Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32

Harry dosiadł swojego konia i powoli podjechał w stronę głównej bramy. Zatrzymał się obok wartowników i przywołał jednego do siebie.

– W tej chwili powiesz mi, w którą stronę pojechał mój ojciec albo możesz pożegnać się z posadą – warknął Książę. Ton jego głosu był rzeczywiście przerażający i lodowaty, gdyż przestraszony strażnik wskazał dłonią kierunek. Brunet skinął głową, uderzył lejcami i ruszył we wskazanym kierunku.

*****

Minęła druga godzina odkąd Książę opuścił królestwo. Zgodnie ze wskazanym przez strażnika kierunkiem Harry kierował się główną drogą przez las. Tuż po wyjechaniu z niego poczuł wielką bezsilność. Przed nim rozpościerała się łąka i cztery drogi, z czego każda prowadziła w inną stronę. Brunet miał ochotę krzyknąć jak najgłośniej, aby wyrazić wszystkie swoje uczucia. Zatrzymał Hadesa i zsiadł z jego grzbietu. Pogładził pysk zwierzęcia, po czym zaczął przyglądać się drogom. Liczył, że może gdzieś znajdzie jakieś wskazówki.

Zaczął od pierwszej od lewej, która była najbliżej niego. Nawierzchnia była zbita i nienaruszona przez cokolwiek. Nie miała żadnych śladów. W prawdzie minęło trochę czasu, od kiedy Desmond wyjechał z zamku, lecz ślady zwłaszcza na takiej nawierzchni szybko nie znikają. Brunet wykluczył więc tę drogę. Kolejna trasa również była w takim stanie. Jednak ostatnie dwie były naruszone. Na obu znajdowały się ślady kół i kopyt, a także odciski ludzkich butów. Harry zaczął się zastanawiać czy nie jest to jakaś pułapka, bądź czy nie zostało to zrobione przez króla na wszelki wypadek, gdyby młodzieniec ruszył w pogoń za nim. Brunet stwierdził, że sprawdzi obie trasy, zwłaszcza gdy każda odchodziła w inną stronę. Może akurat pierwsza z wybranych możliwości okaże się doprowadzić go do orszaku.

Harry dosiadł ponownie konia i ruszył za tropem pierwszą drogą.

*****

Po ponad godzinie jazdy oczom bruneta ukazały się pierwsze zabudowania. Wyprostował się i zauważył, że właśnie tam kończyła się droga. Zwolnił konia nie chcąc na samym początku wystraszyć miejscowej ludności. Z oddali zauważyły go jakieś dzieci, gdyż dało się usłyszeć ich podekscytowane głosy, gdy wołali prawdopodobnie swoich rodziców. Harry postanowił zatrzymać Hadesa i zsiąść z konia. Tak też uczynił i teraz prowadził go za lejce w stronę wioski. Z domów zaczęli wychodzić ludzie, którzy zdecydowanie odbiegali chociażby strojem od młodzieńca. Zielonooki nie miał jednak z tym problemu, nigdy nie traktował biedniejszych ludzi jak gorszych. Byli mu równi. A zważywszy na to jakim ojcem dla niego był Desmond, Książę czasem z chęcią zamieniłby się z tymi ludźmi.

– Witamy Wielmożnego Pana! – usłyszał wesoły głos jednego z mężczyzn, który skłonił się na widok bruneta. Harry również z uśmiechem pokłonił się, układając dłoń na sercu.

– Witajcie – odparł młodzieniec. – Potrzebuję pomocy. Czy przyjeżdżał tędy orszak? Była w nim kareta i z pewnością kilku strażników.

– Niestety nie Panie. Z samego rana przyjechał tutaj jedynie kupiec, ale to wszystko – odparł jeden z mężczyzn, pochylając głowę.

Harry westchnął i przetarł twarz. Cały czas czuł, że oddala się od Luny.

– Może odpoczniesz Panie przed dalszą podróżą? Posilisz się, a twój koń zostanie wyczyszczony i nakarmiony. Nie wiadomo jak długo będziesz jeszcze w drodze – odezwała się jedna z kobiet. Książę spojrzał na nią. Była niską kobietą przy kości, lecz na jej twarzy wymalowany był uśmiech i troska. Sprawiała wrażenie pogodnej i dobrej duszy.

Harry nie był pewien czy przyjąć zaproszenie. Liczyła się każda chwila. Ale to co mówiła kobieta było prawdą. Nie wiadomo ile jeszcze będzie w podróży, a mimo iż Hades był jednym z najbardziej wytrzymałych koni to każdy jednak ma swoją granicę sił. Nawet on.

– Dziękuję więc za zaproszenie i z chęcią skorzystam – powiedział z uśmiechem.

– Jak się wabi? – usłyszał z boku. Brunet odwrócił głowę i zobaczył trójkę dzieci, dwóch chłopców i dziewczynkę. Wszyscy mogli mieć nie więcej jak siedem lat.

– Hades. Jest bardzo łagodny, nie bójcie się go – posłał im uśmiech i skinął głową w stronę zwierzęcia. Maluchy zbliżyły się do niego, a koń zareagował tak jak mówił brunet. Był spokojny i dał się pogłaskać.

– Zajmę się nim Panie - tym razem odezwał się starszy głos. Jeden z mężczyzn skinął głową, co odwzajemnił i Harry.

– Zapraszam tędy – wskazała drzwi jednej z chat. Zielonooki skinął głową i podążył za kobietą. –Niestety nie są tutaj luksusy, ale ugoszczę Pana jak najlepiej – powiedziała, prowadząc mężczyznę do izby, która pełniła funkcję kuchni i głównego pomieszczenia.

– Proszę się nie przejmować. Nie przeszkadza mi to, a wręcz przeciwnie – uśmiechnął się lekko i zasiadł przy stole, na którym chwilę później podano obiad.

*****

– Dziękuję za wszystko – odezwał się Harry poprawiając siodło.

– Przyjemność po naszej stronie – odezwał się jeden z mężczyzn, który pełnił funkcję najważniejszej osoby w osadzie.

– Proszę Pana, proszę Pana! – krzyk skutecznie zwrócił uwagę młodzieńca. Harry odwrócił się i zobaczył biegnącą w jego stronę trójkę dzieci, które wcześniej pytały o Hadesa.

– Tak? – spytał Harry, kucając aby być z nimi na równi.

– Mamy coś dla konika – odezwała się dotąd cicha dziewczynka. Teraz Zielonooki stwierdził, że chyba była młodsza od dwójki chłopców. Mała wyciągnęła z kieszeni swojej sukienki dwa jabłka i wysunęła w stronę bruneta.

– W imieniu Hadesa bardzo dziękuję – odparł. – Nakarmicie go jednym? – spytał, wysuwając w ich stronę jeden owoc. –Drugi schowamy na później. Jak zgłodnieje to mu go dam – dodał ostatnie zdanie, chowając jabłko do torby.

Dzieci z chęcią przejęły owoc od mężczyzny i wysunęły w stronę konia, który szybko zjadł jedzenie.

– Jeszcze raz za wszystko dziękuję – odparł Harry, kłaniając się lekko.

– Ależ nie ma za co Panie. Dobrej drogi – odezwała się tym razem kobieta, która go ugościła.

Książę skinął głową i ruszył w stronę konia. Dosiadł go i chwycił za lejce. Rzucił ostatnie pożegnanie, po czym ruszył w stronę rozstaju dróg z czterema możliwościami.

*****

Brunet po dojechaniu do skrzyżowania ruszył drugą drogą, która nadal posiadała ślady po kołach i kopytach koni. Kobieta z wioski miała rację. Droga, którą miał tym razem przebyć Książę wcale nie była krótka. Zaczęło się ściemniać, gdy brunet nadal był w drodze. Nagle usłyszał trzaskanie drzewa i parskania koni. Przestraszony jak najszybciej zjechał z drogi i skrył się w lesie. Zatrzymał Hadesa i chcąc aby się czymś zajął i nie zdradził ich pozycji podał mu drugie jabłko, które otrzymał od dzieciaków. Koń zgodnie z oczekiwaniem młodzieńca zajął się jedzeniem i był cicho. Książę zmrużył czy gdy w ciemności dostrzegł na drodze pochodnie. Po chwili jego oczom ukazały się dwa konie wraz z jeźdźcami. W pewnym odstępie jechał kolejny mężczyzna ubrany po rycersku, a następnie karoca. Zielonooki przyglądnął się jej ozdobom i dostrzegł, że jest to jedna z tych, które są w użyciu przez jego ojca. Teraz wiedział, że jedzie w dobrym kierunku. Desmond właśnie stamtąd wracał. Ale pytanie. Czy Luna jest z nim?

Harry'emu wyjątkowo dopisywało szczęście, gdyż okno karocy było odsłonięte. W środku ujrzał jedynie paskudną twarz Desmonda. Aż wzdrygnął się na ten widok. Tuż za karocą kroczyli kolejni jeźdźcy.

Orszak przejechał i gdy pochodnie były już niewielkimi ognikami w ciemności, Harry wrócił na główną drogę. Świadomość, że był o krok od ukochanej sprawiła, że brunet dostał gigantycznego napływu sił. Uderzył lejcami i ruszył galopem w stronę, skąd wyjechał powóz Desmonda.

*****

Po kilkunastu minutach do uszu Księcia dobiegły jakieś głosy. Następnie jego oczom ukazało się wybrzeże oraz znajdujące się na nim palące ognisko. Wokół niego siedziała grupa mężczyzn o bardzo muskularnej budowie. Śpiewali coś głośno, co prawdopodobnie było zasługą alkoholu. Czyżby był to oddział najgroźniejszych wojów, który miał stworzyć Desmond?

Harry jednak nie zawracał sobie tym za bardzo głowy, gdyż w ciemności i w znacznej odległości od ogniska tuż za potężnym krzewem dojrzał drobną osóbkę. Była zwinięta w kłębek i trzęsła się pod wpływem każdego delikatnego powiewu wiatru. Brunet po cichu zszedł z konia i zbliżył się, aby móc dojrzeć kim jest ta osoba. Gdy znalazł się w niewielkiej odległości suknia którą zobaczył nie pozostawiła wątpliwości.

To Luna. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro