry. Roberts nie mogła znieść takiego widoku, ponieważ teraz zeszła prawie na sam dół, aby mieć wszystko pod kontrolą. Wyszła powoli ze swej kryjówki, po czym cicho gwizdnęła, by zwrócić na siebie uwagę.

- Laleczka przyszła... Brać ją! - krzyknął do towarzyszy, przy okazji puszczając czarnowłosego, który upadł beztchu na ziemię.

Emily uniosła broń do góry, celując w oblecha znajdującego się najbliżej. Ten jak na zawołanie zatrzymał się, a wraz z nim jego kamraci.

- Nie radzę... - wyszeptała z uśmiechem, który był oczywiście wymuszony, aby zaczęli się jej bać.

Na moment zacisnęła powieki, po czym nawet nie dała dojść im do słowa strzelając do każdego po dwa razy. Siła odrzutu była ogromna, lecz broń nie wyleciała jej z dłoni, a to było najważniejsze. Modliła się, by trafić chociaż raz... Jej modlitwy najwyraźniej zostały wysłuchane, ponieważ gdy uchyliła powieki ujrzała trzech leżących mężczyzn, plus ledwo co oddychającego Pingwina, przy którym się znalazła.

- Nie idź w stronę światła, idioto. - szepnęła ciągnąc go za kołnierzyk koszuli.

- Chyba w stronę piekła... - wychrypiał, na co ona gwałtownie go przytuliła.

Bała się o niego. Polubiła go, tak jak resztę przestępców i nie chciała się z nim żegnać. Był dla niej przyjacielem.

Wstała z klęczek, a następnie pomogła też podnieść się czarnowłosemu. Rozejrzeli się wspólnie po pomieszczeniu, po czym podeszli do bandziora, którego dziewczyna trafiła jedynie w ramię. Nie chciała nawet wiedzieć gdzie jest drugi pocisk...

Nadepnęła na ranę, z której sączyła się obficie krew. Chciała dowiedzieć się wszystkiego o Valesce. Poza tym kojarzyła skądś to imię i nazwisko... Musiała słyszeć o nim w telewizji. W końcu był niebezpieczny skoro miał taką odwagę, by napaść na klub Oswald'a.

- Zostaw go. - rozkaz dochodzący zza jej pleców dał jej do zrozumienia, że lepiej się go posłuchać.

Opuściła nogę na ziemię, po czym odwróciła się gwałtownie i bez zastanowienia wpadła w ramiona zielonowłosego, który wyjątkowo objął ją opiekuńczo ramionami.

- Myślałam, że coś wam zrobił...

- Gdzie Nygma? - spytał Cobblepot.

***

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj. - powiedział detektyw, siadając naprzeciwko zakutego intelektualisty.

- Powiedz mi, Jim, czemu jestem tutaj, a nie ma mnie w domu, czemu nie ma mnie w domu a jestem tutaj? Sam nie spodziewałem się spotkania ze starym przyjacielem...

- Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. - przerwał mu, na co namten wybuchł śmiechem.

- Valeska sobie grabi Jim, wiemy o tym wszyscy... Kiedy lew wyczuwa inne drapieżniki chroni swoje terytorium. Joker nie pozwoli pokonać się Valesce, tym bardziej, że przyprowadził na swój teren lwicę - równie szaloną jak on sam. Gdyby chcieli wysadziliby wszystko, całe Gotham. Król i królowa potrzebują przestrzeni, a ten mały, rudy chłopczyk z kompleksami i popisowym numerem "zabiłem swoją mamusię" nigdy nie pokona króla przestępców. - Riddler podniósł wzrok na Gordona - Skoro Jerome ośmielił się mnie dotknąć, Joker mu tego nie odpuści. Radzę ci jako stary przyjaciel byś mnie wypuścił, bo będziesz miał tu niezły burdel nim zdążysz przenieść mnie do Arkham.

James wstał gwałtownie, po czym wyszedł z pokoju przesłuchań lekceważąc głośny śmiech Ed'a. Wiedział, że Joker może być zdolny do wszystkiego, ale nie mógł uwierzyć w to, że znalazł sobie kobietę i przyjdzie na ratunek Nygmie. On zawsze ratował tylko siebie...

***

- Rączki do góry! - pisnęła radośnie Em, celując w policjanta stojącego najbliżej.

Ubrana w fioletową koszulę Joker'a i swoje czarne spodnie wpadła na komisariat razem z zielonowłosym na ratunek przyjacielowi. Po zabiciu dwóch zbirów strasznie się jej to spodobało, a klaun doszedł do wniosku, że da jej celniejszą broń. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy jasnowłosa przyjęła pistolet z radością.

- Radzę opuścić broń, misiaczki, bo stanie się wam wszystkim bardzo wielka krzywda. - weszła na biurko, zwalając wszystkie papiery, póki jej towarzysz nie wyciągnął do niej ręki, aby pomóc jej zejść.

- Jim Gordon! Cóż za wspaniałe spotkanie, nieprawdaż? - psychodeliczny śmiech mężczyzny sprawił, że jego towarzyszka machinalnie mu zawtórowała.

- Joker, schowajcie broń i podnieście ręce do góry! - krzyknął detektyw, którego dziewczyna lustrowała wzrokiem pełnym ciekawości.

- To jest ten Gordon? - przygryzła wargę i prychnęła pod nosem.

- Poznaj Emily, Gordon... wybacz, że w takich okolicznościach musisz zawierać nowe przyjaźnie, moja droga. - zwrócił się do kolorowowłosej, którą trzymał pod ramię.

- Cześć Jimuś, a teraz opuść broń, bo odstrzelę ci łapkę. - wyszczerzyła się, a wtedy detektyw pojął, że Nygma mówił prawdę.

- Panie J, mogę iść po Ed'a? - spytała robiąc słodką minkę, na co mężczyzna skinął głową.

- Jak ona krzyknie, do akcji wkroczą moi ludzie, więc radzę się wam nawet nie ruszać. - zielonowłosy zachichotał, siadając na biurku, a Roberts ruszyła obok Gordona, którego chwyciła za rękę.

- Nie martwcie się, nic mu nie zrobię, ale ten budynek jest tak duży, że boję się zgubić w jakimś korytarzu. - puściła mu oczko, kiedy unosił swoją broń w jej stronę - Nie radzę, James, nie radzę. W tej wojnie jesteśmy po jednej stronie...

-----------------------------------------------------------

He he he he. Zdziwieni? Bo ja tak. Dzisiaj to już drugi. Póki mam wenę i czas to piszę i dodaję. UWAGA, UWAGA w sobotę będę widzieć Macierewicza, a co więcej będę go witać w swojej szkole lel 😂😂😂 nie lubię dziada, ale jak trzeba to trzeba 😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro