To Na Co Czekam Od Tygodni
~~~
YUI
~~~
Minęło zaledwie 48 godzin od otrzymania listu. To jak wieczność.
- Nie chcę bez niego żyć, Christo. - oznajmiłam kiedy przyniosła mi śniadanie.
- Yui.
- Nie próbuj mi mówić, że to złe. Sama decyduję o swoim życiu. Miłość tego wymaga. Ty wyszłaś za mąż z przymusu, a ja kocham z własnej woli. Nie zrozumiesz tego.
- Niestety wiem o tym. Zrobisz co uważasz za słuszne.
- Dziękuję.
- Niemniej jednak jesteś bardzo ważna i twoje dziewczyny będą się martwić. Ja jestem twoją mentorką i...
- I moją dworką, służącą. Nie mów nic więcej. Przygotuj białą suknię.
- Białą?
- Tak. To kolor śmierci.
- Wiem. Nie zmienisz zdania?
- Nie. To życie nie jest nic warte.
- To życie kochało.
- Ale miłość odeszła i na jedno wyszło.
- Więc mnie zostawisz?
- Tak. Muszę połączyć się z duszą Ayato. Tylko tak zaznam spokoju.
- O ile wampiry mają duszę.
- Mają.
- Skąd ta pewność?
- To wiara.
- Ona cię zawsze umacniała. Wierzysz, że Ayato chce twojej śmierci?
- Nie, ale nie mam wyboru. Serce moje krwawi, a dusza umiera. Muszę ją ratować.
- Czasami żałuję, że poznałam osobę tak młodą i starą zarazem. Kiedyś mnie to fascynowało. Dlaczego ci służę? Przypomnij mi.
- Powołałam cię. Dałam nadzieję i możliwość nowego życia. Poza tym spełniłam twą prośbę, a ty zostałaś mi dłużna.
- Proszę zostań. Zaczniesz nowe życie. Tak jak ja.
- To wykluczone. Zacznę nowe życie po reinkarnacji.
- Oh, Yui.
- Biała suknia, Christo. Biała. A teraz odejdź.
- Jak sobie życzysz.
Wyszła, a ja zostałam sama. Ciało umiera, a dusza zostaje i podróżuje z miejsca w miejsce. Moja jest starsza niż można sądzić. Mam już 17 lat, a moja dusza? Ile ma lat? 7868? 8999? A może 11689? Zapomniałam. Są dusze młode i stare. Teraz umrę, a gdy się odrodzę zapomnę o miłości do Ayato.
Po 30 minutach miałam na sobie białą suknię. Długa do ziemi, na ramiączkach. Wyglądałam jak zjawa. Do tego miałam skromne balerinki.
- Na etażerce stoi drewniane pudełeczko. Otwórz je i wyjmij srebrny sztylet.
- Co?
- To co słyszysz.
Podała mi sztylet. Nie zwróciłam uwagi na jej wahanie.
- Odejdź.
- Nie chcesz, żebym była przy tobie kiedy to się stanie?
- Nie. Chcę być sama. Wbiję sztylet w moje serce kiedy pierwszy promień słońca na mnie padnie.
- Dobrze.
- Pamiętaj, żeby nie wyjmować sztyletu.
- Dobrze.
- To rozkaz.
- Wiem.
- Idź. Do wschodu zostało się 5 minut.
Poszła, a ja wyszłam na balkon wpatrzona w horyzont.
~~~~~~~
CHRISTA
~~~~~~~
5 minut i zostanę sama. 5 minut i wszystko się skończy. 5 minut i już.
Stanęłam na przeciwko drzwi wejściowych. Podskoczyłam gdy ta nagle się otworzyły.
- Co do...
W drzwiach stali chłopaki. Na ich czele Ayato. Uśmiechał się promiennie, a jego oczy lśniły jak diamenty.
- Cześć, Christa. - powiedział Ayato.
- Cześć. - mam zwidy?
- Ale masz minę.
- Wy żyjecie?
- Ale miłe to powitanie. Gdzie tort? Muzyka? Liczyłem na huczne przyjęcie.
- To się przeliczyłeś. Dostałyśmy list, że was zaatakowano i nie wrócicie. Napisano go krwią i twoim charakterem.
- Moim?
- Tak.
- Dobra, dobra. Zaraz to wyjaśnimy. - powiedział Reiji. - Tylko najpierw wejdźmy, bo nie chcę dostać poparzenia słonecznego.
- Poparzenia słonecznego? - oświeciło mnie. - Wschód słońca! Boże miej ją w opiece!
- Co się dzieje? - spytał Laito.
- Yui od dwóch dni myśli, że nie żyjesz. Wraz z wschodem słońca popełni samobójstwo, a to już na 10 sekund. - zruciłam się do Ayato.
- Co?!
Krzykną i pobiegł do pokoju mojej pani. My wystartowaliśmy 3 sekundy później.
~~~~~
AYATO
~~~~~
Biegłem co sił. 6 sekund i ją stracę. 5, 4, 3, 2...
~~~
YUI
~~~
Niebo przede mną rozjaśniło się. Uniosłam sztylet. Byłam gotowa. Nie zamacham się.
Wtedy coś przygwoździło mnie do zimnej posadzki. To był Ayato. Nie wierzyłam. On żyje. Jeszcze sekunda i byłoby po mnie.
- Masz wyczucie. - pochwaliłam go.
- Co ty u diabła...
Nie dokończył, bo złapałam go za kark i przyciągnęłam jego wargi do moich. Całowaliśmy się łapczywie. Należało się nam. Udawałam, że nie słyszę znaczącego chrząkania niezadowolonego Reiji'a.
- Czekałam na ten pocałunek od dawna.
- Wiem. Ja też.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam i komentujcie to dla mnie bardzo ważne. Ten kto nie pisze nie wie jak bardzo to motywuje i napełnia weną. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro