Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30

– Harry! – krzyk rozniósł się po sali balowej. Luna zadrżała w ramionach ukochanego, chowając twarz w jego torsie. Natomiast wzrok mężczyzny utkwiony był na twarzy króla. – Koniec tej maskarady! Jutro widzę wszystkich godzinę wcześniej w pracy i zostaniecie w niej godzinę później! – krzyknął, przeraźliwie zimnym tonem, czym zaskoczył parę. Myśleli, że zemści się jedynie na nich, a nie na Bogu winnych ludziach.

– Ależ...- zaczął donośnym głosem Harry.

– Zamilcz! – przerwał mu Desmond z wyraźną odrazą. – W tej chwili znikać stąd, a ciebie zapraszam do mojego gabinetu. Bez niej – wskazał palcem na Lunę, po czym w towarzystwie swoich doradców ruszył za filar.

Oddechy pary były płytkie i niespokojne. Harry ucałował szybko czoło Luny i odwrócił się w stronę gości.

– Wybaczcie za to wszystko. Król miał wrócić dopiero za kilka dni. Nie wiem jak do tego mogło dojść. Postaram się jak najszybciej załagodzić sytuację i usunąć to, że musicie jutro dłużej pracować. Bardzo was przepraszam – głos Księcia był tak smutny i pełen winy, że nikt nie miał serca się na niego złościć. Wszyscy posłali w jego stronę pocieszające uśmiechy i skłonili się w jego stronę.

– Chyba powinniśmy już iść – odezwała się szeptem Luna, podchodząc do ukochanego. Ten skinął głową i objął ją ramieniem w pasie, po czym skierował ich dwójkę w stronę schodów.

Brunet chyba nie czuł się najlepiej, gdyż w czasie drogi do komnaty wielokrotnie zarzucało go na różne strony i często musiał się zatrzymywać, aby wziąć oddech. Gdy wreszcie znaleźli się na odpowiednim korytarzu mogli swobodnie wejść do komnaty. Oczywiście Alec'a nie było przed drzwiami. Z racji odbywającego się balu miał za zadanie pilnować jednego z bocznych wejść do zamku.

Luna pomogła podejść Zielonookiemu do łóżka i posadziła go na materacu. Mężczyzna westchnął i przeczesał dłonią włosy. Brunetka w tym czasie podbiegła do stołu, na którym stały dwa kielichy i dzban z wodą. Napełniła naczynie cieczą i podała ukochanemu. Ten z niezwykłą szybkością pozbył się wody z kielicha.

– Muszę tam iść. Zostaniesz tutaj i obiecaj mi, że nie będziesz się martwić – zaczął, gdy nabrał więcej sił. Luna stanęła przed nim i objęła dłońmi jego policzki.

– Nie pleć bzdur, wiesz przecież, że będę się martwić – wyszeptała, po czym wtuliła się w ukochanego. Harry posadził sobie dziewczynę na kolanach i oparł swój policzek o jej.

– Obiecuję, że wrócę cały i zdrowy. Zobaczysz – szepnął, przymykając oczy. Luna zacisnęła powieki, gdy w jej głowie pojawiły się wspomnienia poranionego ciała Zielonookiego.

– Mogłabym czekać na ciebie przed drzwiami gabinetu? – spytała pełna nadziei.

– Obawiam się, że nie. Nie chcę cię narażać na jeszcze niepotrzebny tobie gniew Desmonda – odpowiedział brunet odsuwając się lekko. Dłonią pogładził policzek kobiety i ostrożnie musnął jej usta. Tak jakby za chwilę miały się rozkruszyć pod wypływem pocałunku.

– W takim razie poczekam tutaj. Tylko proszę, wracaj jak najszybciej.

Harry skinął głową i po ostatnim namiętnym pocałunku podniósł się. Poprawił swoją fryzurę i po wzięciu głębokiego wdechu ruszył na korytarz.


*****

Harry stąpał równym korkiem po zamkowym korytarzu. Był odważny i silny, każdy to wiedział. Lecz w obliczu mającej się za chwilę odbyć rozmowy z królem był przerażony. I nie chodziło tu o jego życie, a o Lunę. Obawiał się, że Desmond może mu zarzucić, że cały ten bal został zorganizowany z jej inicjatywy.

Po kilku minutach brunet stanął przed gabinetem ojca. Jeden ze strażników przed drzwiami zapukał w nie i wszedł do środka. Chwilę później powrócił i wprowadził młodzieńca do pomieszczenia. Desmond siedział przy swoim wielkim biurku i zajadał się winogronami. Gdy drzwi zostały zamknięte przeniósł spojrzenie na syna i parsknął z odrazą.

– Powiedz mi co tu się w ogóle dzieje – zaczął zdecydowanie zbyt spokojnym głosem. – Wyjeżdżam w sprawach kraju, a ty zabawiasz się tutaj z tą dziewczyną. Czy tak zachowuje się przyszły władca? Albo chociaż ten, który jest przekonany, że nim będzie? Do tego tak zniszczyć salę balową na gromadę jakiś wieśniaków – prychnął z odrazą i przysunął do ust kielich. Wziął kilka łyków, prawdopodobnie wina, po czym kontynuował. – Jestem pewien, że to wszystko za sprawą tej całej wieśniaczki, która łasi się koło twoich nóg – mruknął.

– Wszystko zostało zorganizowane z mojej inicjatywy, a Luna jest moją ukochaną. Zasiądzie obok mnie na tronie i wspólnie będziemy rządzić tym krajem sto razy lepiej jak ty – odburknął wściekle Harry. Desmond ledwo co wytrzymywał. Był o krok od powstania i uderzenia swojego syna w twarz. Wiedział jednak, że teraz musi się pohamować. Kolejne obrażenia po wyjściu z jego gabinetu mogłyby być już podejrzane.

– Och, zamknij się szczeniaku. Uwierz mi. Ty i ta dziewucha dostaniecie taką lekcję, że popamiętacie ją do końca życia! – krzyknął król, zaciskając dłonie na materiale swoich szat. –Wynoś się stąd teraz! – dodał, po czym do gabinetu wbiegli strażnicy. Chwycili Księcia za ramiona i wyprowadzili na korytarz.


*****

– I co? – Luna dopadła ukochanego, gdy ten tylko wszedł do komnaty. Objęła dłońmi jego policzki i zaczęła się przyglądać twarzy mężczyzny.

– Hey – zaczął z lekkim rozbawieniem Harry i odciągnął dłonie ukochanej. –Wszystko jest dobrze – dokończył, po czym jakby na potwierdzenie swoich słów musnął jej usta.

– Coś mi się nie wydaje – mruknęła dziewczyna.

– Och, za dużo myślisz czasem. Odpręż się – posłał jej uśmiech i przytulił. – Jest już późno. Powinniśmy iść spać. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń – Luna skinęła w geście potwierdzenia i wraz z ukochanym skierowała się w stronę szafy. Z racji, że stanęli po stronach garderoby, którą akurat zajmowała ta druga osoba, brunetka wyjęła piżamę Harry'ego, a Książę suknię Brązowookiej.

– Idź pierwszy. Źle się czułeś i powinieneś się od razu położyć – stwierdziła Luna, dotykając ręką czoła mężczyzny. Harry chwycił jej drobną dłoń i ucałował jej wierzch.

– Za chwilę wracam – skomentował, po czym zniknął za drzwiami łazienki.

Brunetka odłożyła swoje ubrania na stół i zbliżyła się do balkonowych drzwi. Odsunęła zasłaniającą je zasłonę i spojrzała na dwór. Na Niebie rozświetlonym przez gwiazdy świecił Księżyc. W mieście niedaleko zamku, w co poniektórych domach jeszcze dało się zobaczyć przez okna jasne światło.

– Możesz już iść – cichy pomruk wdarł się do jej głowy, a następnie ciepło na jej biodrach. Luna odwróciła się i ujrzała uśmiechniętego Księcia.

– A ty idziesz do łóżka – zaznaczyła i sięgnęła po swoją suknię, która pełniła funkcję piżamy.

Harry jak na grzecznego chłopca przystało poszedł za słowami swojej drugiej połówki i położył się w wielkim łożu i okrył kołdrą. Rzeczywiście, nie czuł się najlepiej. Pojawił się lekki ból głowy, który najwyraźniej ukazał się dopiero teraz.

Po kilku minutach do komnaty wróciła i Luna. Przebrana w lekką pudrową sukienkę. Odłożyła równo złożone ubrania na dno szafy i dołączyła do Księcia. Mężczyzna okrył ich oboje i objął mocno dziewczynę. Luna wtuliła twarz w tors Zielonookiego i wzięła głęboki wdech.

– Dobranoc Kochanie – wyszeptała.

– Dobranoc Skarbie – odpowiedział, po czym oboje odeszli do krainy Morfeusza.

******

Nad ranem powodem pobudki Harry'ego było uciążliwe i podejrzane zimno. Brunet uchylił powieki i zobaczył, że miejsce obok niego jest puste. Przerażony szybko usiadł i rozglądnął się po komnacie.

Była pusta.

Z zawrotną prędkością wyskoczył z łóżka i rozpoczął przegląd swoich komnat. Łazienka, gabinet, balkon.

Nie było jej.

Luna zniknęła. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro