Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

Harry miał ochotę wybiec jak najszybciej z gabinetu i sprawdzić słowa drwali. Jego serce ciągnęło go do lasu, który był naturalnym środowiskiem jego ukochanej. Jednak mózg podpowiadał coś innego. Brunet musiał pamiętać, że nikt nie wiem o Lunie i nikt na chwilę obecną nie może się o niej niczego dowiedzieć. Gdyby więc szybko wybiegł, wzbudził by tym samym wielkie podejrzenia, a dobrze wiemy, że Książę nie potrzebował Desomnda i jego wścibskich urzędników na karku.

Zielonooki podziękował urzędnikowi i wycofał się z gabinetu. Skinął strażnikowi przy drzwiach i jak zwykle szybkim krokiem skierował się do swoich komnat. Energicznie otworzył drzwi szafy i wyjął długi do kostek płaszcz z kapturem i długim rękawem. Wziął w dłonie materiał i ubierając go wyszedł z sypialni. Jak najdyskretniej udał się na dziedziniec, a następnie do królewskich stajni. Jak zwykle przywitał się ze stajennym i podszedł do Hades'a. Chcąc jak najszybciej wyruszyć osobiście przygotował konia do jazdy, po czym wyprowadził na dziedziniec. Dosiadł wierzchowca i najpierw z wolna ruszył w stronę bramy, pilnowanej przez uzbrojonych strażników. Po jej przekroczeniu galopem ruszył w stronę lasu. Będąc już bliżej niego ujrzał przerażający widok. Zgodnie ze słowami drwali drzewa były przewrócone, przez co blokowały przejazd.

Bicie serca Harry'ego niebezpiecznie przyspieszyło. W jego głowie znajdowała się tylko jedna mała osóbka. Luna. Oby Bóg miał ją w opiece.

*****

Powalone drzewa w żaden sposób nie pomagały w dotarciu do chatki Luny. Wręcz przeciwnie, gałęzie przysłaniały charakterystyczne miejsca, przez co Książę kilka razy się już zgubił. Podirytowany jak i pełen strachu dojrzał wielki głaz. Uśmiechnął się lekko i ostrożnie prowadził konia w stronę, gdzie znajdował się domek Luny. Liczne kamienie, połamane gałęzie i szyszki nie ułatwiały tego zadania przez co dotarcie do chatki zamiast trwać kilka minut, trwało kilkanaście. Harry liczył, że nie będzie więcej trudności ze znalezieniem się u celu. Najwyraźniej jego oczekiwania były zbyt wysokie. W połowie drogi musiał się zatrzymać, gdyż kilka drzew spadło obok siebie całkowicie blokując dalszą trasę. Brunet fuknął pod nosem i chwycił lejce Hades'a. Następnie patrząc uważnie pod nogi zaczął iść trochę okrężną drogą.

Po chwili przedzierania się przez roślinność ujrzał widok, który tkwił w jego głowie i wiercił dziurę przerażenia i strachu.

Drewniana chatka leżała w gruzach, dach w częściach w różnych miejscach, a płot odgradzający niewielkie uprawy dziewczyny był powalony. Ostał się jedynie mały fragment kominka. W głowie Harry'ego pojawiły się różne scenariusze; może Luna uciekła, a może leży pod tymi gruzami. Szmaragdowe oczy Księcia wypełniły się łzami, które szybko spłynęły po jego policzkach.

– Luna! – krzyknął i zbliżył się szybko do gruzowiska. Zaczął przesuwać niewielkie bele drewna, aby móc dojrzeć co znajduje się pod nimi. –Luna! – krzyknął ponownie licząc, że jednak dziewczynie udało się uciec i teraz jest cała i zdrowa niedaleko niego w lesie. Niestety nie otrzymał żadnej odpowiedzi.

Drżące dłonie przesunęły kolejny kawałek dachu, a oczom bruneta ukazały się ciemne włosy. Harry przełknął nerwowo ślinę i przyspieszył z przesuwaniem materiałów. Po chwili ujrzał swoją ukochaną. Blada, z licznymi zadrapaniami Luna leżała w dziwnej pozycji, a jej oczy były zamknięte. Harry przykucnął i przysunął policzek do jej ust, chcąc sprawdzić czy oddycha. Jego wzrok skierował się na klatkę piersiową dziewczyny. Ledwo się podnosiła. Harry zdjął jak najszybciej swój płaszcz i owinął nim drobne ciało brunetki. Była potwornie zimna. Czym prędzej wziął ją w ramiona i przytulił do piersi. Jego słone łzy skapywały z policzków mężczyzny na szyję i dekolt Luny. Przerażony Książę ruszył zapłakany w stronę, gdzie zostawił Hades'a. Jak zwykle koń grzecznie czekał na swojego pana. Brunet ostrożnie posadził Lunę na grzbiecie wierzchowca i oparł o jego szyję. Młodzieńcowi zależało na szybkim dotarciu do zamku, gdzie medyk mógłby zając się dziewczyną. Próbując nie zrzucić Luny z konia wsiadł na grzbiet zwierzęcia, po czym przysunął wątłe ciało kobiety do swojej piersi. Okrył ją mocniej płaszczem i chwycił lejce. Brunetka asekurowana była ramionami mężczyzny, pomiędzy którymi się znajdowała.

Harry z drobnymi problemami wrócił na główną ścieżkę i jak najszybciej popędził w stronę zamku.


*****

Harry zdawał sobie sprawę, że pojawienie się ni stąd ni zowąd na dziedzińcu z Luną, na dodatek w takim stanie, wywoła zamieszanie. Zdecydował się więc wjechać przez mniejszą bramę, gdzie stało jedynie dwóch strażników, a znajdowała się nieopodal stajni. Dzięki temu również zmniejszało się grono osób, które ujrzałoby Księcia z jego towarzyszką. Brunet podjechał do bramy przyciągając bliżej piersi Lunę. Widok Księcia wzbudził wielki szok w oczach strażników. Mężczyźni podeszli szybko do Hades'a, którego zatrzymał młodzieniec.

– Kto to Książę? – spytał jeden ze strażników. Brunet spojrzał na nich oboje nieufnie.

– Kobieta jak widać. To ma pozostać między nami – zaznaczyć szybko.

Potem wszystko potoczyło się niezwykle szybko. Strażnicy przyrzekli dotrzymać obietnicy. Jeden z nich potrzymał Lunę, gdy Harry schodził z konia. Następnie Zielonooki przejął brunetkę i okrył ją mocno materiałem płaszcza. Musiał się spieszyć. Mężczyźni zaoferowali, że odstawią Hades'a do stajni, a Księciu polecili aby udał się do zamku przez tylne wejście.

Brunet czuł, że są po jego stronie i może im zaufać. Podziękował i ostrożnie ruszył w stronę wskazanego miejsca. Nie mógł pozwolić, aby ktokolwiek go zobaczył. Ludzie zadają zbyt dużo niepotrzebnych pytań.

*****

Książę mógłby wywabić strażnika sprzed drzwi jego sypialni i wejść do komnat nie poszerzając grona osób, które wiedzą o Lunie. Stan dziewczyny zmusił go jednak do jak najszybszego zadbania o nią. Szybkim krokiem kroczył po korytarzu, a będąc w jego połowie zwrócił sobą uwagę mężczyzny. Wyraźnie zaskoczony strażnik ruszył w stronę Zielonookiego.

– Książę, kim ona jest? – spytał, a brunet uniósł na niego wzrok. Oczom starszego mężczyzny ukazała się zapłakana twarz młodzieńca, która wyrażała wszystko. –Pomóc ci Książę? – spytał, lecz Harry pokręcił przecząco głową.

Strażnik odwrócił się i podszedł szybko do drzwi komnaty. Otworzył je, aby Zielonooki mógł bez problemu wejść do środka. Harry omiótł spojrzeniem swoją komnatę i szybko podszedł do wielkiego łóżka. Ułożył na nim delikatne ciało Luny i okrył ją swoją ciepłą kołdrą.

– Proszę, zwołaj medyka. Tylko niech nikt się o tym nie dowie – strażnik wybiegł na słowa Harry'ego, ówcześnie zamykając drzwi. Brunet zapalił kilka świec w pomieszczeniu i usiadł obok Luny. Była tak blada, że wyglądała jak ściana w północnym korytarzu. Harry chwycił dłoń dziewczyny i uniósł lekko. Bał się, że może jej tym sprawić ból. Przyłożył ją do swoich ust i musnął zimną skórę dziewczyny. W tym samym momencie drzwi komnaty otworzyły się, a do środka wszedł medyk. Starszy mężczyzna skłonił się i zbliżył do Księcia.

– Proszę pomóż jej. Jest dla mnie bardzo ważna – odezwał się drżącym głosem Zielonooki i wstał chcąc zrobić miejsce medykowi.

Starzec pochylił się na ciałem Luny i przystąpił do swoich badań. Harry odsunął się lekko i objął ramionami. Wydawał się być spokojny, ale to tylko pozory. W środku wszystko go ściskało, a serce biło niebezpiecznie szybko.

– Wiem, że chcesz to utrzymać w tajemnicy. Zawołaj strażnika, pójdzie do służby i poprosi o odpowiednie rzeczy – Harry jak za dotknięciem magicznej różdżki rzucił się w stronę drzwi i wciągnął do środka mężczyznę.

– O co chodzi? – spytał lekko zaskoczony.

– Pójdziesz do kuchni i poprosisz o napój rozgrzewający z goździkami, imbirem i miodem. Gdyby ktoś pytał, powiesz, że to dla Księcia, który zmarzł w trakcie swojej wyprawy. Potem poprosisz o trochę materiału i wiadro z ciepłą wodą. Przygotujemy dla niej okłady, mam nadzieję, że pomogą. W razie czego, powiesz, że Książę chce się umyć. Biegnij – strażnik skinął głową i wyszedł na korytarz.

Nerwowy brunet podszedł do medyka i schylił się lekko.

– Wszystko będzie z nią dobrze? – spytał Zielonooki.

– Tak. Miała wielkie szczęście. Prawdopodobnie jeszcze kilka godzin na zimnie i musielibyśmy odprawiać pogrzeb – odparł starzec, a Harry pobladł. Nie mógł sobie wyobrazić takiej sytuacji. W ogóle nie mógł sobie wyobrazić śmierci Luny.

Niedługo później wrócił strażnik. Postawił na stole dzban z napojem, po czym ponownie wyszedł, jednak nie na długo. Po prostu wrócił się po materiały i wiadro z wodą. Zgodnie z poleceniem medyka postawił je obok łóżka Księcia i wyszedł na korytarz, żeby powrócić do swojej pracy.

Starszy mężczyzna wyjął ze swojej materiałowej torby jakieś opakowanie i otworzył je.

– To maść rozgrzewająca. Powinna pomóc – wytłumaczył i nałożył ją na ramiona i szyję kobiety. Harry poczuł ukłucie zazdrości. Nie to żeby był zazdrosny o tak dojrzałego mężczyznę, ale chodziło o fakt, że on mógł ją dotykać, gdy brunet stał z boku.

– Nie mogę nic więcej zrobić. Powinna się obudzić za niedługo. Dobrze żeby wtedy napiła się trochę napoju, jeśli oczywiście będzie jeszcze ciepły. Gdy coś się działo proszę mnie wezwać – wytłumaczył, po czym udał się w stronę drzwi. Na odchodne spojrzał czy napój przygotowano prawidłowo, a następnie wyszedł.

Harry westchnął i usiadł na łóżku obok ciała dziewczyny. Spojrzał na nią z troską, a jego oczy ponownie napełniły słone łzy. Zamrugał kilkakrotnie licząc, że znikną lecz one wręcz przeciwnie – zalały jego policzki. Brunet ułożył delikatnie dłoń na ręce Luny, ostrożnie, bał się, że może wyrządzić jej tym ból.

Ostatecznie chwycił jej dłoń, która zrobiła się trochę cieplejsza. Przysunął ją do swoich ust i zaczął obdarzać delikatnymi pocałunkami.

– Nie zostawiaj mnie samego Kochanie – wyszeptał, opierając czoło na jej dłoni. Przymknął oczy i westchnął głęboko. Jedyne czego chciał to, obudzenia się dziewczyny. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro