Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień, w którym są syreny, kajdanki i samotność

* ♡ *
4 V 2019

— Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego awansu społecznego — mówi Jen, kładąc tacę z lunchem na stoliku, po czym siada po mojej lewej stronie. Obok niej miejsce zajmuje wyjątkowo milczący Ron, który z pewną dozą niepewności przygląda się siedzącym z nami chłopakom z kółka naukowego. — Najpierw podwózka z Panem Idealnym, a teraz lunch na środku stołówki.

Przewracam oczami. Jen jak zwykle mówi prosto z mostu, na co Patrick parska śmiechem, Sean robi dziwną minę, Michael posyła mi tajemnicze spojrzenie, a Roy kręci głową na fakt, że musi się przesunąć. Przy dotychczas sześcioosobowym stoliku nagle musi pomieścić się osiem, ale to wcale nie sprawia, że jest nam ciasno. Jest po prostu trochę tłoczniej.

— Chłopaki, to Jennifer i jej kuzyn, Ron — mówię, a potem przedstawiam po kolei każdego z przyjaciół Kyle'a.

— Roy zapyta was zaraz o studia — ostrzega chłopak.

— Jezu, już? Mamy przecież jeszcze dwa lata! — Jęczy Jen. — A Ron rok.

Roy wydaje się być bardzo niezadowolony z odpowiedzi mojej przyjaciółki. Marszczy brwi i celuje w nią nabitym na widelec kawałkiem kurczaka.

— To tylko dwa lata. Przecież to najważniejsza decyzja waszego życia! Jak można podchodzić do tego tak luźno?

— Czy mi się wydaje, czy jesteś tu jedyną osobą, która trzęsie portkami na myśl o studiach? — wtrąca Michael.

— Okej, za dziesięć lat, gdy ja już będę światowej sławy naukowcem, który sklonuje człowieka, a wy pomiędzy uzupełnianiem tabelek w excelu będziecie zadawać sobie pytanie gdzie popełniliście błąd, ja do was zadzwonię i przypomnę tę magiczną datę: czwarty maja dwa tysiące dziewiętnastego roku. Dzień, w którym śmialiście się z mojego podejścia do studiów.

— Przypominam, że klonowanie człowieka jest już możliwe, tylko po prostu niemoralne — odpowiada Kyle. Wiem, że chce zmienić temat, dlatego szybko wtrącam się w słowo, otwierającemu już usta Roy'owi.

— Wyobrażacie sobie mieć swojego klona, który chodziłby za nas do szkoły?

Moje pytanie wzbudza przy stoliku ogólne poruszenie. Jen płynie z tematem, wymyślając, jak mogłaby ulepszyć swoją kopię, poprzez dodanie kilku centymetrów, a także przyspieszenie wzrostu włosów. Z początku nawet ich wszystkich słucham, powstrzymując się od komentarza na temat kilogramów, które bym sobie odjęła, ale automatycznie przestaję, gdy dostrzegam Aidena Woodsa przemierzającego całą szerokość stołówki.

Ten chłopak w tym miejscu to widok nadzwyczaj rzadki. Praktycznie nigdy nie jada lunchu razem z innymi i chyba tylko ja wiem, że w tym czasie odsypia zarwaną noc w kantorku woźnego. Dlatego też zdziwienie na mojej twarzy od razu wzbudza zainteresowanie siedzącego na przeciwko Michaela, który podążając za moim wzrokiem, w sekundę wyłapuje o co mi chodzi.

— Wampir wyszedł z ukrycia.

Czuję, jak Kyle ściska mocniej moje ramię. Mimo miło spędzonego wczoraj wieczoru wiem, że wciąż jest na mnie trochę zły, ale ustaliliśmy dziś rano w samochodzie, że nie poruszamy przy innych tego tematu. Jen i Ron zgodzili się na to, ale nikt z naszej czwórki nie spodziewał się zobaczyć Aidena, zajmującego właśnie jeden z mniejszych stolików w rogu stołówki, ku ogólnemu zdziwieniu całej rzeszy uczniów.

Nie patrzy w moją stronę. Podczas gdy ja nie odrywam od niego wzroku, Woods wydaje się nie zauważać żadnego ze zdumionych spojrzeń, które go teraz otaczają. Najpierw wyciąga z plecaka książkę. Następnie sięga do środka i wyjmuje telefon, wystukuje na nim krótką wiadomość, wrzuca go z powrotem i wyciąga jabłko. Robi to wszystko w taki sposób, jakby to było najzupełniej w świecie normalne, choć przecież w całej stołówce nagle zrobiło się cicho, a to jasno świadczy o tym, że to ani trochę normalne nie jest. Aiden wgryza się w jabłko, otwierając książkę gdzieś w połowie i zanurza się w lekturze, nie zwracając uwagi na nic, co dzieje się dookoła. Po kilkunastu dłużących się sekundach sensacja przestaje być sensacją i stołówkowy gwar powraca, jednak ja wciąż nie mogę przestać gapić się na Aidena, czego absolutnie nie powinnam teraz robić, mając obok siebie Kyle'a. Chłopak pochyla się nade mną i to sprowadza mnie na ziemię. Od razu wlepiam wzrok w sałatkę znajdującą się przed moim nosem.

— Mam ochotę podejść do niego teraz — szepcze mi do ucha, a ja wyczuwam kryjącą się za tym szeptem złość.

Spoglądam na niego ze strachem.

— Nie rób tego. Narobisz sobie kłopotów.

— On ich sobie narobił. Nawet nie masz pojęcia, ale mam go w garści...

No pewnie. A ja mam willę z basenem i tygrysa w sypialni.

Ogólnie wiele myślałam o tym, co wydarzyło się wczoraj w południe. Rozkładałam na części pierwsze sekunda po sekundzie, brałam pod uwagę stwierdzenie Rona, jak to wszystko wyglądało z boku, starałam się znaleźć jakiekolwiek wyjaśnienie tego, że Aiden Woods mnie pocałował, ale nieważne jak bardzo bym nie próbowała, do teraz rozwikłanie tej zagadki pozostaje poza zasięgiem moich możliwości. Biorąc pod uwagę fakt, że ten chłopak chyba podjął się misji uprzykrzenia mi życia, do głowy przychodzi mi jedynie to, że po prostu chciał zrobić mi na złość i jeśli to prawda, tym większą tylko mam ochotę kopnąć go za to porządnie w dolną część pleców.

No bo jak inaczej to mogę wytłumaczyć. Miłością? To niemożliwe, by Aiden się we mnie zakochał, bo to jest wyobrażenie tak abstrakcyjne, że chyba bardziej się już nie da. Te dni spędzone na remontowaniu auli teatralnej, podczas których zamieniliśmy kilka niemiłych słów, ta noc na stacji benzynowej, kiedy praktycznie uratowałam mu skórę, ten dzień nad jeziorem, ani nawet sobotni wieczór zwierzeń nie mógł sprawić, że zaczęłam się Aidenowi podobać. Na litość boską, nawet w mojej głowie brzmi to po prostu śmiesznie. Choć znam prawdę i wiem, że wbrew powszechnej opinii ten chłopak nie ma serca z kamienia (w końcu swoją przybraną siostrę kocha najmocniej na świecie), to jednak nie potrafię go sobie wyobrazić z dziewczyną. I tu nawet nie chodzi o mnie. Chodzi o kogokolwiek. O najlepszą laskę, królową wiosennego balu, kapitan cheerleaderek, przewodniczącą koła historycznego... to naprawdę nieważne. Nie potrafię zwizualizować sobie przed oczami obrazu Woodsa w towarzystwie kogoś, kto ma cycki. Po prostu nie, dlatego też właśnie nie uważam, by Aiden Woods był dla kogokolwiek jakimkolwiek zagrożeniem. A już na pewno nie jest nim dla Kyle'a, w którym przecież kocham się od pięciu lat i nic tego nie zmieni.

Nawet fakt, że ten cały pocałunek był kompletnie obłędny, pozbawiający tchu i nierzeczywisty, do czego przyznałam się w końcu przed samą sobą około piątej nad ranem, co jednocześnie wpędziło mnie w jeszcze większe poczucie winy, niż dotychczas.

Zapach perfum Jen i jej cichy głosik z prawej strony sprawiają, że delikatnie podnoszę wzrok, jednocześnie kopiąc ją w kostkę.

— Romeo na dziesiątej. — Słyszę.

Napotykam wzrok Aidena, który patrzy na mnie z nad czytanej przez siebie książki i korzystając z chwilowej nieuwagi Kyle'a, mruga do mnie z perfidnym uśmieszkiem. Jennifer też to widzi, a także Ron, który prycha pod nosem, ale dźwięk ten na całe szczęście ginie w hałasie spowodowanym dzwonkiem na koniec przerwy. Widzę, jak Woods wyrzuca resztkę jabłka do kosza, wkłada książkę do plecaka i opuszcza stołówkę wraz z tłumem uczniów i nie wiem jak inaczej miałabym wytłumaczyć jego gest jak tym, że miałam rację.

Ten zbuntowany chłopak mnie nie cierpi i skorzysta z każdej możliwości, byle tylko mi dopiec. A ja muszę przestać mu na to pozwalać.

* ♡ *

UŻYTKOWNIK @Pinkgirl🌸
JEST TERAZ DOSTĘPNY!

2:30PM
@Pinkgirl: Modziu

UŻYTKOWNIK @Moodkiller🕷
JEST TERAZ DOSTĘPNY!

2:31PM
@Moodkiller: O cholera.
@Moodkiller: Dzwonię po karetkę
@Moodkiller: Musiałaś porządnie pieprznąć się w głowę, skoro nazwałaś mnie „Modziem"

@Pinkgirl: Bardzo śmieszne

@Moodkiller: Tak czy siak coś się stało, czuję to

@Pinkgirl: Chciałam o coś zapytać
@Pinkgirl: Tak z męskiego punktu widzenia

@Moodkiller: Okej...

@Pinkgirl: No więc dajmy na to, jest dziewczyna i chłopak. No i oni się nie lubią.

@Moodkiller: Dlaczego się nie lubią?

@Pinkgirl: Hmmm, właściwie to nie wiem. Bo ten chłopak ma po prostu takie usposobienie, że nikogo nie lubi, bez wyraźnego powodu.

@Moodkiller: Nie ma takich ludzi, poza mną.

@Pinkgirl: Są. No ale to tylko czysto hipotetycznie!
@Pinkgirl: No więc nie lubią się, ale dziewczyna czasami pomaga temu chłopakowi

@Moodkiller: Dlaczego mu pomaga, skoro się nie lubią?

@Pinkgirl: Ciągle mi przerywasz

@Moodkiller: Jeśli mam dobrze odpowiedzieć na pytanie, którego jeszcze nie zadałaś, to muszę znać wszystkie okoliczności.
@Moodkiller: Więc? Czemu mu pomaga?

@Pinkgirl: Bo ma dobre serduszko.

@Moodkiller: No to przynajmniej wiem, że to nie ty jesteś tą dziewczyną. Kontynuuj.

@Pinkgirl: Ej
@Pinkgirl: Masz coś do zarzucenia mojemu sercu?

@Moodkiller: Nie. Absolutnie.
@Moodkiller: Czy Tobie się nudzi, tak w ogóle? Co Ty teraz masz?

@Pinkgirl: Literaturę. Omawiamy wiersze Cummingsa.

@Moodkiller: OMG
@Moodkiller: Dobra, dawaj dalej. Co z tą dziewczyną i chłopakiem?

@Pinkgirl: Gdybyś był takim chłopakiem i ta dziewczyna stałaby przed Tobą i nagle byś ją pocałował... Jak myślisz, dlaczego byś to zrobił?

@Moodkiller: Bez sensu to pytanie, zważywszy, że kompletnie nie wiem, o kim mówisz

@Pinkgirl: To jest normalne pytanie. Dlaczego facet całuje dziewczynę, której nie lubi?

@Moodkiller: Daj mi się zastanowić.
@Moodkiller: Ale on jej tak serio nie lubi?

@Pinkgirl: Chyba na sto procent.

@Moodkiller: To chyba, czy na sto procent?

@Pinkgirl: Jezu nie wiem! Nie pomagasz.

@Moodkiller: No dobra. Jeśli jej tak na pewno nie lubi, to oznacza jedno: chce ją poderwać i wkurzyć jednocześnie.

@Pinkgirl: To nie ma żadnego sensu.

@Moodkiller: Twoje pytanie też było średnio logiczne, ale jako, że siedzę właśnie na spotkaniu dotyczącym mojej rzekomej wspaniałej przyszłości z doradcą zawodowym, to stwierdziłem, że przynajmniej się rozerwę przez rozmowę z Tobą. Jak zwykle mnie nie zawiodłaś.

@Pinkgirl: Do usług. A jaką przyszłość widzi przed Tobą Twój doradca?

@Moodkiller: Mój doradca? Świetlaną. Szkoda tylko, że moim doradcą jest babka podobna do Shreka, której poszło oczko w rajstopach. Gdyby nie to, to nie zauważyłbym jeszcze gorszej rzeczy...
@Moodkiller: Teraz ja zadam Ci pytanie.
@Moodkiller: Takie mega ważne
@Moodkiller: Dlaczego niektóre kobiety zakładają rajstopy na owłosione nogi?????????????

@Pinkgirl: Bleeeeeee
@Pinkgirl: Aż mi się cofnęła sałatka z lunchu.

@Moodkiller: No nie moja wina. To wszystko przez panią Jennings.
@Moodkiller: Co jest lepsze? Biologia, czy Fizyka?

@Pinkgirl: Co jest lepsze? Nutella z cebulą, czy banan w sosie rybnym?

@Moodkiller: To było ważne, życiowe pytanie :(

@Pinkgirl: Z dwojga złego już chyba wolałabym fizykę.

@Moodkiller: Pani Jennings dziękuje za odpowiedź.

@Pinkgirl: Zaraz, co?

UŻYTKOWNIK @Moodkiller🕷
JEST NIEDOSTĘPNY

@Pinkgirl: Halo???

UŻYTKOWNIK @Pinkgirl🌸
JEST NIEDOSTĘPNY

* ♡ *

To się nie trzyma kupy. Zupełnie. Druga godzina odpracowywania kary, a Aiden nie spojrzał na mnie ani, kurde, jeden raz. Znaczy, nie żeby mi na tym zależało. Kyle obiecał mi dziś intensywną lekcję trygonometrii w moim pokoju, której oczywiście nie mogłam się już doczekać, ale całe to przedstawienie na długiej przerwie, a potem stwierdzenie Moodkillera sprawiło, że mam teraz totalny mętlik w głowie. I choć bardzo staram się skupić na tym, co robię, nie mogę przestać analizować tego cholernego pocałunku.

Dlaczego on to zrobił?

Dlaczego mnie pocałował, a teraz ma mnie gdzieś? Może powinnam go o to zapytać? W końcu mam chyba prawo wiedzieć, skoro użył sobie moich ust bez konsultacji ze mną?

Z drugiej strony... Jeśli poruszę ten temat, jednoznacznie pokażę mu, że mnie to dotknęło. Będzie wiedział, że nie mogę przestać o tym myśleć i wtedy wygra. Osiągnie to, co najpewniej zamierzał.

Nie będę go pytać. Nie zdradzę się najmniejszym gestem, że ten pocałunek miał na mnie jakikolwiek wpływ. Kyle przestał się gniewać, spędziłam z nim całkiem miłą przerwę przed wejściem do auli teatralnej, podczas której obiecał mi czekać na mnie potem na parkingu i to jest teraz dla mnie najważniejsze.

Tak. Zdecydowanie.

— Hej, Sadie. 

Długi cień pada na podłogę za mną. Mycie zakurzonych lamp nie należy do najprzyjemniejszych zajęć, zważywszy na fakt, że w auli teatralnej tych lamp wisi całkiem sporo, jednak to jedyne co mogłam dziś zrobić, by być jak najdalej od chłopaka w czarnych włosach i charakternym spojrzeniu, który siedząc na scenie, przybija listwy do ściany. Na całe szczęście cień nie należy do niego. Ivo Jablonski posyła mi przyjazny uśmiech. Tych kilka niezobowiązujących zdań dziennie pozwoliło nam się bliżej poznać, dlatego odpowiadam mu tym samym, wycierając mokre ręce o spodnie.

— Co tam? — pytam.

— Pomóc ci?

To dziwne. Ivo zazwyczaj trzyma się z boku, dlatego nie kryjąc zdumienia kręcę głową niepewnie.

— Nie trzeba. Skończyłeś już z obrazami po drugiej stronie?

Ivo przytakuje, po czym spogląda przelotnie w stronę Aidena, który siedząc do nas plecami, skupia się na trafianiu młotkiem w gwoździe.

— Ogólnie chciałem cię o coś zapytać.

Boże nie.

— Śmiało. — Kolejny uśmiech, choć tym razem trochę mniej szczery. Nie lubię takich sytuacji, takich pytań. Nigdy nie wiem, czego mogę się spodziewać, tym bardziej, że nie ufam w tej szkole nikomu, prócz Jen i Kyle'a.

— Twoja koleżanka... — Ivo na przemian krzyżuje ręce na piersi, to wkłada je do kieszeni. To taki niepozorny i miły chłopak. Kto by pomyślał, że trafił tu za sfabrykowanie porno fotek z naszą gorącą nauczycielką od wychowania do życia w rodzinie? — Myślisz, że chciałaby się ze mną umówić?

Parskam śmiechem.

— Że masz na myśli Jennifer? Jennifer Holland?

— Nooo... tak.

Odważny. Jen jeszcze trzy lata temu pasowałaby do Ivo, oboje tacy wysocy i o sympatycznym wyrazie twarzy. Przyjaźń ze mną odcisnęła jednak piętno na charakterze tej dziewczyny, która obecnie nadużywa ironii w każdym z wypowiadanych przez siebie zdań. Po drugie Ivo nie jest kompletnie w typie Jen. Nikt, kto nie jest bohaterem mangi, lub anime, nie jest w jej typie.

— Musisz zapytać, żeby się dowiedzieć. — Uśmiecham się.

— Tak myślisz?

— Jestem tego pewna.

Mam nadzieję, że moje słowa nie sprawią, że pewnego dnia szkołę obiegną nagie zdjęcia mojej przyjaciółki tylko dlatego, że dała Ivo kosza, co wydarzy się na pewno i mogę postawić na to wszystkie swoje pieniądze. Jen się z nim w życiu nie umówi.

— Zaproszę ją na imprezę do Campbella w piątek, uważasz, że się zgodzi? — pyta, patrząc na mnie z nadzieją. Ogólnie wcale się nie dziwię, że Jennifer może się komuś podobać, bo to naprawdę ładna dziewczyna. Może gdyby miała chłopaka, ograniczyłaby ubieranie się w te swoje dziwne stroje, ale szczerze wątpię, że takie coś wydarzy się w najbliższym czasie.

Wzruszam ramionami. To może całkiem śmieszna sytuacja, ale okej, koniec już z tymi żartami. Nie będę chłopaka okłamywać.

— Nie wiem. Nie mam tak naprawdę zielonego pojęcia.

— A ty idziesz na tę imprezę? Może gdybyś poszła, Jennifer chętniej by się zgodziła.

O losie. Ja i imprezy? Nikt mnie nigdy na żadną nie zaprosił, bo dom kapitana drużyny futbolowej to nie miejsce dla takiego życiowego przegrywa jak ja. Nie wiem nawet, czy umiałabym się odnaleźć ani czy Kyle w ogóle udziela się na takich rzeczach. Ivo chyba widzi zawahanie wymalowane na mojej twarzy, bo od razu reaguje.

— Pogadam z Chew. Mam z nim historię współczesną, zapytam, czy się wybiera. Jeśli będzie chciał cię zabrać, to pójdziesz? Proszę, zrobisz to dla mnie?

Błagalny wzrok, jaki mi posyła trafia idealnie w moją najczulszą strunę, więc kiwam głową i zgadzam się. Jeśli mnie zabierze, powtarzam jednak w myślach i walczę z napływającymi wątpliwościami. Z jednej strony robienie komuś przysług nie wyszło mi ostatnio na dobre, choć w przypadku Aidena i Suzie ciężko stwierdzić komu tę przysługę w zasadzie wyświadczam. Z drugiej strony do tej pory ludzie dookoła reagowali na mnie alergicznie. To chyba nic dziwnego, że kiedy ktoś w końcu jest dla mnie miły, nie umiem tak po prostu odmówić?

— Jasne, Ivo. Nie ma sprawy. Pójdę.

* ♡ *

Kyle zgodnie z obietnicą czeka na mnie na szkolnym parkingu, który z racji dość późnej godziny, jest już praktycznie opustoszały. Tylko kilka samotnych samochodów, między innymi czarny, stary Crysler Aidena stoi i grzeje się w promieniach słońca tego późnego poniedziałkowego popołudnia.

Chłopak stoi oparty o swojego czerwonego pick upa, który wygląda, jakby dopiero opuścił myjnię. Zdążył się przebrać i teraz ma na sobie bordowy kardigan i chinosy, w których wygląda jak zwykle idealnie. Podchodząc do niego wciąż nie mogę uwierzyć, że jestem taką szczęściarą.

— Pan na kogoś czeka? — pytam, przytulając się do niego i umożliwiając Kyle'owi złożenie na moich ustach szybkiego całusa.

— Podobno tak — odpowiada z uśmiechem.

— Umieram z głodu.

— Możemy po drodze wjechać jeszcze po jakiegoś szybkiego kurczaka do Raising Cane's.

Kręcę głową. Muszę ograniczyć spożywanie fast foodów, jeśli chcę dalej mieścić się w swoje ulubione spodnie, a w moim przypadku to nic trudnego przytyć nagle dwie tony. Ta odmrażana pizza w sobotę to taki akt słabość z racji dość ciężkiego dnia.

— Nieee, chyba mam coś w domu.

— Twój tata wrócił już z pracy? Zawsze możemy jechać do mnie.

— Wolę nie przeginać. Obiecałam mu, że dziś wrócę do domu. Wiesz jaki on jest.

Kyle kiwa głową w zamyśleniu. Nie rozumiem dlaczego wciąż stoi nieruchomo i ponad moją głową wpatruje się w wejście do szkoły. Drzwi otwierają się i widzę Allison Hartley i Molly Evans, z którymi w ostatnim czasie moje stosunki z żadnych stały się neutralne. Za nimi pojawiają się wysokie sylwetki Eddiego Ironsa i Ivo Jablonskiego, którzy schodząc po schodach szepczą coś do siebie, ale oczywiście z miejsca w którym stoję, nie mogę tego usłyszeć. Jeremy Clark depcze im po piętach, poprawiając niechlujnie plecak na ramieniu, po czym znika za rogiem, ale nikt za bardzo się nim nie interesuje. Dopiero na samym końcu dostrzegam ubranego na czarno Aidena, który z rękami w kieszeni otwiera sobie drzwi barkiem, a następnie kieruje się wprost do swojego samochodu.

Kyle drga lekko, a ja uświadamiam sobie, że to nie chęć poprzytulania mnie dłużej poza zasięgiem wzroku mojego ojca skłoniło go do przedłużenia tej chwili na parkingu. Choć Aiden w ogóle nie zwraca na nas uwagi, mój chłopak odsuwa mnie delikatnie, po czym robi krok do przodu.

— Hej, Woods! — krzyczy, zbliżając się do niego. Cała reszta zdążyła już odjechać. Aiden odwraca się, słysząc swoje imię i unosi brwi, gdy widzi Kyle'a, którego mina jasno świadczy, że nie ma przyjaznych zamiarów.

Biegnę za nim na moich krótkich nóżkach, ale to nie łatwe biorąc pod uwagę fakt, że Kyle jest ode mnie wyższy o conajmniej dwadzieścia centymetrów. Męska duma niesie go w stronę czarnego Ceyslera, o którego Aiden opiera się teraz plecami i ze swoim standardowym uśmieszkiem czeka na zmierzenie się ze słusznym gniewem mojego Kyle'a.

Mojego Kyle'a. Cholera.

— Coś się stało? — pyta, a w jego głosie daje się słyszeć śmiech. Jego to bawi, ja zaś jestem przerażona. Naoglądałam się zbyt wielu filmów, by nie wiedzieć, jak to się może skończyć.

W ostatniej chwili chwytam Kyle'a za rękaw i ciągnę w przeciwną stronę.

— Proszę cię, daj spokój — błagam cicho. Kątem oka widzę, jak Aiden krzyżuje ramiona na piersi i obserwuje naszą dwójkę, a kąciki jego ust wyginają się w jeszcze większym uśmiechu.

— Dziewczyna cię prosi, Chew — ironizuje. — Radzę ci jej posłuchać, bo nie chce mi się mierzyć z kimś o wadze lekko pół śmiesznej, jak ty.

Kyle posyła mi przelotne spojrzenie, ale to na chłopaku naprzeciwko skupia całą swoją uwagę. To jasne, że postawa i jawna obelga Aidena wpędzają go w jeszcze większą wściekłość. To, a także rosnąca w Kyle'u furia sprawia, że nie mam siły przebicia. Mogę go sobie szarpać za ten cholerny rękaw do usranej śmierci, ale jestem tylko zwyczajną Sadie, o którą właśnie, jakby nie patrzeć, toczy się spór.

— To ja radzę ci trzymać się od niej z daleka.

— Jasne, nie ma problemu. — Aiden wzrusza ramionami. — Obawiam się jednak, że to ona nie będzie umiała trzymać się z daleka ode mnie. — Przenosi wzrok na moją przerażoną i wściekłą jednocześnie twarz. Nie, Aiden. Proszę cię, nie mów tego, myślę. — Za bardzo jej się to podobało, prawda Sadie?

No i powiedział.

— Pożałujesz! — Kyle w ułamku sekundy wyrywa mi się i z furią rzuca na Woodsa. Uderza go pięścią w szczękę i choć z boku wygląda to dość niepozornie, to na pewno musiało zaboleć. Aiden wcale jednak nie pozostaje mu dłużny. Szarpią się, słyszę dźwięk rwącego się materiału cardiganu Kyle'a, a także to, jak po kolei odbijają się głucho od samochodu, stojącego przecież tuż obok. Z zakrytymi ustami stoję i przerażona błagam, żeby przestali, ale to na nic. Kyle może i jest wysoki, ale skupiając się na nauce na pewno nie przykładał się do w-fu. W porównaniu z bardziej barczystym Aidenem nie wygląda, jakby miał jakieś szanse na wygranie tego pojedynku.

Boże, dlaczego on musi być takim idiotą? Złość na chłopaka miesza mi się ze strachem, który w sekundę ściska mi gardło, gdy widzę jak łapie Kyle'a za poły swetra i traktuje dwoma prawymi sierpowymi. Niewiele myśląc zaczynam szarpać Aidena za koszulkę, ale niewiele widzę przez łzy zalewające mi oczy. Chociaż to zamieszanie nie może trwać więcej, niż minutę, mam wrażenie, że od jednego uderzenia do drugiego mija co najmniej wieczność.

— Błagam przestań, Aiden, zrobisz mu krzywdę! — szlocham, ale to wcale nie sprawia, że chłopak magicznie się opamiętuje. Szał, który go ogarnia całkowicie pozbawia go zdrowego rozsądku i po kolejnych dwóch ciosach nawet nie zauważa, że adresatem jednego z nich przypadkiem staję się ja. Oboje dalej się szamoczą i okładają pięściami, ale nie widzę już tego, ponieważ obraz zamazuje mi się przed oczami. Dopiero kiedy oszołomiona upadam na beton i kiedy Kyle wyrywa się by sprawdzić, czy nic mi się nie stało, Aiden nagle sztywnieje i patrzy na nas z góry szarpiąc się za włosy.

— Nic ci nie jest? — Kyle pochyla się nade mną. Chwilowe zamroczenie mija dość szybko, więc kiedy podnoszę głowę, otwieram szeroko oczy, z przerażeniem wpatrując się w jego twarz. Z obitej wargi cieknie mu krew, tak samo jak z rozciętego łuku brwiowego. Woods nie ma tak poważnych obrażeń, ale i tak widać, że mimo wszystko oberwał od słabszego od siebie Kyle'a. — Jesteś pieprzonym idiotą — syczy chłopak, przenosząc wzrok na milczącego Aidena. — Masz przejebane, słyszysz? Sadie, wszystko w porządku?

— Jest okej — mówię cicho, masując obolałą skroń. — Chyba.

— Na pewno? — upewnia się, na co kiwam głową. Co prawda skroń tępo pulsuje, ale da się wytrzymać.

Zanim nawet pomyślę o tym, by spróbować podnieść się do pionu, słyszę dźwięk syreny policyjnej, która włącza się dopiero na parkingu, ale trwa zaledwie pół sekundy. W tym samym momencie ze szkoły wybiega stróż. Mężczyzna podbiega do nas, wymachując rękami i już w połowie parkingu krzyczy coś w stronę policjantów.

— Dziękuję, że tak szybko panowie przyjechali. — Ochroniarz pochyla się i chwyta za kolana, sapiąc. Twarz Aidena nie wyraża nic; chłopak wciąż stoi w tej samej pozycji, z kamienną miną wpatrując się we mnie, gdy z pomocą Kyle'a próbuję wstać z rozgrzanego betonu. Od upadku mam zranione wnętrze lewej dłoni, a także czuję rosnącego guza z boku głowy, ale poza tym nic innego mi się nie stało. Gorzej z Kyle'm, który wygląda, jakby dopadło go stado rozszalałych bokserów.

Masakra.

— Panowie pójdą z nami. Sadie też — odzywa się jeden z policjantów i nawet nie muszę na niego patrzeć, by wiedzieć, że mężczyzna z dłońmi zawieszonymi na pasku od spodni to detektyw Lloyd, jeden z bliskich kolegów mojego ojca, który często odwiedza nas w czasie rozgrywek baseballowych Major League. Chwyta Aidena za ramię, ściąga mu ręce w dół i zatrzaskuje kajdanki na jego nadgarstkach. — Poszarpaliśmy się trochę, co? Za chwilę porozmawiamy sobie na posterunku i zadzwonimy po rodziców — mówi, pozwalając, by jego kolega zajął się Kyle'm.

— Ale ja nic nie zrobiłem! — woła chłopak, któremu ewidentnie nie jest na rękę zwiedzanie posterunku, co wcale mnie nie dziwi. Aiden jest za to dziwnie milczący. Od kiedy przypadkiem mnie uderzył, nie odezwał się nawet słowem. Dał się zakuć i z coraz bardziej puchnącą wargą po prostu patrzy przed siebie beznamiętnym wzrokiem.

— Proszę pana, naprawdę musimy jechać? Chłopacy się tylko pokłócili, przecież nie złamali prawa, ani nic z tych rzeczy. — Próbuję przekonać detektywa Lloyda. — Jak mój tata się dowie...

— Bójka to zakłócanie porządku. Szczególnie na terenie szkoły. Już, już, bez gadania.

I pomyśleć, że własnymi rękami parzyłam kawę temu facetowi.

Kyle jęczy, gdy drugi z policjantów prowadzi go przed sobą. Chcąc nie chcąc idę za nimi i już chwilę później siedzę na środku tylnego siedzenia radiowozu, pomiędzy moim chłopakiem i chłopakiem, przez którego to wszystko się stało i zastanawiam się co zrobiłam w swoim życiu nie tak, że mam aż takiego pecha i jedyny wniosek, do którego dochodzę to taki, że w poprzednim wcieleniu musiałam być kimś naprawdę podłym.

— Na twoim miejscu Sadie radziłbym ci zmienić towarzystwo. — Detektyw Lloyd odwraca się do mnie i wskazuje na Aidena. — Ten tutaj to na pewno nie jest kolega dla ciebie. Znamy się bardzo dobrze, prawda panie Woods?

Zerkam na niego kątem oka. Aiden nie odpowiada, tylko tępo wpatruje się w mijane sklepy za szybą. Kyle mimo skrępowanych nadgarstków próbuje złapać mnie za rękę, ale jestem na niego tak wściekła, że mimowolnie się odsuwam. Prosiłam. Prosiłam go, żeby dał sobie spokój z tą „rozmową". Nie posłuchał mnie, więc teraz w trójkę tkwimy po uszy w gównie. Strach, który jeszcze kilka minut temu wylewał tamę łez płynącą z moich oczu, teraz zamienił się w złość. Mam ochotę nawrzeszczeć na obu, zarzucając im lekkomyślność i głupotę.

Co ja mówiłam o męskiej dumie? I niech mi ktoś powie, że się nie znam na facetach.

Przecież ojciec mnie zabije. Jeśli do teraz tego nie zrobił, to śmierć na pewno czeka mnie po powrocie do domu. Dla ojca nie będzie miało znaczenia, że to nawet nie ja się biłam. Poniekąd brałam udział w bójce i trzeba mnie będzie odebrać z miejsca, w którym pracuje.

Boże, co za wstyd.

— Ehh, Woods. Obiecywałeś poprawę i już naprawdę myślałem, że się nie zobaczymy. Rok. Tyle wytrzymałeś. — Drugi z policjantów, którego nie znam, bo gdy jako dziecko przychodziłam na komisariat, jeszcze tam po prostu nie pracował, patrzy na Aidena i krzyżuje z nim spojrzenie w przednim lusterku, jednocześnie skupiając się na kierowaniu samochodem.

— Nie ja to zacząłem — mruczy pod nosem chłopak, na co detektyw Lloyd parska śmiechem.

— Zawsze tak mówiłeś.

— Masz naprawdę przejebane, Woods. — Odzywa się Kyle, w którego ustach przekleństwa brzmią po prostu śmiesznie, jeśli ktoś chciałby znać moje zdanie. — Masz przejebane jak stąd do Toronto. Moja matka wszystkiego się dowie i...

— Błagam cię, po prostu się zamknij — jęczę, patrząc na niego spod na wpół przymkniętych powiek.

— Bronisz go?

— Nikogo nie bronię! Po prostu siedź cicho!

— Spokój! — grzmi policjant za kierownicą i zatrzymuje radiowóz na parkingu pod komisariatem. Detektyw Lloyd spogląda na nas z delikatnym rozbawieniem na twarzy, po czym wysiada i otwiera nam drzwi. Fajnie wiedzieć, że dla niego to jest takie śmieszne. Ciekawe czy będzie miał tak samo dobry humor na moim pogrzebie.

— No, chłopaki. Mieliście energię na okładanie się pięściami, to teraz szybciutko zapraszam do środka. Przed nami trochę papierologii.

Na pierwszy ogień idzie Kyle. W tym czasie siedzę obok Aidena na okropnie niewygodnym krzesełku pod ścianą i wlepiam wzrok w czubki swoich trampek. Komisariat znam jak własną kieszeń. Jakieś dziesięć lat temu chowałam się pod tymi ustawionymi w rzędzie pod oknami biurkami, prosząc, by tata mnie znalazł. Zajęty ważnymi sprawami zazwyczaj delegował do tego panią porucznik Barn, która odeszła już na emeryturę, ale chodzi mi o to, że nigdy nie miałam z tym miejscem żadnych złych wspomnień. No cóż. Do dziś.

Policjanci nie wnikają w szczegóły. Nie interesuje ich kto był inicjatorem tej głupiej szarpaniny. Dla detektywa Lloyda bójka to bójka, a ja mimo całej mojej miłości do Kyle'a uważam, że to całkiem sprawiedliwe podejście. Wiem kto to zaczął. Wiem też kto skończył. Gdyby tylko Kyle mnie posłuchał, nie siedzielibyśmy tu teraz i nikt by nas nie spisywał za zakłócanie porządku. Gdyby Aiden wtedy powstrzymał się od głupiego komentarza, nic by się nie stało.

— Parker... — Słyszę cichy głos z boku, ale szybko podnoszę dłoń i zamykam oczy. Nie mam ochoty słuchać tego, co ten idiota ma mi do powiedzenia. Powiedział już wystarczająco dużo na parkingu pod szkołą.

— Zamknij się, Aiden. Nie odzywaj się.

— Wiesz, że nie chciałem cię uderzyć.

— Daruj sobie. To, czy chciałeś, czy nie chciałeś niczego już nie zmieni.

Chłopak bierze głęboki wdech i przygląda się swoim spuchniętym od uderzeń kłykciom. Mimowolnie na moment też zawieszam na nich wzrok, po czym zrezygnowana chowam twarz w dłoniach.

— Boże, ojciec mnie zabije — mówię sama do siebie.

Aiden kwituje to krótkim westchnieniem.

— Chciałbym mieć twoje problemy.

— Wystarczyło o tym pomyśleć zanim to wszystko się zaczęło.

Dziesięć minut później Kyle wraca. Jego nadgarstków nie krępują już kajdanki, ale ma niezadowoloną minę, chyba jak każdy z nas. Krew na spuchniętej wardze i łuku brwiowym zakrzepła już zupełnie. Szczęście w nieszczęściu nie ma też podbitego oka, które z pewnością goiłoby się bardzo długo. Przecież sam Aiden ma jeszcze sine ślady po uderzeniu swojego ojczyma, które miało miejsce niecały tydzień temu.

— Twoja kolej, Woods — mówi Kyle, siadając obok mnie po drugiej stronie. Zanim Aiden podnosi się ze swojego krzesła, przez chwilę znów czuję się jak w radiowozie. Jak mała Sadie, nad którą góruje dwóch wysokich kretynów, dla których jedynym rozwiązaniem konfliktu jest pięść.

Przez kilka pierwszych minut Kyle milczy. Ściąga z siebie podarty kardigan i ze złością rzuca go do kosza, stojącego jakiś metr dalej. Ja nie odrywam wzroku od podłogi. To, że detektyw Lloyd zadzwonił już do mojego taty jest bardziej niż pewne. Jedyne, czego mogę teraz oczekiwać to jego postawnej sylwetki, stojącej w wejściu na komisariat. Już nawet wyobrażam sobie jego wzrok. To będzie to samo spojrzenie, którym obdarzył mnie w dzień, po którym przestał się do mnie odzywać.

— Jesteś na mnie zła? — Kyle w końcu przerywa ciszę.

— Jak cholera.

— Sadie nie chciałem się z nim bić, ale miałem pozwolić, żeby tak o tobie mówił?

Wzdycham. No świetnie, teraz będzie grał na moich uczuciach. Z jednej strony okej, bronił mojego honoru. Z drugiej jednak...

— Zniżyłeś się do jego poziomu. O to jestem na ciebie zła.

— Mój tata już tu jedzie. Będzie za kilka minut.

— Mój pewnie też.

— Czyli nici z trygonometrii dziś?

Prycham. Nie mam nastroju na żarty. Nie w obliczu zbliżającej się apokalipsy, która nazywa się David Parker.

— Coś wam grozi? — Zmieniam temat. Kyle kręci głową i tak samo jak wcześniej Aiden, ogląda swoje pięści.

— Mi nie, nigdy wcześniej nie byłem nigdzie notowany, nawet za przejście w niedozwolonym miejscu. A ten idiota mało mnie obchodzi.

Tłumię w sobie chęć zwrócenia mu uwagi, bo nie chcę pogarszać atmosfery między nami. Kątem oka widzę, jak policjant spisujący Aidena kręci głową, odkładając słuchawkę telefonu. Detektyw Lloyd znika gdzieś za rogiem, inni pracujący na komisariacie funkcjonariusze i funkcjonariuszki zdają się w ogóle nie zwracać na nas uwagi. Sam Aiden podpiera głowę na dłoni, wplątując palce we włosy. Widzę, jak się garbi. Widzę, że ma jakiś problem. Policjant pochyla się nad biurkiem i mówi coś do niego, czemu chłopak gwałtownie zaprzecza. Siedzimy z Kyle'm jednak zbyt daleko, bym mogła ułożyć coś logicznego z nielicznych słów, które udaje mi się wyłapać.

Kilka minut później drzwi otwierają się i do komisariatu wchodzi Andrew Chew, za którym jak cień kroczy mój osobisty ojciec. Tata wita się z detektywem Lloydem, który nagle materializuje się przed nami i przedstawia mu pana Chew, łypiącego groźnie na swojego syna.

Kyle chyba jednak w ogóle nie przejmuje się gniewem ojca. Gdyby nie spuchnięta warga i przecięty łuk brwiowy można by stwierdzić że ma zamiar w ogóle nie przyznawać się do tego, że zrobił coś źle. Siedzi na miejscu z nogami wyciągniętymi przed siebie i ramieniem standardowo obejmuje oparcie mojego krzesła. Nawet gdy pan Chew podchodzi do nas, Kyle ani na moment nie podnosi głowy, by na niego spojrzeć. Na całe szczęście mój tata wciąż jest zbyt pochłonięty rozmową ze swoim kolegą, by zająć się swoją wyrodną córką.

— Kyle. — Głos pana Chew jest niski i ostry. W idealnie skrojonym garniturze i krawatem mocno związanym tuż pod szyją wygląda jak adwokat. Surowa twarz, skronie przyprószone siwizną. To poważny mężczyzna, którego twarz jednak przeczy temu, ile ma w rzeczywistości lat. Choć Kyle opowiadał mi o tym, że pani Chew urodziła go dość późno, to ani ona, ani on nie wyglądają na pare staruszków cieszących się z emerytury. Jeśli mam być szczera, zaczynam się bać tego człowieka. Nie wydaje się być ani trochę miły. — Synu, mówię do ciebie.

— Przecież słyszę. — W tonie chłopaka daje się słyszeć zniecierpliwienie.

— Nie zaczynaj. Zostaw koleżankę i idziemy.

Kyle wzdycha i nie mając innego wyjścia podnosi się z krzesła. Pan Chew składa jeszcze szybki podpis na jakimś formularzu, który detektyw Lloyd podtyka mu przed nos, po czym bezceremonialnie wychodzi, pozostawiając po sobie zapach niewiarygodnie drogich perfum.

— Zadzwonię później. — Kyle żegna się ze mną i również znika za drzwiami, a ja zdaję sobie sprawę, że przez cały ten czas wstrzymywałam powietrze.

Cholera. Ojciec Kyle'a jest jeszcze gorszy, niż mój. Mój właśnie staje przede mną i się... uśmiecha?

Unoszę brwi zdziwiona. Zwariował, czy co?

— Z komisariatu to ja cię jeszcze nie odbierałem. — Żartuje. Spoglądam mu przez ramię na mrugającego do mnie detektywa Lloyda i oddycham z ulgą. Nie mam pojęcia co mu powiedział, ale wygląda na to, że jeszcze sobie pożyję. Ojciec nie ma żadnego zamiaru mnie zabijać, co jest chyba najlepszą wiadomością dzisiejszego dnia.

W tym samym czasie Aiden wraca i opada na swoje poprzednie miejsce. Z pod na w pół przymkniętych powiek rzuca przelotne spojrzenie mojemu tacie i mruczy pod nosem ciche dzień dobry. Wierzchem dłoni wyciera z ust zaschniętą krew i przybiera swoją standardową postawę, która jasno mówi, by zostawić go w spokoju.

Wstaję, ale coś w środku każe mi jeszcze obrócić się i spojrzeć na Woodsa, który wygląda na załamanego, gdy tak siedzi i chowa twarz w dłoniach. Przygryzam wargę i proszę tatę, by poczekał na mnie w samochodzie, a gdy ten o dziwo zgadza się i wychodzi, staję przed Aidenem i choć jestem na niego tak bardzo zła, nie mogę pozbyć się żalu, który nagle przesłania wszystkie inne uczucia, jakie żywię do tego chłopaka.

— Nikt po ciebie nie przyjedzie. — To bardziej stwierdzenie, niż pytanie. Podświadomie wiem, że mam rację, a krótka odpowiedź Aidena tylko mnie w tym utwierdza.

— Nie.

Cholera. Biorę głęboki wdech i zaczynam zastanawiać się, co w tej sytuacji mogę zrobić.

— Poproszę tatę, żeby cię wypuścili.

Aiden podnosi wzrok, a od jego spojrzenia czuję dreszcz, przeszywający nagle całe moje ciało. Nie spodziewałam się tego. Nie sądziłam, że będzie się w nim kryła tak ogromna nienawiść. Chłopak przewierca mnie tym spojrzeniem na wskroś. Patrzy na mnie jak na kogoś, kto jest przyczyną wszystkich jego nieszczęść, a ja przecież... chciałam tylko pomóc.

— Spieprzaj stąd — cedzi cicho przez zęby. Mimo gwaru dookoła słyszę go bardzo wyraźnie. — Wypierdalaj zgrywać Matkę Teresę gdzieś indziej. Już ci to mówiłem.

Czuję łzy napływające mi do oczu i to, jak na ułamek sekundy zatrzymuje się moje serce. Nie wiem, czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego. Może nie oczekiwałam, by Aiden nagle padł mi do stóp dziękując gorąco, ale w życiu nie wyobrażałam sobie takiego traktowania. Znalazł się tu na własne życzenie. To nie ja kierowałam jego zaciśniętymi pięściami. Próbowałam go powstrzymać, gdy okładał Kyle'a bez opamiętania. Sam jest sobie winny, a teraz zachowuje się jak dupek.

— Masz rację — mówię. Mam dość jego dwubiegunówki. Tego, że raz rozmawia ze mną całkiem poważnie, by następnego dnia znów traktować mnie w ten sposób. Dopóki żyliśmy obok siebie i nie zauważaliśmy swojego istnienia, wszystko było normalnie. Tego chce? Bardzo proszę. Jeden głęboki wdech i przybieram najbardziej obojętny wyraz twarzy, na jaki mnie stać. — Masz zupełną rację.

* ♡ *

____

Hej! Rozdział wyszedł dłuższy, niż się spodziewałam, ale to chyba nic strasznego :) Postanowiłam sobie skończyć tę historię do końca roku. Jeszcze cztery rozdziały i będziemy w połowie, więc mam nadzieję, że mi się uda :) trzymajcie kciuki!

Zachęcam oczywiście do dzielenia się opinią. Cieszę się jak dziecko gdy widzę te wszystkie gwiazdki i motywujące komentarze ❤️ Przede wszystkim dziękuję Sliwka91 za rozśmieszanie mnie do łez, a także mojej siostrze Ronnie88Bae za pospieszanie mnie w pisaniu i obmyślania wszystkich zwrotów akcji ❤️❤️❤️ noelle_white za bycie wierną fanką Aidena, którego sama kocham nad życie i pęka mi serduszko, gdy muszę wkładać mu w usta tak niemiłe słowa.

Kocham Was Wszystkich.

Serio.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro