Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Liam przystanął przy wielkim głazie. Jak to mówił Harry? Do prosta? Szatyn westchnął i ruszył przed siebie. Rozglądał się uważnie, licząc, że za sprawą jakiejś dziwnej siły przypomni sobie wskazówki przyjaciela. Ostatecznie okazało się to być niepotrzebne. Zmysły i przeczucie mężczyzny skierowały go w dobrym kierunku. Po kilkunastu minutach jego oczom ukazała się drewniana chatka. Szatyn mocno się zdziwił. Nie należał do bogatszej warstwy społeczeństwa, ale jego dom rodzinny był w zdecydowanie lepszym stanie. Ten mógł w każdej chwili się zawalić. Niepewnie zbliżył się do drzwi i zapukał delikatnie. Nie chciał od razu przestraszyć dziewczyny.

Po kilku uderzeniach drzwi delikatnie się otworzyły, a Liam ujrzał twarz pięknej dziewczyny. Prawdą jest, że na jej widok serce szatyna zabiło szybciej.

– Kim jesteś? – spytała przerażona. W końcu nikt nie wie o jej istnieniu i o jej mieszkaniu.

– Spokojnie. Jestem Liam, kucharz w pałacu. Przysyła mnie mój przyjaciel, Książę Harry. Mam coś dla ciebie – na wspomnienie Zielonookiego Luna uchyliła drzwi i przyglądnęła się mężczyźnie.

– Jesteś sam? – spytała, wystawiając głowę zza drzwi, aby się rozglądnąć. Szatyn skinął głową na jej pytanie. – Wchodź – odparła z nieśmiałym uśmiechem i otworzyła szerzej drzwi.

Mężczyzna wszedł do środka i zaniemówił z wrażenia. Nie tylko z zewnątrz chatka odnosiła wrażenie nietrwałej.

– Przepraszam cię za moje zachowanie – zaczęła nieśmiało. – Znam tylko Harry'ego. Nikt tutaj nie przychodzi, nikt nie wie, że żyję. Twoja obecność mocno mnie zaskoczyła – szatyn posłał jej łagodny uśmiech i zgodnie z jej prośbą usiadł przy stole.

– Nic się nie stało. To zrozumiałe. Mam coś dla ciebie od Harry'ego, sam nie mógł ci tego przynieść. Ale myślę, że jak zapoznasz się z treścią to się wszystkiego dowiesz.

Dziewczyna chwyciła drżącą dłonią rulonik i odwiązała tasiemkę, po czym otworzyła list i zagłębiła się w jego treści. Liam zastanawiał się skąd dziewczyna potrafi czytać, była to dość rzadka umiejętność wśród zwykłych mieszkańców A nie ukrywajmy, ale Luna mieszka ona na odludziu. Najwyraźniej Harry zapomniał wspomnieć przyjacielowi o jej zmarłej matce, która to była nauczycielką dziewczyny. W sumie, Książę również niedawno się o tym dowiedział.

Szatyn przeniósł wzrok na towarzyszkę. Jej oczy śledziły pochylone pismo Zielonookiego, a policzki oblał rumienieć. Ciekawe co było w tym liście.

– Jak król mógł coś takiego zrobić? – odezwała się zdziwiona i jednocześnie zmartwiona. –Biedny Harry – jej głos załamał się, a twarz zakryły dłonie.

– Nie smuć się – Liam od razu zareagował. Nie mógł pozwolić, aby dziewczyna była smutna. –Król jest nieobliczalny, a Harry jest odważny i twardy. Wróci do nas za kilka dni i jestem pewny, że będziesz pierwszym obiektem jego zainteresowań – rzekł z promiennym uśmiechem posłanym w stronę rozmówczyni. Brunetka spuściła dłonie i również odwzajemniła gest.

– Dziękuję za przyniesienie listu. Dobrze, że Harry ma cię pod ręką.

– Jestem pewien, że zrobi wszystko aby również ciebie sprowadzić do pałacu. Ciągnie go do ciebie jakaś niewidzialna siła, czego jestem pewny – Luna nie potrafiła ukryć rumieńca jaki oszpecił jej twarz. Czuła się jak przyłapana na gorącym uczynku, a przecież niczego nie zrobiła.

– Wybacz moje maniery, nie przedstawiłam się. Luna – odezwała się nagle jeszcze bardziej zawstydzona. Szatyn zaśmiał się cicho.

– Liam – powtórzył swoje imię i rozglądnął się dookoła. –To twoja robota? – spytał wskazując wiszące na odstających fragmentach desek wianki. Luna skinęła głową z lekkim uśmiechem. –Są bardzo piękne. Nie myślałaś o tym, żeby sprzedawać je na targu?

– Myślałam nad tym, ale szczerze zapomniałam spytać Harry'ego czy mnie tam zaprowadzi – odpowiedziała.

– Jeśli chcesz to mogę tam z tobą pójść. Mieszkam niedaleko targu.

– Naprawdę? – spytała, a w jej oczach pojawiły się iskierki.

– Oczywiście. Jeśli chcesz możemy iść już teraz. Jest jeszcze wcześnie, ludzie dopiero rozpoczynają zakupy.

Luna przystała na propozycję szatyna z wielką ochotę. Zebrała najpiękniejsze wianki i założyła na rękę, uważając jednak aby się nie zepsuły. Gdy była gotowa do drogi oboje wyszli na zewnątrz. Para ruszyła drogą, którą rano podążał Liam. Przez cały czas szatyn opowiadał dziewczynie o swojej pracy w kuchni, trochę o swojej rodzinie i życiu w mieście. A brunetka przysłuchiwała się temu z wielkim zainteresowaniem. Mężczyzna postanowił również pomóc dziewczynie ustalić cenę wianków. Jednak gdy zbliżali się do wyjścia z lasu musieli zaprzestać rozmów. Lunie zależało na tym, aby zapamiętać drogę na targ i z powrotem do chatki.

Po kilku minutach wspólnie dotarli na zatłoczony plac. Dookoła rozstawione były stragany, a na nich różnorodne towary. Ludzie sprzedawali wszystko, od warzyw i owoców, po zwierzęta i tkaniny. Wszędzie było dużo osób, co przytłaczało brunetkę. Liam znalazł dziewczynie odrobinę wolnego miejsca i odszedł na chwilę. Luna obawiała się, że szatyn mógłby ją teraz po prostu zostawić tutaj, lecz nie pasowało jej to do osobowości mężczyzny. Ku uciesze Luny, szatyn wrócił chwilę później z niewielką, drewnianą beczką w dłoniach. Położył ją przed dziewczyną i starł warstwę kurzu.

– Pożyczyłem od tamtego mężczyzny. Jest piekarzem i bardzo dobrze się znamy – powiedział, wskazując dyskretnie na starszego mężczyznę wpatrującego się w nich z szerokim uśmiechem. Luna skinęła głową, a piekarz pomachał w jej stronę. – Kiedy będziesz chciała wrócić do domu wystarczy, że powiesz mu o tym. Sam zabierze sobie beczkę.

Luna ustawiła na drewnie swoje wianki i rozglądnęła się w tłumie. Nikt nie był nią zainteresowany. Czyżby nie opłacało jej się tutaj przyjść?

– Potrzebujesz chyba trochę reklamy – zaśmiał się cicho Liam i zrobił kilka kroków w przód. –Drodzy państwo! Piękne damy! Kupujcie przepiękne wianki! Inny dla każdej damy! – zaczął krzyczeć radośnie, niczym profesjonalny herold.

Mogło się wydawać, że wysiłek szatyna pójdzie na marne. Nic bardziej mylnego. Po chwili dwie kobiety zbliżyły się do Luny, która umierała od środka ze zdenerwowania. W końcu był to jej pierwszy bliższy kontakt z ludźmi innymi niż Harry, a w dodatku dwójką jednocześnie.

– Ten jest przepiękny – skomentowała blondynka wskazując wianek w zielono-białej kolorystyce.

– Sama je zrobiłaś? – spytała druga kobieta z chustą na głowie. Była zdecydowanie starsza, od swojej towarzyszki.

– Tak – odparła nieśmiało Luna.

– Ten również jest piękny. Nie mogę się zdecydować – odezwała się ponownie blondynka. W jednej dłoni znalazł się wspomniany wcześniej wianek, a w drugiej wylądował taki z czerwonych kwiatów. – Ile kosztują?

– Dwie brązowe monety – odparła Luna. Nie wiedziała czy nie jest to za wysoka cena. Liam jednak stwierdził, że jest ona odpowiednia.

– Wezmę oba – blondynka posłała brunetce szeroki uśmiech i z niebieskiej sakiewki wyciągnęła cztery monety.

– Miłego dnia życzę – rzekła radośnie brązowooka na pożegnanie i skinęła lekko głową.


*****

Luna wracała do domu, gdy na niebie zaczęły formować cię ciemne chmury. Prawdopodobnie były zapowiedzią konkretnej ulewy. Dziewczynie towarzyszył dobry humor. Udało się jej sprzedać kilka wianków. Dzięki temu udało jej się kupić kilka owoców na targu, a od piekarza, znajomego Liam'a, dostała słodką bułkę. Luna nie mogła się doczekać, aż przekroczy próg chatki i będzie mogła spożyć swój obfity posiłek.

Gdy zimny wiatr owiał jej ciało, zadrżała. Oby tylko się nie rozchorowała. Przyspieszyła kroku, dzięki czemu niedługo później znalazła się w swoim domu. Zamknęła dobrze drzwi oraz okiennice, z uwagi na wzrastającą siłę wiatru, a następnie zapaliła ogień w kominku. Ciepło bijące od palących się kawałków drewna, przyjemnie ogrzewało jej dłonie. Usiadła przy stole i nalała do kubka trochę wody. Następnie odwinęła z papieru bułkę i zaczęła spożywać swoją kolację.

Tuż po niej nie mając siły na cokolwiek umyła się w niewielkiej beczce wody i przebrała w cienką suknię. Położyła się na łóżku i okryła mocno materiałem. Przymknęła powieki i starała się zasnąć. Niestety, wiejący wiatr i silny deszcz nie ułatwiały tej czynności. 

*********************

Harry wyjechał i biedna Luna została sama 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro