6
Po swoich słowach brunet spodziewał się wielu reakcji. Krzyku, że ją oszukał nie mówiąc od razu kim jest, przyjęcia tego bez żadnych emocji, braku odpowiedzi z powodu zaskoczenia. Ale nie pomyślałby, że ona padnie u jego stóp z pochyloną głową.
– Luna, co ty wyprawiasz? – spytał nie kryjąc zaskoczenia.
– Wybacz, jak dobrze wiesz Książę nie znam się na królewskich obyczajach. Wydawało mi się, że skłon z pochyloną głowa będzie odpowiedni. Jeśli tak nie jest proszę wybacz mi Panie – powiedziała przejętym i przestraszonym głosem, ze wzrokiem wbitym w ziemię. W głowie Harry'ego pytania zaczęły wylatywać jak z procy: ,,Jaki Panie? Co ona wyprawia w ogóle?"
– Luna spójrz na mnie – odezwał się ciepłym głosem. Brunetka nie spełniła jego prośby, więc sam musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Dwoma palcami uniósł jej podbródek, przez co ich spojrzenia się spotkały. – Nie rób tego nigdy więcej – zaczął głosem, który nie wyrażał złości, lecz zwykłą troskę i lekkie rozbawianie. – Mimo, że znamy się tak krótko to czuję jakbym znał cię od dawna. Traktuję cię jak przyjaciółkę i nie chcę widzieć ani nic słyszeć o jakiś ukłonach i tytułach. Jestem Harry, tylko Harry – powiedział z łagodnym uśmiechem, który uwydatnił jego słodkie dołeczki w policzkach.
– Mogę? – spytała niepewnie wyciągając dłoń w stronę jego twarzy. Zielonooki spoglądnął na nią zaskoczony. Luna położyła delikatne palce na dołeczkach mężczyzny, wywołując tym u niego jeszcze większy uśmiech.
– To jak? Żadnych ukłonów i tytułów? – spytał dotykając dużą dłonią jej policzka. Brunetka nieświadomie przymknęła oczy, wtulając się w ciepłą rękę Harry'ego. Brunet pokręcił rozczulony głową. Luna była niezwykłą osobą. Drobną, piękną, ale nie to było w niej najpiękniejsze. Każdy jej ruch był rozczulający i słodki.
– Umowa stoi – wyszeptała otwierając oczy. Gdy spostrzegła, że nadal tuli się do dłoni Harry'ego, speszona odsunęła się lekko.
–Nie bój się. To bardzo przyjemne. Możesz tak robić, pozwalam ci – oznajmił dumnie brunet. Czuł, że z każdą chwilą niewidzialna więź pomiędzy nim, a kobietą przeradza się w coś poważniejszego. Chyba nawet poważniejszego niż przyjaźń.
– Czyli Harry, tak? – spytała niepewnie.
– Tak, tak – odpowiedział szybko brunet powstrzymując się od śmiechu. To, że jestem księciem nie zmienia niczego w naszej relacji. No może trochę– dodał po chwili. –Będę mógł zabrać cię na zamek – uśmiechnął się szeroko. Luna nie wydawała się dzielić entuzjazmu mężczyzny.
– Nie uważasz, że wyglądało by to dziwnie? – spytała kierując wzrok na swoje splecione dłonie.
– Ale co?
– Jakbym pojawiła się z tobą na zamku. Wiesz, nie należę do osób, z którymi powinien zadawać się książę, a tym bardziej nie powinnam pojawiać się na zamku. Odstraszę wszystkich wyglądem – westchnęła udając rozbawioną. Tak naprawdę dla niej była to poważna sprawa. Jakby przyglądnąć się jej ubiorowi, to prędzej można by powiedzieć, że jest ona żebraczką niż przyjaciółką Księcia.
– Luna nigdy tak nie mów, błagam cię – Harry spojrzał na brunetkę. Jej słowa wzruszyły go, czego nie próbował nawet ukryć. – Żadna kobieta nie powinna myśleć o sobie, że odstrasza sobą ludzi. Każda z was jest piękna. A ty w szczególności – powiedział z uśmiechem. Komplementy prawione przez mężczyznę sprawiały, że brunetka z każdą chwilą dostawała coraz większych rumieńców. –Zobaczysz, że pojawisz się ze mną na zamku i to tobie będą się kłaniać – zakończył z uśmiechem. Luna patrzyła na niego z nieukrywaną ciekawością i podziwem. Jeszcze nikt nigdy nie był w stanie zrobić, czy nawet wspomnieć o czymś temu podobnym.
– Harry...czy ja ....mogę cię przytulić? – spytała cicho. Usta bruneta wykrzywiły się w szeroki uśmiech, ukazując rząd białych zębów. Mężczyzna rozłożył szeroko ramiona i oczekiwał, aż Luna się przytuli. Nie trzeba było długo czekać, już po chwili brunetka odpoczywała w ramionach przystojnego Księcia. – Miałeś mi opowiedzieć o sobie – odezwała się nagle. Brunet spojrzał na nią z boku i założył za ucho kosmyk włosów.
– Pięknej damie nigdy się nie odmawia – zaczął głębokim, ochrypłym głosem, co wywołało dreszcz na ciele Luny. Nie dreszcz strachu czy obawy, a ciekawości i podniecenia. – Więc wiesz już kim jestem. Wiesz również o śmierci mojej matki. Okoliczności jej zgonu są dość interesujące i utwierdzają mnie w tym jak wielkim kanciarzem jest mój ojciec. Opowiem ci kiedyś o tym dokładniej, bo ufam ci – przy ostatnich słowach ułożył dużą dłoń na drobnej ręce brunetki i niepewnie splótł ich palce. Dziewczyna nie odrzuciła tego gestu.
Ich relacja była tak dziwna. Narodziła się znikąd, podobnie jak uczucie, które zaczynało wzbierać się w każdym z nich.
– Nie pamiętam wiele z mojego dzieciństwa, ale wiem, że miałam nianię. Tylko jedną i najwyraźniej była to twoja matka. Jestem jedynakiem, więc to właśnie mną musiała się opiekować i o mnie ci opowiadać. Moje życie nie było jakoś ciekawe. Zawsze było przepełnione zasadami, nauczaniem czytania i pisania, jazda konna, szermierka, strzelanie z łuku i takie tam – mruknął machając niedbale dłonią.
– Takie tam?! – Luna uniosła głos zszokowana. Odwróciła twarz w jego stronę i przyglądnęła mu się. –Nauczysz mnie kiedyś strzelać z łuku? – spytała zafascynowana.
– Lepiej nie, to jest zajęcie dla mężczyzn. Bez obrazy Luna, ale lepiej żebyś nie miała z tym do czynienia. Mogłabyś zrobić sobie krzywdę – westchnął muskając palcem jej policzek.
– Dobrze, niech będzie – mruknęła niezadowolona odwracając twarz w stronę lasu. –Lepiej żebyś już wracał Harry. Za niedługo będzie się ściemniać – westchnęła wstając. – Ja również nie chciałabym aby tobie stało się coś złego.
Harry również się podniósł i otrzepał swoje spodnie z ziemi.
– Przyjedziesz jutro? – spytała z nadzieją naciągając na głowę kaptur kaftana.
– Niestety nie dam rady – odpowiedział smutno na myśl o jutrzejszym spotkaniu z "narzeczoną".
– To coś poważnego? – spytała. Nie w geście ciekawości, a zwykłej troski. Brunet wzbudzał w niej różnorakie uczucia, w tym obowiązek opieki nad nim.
– Wiesz...- brunet westchnął i przeczesał swoje włosy. – Mój ojciec po śmierci matki chce zagarnąć całe królestwo dla siebie, a mnie się pozbyć. W tym celu znalazł mi jakąś wdowę z trójką dzieci. Mam się ożenić z tą kobietą i zniknąć ojcu z oczu. Ale nie zamierzam brać z nią ślubu. Mógłbym być bratem tych dzieci, a nie ich ojczymem – podniósł głos przez zdenerwowanie, lecz gdy zauważył strach na twarzy Luny przeprosił i wrócił do swojego łagodnego, melodyjnego głosu. – Owa wdowa przyjedzie jutro do pałacu, ale nie zamierzam się z nią zapoznawać. Jeśli tylko nadarzy się okazja przyjadę do ciebie – na wzmiankę o Lunie jego dłonie objęły drobne ręce towarzyszki i ścisnęły lekko palce.
– Jak można być tak okrutnym? Zmusić własne dziecko do ślubu? – brunetka wyraźnie przejęła się sytuacją przyjaciela. Jeszcze przyjaciela. –Pamiętaj Harry, żebyś nie robił czegoś czego możesz potem żałować.
– W takim razie zrobię to – pochylił się nad brunetką i pocałował jej policzek. Luna momentalnie zrobiła się czerwona, co Książę odebrał jako dobry znak. – Mam nadzieję, że do jutra Luno.
– Żegnaj Harry – brunetka objęła się ramionami i wzrokiem odprowadziła go w głąb lasu, gdzie czekał jego koń.
*****************
Spodziewałyście się takiej reakcji Luny?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro