Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV.

Nikt nie spodziewał się, że tegoż pięknego, słonecznego dnia na porannym obchodzie, coś się wydarzy. Pielęgniarka zaglądająca do każdego pokoju; uśmiechała się wesoło, lecz nagle jej wspaniały humor prysł jak bańka mydlana.

Martha rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu szukając tej niesfornej, blondwłosej dziewiętnastolatki, która zawsze o tej porze oglądała wiadomości. Jest godzina ósma piętnaście, łóżko jest już pościelone, a telewizor wyłączony. Starsza kobieta spostrzegła jedynie, że torba z ubraniami jest otworzona i stoi na krześle, a to nie wróżyło niczego dobrego.

***

Z samego rana Emily wymknęła się ze szpitalnego łóżka. Założyła na siebie czarne jeansy, trampki; w których tu przyjechała, oraz czerwoną bluzkę. Miała dość siedzenia w zamknięciu, dlatego pomyślała z początku o ucieczce, lecz co jej z tego, skoro zaraz nabawi się jakiegoś zakażenia, albo innego cholerstwa; podczas białaczki układ odpornościowy jest strasznie osłabiony.

Po krótkim namyśle zdecydowała się na wyjście ze szpitala tak, aby nie opuścić jego terenu. Skierowała się na schody, którymi powoli ruszyła na kolejne piętra; mogła użyć do tego celu windy, aczkolwiek nie chciała ryzykować nakrycia przez ordynatora, bądź przez którąś z pielęgniarek.

Skrzypiące drzwi na dach ustąpiły, gdy ta mocno je popchnęła - co skutkowało także nieuniknionym upadkiem. Z wielkim wysiłkiem Roberts podniosła się z betonowego podłoża. Przyłożyła dłoń do pieczącego miejsca na lewym łokciu, po czym westchnęła widząc krew na swoich palcach; której szybko się pozbyła wcierając ją w spodnie.

Podeszła bliżej krawędzi, aby móc się rozejrzeć. Nie interesował jej zwykły, betonowy dach, a tereny otaczające placówkę, w której obecnie przebywała. Piękne drzewa liściaste, które znajdowały się obok jej domu - tutaj nie znalazły swojego azylu. Miejskie ulice Gotham były pełne dilerów, złodziei, a także morderców, więc nikt nie przykładał wagi do takiej drobnoski jaką była roślinność. Kto by się nią zajmował? Ogrodnik i tak bierze sobie dość solidną premię za koszenie trawnika, po co ktoś jeszcze miałby dopłacać za drzewka? Zdaniem lekarzy to tylko szpital; zajmują się w nim leczeniem ludzi, a nie hodowaniem roślinek.

Blondwłosa nie myślała zbyt racjonalnie, ponieważ postanowiła posiedzieć sobie na tejże krawędzi, która nie miała żadnych zabezpieczeń - jeden gwałtowny ruch i po niej... Machała nogami tkwiąc w pewnym punkcie w swoim umyśle. Jak każdy człowiek zamyślony; nie zwracała uwagi na otoczenie, co nie było dobrym pomysłem, gdy znajdowała się w tak niebezpiecznym miejscu.

- Piękny poranek, prawda?

Głos za jej plecami wzbudził w niej zaskoczenie, a także pewnego rodzaju strach. Emily pisnęła, kiedy jej ciało zsunęło się po murku, bo wykonała jeden gwałtowny ruch. Zaczęłaby zaraz krzyczeć, gdyby nie fakt, że nie spadała, a wisiała w powietrzu. Wokół nadgarstków owinęły się blade palce, które uratowały ją od śmierci. Ten dotyk był jej już znany - choć czuła go na swojej skórze tylko jeden raz.

- Joker! - krzyknęła, a po chwili z jej gardła wydobył się głośny śmiech.

Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że wisi sobie w powietrzu, sporo metrów nad ziemią, a panem jej życia i śmierci obecnie stał się klaun, a nie choroba. To było tak niesamowicie głupie, że aż śmieszne.

- Jeśli chciałaś skoczyć, to z tamtej strony jest twardszy kamień. - zielonowłosy wyszczerzył się, wciągając towarzyszkę na dach.

Jej stopy wreszcie pewnie stanęły na ziemi, a ona sama mogła odetchnąć z ulgą. Była bliska zakończenia żywota, i ma z tego ubaw. Otrzepała spodnie białe od tynku, a każdy jej ruch był obserwowany przez mężczyznę. Skończywszy, przeniosła spojrzenie swych tęczówek na swojego "wybawcę".

- Gdybyś mnie nie wystraszył - nie straciłabym równowagi. To tak jakbyś mnie popchnął...

- Zepchnąłbym cię stąd dawno, ale jesteś zbyt inteligentna, a ja potrzebuję takich ludzi. - obszedł ją dookoła, po czym wyjął z kieszeni telefon i wstukał krótki kod - Bo widzisz, skarbie... Właśnie rozmawiasz z najgroźniejszym przestępcą w Gotham! Jak się z tym czujesz? To niczym wygrana w jakieś loterii, prawda? - zachichotał, przeczesując swoje włosy.

Em wpatrywała się nie w niego, a w bundynki wielkich korporacji. Teraz zrozumiała skąd znała tego mężczyznę - wcześniej uważała, że to Jack, ale to przestępca, którego kiedyś musiała widzieć choć kantem oka w telewizji. Nie zamierzała robić z siebie idiotki... Po co krzyczeć i uciekać, skoro nie grozi jej bronią? Nie powiedział nic niepokojącego; no bo przedstawianie się jako zbrodniarz wszech czasów chyba nie jest klasyfikowane do dziwnych objawów. Chociaż jakby nie było ma przed sobą bardzo groźnego przestępcę, a to jej nie pocieszało. Może lepiej udawać, że to jest normalne?

- I tak Joker jest moją ulubioną kartą, wiesz? - pacjentka wygrzebała z kieszeni spodni kawałek papieru, który podarował jej szaleniec.

Kiedy mu ją pokazywała, jej ręce nawet nie drgnęły, co wzbudziło pewnego rodzaju podziw w kryminaliście. Mimo tego, że jest mordercą, złodziejem... i można byłoby wymieniać jeszcze długo, ona nie wykazywała oznak strachu. Każdy się go bał; no może oprócz Frost'a, ale to co innego. Jego traktował jak przyjaciela, a Emily dopiero dowiedziała się kim jest, a zna go dosłownie moment.

- Wiesz o tym, że jedziesz ze mną? - spytał J., a w tej samej chwili ujrzeli helikopter, który nie zamierzał lądować; ktoś wyrzucił z niego drabinkę - A raczej lecisz?

- Żartujesz sobie? - dziewiętnastolatka nie kryła swego oburzenia.

- Czy wyglądam jakbym żartował...? To było głupie pytanie, huh. - kolejny raz zaśmiał się paychodelicznie - Wolisz żyć, czy umrzeć, hm? Zastanów się czy pragniesz wyleczyć się z białaczki, czy może jednak chcesz dalej siedzieć w pokoju czekając na dobrą wiadomość?

Na jej twarzy wymalowała się determinacja. Miała szansę na przeżycie, ale jak Joker chciał jej je zapewnić? Przecież na to nie ma lekarstwa, a on tak po prostu mówi, że ją wyleczy... To nienormalne i szalone. Ma mu zaufać i dać się wywieźć, zostać i cierpieć dalej, zabić się, żeby wszyscy się od niej odczepili? Brak logiki, brak zasad, brak ograniczeń.

Instynktownie chwyciła za wyciągniętą dłoń zielonowłosego klauna, który wszedł na pierwszy szczebel i chciał, by ona podążała za nim - tak też zrobiła. Helikopter zaczął odlatywać, co skutkowało bujaniem się drabinki, a co za tym idzie - całym jej drobnym ciałem, które było wyczerpane po pokonaniu połowy dystansu, lecz ona nie chciała, aby to było widać.

Zacisnęła mocno usta, ruszając w górę, ponieważ przez moment znajdowała się w miejscu. Pod samą końcówką czarnowłosy mężczyzna z lekkim zarostem, w spodniach od garnituru i czarnej bluzce, wyciągnął do niej rękę, którą bez wahania przyjęła. Była wyczerpana, dlatego opadła na jedno z wolnych miejsc, kiedy w międzyczasie nieznajomy wciągał drabinkę do helikoptera.

- Jestem Frost. - rzekł formalnie, na co Emily obrzuciła go szybkim spojrzeniem.

- A ja nie. - ucięła, przez co Joker wybuchnął śmiechem - Emily. - wyciągnęła w kierunku wyciągniętej dłoni pomocnika przestępcy, swoją drobną dłoń.

Uścisnęli sobie ręce, a w pomieszczeniu zapanowała cisza, którą przerwał "wybawca" dziewczyny. Był jakby mocno zamyślony, gdy wypowiadał trzy zdania, które mocno utkwiły w pamięci blondwłosej na długo.

- Trzeba uczynić ją silniejszą... Czas na jej pierwszą kąpiel w specjalnym, hmmm, płynie, Steve! Wiesz dokąd lecieć.

----------------------------------------------------

Kolejny rozdział za nami uff 🦄 szkoła zabija chęci xd mendy jedne 😂😂 ale tak mnie ucieszył ten zwiastun, że wpadłam na lepszy pomysł co do tego rozdziału (po chuj was zanudzać wspomnieniami? Na nie przyjdzie czas 😂😂) okej, kolejny pojawi się w czwartek i tego dnia dam wam znać, czy pojawi się także w piątek (taki bonus, z powodu wolnego od szkoły xD) do następnego ❤❤😍🦄

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro