Szkoła Wieczorna
~~~
YUI
~~~
Bolało. Nawet bardzo.
Starałam się pocieszać myślą, że na mojej szyi są jego ciepłe (jak na wampira) usta.
Jęknęłam. Mogłam zneutralizować ból, ale nie zrobiłam tego. Mogłoby wydać się kim jestem.
Przestał pić i spojrzał w moje oczy jakby była tam zapisana cała historia mojej duszy. W tym to, co chce ode mnie wyciągnąć. Po co mu informacje o złamaniu Darowania?
Przysuną się bliżej. Jego twarz była zaledwie kilka centymetrów od mojej. Gdyby któreś z nas się pochyliło stykalibyśmy się nosami.
Czułam jego słodki zapach skóry i szamponu.
Wpatrywaliśmy się w siebie przez dobre 5 minut. Mówi się, że to krótko, ale dla mnie to była piękna chwila wietrzności. Co on czuł, gdy był tak blisko mnie? To samo co ja? Chciałabym, żeby mnie pocałował. Pewnie zrobiłby to, bo pochylił się i nasze usta dzieliły dosłownie minimetry. Coś go jednak tknęło. Zaraz znalazł się na drugim końcu biblioteki.
- W której książce szukałaś! Mów!
Westchnęłam. Muszę o tym zapomnieć. To szaleństwo.
Wyjęłam czerwoną książkę i rzuciłam mu ją na stół.
- Udław się nią! - wrzasnęłam i wybiegłam z biblioteki.
Poszłam do pokoju. Muszę odpocząć.
Czułam, że dwie małe ranki goją się w zawrotnym tempie. To normalne. Wiedziałam o tym.
Moja energia życiowa przepływała przeze mnie. Czułam ciepło i przyjemne mrowienie. Zmusiłam swoje serce do spowolnienia bicia. Potrafiłam to.
Jestem inna niż reszta dziewczyn. Wyjątkowa. A oni nigdy się nie dowiedzą.
Przebrałam się w pidżamę (różową sukienkę) i nawet nie wiem kiedy usnęłam.
~~~~~
AYATO
~~~~~
Wciąż miałem słodki smak krwi Yui w ustach. Energia jaka przepłynęła przeze mnie była niewyobrażalna. Czułem jakbym narodził się na nowo. Krew buzowała w moich żyłach. Wziąłem zaledwie pięć małych łyczków, a miałem siły tyle co, gdybym pozbawił krwi sześciu wielkich, dorosłych mężczyzn. Ona jest niezwykła. Podoba mnie się jeszcze bardziej.
Była tak blisko mnie. Pachniała różami. To muszą być jej ulubione kwiaty.
Różowe oczy lśniły jak gwiazdy, gdy wpatrywałem się w nią. Miałem wrażenie, że widzę jej duszę. Czystą i jasną, jednak wokół niej lśniła ciemna poświata. Dziwne...
Miałem ją pocałować. Wydawało mi się, że tego chce. Ja też. Ale to tylko moja paranoja. Yui za bardzo mnie się podoba. Za bardzo chcę jej bliskości.
Dlaczego tak szybko wybiegła? Nienawidzi mnie?
Przypomniałem sobie, że miałem wyręczyć ojca i zabić Raito. Teraz chcę to zrobić jeszcze bardziej. On ją okłamał! Moją Yui!
Wziąłem czerwoną książkę. Mój anioł chciał, żebym się nią udławił.
Znalazłem rozdział o Darowaniu i zacząłem czytać. I nic. Nic o złamaniu Darowania. Oszukała mnie! Wredna jędza!
Zacząłem się śmiać. Gdybym nie był tak beznadziejnie zakochany zabiłbym ją. Jest niemożliwa.
Zamknąłem oczy. Złote włosy, różowe oczy, uroda anioła. Yui. Potem zauważyłem róże. Czarne. Czarne? Tak. Czarne.
Czy to właśnie ten kolor kwiatów lubi? Jest sposób, żeby się przekonać, ale Sabaru mnie zabije. W końcu w ogrodzie wszystkie róże są jego. Może nie zauważy zniknięcia jednej.
Odłożyłem książkę i poszedłem do pokoju wyspać się.
****
Wstałem przed 6. Wyszedłem do ogrodu.
W drodze do altanki za domem zauważyłem postać. Od razu wiedziałem kto to jest. Yui.
Co ona tu robi? Tak wcześnie.
Na sobie miała sandałki i białą, zwiewną sukienkę. Włosy związała w wysokiego koka. Jest odważna lub głupia. Pokazuje szyję w domu sześciu wampirów.
- Wcześnie wstałeś. - powiedziała. Co do cholery, słyszała mnie?
- A ty niby nie?
- Co racja to racja. - odwróciła się. Była piękniejsza niż wczoraj. - Źle spałeś?
- Nie. A ty?
- Miałam koszmary. - odwróciła się i z niewyobrażalną gracją pobiegła w kierunku białej altanki. Tam usiadła.
Zmaterializowałem się obok niej.
- Co za koszmary?
- Niech cię to nie interesuję.
- Powiedz. - zażądałem.
- Nie.
- Co z tobą jest nie tak?
Zamrugała zdziwiona.
- Co jest ze mną nie tak?
- Inne się nie stawiały. Były uległe.
- Jestem inna?
- Tak. Zupełnie. Jesteś... - zawahałem się.
- Jaka? - dopytywała się moja anielica.
- Lepsza.
Zarumieniła się delikatnie. Ja też. Musiałem się otrząsnąć, bo wyda się co do niej czuję. A może to dobrze?
Odchyliłem się i zerwałem dużą, czarną różę.
- Dla Ciebie. - podałem jej kwiat.
- Dzięki. - spuściła wzrok.
To chyba dobra chwila, żeby powiedzieć jej co czuję.
Otworzyłem usta.
- Ayato! Braciszku!
Raito! Zabiję go! Zabiję!
Wstałem. Dlaczego nie możemy mieć choćby 10 minut dla siebie?
Zeszedłem ze schodków i coś mnie ruszyło. Odwróciłem się. Yui patrzyła na mnie. Wróciłem się i cmoknąłem ją w usta. A potem zniknąłem. Przez tę sekundę, gdy nasze usta się zetknęły poczułem ciepło i mrowienia, a moje od dawna martwe serce uderzyło cicho dwa razy.
~~~
YUI
~~~
To była piękna chwila.
Byłam w ogrodzie kiedy usłyszała, że Ayato wychodzi z domu. Potem w altance powiedział, że jestem lepsza od innych i zerwał mi różę. Chyba chciał coś powiedzieć, ale Raito go zawołał. Patrzyłam jak odchodzi. Wrócił się jednak i cmoknął mnie delikatnie w usta.
Boże. Ja już cała należę do niego.
Nie odkocham się, za nic.
Mój Ayato. Mój ukochany.
On się mną bawi? Czy jest szczery?
Wróciłam do pokoju.
Na łóżku leżał mój mundurek. Ojciec mówił, że będę uczyła się w szkole wieczornej. Teraz wiem dlaczego. Wampiry w świetle słonecznym są słabsze.
Ubrałam się w niego.
Ciemna spódniczka i marynarka. Biała koszula i czerwona kokarda.
Zeszłam na śniadanie.
Ayato spojrzała się na mnie i delikatnie uśmiechnął, nie mogłam tego nie odwzajemnić.
****
Po obiedzie pojechaliśmy limuzyną do szkoły.
Była naprawdę duża i nie do opisania.
Na korytarzu Raji powiedział, że chodzę do klasy z Ayato.
Na dźwięk jego imienia serce mi podskoczyło i z trudem spowolniłam jego rytm.
Lekcje były naprawdę nudne. Wiedziałam wszystko i więcej. Cóż jak mówiłam jestem inna. Znam wszystkie encyklopedie świata na pamięć. Znam wiele języków obcych. Na przykład angielski, francuski, polski, niemiecki i wiele, wiele innych.
Byłam kilka razy pytana. Jak zawsze odpowiadałam bezbłędnie i zrobiłam nie małe wrażenie na klasie.
Na muzyce pytano czy umiem grać na jakichś instrumentach.
- Tak.
- Na jakich?
- Pianinie, skrzypcach, gitarze, perkusji, flecie, fujarce, harfie, basie, organach, trójkącie, cymbałkach, kołatkach, tamburynie, wiolonczeli...
- Wystarczy. - przerwała mi zaskoczona nauczycielka. - Jesteś utalentowana. Wykorzystam kiedyś twoje umiejętności.
Nie odpowiedziałam.
Czułam jak mojej klasie po raz setny tego dnia opada szczęka. Wiem, wiem. Jestem od was lepsza, ale to normalne. Mam pamięć jak nikt. Wystarczy raz pokazać, a zapamiętam po wsze czasy. Taka już jestem. Inna. Dziwna.
W połowie lekcji dowiedziałam się od wychowawczyni, że mam dyżur w kuchni. Z Ayato. Na szczęście tym razem opanowałam swoje serce.
Na przerwie między lekcjami poszłam do kuchni. Cieszyłam się, że pracuję z Ayato. Popiszę się przed nim moimi umiejętnościami kulinarnymi.
Przez żołądek do serca.
Ayato już był w kuchni. Kroił pomidory na tacce.
O ludzie, ale on wygląda seksownie za blatem kuchennym. Tylko ten nóż. Nie zaatakuje mnie, nie?
Wyobraziłam sobie jak we mnie nim rzuca. Zrobiło mi się niedobrze.
- Wszystko gra? - zapytał.
- Tak. - odparłam spokojnie. - Co pichcimy?
- Najpierw kanapki, potem zupa dyniowa i naleśniki. Na samym końcu lody.
- Sporo.
- Wiem. - uśmiechnął się.
Pracowaliśmy w milczeniu.
Skupiłam całą uwagę na przygotowaniu posiłku.
Ayato zajął się kanapkami (co trochę podiadał), a ja robiłam zupę. Kiedy skończył podszedł do mnie w celu wyjedzenia kremu dyniowego z miski.
Pacnęłam go w dłoń.
- Nie jedz tyle. Nie będzie dla innych. - skarciłam go jak dzieciaka.
Wydawał się naprawdę zaskoczony, szybko jednak się pozbierał i uśmiechnął figlarnie.
- Nie bądź taka. Jestem głodny.
- Mają tu spory zapas mąki. Częstuj się.
- Ha. Ha. Ha. To nie jest zabawne.
- Doprawdy? Sądząc po Twojej mninie, wręcz przeciwnie.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
Gdy skończyliśmy odwróciłam się do niego i spojrzeliśmy sobie w oczy. Coś się zmieniło.
Świat stanął w miejscu. W oczach Ayato błysnęła iskierka porządania. Przysuną się bliżej i położył swoją lewą rękę na mojej tali, a prawą odgarną mi włosy z twarzy.
- Jesteś taka piękna. - szepnął.
Pochylił się i mnie pocałował. To był długi, gorący i namiętny pocałunek. Ayato jęknął, gdy wsunęłam swój język i zarzuciłam mu ręce na szyje.
Objął nie mocniej, przylegneliśmy do siebie całym ciałem.
Ktoś złapał za klamkę. Ja i Ayato oderwaliśmy się od siebie. Szybko zrobiłam półobrót i zajęłam się zupom, a mój zielonooki zmaterializował się przy blacie z kanapkami.
Do kuchni weszła nasza wychowawczyni.
- Pracujecie? Ta dobrze. Musicie być zmęczeni, bo aż sapiecie.
Zaczerwieniłam się po uszy, ale zrobiłam dyskretny zamach głową i włosy zasłoniły mnie skutecznie przed nauczycielką. Cieszyłam się, że przy zakładaniu mundurka rozpuściłam włosy. Co zrobił Ayato? On też się zaczerwienił?
Szybko ochłonęłam. Uspokoiłam oddech.
Gdy nauczycielka odeszła, chłopak wypuścił powietrze. Cały czas nie oddychał?
- Myślałem, że nigdy nie wyjdzie. - jego głos był tuż za mną.
Przestałam pracować, ale nie odwróciłam się.
Objął mnie stojąc za mną.
Plecami oparłam się o jego tors, a głowę odchyliłam i oparłam na jego prawym ramieniu.
Pocałował mnie w skroń.
- Yui?
- Tak?
- Spójrz na mnie.
Oderwałam się od niego i odwróciłam.
Oparł swoje czoło o moje.
- Kocham Cię. Pamiętaj o tym. - wyszeptał patrząc mi w oczy.
- Ja. - zaniemówiłam. - Też Cię kocham. Bardzo.
Uśmiechnął się i jeszcze raz mnie pocałował, tym razem delikatnie i trochę tak jakby się ze mną droczył.
- W nocy śniło mi się, że umierasz. Zabija cię mężczyzna o złotych oczach i długich, białych włosach. - powiedziałam, gdy skończyliśmy.
Ayato zesztywniał.
- To tylko sen.
- Mój koszmar.
- Co się stało?
- Ayato, kim jest ten facet?
- Skąd mam wiedzieć to Twoje sny.
- Kim on jest?
Patrzył się na mnie spokojnie i po chwili odpowiedział:
- To mój Tatko.
- Dlaczego Cię zabija? Ayato! Co mu zrobiłeś?
- Błagam to tylko sen. On nie żyje. Był okrutny. Nasłaliśmy na niego łowcę.
To mi nie wystarczyło. Wiem kiedy sen jest snem, a kiedy wizją.
Dokończyliśmy i podaliśmy dania.
Następne lekcje były jeszcze nudniejsze, ale na przerwach Ayato cały czas rozmawiał ze mną.
Kończyliśmy dwie godziny później niż pozostali. Zielonooki anioł zadzwonił do Reija, żeby nie wysyłał limuzyny. Powiedział, że pójdziemy na pieszo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro