Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❤ 𝑅𝑜𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶𝓁 𝐼 ❤

Tak wiem, miałam udostępnić dopiero jak skończę pisać dwa ff, ale wiecie jaka jestem.

======================

    Znowu tonę w papierach, musze je uzupełnić. Na dodatek muszę spisać raport, ale tak aby był on zrozumiały. Oczywiście z papierami mi nikt nie pomoże, lenie cholerne. Niech was piekło pochłonie. Spojrzałam lekko zaspana na zegarek, wskazówki pokazywały godzinę siedemnastą. Postanowiłam sobie jednak tą przerwę zrobić, więc wstałam i postanowiłam rozprostować swoje zastygnięte kości wydając przy tym dziwne dźwięki, jak zwykle. Wzięłam kubek do ręki aby się napić kawy, a tu nie ma. Figa z makiem, tak zwana. Wzięłam kubek i skierowałam się do aneksu kuchennego. Odstawiłam go na blat i wsypałam kawę, po czym nastawiłam wodę. Ujrzałam obok mojego kubka jeden dodatkowy, skierowałam swój wzrok na właściciela naczynia. Był nim nie kto inny jak Woo. Jest ode mnie starszy i to dużo. Westchnęłam cicho i wsypałam mu kawy do kubka, po czym zalałam obydwa naczynia gorącą wodą.
- Jak ty możesz pić kawę bez cukru?- spojrzałam na niego z grymasem na twarzy.
- Wiesz jak się chce zrzucić parę kilko i być chudszym, to nie wsypywanie cukru do kawy czy herbaty wchodzi Ci już w krew.- wsypałam już dwie czubate łyżeczki, wspomnianego produktu. Zerknęłam na przyjaciela i przeleciałam oczami z góry do dołu po jego ciele.
- Z czego się odchudzać? Ze skóry, kości czy mięśni? O ile dobrze wiem te trzy rzeczy są człowiekowi potrzebne do życia.- ten na mnie spojrzał jak na kretynkę, a ja tylko odpowiedziałam mu parsknięciem ze śmiechu.
- No, bardzo śmieszne. Tak śmieszne, że ubawiłem się po pachy.- czasem jego sarkazmy mnie gaszą, ale ten zgasił mnie jak ogień oliwą. Serio, jeśli on jest doroślejszy to ja jestem Elżbietą pierwszą. On jak coś powie to się serio zastanawiam jak trzydziestoletnio - letni facet może się zachowywać jak idiota, chyba że udaję idiotę, no to już jest inna sytuacja.
- Coś taki zmarnowany? Wyglądasz jakby Cię stado małp zaatakowało i nie dawało spokoju.- upiłam łyk kawy opierając się bokiem o blat. Ten tylko westchnął. – Nie wzdychaj mi tu tylko mów.- znowu upiłam łyk kawy.
- Zostali mi przydzieleni nowi i teraz jestem ich tak jakby i opiekunem i wykładowcą.- też upił łyk brązowej cieczy.
- Są już nowi? Serio? I jacy oni są?- spytałam podekscytowana.
- Uwierz mi, że to jakaś kompletna katastrofa. Rozumiem, że są zieloni jak szczypiorki na wiosnę. Ale to już zakrawa na absurd. Czego oni ich tam uczyli, że przyszli tacy idioci, za przeproszeniem.- strasznie to przeżywał.
- Aż tacy są źli?- spytałam z niedowierzaniem.
- A żebyś wiedziała. Są gorsi niż ty jak byłaś tutaj nowa. Ba! Nawet i chyba ze sto razy gorsi. Nic nie pamiętają, nic nie umieją. Nawet zasad BHP! Rozumiesz to?!- lekko się uniósł. No nie powiem, ja na jego miejscu wyszłabym już z siebie i stanęła obok tylko po to aby sobie popatrzeć.
- Chryste.- odłożyłam kubek i przytuliłam go. Był załamany idiotyzmem nowych. – Ile jeszcze masz mieć te wykłady?- odkleiłam się od niego.
- Jeszcze tylko dziś. Ale i tak jestem ich opiekunem. Jeśli któregoś dnia nie przyjdę do pracy, wiedz że się powiesiłem.- lekko zakrztusiłam się kawą.
- YA! Wybij ten debilny pomysł z głowy! Po moim trupie!- zaśmiał się lekko.
- Miło, że się martwisz. A tak po za tym, to co ty tutaj robisz?- właśnie mi przypomniał o tej stercie papierów i raporcie.
- Masa papierkowej roboty plus raport do napisania i wysłania.- westchnęłam ciężko.- Ja idę. Hwaiting!- krzyknęłam by dać mu trochę wsparcia. On odkrzyknął to samo i z kubkiem jeszcze ciepłej kawy poszłam w stronę swojego biurka. Napotkałam Maxa.
- Max? A ty nie powinieneś mieć dzisiaj wolnego?- spojrzałam na rudzielca.
- Co? A tak, mam wolne, tylko przyszedłem na chwilę bo szukam czegoś. Ta sterta papierów należy do Ciebie?- kiwnęłam głową z rezygnacją. – Biedactwo, ja też miałem papierkową robotę, ale tydzień temu.
- Jeszcze raport do napisania. Tylko...- urwałam i usiadłam za biurkiem odstawiając kubek.- Tylko z tych zeznań wiele nie można zrozumieć. I co ja mam z tego napisać w raporcie?- podałam mu spis zeznać. Wziął do rąk i zaczął czytać.
- Rzeczywiście nie ma to najmniejszego sensu. Byli najebani czy co?- ten jak coś powie.
- Nie, nie byli pijani. Chodzi w tym o to, że kobieta oskarżyła chłopaka o kradzież. Chyba ze dwadzieścia minut siedzieli i się kłócili. Chłopak się zarzekał, że nic nie ukradł. Wiesz ile siły miała ta kobieta? Woo musiał mi pomóc rozdzielić tych dwoje. – spojrzałam na niego.
- No, to nie źle. I co w końcu? Jak się to skończyło?- upiłam łyk kawy.
- Skończyło się na tym, że kobieta tą torebkę odłożyła gdzieś indziej. Za miast przeprosić, poszła sobie. A on chce ją oskarżyć o zszarganie jego imienia. Bo okazało się, że jest jakimś tam tancerzem w jednej z wytwórni muzycznej. To jakaś paranoja.- upiłam ostatni łyk kawy.
- Ja pierdole. Ty to dostajesz same chore akcje. Chociaż miałem coś podobnego jakieś dwa dnie temu. Też to nie miało sensu. Ale jesteś mądra, wymyślisz coś. Ja idę dalej szukać.- jak powiedział tak zrobił. Grzebał w papierach, które leżały mu na biurku. Nie przejmował się tym, że robi bajzel wokół siebie. Westchnęłam głęboko i postanowiłam, że wrócę do tego co miałam zrobić. Zaczęłam najpierw ten głupi raport. Zostałam nagle wystraszona przez wredną wiewiórkę.
- Czego się tak drzesz?! Tłumaczył byś się moim zwłokom gdybym zawału dostała!- wzięłam poduszkę i rzuciłam w tego debila do kwadratu.
- Wybacz. – nie zdążył zrobić uniku i dostał w twarz. Zaczęłam się śmiać z jego głupiej miny.
- Co tutaj tak zabawnie?- zauważyłam Woo. Spojrzał na mnie, a potem na Maxa.- Coś mnie ominęło?
- Po za tym, że przez tą wiewiórę prawie nie umarłam na zawał i po tym oberwał ode mnie poduszką, to nic.- dalej się chichrałam z jego głupiej miny. Oberwałam tą samą poduszką w głowę i wylądowałam na podłodze. Nie no, zabije kurwiszona. Wstałam i zaczęłam się z nim szarpać, oczywiście dla żartów. Ten bił mnie poduszką, jakby to miało na mnie zrobić jakieś wrażenie.
- Boże, co za dzieci. Spokój bachory!- spojrzałam na rudego. Skinęliśmy w tym samym momencie głowami i rzuciliśmy w niego poduszką.- O, nie tak się bawić nie będziemy. Ty.-pokazał palcem na Maxa.- Won, masz wolne. A ty...- przełknęłam ślinę, bo wiedziałam co mnie czeka. Ruszył na mnie i zaczął łaskotać. Dam sobie głowę uciąć, że mój śmiech i pisk było słychać w całym budynku.
- A wy, co odpierdalacie? Pięć lat macie, czy co?- spojrzeliśmy na właściciela głosu. Był to komisarz Park, starszy od Woo o pięć lat.- Jak dzieci. Chciałem wam coś powiedzieć. Otóż...- zostało mu przerwane przez głos Maxa.
- Kurwa, ja kiedyś głowy zapomnę.- podszedł do swojego biurka.
- Młody słownictwo. – chłopak, wzdrygnął się od ostrego jak brzytwa głosu Komisarza Parka. Nic nie odpowiedział tylko ze skruchą ukłonił się przed nim. – Widzę, że nie ma Marka. Gdzie chłopaka wcięło?- spojrzał na Woo.
- Zajmuje się taką małą, wręcz drobną sprawą kradzieży. Pojechał na miejsce gdzie dokonano tego czynu. Prędko nie wróci.- powiedział Woo.
- No dobrze, w takim układzie przekażecie mu to co teraz wam powiem. Otóż, za dwa dni przyjedzie pewien chłopak, który ma być w waszym zespole. Został przeniesiony tutaj.- ciekawe kim może być.
- Znowu?- spojrzałam na Maxa.
- Masz coś do tego? Jakoś Ci nie przeszkadzało, jak przenieśli do was Panienkę Leę? – spojrzał na niego Komisarz. Max już milczał, słowem nawet nie pisnął.- On wam będzie potrzebny. Dowiedziałem się, że jest jednym z najlepszych hackerów.- najlepszy hacker i wypuszczają go od tak? Dziwne.
- Tak! Wreszcie. Już mnie biała gorączka dopadała, gdy musiałem chodzić do tych złamasów z bożej łaski. Dogadać się z nimi nie dało.- pokiwałam głową, że zgadzam się z Woo. – Ale chwila, jest jednym z najlepszych, a wysyłają go do nas? Komuś coś na łeb spadło? Ja bym go nie puszczał.
- Może i jest najlepszy, ale i też problemowy. Mieli przez niego trochę problemów.
- Aha, i za miast dowiedzieć się dlaczego tak jest umywają ręce i chcą się pozbyć problemu?- spojrzałam na Komisarza. Na ludzie, tak się nie robi. Mnie przenieśli, bo powiedzieli, że niczego się nie nauczę przy nich, a szkoda abym się marnowała. Ludzie serca nie mają.
- Tak to już jest, niestety. Dobra, to tyle. Miłego dnia.- zasalutowaliśmy mu i odszedł. Zmęczona klapnęłam na swój fotel i westchnęłam.
- Ciekawe jaki on jest?- przerwał ciszę rudzielec.
- A jak myślisz? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie oceniajcie książki po okładce. Znacie takie przysłowie? Nie? No to teraz tak.- usiadł obok mojego biurka lider. Moje biurko stoi obok jego. Znowu zrezygnowana zaczęłam pisać ten raport. Nagle zauważyłam, że Woo bierze mój stosik papierów i zaczyna je wypełniać.
- Em, mogę wiedzieć co ty czynisz?- spojrzałam na niego zdziwiona.
- Chce Ci pomóc. Młode dziewczyny jak ty, nie powinny zarywać nocy, bo to źle wpłynie na ich wygląd. Razem pójdzie nam o wiele szybciej.- kiwnęłam tylko głową.
- A ty nie miałeś już iść?- skierowałam pytanie do wiewiórki.
- Co? A tak.- już miał się zbierać, gdy zaczął dzwonić jego telefon. Zaczął rozmawiać. Był lekko jakby zmęczony ta rozmową. Rozłączył się w ekspresowym tempie i głośno westchnął.
- Co jest młody?- spojrzał na niego z nad papierów Woo.
- Moja matka znowu bawi się we swatkę. Jakby nie mogła zrozumieć, że nie chce się jeszcze żenić.- ja chyba padnę. To kiedy on chce założyć rodzinę? Po trzydziestce?
- Chłopie, masz dwadzieścia cztery lata. Ja w twoim wieku już dawno byłem po ślubie.- i ma słodką córeczkę. Po prostu aniołek.
- Dobra, ja już pójdę sobie, bo za chwilę znowu zaczniesz te swoje kazania o zakładaniu rodziny, czy coś tam.
- Jak ja Ciebie zaraz prasnę w ten rudy łeb, to...- nie dokończył, bo Max zniknął mu z pola widzenia.
- Spokojnie, nie warto dla niego strzępić sobie języka i nadwyrężać strun głosowych.- pogładziłam go po plecach. Wypuścił głośno powietrze i usiadł z powrotem na krzesło.
Szybko się z tym uwinęliśmy. Skończyłam pisać ten bezsensowny raport. Ciekawe czy Ci na górze będą mi robić problemy. Ale to nie moja wina, że coś takiego akurat dostałam. Westchnęłam, gdy kliknęłam przyciskiem od myszy Drukuj. Wstałam z fotela i podeszłam do drukarko-kopiarki. Po wydrukowaniu wróciłam na miejsce. Podpisałam się i zastępowałam, po czym wzięłam zszywać i zszyłam raport. Włożyłam w koszulkę i wstałam.
- Ja idę to zanieść. Trzymaj kciuki, aby nie kazał mi tego poprawiać. Inaczej go strzelę.
- Hwaiting! Nie daj się sprowokować.- kiwnęłam głową i poszłam do paszczy lwa. Obym przeżyła.    

=================================

I jak wam się podoba pierwszy rozdział? 
Czekam na wasze opinie.

Piosenka w mediach:

GOT7 "Never Ever" M/V

Ta piosenka dzisiaj leciała na 4FUNTV "Chcesz? Masz".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro