Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Po swoich słowach brunet spodziewał się wielu reakcji. Krzyku, że ją oszukał nie mówiąc od razu kim jest, przyjęcia tego bez żadnych emocji, braku odpowiedzi z powodu zaskoczenia. Ale nie pomyślałby, że ona padnie u jego stóp z pochyloną głową.

– Luna, co ty wyprawiasz? – spytał nie kryjąc zaskoczenia.

– Wybacz, jak dobrze wiesz Książę nie znam się na królewskich obyczajach. Wydawało mi się, że skłon z pochyloną głowa będzie odpowiedni. Jeśli tak nie jest proszę wybacz mi Panie – powiedziała przejętym i przestraszonym głosem, ze wzrokiem wbitym w ziemię. W głowie Harry'ego pytania zaczęły wylatywać jak z procy: ,,Jaki Panie? Co ona wyprawia w ogóle?"

– Luna spójrz na mnie – odezwał się ciepłym głosem. Brunetka nie spełniła jego prośby, więc sam musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Dwoma palcami uniósł jej podbródek, przez co ich spojrzenia się spotkały. – Nie rób tego nigdy więcej – zaczął głosem, który nie wyrażał złości, lecz zwykłą troskę i lekkie rozbawianie. – Mimo, że znamy się tak krótko to czuję jakbym znał cię od dawna. Traktuję cię jak przyjaciółkę i nie chcę widzieć ani nic słyszeć o jakiś ukłonach i tytułach. Jestem Harry, tylko Harry – powiedział z łagodnym uśmiechem, który uwydatnił jego słodkie dołeczki w policzkach.

– Mogę? – spytała niepewnie wyciągając dłoń w stronę jego twarzy. Zielonooki spoglądnął na nią zaskoczony. Luna położyła delikatne palce na dołeczkach mężczyzny, wywołując tym u niego jeszcze większy uśmiech.

– To jak? Żadnych ukłonów i tytułów? – spytał dotykając dużą dłonią jej policzka. Brunetka nieświadomie przymknęła oczy, wtulając się w ciepłą rękę Harry'ego. Brunet pokręcił rozczulony głową. Luna była niezwykłą osobą. Drobną, piękną, ale nie to było w niej najpiękniejsze. Każdy jej ruch był rozczulający i słodki.

– Umowa stoi – wyszeptała otwierając oczy. Gdy spostrzegła, że nadal tuli się do dłoni Harry'ego, speszona odsunęła się lekko.

–Nie bój się. To bardzo przyjemne. Możesz tak robić, pozwalam ci – oznajmił dumnie brunet. Czuł, że z każdą chwilą niewidzialna więź pomiędzy nim, a kobietą przeradza się w coś poważniejszego. Chyba nawet poważniejszego niż przyjaźń.

– Czyli Harry, tak? – spytała niepewnie.

– Tak, tak – odpowiedział szybko brunet powstrzymując się od śmiechu. To, że jestem księciem nie zmienia niczego w naszej relacji. No może trochę– dodał po chwili. –Będę mógł zabrać cię na zamek – uśmiechnął się szeroko. Luna nie wydawała się dzielić entuzjazmu mężczyzny.

– Nie uważasz, że wyglądało by to dziwnie? – spytała kierując wzrok na swoje splecione dłonie.

– Ale co?

– Jakbym pojawiła się z tobą na zamku. Wiesz, nie należę do osób, z którymi powinien zadawać się książę, a tym bardziej nie powinnam pojawiać się na zamku. Odstraszę wszystkich wyglądem – westchnęła udając rozbawioną. Tak naprawdę dla niej była to poważna sprawa. Jakby przyglądnąć się jej ubiorowi, to prędzej można by powiedzieć, że jest ona żebraczką niż przyjaciółką Księcia.

– Luna nigdy tak nie mów, błagam cię – Harry spojrzał na brunetkę. Jej słowa wzruszyły go, czego nie próbował nawet ukryć. – Żadna kobieta nie powinna myśleć o sobie, że odstrasza sobą ludzi. Każda z was jest piękna. A ty w szczególności – powiedział z uśmiechem. Komplementy prawione przez mężczyznę sprawiały, że brunetka z każdą chwilą dostawała coraz większych rumieńców. –Zobaczysz, że pojawisz się ze mną na zamku i to tobie będą się kłaniać – zakończył z uśmiechem. Luna patrzyła na niego z nieukrywaną ciekawością i podziwem. Jeszcze nikt nigdy nie był w stanie zrobić, czy nawet wspomnieć o czymś temu podobnym.

– Harry...czy ja ....mogę cię przytulić? – spytała cicho. Usta bruneta wykrzywiły się w szeroki uśmiech, ukazując rząd białych zębów. Mężczyzna rozłożył szeroko ramiona i oczekiwał, aż Luna się przytuli. Nie trzeba było długo czekać, już po chwili brunetka odpoczywała w ramionach przystojnego Księcia. – Miałeś mi opowiedzieć o sobie – odezwała się nagle. Brunet spojrzał na nią z boku i założył za ucho kosmyk włosów.

– Pięknej damie nigdy się nie odmawia – zaczął głębokim, ochrypłym głosem, co wywołało dreszcz na ciele Luny. Nie dreszcz strachu czy obawy, a ciekawości i podniecenia. – Więc wiesz już kim jestem. Wiesz również o śmierci mojej matki. Okoliczności jej zgonu są dość interesujące i utwierdzają mnie w tym jak wielkim kanciarzem jest mój ojciec. Opowiem ci kiedyś o tym dokładniej, bo ufam ci – przy ostatnich słowach ułożył dużą dłoń na drobnej ręce brunetki i niepewnie splótł ich palce. Dziewczyna nie odrzuciła tego gestu.

Ich relacja była tak dziwna. Narodziła się znikąd, podobnie jak uczucie, które zaczynało wzbierać się w każdym z nich.

– Nie pamiętam wiele z mojego dzieciństwa, ale wiem, że miałam nianię. Tylko jedną i najwyraźniej była to twoja matka. Jestem jedynakiem, więc to właśnie mną musiała się opiekować i o mnie ci opowiadać. Moje życie nie było jakoś ciekawe. Zawsze było przepełnione zasadami, nauczaniem czytania i pisania, jazda konna, szermierka, strzelanie z łuku i takie tam – mruknął machając niedbale dłonią.

– Takie tam?! – Luna uniosła głos zszokowana. Odwróciła twarz w jego stronę i przyglądnęła mu się. –Nauczysz mnie kiedyś strzelać z łuku? – spytała zafascynowana.

– Lepiej nie, to jest zajęcie dla mężczyzn. Bez obrazy Luna, ale lepiej żebyś nie miała z tym do czynienia. Mogłabyś zrobić sobie krzywdę – westchnął muskając palcem jej policzek.

– Dobrze, niech będzie – mruknęła niezadowolona odwracając twarz w stronę lasu. –Lepiej żebyś już wracał Harry. Za niedługo będzie się ściemniać – westchnęła wstając. – Ja również nie chciałabym aby tobie stało się coś złego.

Harry również się podniósł i otrzepał swoje spodnie z ziemi.

– Przyjedziesz jutro? – spytała z nadzieją naciągając na głowę kaptur kaftana.

– Niestety nie dam rady – odpowiedział smutno na myśl o jutrzejszym spotkaniu z "narzeczoną".

– To coś poważnego? – spytała. Nie w geście ciekawości, a zwykłej troski. Brunet wzbudzał w niej różnorakie uczucia, w tym obowiązek opieki nad nim.

– Wiesz...- brunet westchnął i przeczesał swoje włosy. – Mój ojciec po śmierci matki chce zagarnąć całe królestwo dla siebie, a mnie się pozbyć. W tym celu znalazł mi jakąś wdowę z trójką dzieci. Mam się ożenić z tą kobietą i zniknąć ojcu z oczu. Ale nie zamierzam brać z nią ślubu. Mógłbym być bratem tych dzieci, a nie ich ojczymem – podniósł głos przez zdenerwowanie, lecz gdy zauważył strach na twarzy Luny przeprosił i wrócił do swojego łagodnego, melodyjnego głosu. – Owa wdowa przyjedzie jutro do pałacu, ale nie zamierzam się z nią zapoznawać. Jeśli tylko nadarzy się okazja przyjadę do ciebie – na wzmiankę o Lunie jego dłonie objęły drobne ręce towarzyszki i ścisnęły lekko palce.

– Jak można być tak okrutnym? Zmusić własne dziecko do ślubu? – brunetka wyraźnie przejęła się sytuacją przyjaciela. Jeszcze przyjaciela. –Pamiętaj Harry, żebyś nie robił czegoś czego możesz potem żałować.

– W takim razie zrobię to – pochylił się nad brunetką i pocałował jej policzek. Luna momentalnie zrobiła się czerwona, co Książę odebrał jako dobry znak. – Mam nadzieję, że do jutra Luno.

– Żegnaj Harry – brunetka objęła się ramionami i wzrokiem odprowadziła go w głąb lasu, gdzie czekał jego koń.

*****************

Spodziewałyście się takiej reakcji Luny?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro