Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

Luna wygładziła nerwowo materiał sukni i wzięła głęboki wdech. Teraz tylko sekundy dzieliły ją od spotkania z królem w cztery oczy. Strażnik, który ją przyprowadził zapukał do drzwi gabinetu Desmonda i wszedł do środka. Chwilę później wejście otworzyło się, a Luna została poproszona do środka. Brunetka przestąpiła próg i stanęła z boku. Bicie jej serca było zdecydowanie za szybkie, a oddechy były płytkie i nieregularne. Zadrżała, gdy szczęk klamki powiadomił ją o wyjściu strażnika.

– Widziałaś się z Harry'm, więc wiesz do czego jestem zdolny – odezwał się głos. Desmond wyszedł z bocznych drzwi w swojej wyjściowej, eleganckiej szacie. Podszedł biurka i usiadł na wygodnym krześle. – Oboje jesteście tacy głupi. Chociaż o Harry'm wiedziałem to od dawna, a co do ciebie to za chwilę się okaże. Dostajesz ode mnie drugą szansę, a musisz wiedzieć, że nikomu i nigdy nie robię takich przysług. Masz do wyboru tylko dwie opcje. Albo od dziś zaczniesz pracę w zamku jako służka, albo jeszcze tego wieczora odbędzie się uroczystość pogrzebowa twojego kochasia – powiedział z jadem.

Źrenice Luny powiększyły się do nienaturalnych rozmiarów. On znowu to zrobił. Zagrał na emocjach drugiego człowieka. Desmond dobrze wiedział co robi i jak postąpi brunetka. Nie był głupim człowiekiem, a może zaślepionym władzą? Ale to dodawało mu w jakiś sposób siły, siły na wymyślanie kolejnych niecnych planów.

– Więc jak będzie? –spytał król opierając dłonie na ramie biurka.

Brunetka spuściła wzrok i westchnęła. Dla ukochanego była w stanie zrobić wszystko. To co Harry zrobił dla niej. Poświęcił siebie, swoje ciało, aby ona mogła pozostać nietknięta i bezpieczna w komnacie. W jej głowie pojawiła się myśl o długo wdzięczności wobec brunet. Gdyby Luna powiedziała o tym Zielonookiemu, ten z pewnością próbował by wyrzucić jej to z głowy. Kochał Lunę i nie wyobrażał sobie, że można by ją skrzywdzić. Był w stanie pójść i przeżyć tortury jeszcze raz dla brunetki.

– Będę pracować – wyszeptała, unosząc niepewnie wzrok.

– Widać, że masz choć kropelkę oleju w głowie. W takim razie możesz wrócić do komnaty mego syna. Przyjdzie po ciebie służąca, która przekaże ci łachmany i zadania na dzisiejszy dzień. Rozmowa skończona – dokończył mocnym głosem Desmond, po czym podniósł się energicznie i wyszedł drzwiami, w których wcześniej zobaczyła go Luna.

Brunetka westchnęła i na drżących nogach podeszła do wyjścia. Pociągnęła za klamkę i pchnęła je w przód. Nie było tutaj już strażnika, który ją przyprowadził. Na miękkich nogach ruszyła korytarzami do komnat Harry'ego. Jeśli jej praca w zamku miała uchronić młodzieńca pod ponownych tortur to Luna była pewna, że to zrobi.

Szybko znalazła się pod komnatą bruneta. Pociągnęła ostrożnie za klamkę i weszła do środka. Medyk stał nad Harry'm i nakładał na jego czoło zimny okład. Luna przeraziła się tym widokiem.

– Co mu jest? – spytała, podchodząc bliżej.

– Książę dostał gorączki. Posłałem strażnika do kuchni po nowe tkaniny, aby przygotować kolejne okłady – wytłumaczył mężczyzna, skłaniając się lekko. Dobrze wiedział kim jest brunetka i jak ważna jest dla Zielonookiego.

– Wyjdzie z tego, prawda? – spytała, siadając na rogu łóżka obok ciała ukochanego.

– Oczywiście panienko. Opatrzyłem rany Księcia. Będę musiał zmieniać je dwa razy dziennie. Z tego powodu przyjdę wieczorem. Nie ma panienka nic przeciwko?

– Nie –odparła z lekkim uśmiechem dziewczyna. –Możliwe jednak, że nie będzie mnie wtedy w komnacie. Gdybyś czegoś potrzebował poproś strażnika – dodała, na co mężczyzna zareagował uśmiechem.

– Wybaczysz pani, ale pójdę poszukać Alec'a. Chyba zaginął w pałacu – zaśmiał się mężczyzna, a Brązowooka skinęła głową.

Medyk wyszedł z komnaty, zamykając za sobą drzwi. Luna zwróciła się w stronę Harry'ego. Jego twarz była pokryta licznymi siniakami i ranami, a na czole spoczywał namoczony materiał. Harry okryty był kołdrą do piersi, lecz dało się zobaczyć biały materiał, którym było owinięte ciało Księcia. Obrażenia musiały więc być wielkie. Dziewczyna niepewnie wysunęła dłoń w przód i chwyciła nią bruneta. Obawiała się, że może mu tym sprawić ból, lecz musiała wreszcie poczuć jego skórę. Jego długie palce, które tak wiele razy przeczesywały jej długie włosy czy przewracały białe kartki książek.

– Kochanie, muszę ci o czymś powiedzieć - zaczęła spoglądając na spokojną twarz mężczyzny, pogrążoną we śnie. – Twój ojciec postawił mi ultimatum. Nie mogę ci powiedzieć czego dokładnie dotyczyło, ale będę pracować w zamku. Może tylko przez jakiś czas? –zamyśliła się. –Nie wiem – westchnęła. – W każdym razie dzięki temu będziesz bezpieczny. Za niedługo będę musiała wyjść do pracy, ale wrócę wieczorem. Zobaczysz. Bardzo cię kocham Harry – powiedziała pochylając się nad twarzą mężczyzny. Ustami musnęła posiniaczony policzek bruneta, a jej oczy zaszły łzami.

Z całej sytuacji wybudziło ją pukanie do drzwi. Luna odwróciła głowę w ich stronę i wydała ciche pozwolenie na wejście. Do środka weszła dość wysoka kobieta w średnim wieku, która w dłoniach trzymała jakieś materiały.

– Panienko, król Desmond mnie przysyła – powiedziała niepewnie spoglądając w stronę łóżka Księcia. Jej wzrok spotkał posiniaczoną twarz bruneta oraz blade ciało Luny.

– Mówiłam ci. Bądź grzeczny – wyszeptała z rozbawieniem brunetka w stronę ukochanego. Nie mogła się powstrzymać i musnęła jego usta, po czym ruszyła w stronę służącej.

– Mam panienki suknię. Król Desmond kazał również przekazać, że dzisiaj będzie panienka pracować w królewskich spiżarniach. Trzeba tam przetrzeć półki i posegregować zapasy. Jeśli pozostanie panience czasu król wspominał coś o sprzątnięciu sali na ujemnym piętrze. Szczerze to na pani miejscu wolałabym przedłużać sprzątanie spiżarni. Cały zamek huczy o potwornych torturach, które odbywały się dzisiaj na ujemnym piętrze.

Czyli Desmond miał czelność kazać Lunie sprzątać salę tortur, w której niedawno katował własnego syna oraz jej ukochanego. To jest chore!

Luna zadrżała, a w jej głowie pojawiły się sceny z tego, jak mogłaby wyglądać ,,kara" Harry'ego. Jej oczy wypełniły łzy. Dla niepoznaki spuściła głowę i przetarła oczy, aby pozbyć się łez.

– To twój strój pani. Wiem, że pozostawia wiele do życzenia, ale to zostało mi dane – westchnęła podając Lunie materiał.

Brunetka westchnęła i przejęła strój. Przeczesała dłonią włosy i po raz ostatni spojrzała na Harry'ego, po czym wspólnie z kobietą wyszła na korytarz. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro