Dzień, w którym nie umiem odmawiać
29 IV 2019
Ojciec wciąż się do mnie nie odezwał.
Od mojego niedzielnego powrotu do domu traktuje mnie jak powietrze i wiecie co? Chyba nawet mi się to podoba. Czy to nie wspaniałe, nie musieć wysłuchiwać zrzędzenia o zamykaniu domu, nie wychodzeniu z niego, uważaniu na siebie w szkole i poza nią?
Czy to nie wspaniałe, móc przyjść po lekcjach do domu, rozwalić się na kanapie, odpalić Netflixa na telewizorze i smsować z Kyle'm do późnych godzin wieczornych, bez krzywych spojrzeń i wścibskiego wypytywanie dlaczego uśmiecham się do telefonu?
Tata po powrocie z pracy zamyka się w swoim gabinecie, gdzie z pewnością jest uwięziony również mój komputer i nie zawraca sobie głowy rozmową ze mną, jakby w ten właśnie sposób chciał mnie ukarać za to bezczelne kłamstwo i wymknięcie się z domu. Ale to naprawdę super mieć w końcu ciszę i spokój. David Parker nawet nie zdaje sobie sprawy, że takim postępowaniem wcale mnie nie karze — to przecież praktycznie przysługa! Nic lepszego nie mogło mnie spotkać.
Jest środa rano. Budzik dzwoni nieubłaganie i chociaż to już czwarta drzemka, to wciąż ta lepsza część mnie nie potrafi wygrać z lenistwem i zwlec się z łóżka. Ojca na pewno już nie ma. Czy skoro i tak się do mnie nie odzywa, to czy to będzie coś strasznego, jeśli dziś zrobię sobie wagary? Nigdy w życiu nie opuściłam żadnego dnia w szkole, poza tymi chwilami, w których zachorowałam. Nawet gdy zabrali moją matkę do wariatkowa i psycholog nalegała, bym odpuściła sobie szkołę na minimum tydzień, nie chciałam się zgodzić na zwolnienie, które praktycznie wciskała mi do ręki.
A potem przypominam sobie, że w szkole czeka Kyle i to działa na mnie jak zastrzyk redbulla prosto w żyłę. Zepchnęłam wątpliwości dotyczące tych nieszczęsnych biletów do kina gdzieś wgłąb mojej podświadomości i zaczęłam cieszyć się każdą chwilą spędzoną z tym chłopakiem. Czy to ważne kiedy i dla kogo kupił wejściówki do kina na swój ulubiony film? Najważniejsze, że teraz jest ze mną. Wczorajszego ranka czekał na mnie przy mojej szafce tylko po to, by dać mi buziaka na powitanie. W przerwie na lunch znów zaprosił mnie do stolika, przy którym zwykle siada koło naukowe, dzięki czemu mogłam poznać Lucasa — informatycznego geniusza, który, jak oświadczył mi podniecony Roy, również wybiera się na Yale.
— Cześć piękna. — Słyszę, gdy wsiadam do czerwonego forda, zaparkowanego przed moim domem. Nie mówiłam wam? Kyle stwierdził, że podwożąc mnie, wcale jakoś specjalnie nie nadrabia drogi, a gdy tylko ta propozycja padła z jego ust, ja byłam gotowa odtańczyć taniec dziękczynny na środku salonu. Ojciec się nie odzywa, więc nie mam jak poprosić go o kasę na paliwo. Jen ze mną nie rozmawia (Tak! Nadal! Choć w kościach czuję, że dzień, w którym w końcu zrobi pierwszy krok nadejdzie właśnie dziś), więc ten wspaniały gest Kyle'a to jak deszcz z nieba w czasie okropnej suszy.
Witam się z nim szybkim buziakiem, do których się już powoli przyzwyczajam, a potem zafascynowana zaczynam wpatrywać się w jego idealny profil.
— Coś nie tak? — pyta z uśmiechem. — Wiem, że mam odcisk od poduszki na policzku, ale uczyłem się do trzeciej.
— Do trzeciej?! — Nie mogę w to uwierzyć. Jak można z własnej woli poświęcić coś tak wspaniałego jak spanie i przeznaczyć ten czas na naukę? Tym bardziej, jeśli w najbliższym czasie nie planuje się nawet iść na studia?
Kyle kiwa głową. Wyjeżdża z ulicy Lincolna i mija dom Jen, gdzie dostrzegam ją i Rona siedzących na schodkach i czekających najpewniej na panią Holland. Czuję malutkie ukłucie w sercu na myśl, że przecież od bardzo dawna ja i Jen jeździłyśmy do szkoły razem. Nie ważne czyim samochodem — chodzi o to, że to już zakrawało o pewien rytuał. Plotki, narzekanie na szkołę i na rodziców...
No cóż. Życie się zmienia. Wszystko się zmienia
Kyle zauważa moją chwilową zmianę nastroju, a także również dostrzega Jen i Rona po swojej prawej stronie. Oczywiście zapytał mnie wczoraj co u moich przyjaciół (więc musiałam mu wytłumaczyć, że Ron nie jest żadnym moim przyjacielem, tylko zwyczajnym kolegą), a ja wtedy smętnie odrzekłam, że mamy chwilowy kryzys. Kładzie dłoń na moim udzie i gdy mijamy kolejną przecznicę, posyła mi pokrzepiający uśmiech.
— Przejdzie jej — mówi.
— Oby — wzdycham. — Zmieńmy temat. Dziś będzie najgorsza środa ever.
— Dlaczego?
— Bo mam dziś trygonometrię, a potem wstęp do rachunkowości — oba prowadzone przez Snape'a.
Kyle śmieje się, a ja po raz kolejny uświadamiam sobie, że kocham jego śmiech. Jest taki głęboki i przyjemny dla ucha, w przeciwieństwie do mojego, który brzmi jakby osioł miał czkawkę.
— Przestań, przecież to banał.
— Może dla ciebie — stwierdzam. — Co może sprawiać trudność matematycznemu geniuszowi... Na pewno nie matematyka.
Kyle patrzy na mnie z ukosa. Na jego czole dostrzegam zmarszczkę, po której sekundę później nie zostaje nawet ślad.
— Pomóc ci? No wiesz, z trygonometrią i wstępem do rachunkowości.
— Przestań, nie jestem aż takim debilem — mówię, choć to prawda powszechnie znana. Gdyby profesor Chandra planował kiedyś tablicę z najbardziej odpornymi na wiedzę uczniami w historii nauczania, to moje zdjęcie z pewnością wisiałoby na samym jej szczycie.
— Nie twierdzę, że jesteś. — Mruga do mnie. — Twierdzę, że może po prostu potrzebujesz kogoś, kto ci to lepiej wytłumaczy. Chandra to nauczyciel, który myśli, że uczniowie powinni wiedzieć przynajmniej połowę z tego, co opowiada i nie traci czasu na zbędne, jego zdaniem, powtórzenia tego, co powiedział rok, czy dwa wcześniej. Sadie, ja i tak pomagam po lekcjach połowie tej szkoły, więc dlaczego nie mógłbym pomóc swojej dziewczynie?
Te słowa roztapiają moje serce. Co tam serce, ja cała jestem jedną, wielką, roztopioną słodką pianką na przednim siedzeniu czerwonego jeepa Kyle'a. Czy po trzech dniach bycia w związku wypada powiedzieć komuś, że się go kocha? Przysięgam, jeszcze jedno słowo tego chłopaka, a wykrzyczę mu to w twarz.
— Naprawdę zrobiłbyś to?
— No jasne — odpowiada bez wahania, a w mojej głowie kiełkuje już pewna genialna myśl. Korki z Kyle'm to pretekst do spędzania z nim większej ilości czasu i to w dodatku gdzie? W moim własnym domu, pod nosem mojego własnego ojca, który przecież nie powie, że nie mogę brać korepetycji z matematyki. A już tym bardziej po tym, jak profesor Chandra dzwonił do niego w zeszłym tygodniu i groził, że jeśli nic się nie zmieni to trudno, będę musiała powtarzać drugi rok, stając się jeszcze większym pośmiewiskiem niż obecnie jestem. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Cholera jasna, od kiedy moje życie zmieniło się z pechowego na takie pełne szczęścia?
— Jesteś kochany — mówię.
— Zdaję sobie z tego sprawę.
* ♡ *
UŻYTKOWNIK @Moodkiller🕷
JEST TERAZ DOSTĘPNY!
9:30AM
@Moodkiller: Sadie?
@Moodkiller: Halo, Sadie.
@Moodkiller: To już czwarty dzień, w którym się do mnie nie odzywasz. Naprawdę nie wiem co się dzieje.
@Moodkiller: Proszę, jeśli coś zrobiłem, to przepraszam, ale naprawdę błagam, odpisz.
UŻYTKOWNIK @Pinkgirl🌸
JEST TERAZ DOSTĘPNY!
9:40AM
@Pinkgirl: Nie masz za co przepraszać. Po prostu byłam zajęta.
@Moodkiller: Przez cztery dni?
@Pinkgirl: Eee... no tak.
@Moodkiller: Nie umiesz kłamać, Sadie. Powiedz co się stało. Coś powiedziałem nie tak? Naprawdę się martwiłem, a przed chwilą widziałem cię z tym lamusem i nie wiem... pomyślałem, że muszę się dowiedzieć dlaczego mi nie odpisujesz. Prawie do ciebie podszedłem...
@Pinkgirl: To byłoby ciekawe 🙃 ten lamus i ja... wiesz, tak jakby chodzimy ze sobą
@Moodkiller: Zauważyłem. Jak ktoś ze sobą nie chodzi, to nie trzyma się za ręce i nie całuje się na środku korytarza. Jesteście obrzydliwie słodcy.
@Pinkgirl: A Ty chyba zazdrosny
@Moodkiller: Jestem ostatnią osobą, która byłaby zazdrosna o Chew, kochanie. Jestem po prostu zły, że tak od razu zepchnęłaś mnie na bok. Przyznam, że to trochę zabolało.
@Pinkgirl: Hej... to nie tak...
@Moodkiller: Nie? To mi wytłumacz.
@Pinkgirl: Nie mogę. To by wszystko zepsuło.
@Moodkiller: Nie bardzo rozumiem?
@Pinkgirl: Posłuchaj. Przepraszam, że się nie odzywałam i obiecuję poprawę. Wybaczysz mi?
@Moodkiller: Wszystko zależy od tego jak bardzo jest Ci przykro
@Pinkgirl: Jest mi przykro bardziej niż bardzo
@Moodkiller: Nie wystarczy.
@Pinkgirl: Jest mi przykro bardziej niż w dniu, w którym po raz pierwszy oznajmiłeś mi, że nigdy nie poznam Twojej tożsamości.
@Moodkiller: ... Okej. Wybaczone.
@Moodkiller: A co tam? Pytam o wszystko, co nie jest związane z Panem Lamusem.
@Pinkgirl: HA HA HA. Bardzo śmieszne. Proszę, nie nazywaj go tak.
@Moodkiller: A Panem Mięczakiem mogę?
@Pinkgirl: NIE
@Moodkiller: I tak będę.
@Pinkgirl: Ogólnie to mam przerąbane po całości. Z jednej strony jestem mega szczęśliwa (bo Kyle), a z drugiej strony moja sytuacja w domu nigdy nie była bardziej napięta. Nie powiedziałam ojcu, że jadę na randkę z Kyle'm w niedzielę, nie odbierałam telefonu od nikogo (więc nie czuj się jakoś specjalnie wyjątkowo źle potraktowany), a gdy wróciłam do domu, zastałam tylko chłodną obojętność, która trwa do dziś. Jen też się na mnie obraziła.
@Moodkiller: Jeszcze jeden dzień i ja również bym się na ciebie obraził. Ale hej, masz przecież Kyle'a. Po co Ci ojciec i najlepsi przyjaciele?
@Pinkgirl: Auć. Gdy tak to przedstawiasz, to faktycznie brzmi słabo.
@Moodkiller: No cóż, ktoś musi być Twoim głosem rozsądku.
@Pinkgirl: Dzięki, Twoja pomoc jest jak zwykle nieoceniona.
@Moodkiller: Zawsze do usług. Mam nadzieję, że ten lamus dobrze Cię przynajmniej traktuje...
@Pinkgirl: Jest kochany!!! Zobowiązał się wozić mnie do szkoły i pomoże mi w poprawieniu ocen. Oprócz tego jest naprawdę czuły i słodki. Mówi do mnie per piękna i wcale nie wygląda przy tym, jakby kłamał.
@Moodkiller: Sadie, kto Ci wmówił, że jesteś brzydka?
@Pinkgirl: Moje lustro oraz mój sokoli wzrok.
@Moodkiller: <facepalm>
@Pinkgirl: No co?
@Moodkiller: Nie musisz być wobec siebie taka samokrytyczna.
@Pinkgirl: Spójrz na Alex Stone, a potem na mnie i wtedy zweryfikuj swoje pojęcie piękna.
@Moodkiller: Na kogo? Jeśli rzucasz mi nazwiskami jakichś pierwszoklasistow, to daruj sobie, błagam.
@Pinkgirl: Okej, to inaczej. Spójrz na Maddie Ferguson. Naszą główną, szkolną cheerleaderkę.
@Moodkiller: Sadie, ani tlenione i doczepiane włosy, usta wiecznie pomalowane błyszczykiem, ani nawet krótkie spódniczki nie czynią z dziewczyny atrakcyjną. Chłopacy twierdzą nawet, że ona ma sztuczne cycki.
@Pinkgirl: Jakoś nie jestem zaskoczona...
@Moodkiller: Kurde, Sadie, naprawdę za Tobą tęskniłem
UŻYTKOWNIK @Pinkgirl🌸
JEST NIEDOSTĘPNY
9:55AM
@Moodkiller: Halo?
@Moodkiller: Przysięgam, że Cię kiedyś zabiję
UŻYTKOWNIK @Moodkiller🕷
JEST NIEDOSTĘPNY
* ♡ *
Aiden Woods to nie Moodkiller. On nie może nim być. Fizycznie nie ma takiej możliwości, chyba, że te bajki o superbohaterach jednak są prawdziwe i taki superszybki osiemnastolatek właśnie chodzi ze mną do szkoły, kreując się na outsidera, pracującego nocami na stacji benzynowej, podczas gdy w chwilach, w których nikt nie patrzy, ratuje świat przed złem.
A może jednak? Kurde, sama już nie wiem. Z jednej strony Moodkiller nazywa Kyle'a lamusem — zupełnie jak Aiden. Oprócz tego naprawdę mocno narzeka na swojego ojca, a jak mogłam się przekonać w ostatnią sobotę po odwiezieniu małej Suzie do domu, Larry Greenley nie należy do najmilszych osób na świecie. Moodkiller jest naprawdę tajemniczy; zawsze starannie dobiera słowa tak, bym przypadkiem nie wpadła na jakiś trop związany z jego prawdziwą tożsamością... i to również idealnie pasuje mi do Aidena Woodsa, który przecież na codzień po prostu przenika szkołę jak duch, starając się nie zwracać na siebie przesadnej uwagi, co przynosi skutek wręcz odwrotny — każda dziewczyna wie, kim jest Aiden. Każda dziewczyna chciałaby przełamać tę barierę i spróbować tego zakazanego owocu. Każda dziewczyna chciałaby sprawdzić, czy...
O Boże. Nie każda. Ja absolutnie nie należę do tego grona.
W życiu.
Nie ma takiej opcji.
Ale wracając do tematu... Gdy dziś rano rozmawiałam z Moodkillerem, stałam akurat pod moją szafką i wyciągałam ten nieszczęsny podręcznik do trygonometrii, co nie jest takie łatwe gdy ma się torbę na ramieniu, dwie książki pod pachą oraz telefon w drugiej dłoni. Właśnie wtedy poczułam wibrację w dłoni, oznaczającą wiadomość przychodzącą, a ułamek sekundy później Aiden Woods wyłonił się zza rogu korytarza.
I tu dochodzimy do sedna sprawy: Aiden nie gapił się w komórkę, choć przecież jakby dopiero co napisał mi, że za mną tęsknił. Po prostu przeciął korytarz ze swoją standardową miną, mówiącą zejdźcie mi z oczu. Sapnął coś pod nosem, gdy jakiś futbolista szturchnął go w ramię, po czym skierował swoje kroki w stronę schodów na parter.
A potem kolejna wibracja, i kolejna. Choć wtedy już plecy Aidena zniknęły zupełnie z mojego pola widzenia, cichy głosik z tyłu głowy podpowiadał mi, że się najzwyczajniej w świecie pomyliłam.
I wiecie co? Chyba jeszcze nigdy w życiu tak bardzo nie cieszyłam się ze swojej pomyłki.
— Przypominam tylko, że to ty najbardziej zaganiałaś mnie do roboty, a teraz sama się lenisz.
Długi cień pada na filar przede mną, który od ponad godziny staram się przywrócić do dawnej świetności. Nie jestem nawet w połowie zeskrobywania białej farby, by móc odmalować ten filar na nowo, bo jak to mam w zwyczaju — oczywiście się zamyśliłam.
Aiden Woods chwyta drabinę, na której stoję, przez co czuję, jak w mojej piersi zbiera się strach. Drabina chwieje się delikatnie, a ja rzucam temu idiocie przerażone spojrzenie. Jeśli chce mnie zabić, może znaleźć sobie inne miejsce — nie takie, w którym Ivo Jablonski ma idealny widok na ten przeklęty filar i właśnie to wykorzystuje, bezceremonialnie się na nas gapiąc.
— Dlaczego musisz być tak wredny?
— To moje drugie imię, nie słyszałaś? — pyta. Jego twarz jak zwykle zdobi bezczelny uśmiech i zaczynam się zastanawiać, czy się z nim po prostu nie urodził. To by naprawdę wiele wyjaśniało. Gdy tak stoi obok niewielkiej lampy oświetlającej mój filar wydaje się być taki niewinny, zupełnie jak dziecko. Prawda jest jednak kompletnie inna, a ja nie daję się zwieść jego dużym, ciemnym oczom, w których zamiast serdeczności, dostrzegam tę iskrę zuchwałości.
— Musiałam chwilę odpocząć — kłamię, choć tak naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle tłumaczę się temu chłopakowi.
Aiden prycha pod nosem.
— Odpocząć? Przepraszam po czym? Może miałabyś więcej energii na odpracowywanie kary, gdybyś nie marnowała jej na całowanie się z tym lamusem.
No kuźwa! To przecież słowa, które idealnie pasują do mojego internetowego kolegi! Z każdą minutą mam coraz większy mętlik w głowie, a ten dupek wcale nie pomaga mi go uporządkować.
Od razu schodzę z drabiny, obawiając się, że wystarczy chwila, a Woods faktycznie mnie z niej zrzuci. Kto wie, co chodzi po tej jego wrednej głowie?
— Chyba coś mi się nie zgadza... Od kiedy to powinno cię obchodzić z kim się całuję, a z kim nie? — pytam.
Cholera jasna. Jeszcze tydzień temu żyłam w świecie, w którym przez myśl by mi nie przeszło, żeby się z kimś całować. Jakim cudem moje życie potoczyło się tak, że nie dość, że robię to z Kyle'm Chew, to jeszcze potem omawiam to z Aidenem Woodsem?
Ja chyba zwariowałam.
— Czy ja powiedziałem, że mnie to obchodzi? — Wzrusza ramionami. — Mówię tylko, że marnujesz swoją energię.
Mrużę oczy, bo jakby nie patrzeć, Aiden to ostatnia osoba, która powinna mnie w jakikolwiek sposób umoralniać. To on śpi na lekcjach, ucieka z nich, oraz wdaje się w bójki... czy coś tam.
Przybliżam się o krok, celując palcem wskazującym w jego pierś. Woods nie odsuwa się, nie widzę grama strachu w jego oczach, tylko ten przeklęty uśmieszek, doprowadzający mnie do szewskiej pasji. Zupełnie nie wiem dlaczego jego osoba tak bardzo wyprowadza mnie z równowagi. Czy tu chodzi o jego olewający sposób bycia? Czy może po prostu widok tej okropnej twarzy działa na mnie jak iskra w pomieszczeniu pełnym produktów łatwopalnych?
— Na całe szczęście mogę się całować z kim chcę i kiedy chcę i marnować energię jak mi się żywnie podoba.
— Doprawdy? Mogłaś wybrać sobie kogoś lepszego — odpowiada. Dopiero teraz dostrzegam, że trzyma w dłoni pędzel umazany białą farbą. Nie mija sekunda, a dokładnie ten sam pędzel dotyka mojej twarzy, pozostawiając mi na policzku białą, mokrą smugę.
— Co ty wyprawiasz?! — Odsuwam się, wycierając twarz rękawem. Cholera jasna! To moja ulubiona bluza!
Aiden patrzy na mnie i śmieje się w głos. Naprawdę wolałam tę wersję świata, w którym istniejemy sobie po prostu, niespecjalnie wchodząc sobie w drogę.
— Powaliło cię? — Bluza spisana na straty. Przecież ja tego nie spiorę, bez zniszczenia sobie rękawa. A tak bardzo uważałam!
— Daj spokój. To tylko mała plamka.
— Mała plamka? Zniszczyć ci coś, co bardzo lubiłeś?
Dłoń chłopaka, w której trzyma ten przeklęty pędzel, znów pojawia się niebezpiecznie blisko mojej twarzy, ale na całe szczęście udaje mi się zrobić unik.
— Jeszcze raz, Woods, a pożałujesz... — Zniżam głos, starając się, by brzmiał jak najbardziej groźnie. Aiden spogląda na mnie jednak z niemałym politowaniem.
— Pójdziesz poskarżyć się swojemu chłopakowi? — pyta.
— Nie. Po prostu uznam, że nasza umowa jest już nieaktualna — odpowiadam dobitnie i wymijam go, by udać się do toalety. Znaczy, gdziekolwiek, gdzie powietrze będzie wolne od Aidena pieprzonego Woodsa.
Chłopak od razu chwyta mnie za przedramię.
— Ej dobra, sorry. Chciałem tylko jakoś polepszyć nasze stosunki właśnie w związku z tą umową.
Nie no, to jakieś jaja chyba są.
— Polepszyć stosunki? Właśnie ubrudziłeś mnie farbą! — wołam. Aula teatralna jest zbudowana w taki sposób, że nasze głosy na pewno idealnie słychać aż na górze. Na całe szczęście oprócz nas jest tu tylko Ivo, którego już nawet nie widać zza filara, którym się dziś zajmuje.
Co oczywiście nie oznacza, że nas nie podsłuchuje.
— Przecież to tylko trochę farby! Wystarczy kropla rozpuszczalnika i po sprawie — mówi i jest przy tym taki pewny siebie, że mam ochotę kopnąć go za to w wiadomo jaką część ciała.
— Oh, po prostu zamknij się i zniknij mi z oczu — cedzę przez zaciśnięte zęby. Jakim cudem jeszcze nie dalej jak trzy dni temu tak po prostu grałam z nim i jego siostrzyczką w piłkę? Jakim cudem pomyślałam wtedy, że Aiden Woods może nie jest wcale taki zły? On jest okropny. Nienawidzę tego chłopaka każdym włókienkiem mojego ciała. To nie możliwe, by był Moodkillerem, bo wtedy musiałabym nienawidzić również jego, a przecież to obecnie osoba, która praktycznie zna mnie najlepiej.
— Parker, daj spokój. Nie zachowuj się jak dziecko — mówi, a ja zdaję sobie sprawę, że wciąż trzyma moją rękę. Zerkam na jego dłoń, ściskającą rękaw mojej bluzy, co sprawia, że Aiden automatycznie ją puszcza, a fakt, że dostrzegam cień zakłopotania na jego twarzy sprawia, że prawie nie zwracam uwagi na te słowa.
— O co ci tak naprawdę chodzi, co? Znam cię na tyle, by wiedzieć, że wcale nie chodzi ci o polepszanie stosunków. — Staram się, by mój ton był spokojny i opanowany. Nie dam się już więcej ponieść emocjom, bo to oznacza moją porażkę. — Jesteś dla mnie miły tylko wtedy, gdy czegoś ode mnie chcesz. W poniedziałek twierdziłeś, że nie jestem żadną twoją koleżanką.
Chłopak przewraca oczami. W tym świetle padającym z podłogi, jego włosy błyszczą, z ciemnobrązowych, stając się gdzieniegdzie złotawe. Co za bzdura, chyba się dziś konkretnie nie wyspałam.
— Dlaczego uważasz, że jestem taki zły?
— Jesteś gorzej, niż zły — odpowiadam.
— To nie prawda —zaprzecza, ale ja wzruszam tylko ramionami, po czym kontynuuję moją podróż do toalety. Wspinam się po schodkach na scenę, po czym kieruję się na korytarz, między garderobą, a zapleczem, w których urzęduje reszta ukaranych uczniów. Aiden jak na złość podąża moim krokiem.
— Daj mi spokój! — Odwracam się, nie zwalniając kroku. — Obiecałam ci te pieprzone niedziele z Suzie, ale to wszystko!
Dopadam drzwi od łazienki, w której w minioną sobotę dokładnie ten sam chłopak, który depcze mi teraz po piętach, bezceremonialnie mi groził. Ten arogancki dupek nie tylko blokuje mi możliwość zamknięcia się w niej na trzy spusty, ale również ładuje się do środka razem ze mną.
Znajome mi już, klaustrofobiczne uczucie dopada mnie natychmiast, gdy tylko Woods przekręca stary klucz, w równie starym zamku. Nie ma mowy o zapaleniu światła, dlatego stoimy tak na przeciwko siebie i wpatrujemy się w swoje twarze w praktycznie kompletnej ciemności.
Czy ja już może wspominałam wcześniej, jak bardzo nienawidzę tego idioty? Tak? To teraz nienawidzę go jeszcze bardziej.
— Kurwa, Parker, chciałem tylko porozmawiać — sapie, choć to przecież ja ledwo zdaję z w-fu.
— To źle się do tego zabierasz. Jeśli chciałeś porozmawiać, wystarczyło przyjść i się po prostu przywitać, a nie bujać drabiną, a potem brudzić mnie farbą. Gdzie my jesteśmy? W przedszkolu?
Nie widzę dokładnie wyrazu jego twarzy. Daję sobie jednak uciąć obie dłonie, że jak zwykle na jego wargach błąka się ten zarozumiały uśmiech.
— Możesz się przez chwilę uspokoić? — pyta, ale to pytanie przecież zawsze działa kompletnie odwrotnie.
— Och, przecież ja jestem zupełnie spokojna. Jak ten pieprzony mnich tybetański, w głębokim stanie medytacji.
Słyszę, jak bierze głośny wdech. Światło z korytarza, które dostaje się przez szparę przy podłodze sprawia, że widzę zarys jego sylwetki i to, jak nerwowo przeczesuje dłonią włosy. Mam ochotę tupnąć nogą i kazać mu się stąd wynosić, ale po pierwsze to by głupio wyglądało, a po drugie i tak by tego nie zrobił.
Więc stoję. Tkwię w miejscu czekając aż nadejdzie chwila, w której wyjaśni się po co Aiden nas tu zamknął.
— Chodzi o to... — Zaczyna, a ja automatycznie wypuszczam powietrze z ust.
— No oczywiście, że o coś chodzi — parskam pod nosem.
— Zamkniesz się wreszcie? I ty twierdzisz, że to ja jestem wredny.
Zaciskam szczękę. Dupa, dupa i jeszcze raz dupa.
— Chodzi o to, że moja siostra... Bardzo bym nie chciał, żeby dziś nocowała w domu. To wyjątkowa sytuacja, ja muszę iść do pracy i... czy mógłbym ją przywieźć dziś do ciebie?
Eeeee... co?
Mrugam kilkukrotnie, niedowierzając w słowa, które właśnie padły w tym ciasnym i ciemnym pomieszczeniu. Umywalka boleśnie wbija mi się w bok, ale nawet nie zwracam na to uwagi, starając się przetworzyć zadane mi przed chwilą pytanie. Co to kurde ma znaczyć, żeby mała Suzie musiała nocować w domu praktycznie obcej dla siebie osoby, zamiast we własnym łóżku?
— Nie rozumiem — wyduszam z siebie.
— Czego niby? Zadałem pytanie, czy moja siostra może przenocować dziś u ciebie. Tylko dziś. — W głosie Aidena wyczuwam niecierpliwość. No proszę z jaką łatwością ten chłopak wachluje emocjami. Jak w kalejdoskopie!
— To zrozumiałam — odpowiadam. — Nie wiem tylko dlaczego w ogóle mnie o to prosisz.
Kolejny głęboki wdech później Woods, przybliża się do mnie, choć jeszcze sekundę wcześniej myślałam, że to fizycznie niemożliwe. Czuję osobliwy zapach, którym przesiąknięta jest jego koszulka, choć jest to woń nie tak intensywna, jak to się ma w przypadku Kyle'a. Aiden ścisza głos, jakby bał się, że ktoś postronny mógłby usłyszeć jego pełen desperacji ton.
— Po prostu proszę.
Zupełnie nie wiem, dlaczego się na to zgadzam. Mam wrażenie, że Woods ma w sobie coś takiego, czemu ciężko odmówić. Głęboki ton, z jakim wypowiedział ostatnie słowa sprawił, że przez moje ciało przeszedł dreszcz, a na rękach zrobiła mi się gęsia skórka. Mimowolnie kiwam głową, na co w odpowiedzi słyszę pełne ulgi westchnienie chłopaka.
— Nadal niczego nie rozumiem — mówię, choć to przecież i tak już niczego nie zmieni.
— To tylko dziś. Masz telefon? — pyta.
Wyciągam komórkę z kieszeni i z automatu podaję ją Aidenowi, który chwyta ją i w skupieniu zaczyna wklepywać do niej swój numer. Jego twarz, oświetlona nikłym światłem ekranu naprawdę wygląda, jakby z barków chłopaka spadł przeogromny ciężar. Przepełniona wściekłością o ubrudzenie mnie farbą nawet nie zauważyłam, jak bardzo napięte wcześniej były ramiona chłopaka, oraz że zmarszczka na jego czole to nie coś naturalnego.
— Wyślij mi adres. Mógłbym przywieźć ją o ósmej?
— Eee... no chyba tak — mówię i zanim zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, kryjącą się za tymi słowami, Woods po prostu wychodzi z toalety, zostawiajac mnie w osłupieniu.
Przecież ja nawet nie rozmawiam z ojcem. Jak wytłumaczę mu fakt, że dzisiejszej nocy będziemy gościć w naszym domu małą dziewczynkę? W dodatku zupełnie nie mam pojęcia jaki jest powód tej nagłej prośby Aidena, więc oczywiście będę musiała wymyślić jakąś dobrą wymówkę, a jak powszechnie wiadomo, nie jestem zbyt dobra w tych sprawach. Jeszcze przez chwilę tkwię w miejscu i próbuję nie zwariować, po czym odkręcam wodę i delikatnie ochlapuję twarz zimną wodą. Za otwartymi drzwiami staje nagle Ivo, którego twarz wyraża zmartwienie. Widzę masę pytań kryjących się w jego spojrzeniu, ale chłopak decyduje się wypowiedzieć na głos tylko jedno.
— Wszystko w porządku?
Na pewno wyglądam, jakbym właśnie przeżyła spotkanie pierwszego stopnia z Freddiem Krugerem. To praktycznie prawda, bo Aiden Woods to osoba z najgorszego koszmaru...
— Chyba tak — odpowiadam po krótkiej chwili.
Ivo jednak nie wygląda na przekonanego.
— Nic ci nie zrobił?
— Co? O Boże, nie! Nic z tych rzeczy. — Otwieram szeroko oczy, przerażona myślą, że Ivo w ogóle pomyślał o czymś takim. Co prawda reputacja Aidena może być trochę myląca, ale przecież ten chłopak poza byciem totalnym dupkiem nie jest jakimś sadystą. Osoba, która jest dorosłym bohaterem swojej sześcioletniej siostry nie może nim być.
— To dobrze... — Ivo patrzy na mnie i marszczy brwi. Wygląda, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale po chwili rozmyśla się i znika z korytarza.
Na litość Boską, czy moje życie kiedyś będzie normalne?
* ♡ *
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro