Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pobudka Yui

~~~
YUI
~~~

Nie wiem ile czasu minęło od ponownego wejścia w nicość. Nie umiałam sobie z tym poradzić. Ta nieskończona otchłań przerażała mnie. Od jakiegoś czasu zaczął doskwierać mi chłód. Coś w sirodku umierało we mnie. Tęskniłam za Ayato, światłem i powietrzem. Chciałam powrócić do swojego ciała. Tylko nie wiedziałam jak. To mój kaniec.

Zamknęłam oczy (przynajmniej tak mnie się wydawało). Zabiesz mnie już Nocny Świecie. Otul mroku i pomóż ustać cierpieniu. Chciałam płakać, ale nie mogłam. Nie wiedziałam jak.

Poczułam ból w klatce piersiowej i usłyszałam głośne uderzenie serca. Moje zmysły nie wysiadły do końca. Skupiłam się na słuchu i wytężyłam go.

Słyszałam delikatny oddech i ciche pochrapywanie wydobywające się z gardła. Ten dech poznam wszędzie. Mój Ayato. Trwał przy mnie tak długo. Teraz odpoczywa. Musiałam walczyć dla niego. Dla anioła, który przy mnie czuwa.

Myślałam o swoim ciele, dawnych chwilach życia. Obie rzeczy były tak dalekie. Nie wiem czym teraz byłam. Duszą? Zjawą? Ostatkiem świadomości? To nie było ważne. I tak przeszły mnie ciarki na wspomnienie pocałunków i wyznań szczerej miłości Ayato. Od razu zrobiło się gorąco i ból przestał na mnie nachodzić. To mój chłopak trzymał mnie przy ziemi, sprawiał, że nie upadnę, a nawet dawał możliwość wzniesienia się ponad chmury.

Poczułam, że odchodzą ode mnie błękitne, cieniutki sznureczki, a czarna odchłań jaśnieje. Nitki stopniowo robiły się coraz dłuższe i dłuższe. Otworzyłam oczy. Teraz było prawie biało. Żyłki spotkały opór. Oplątały się wokół tego czegoś i mocno zacisnęły. Po chwili stały się mocno naprężone. Dlaczego poczułam radość? Byłam taka lekka i spokojna.

- Nie wierzę! Wracaj ze mną do ciemności! - syknęła Cōrdelia. Chyba chwyciła mnie za stopy i próbowała ściągnąć na dół, ale przeszkodziła jej Beatrix.
- Zostaw ją! Ma prawo żyć! Ona jest jedynym źródłem szczęścia Twojego najmłodszego syna. - powiedziała. - Uczyniłaś mu tyle zła i zabrałaś dzieciństwo, wynagrodź mu to.
- Nie! - syknęła. - Ona nie może wrócić!

Coś mnie uderzyło i nitki zaczęły słabnąć. Ujrzałam nad sobą wściekłą Cōrdeli'ę. Długim paznokciem nacięła sobie wewnętrzną część dłoni. Zdrową ręką złapała mnie za brodę i uniosła lekko moją twarz.

- To wszystko co zostawił mi Ayato. - powiedziała i pozwoliła by ostatnie krople jej krwi wpadły do moich ust.

Nie chciałam tego, ale gdybym się zaczęła szamotać, rozerwałabym sznureczki i na zawsze straciła możliwość powrotu.

Krew Cōrdelii zapiekła moją jamę ustną. Była gorzka i zimna. Jednym słowem: o b r z y d l i w a.

- Upomnę się o Ciebie, Y-u-i. - przeliterowała moje imię.
- Odejdź, demonie! - zawołała Beatrix i Cōrdelia zniknęła jęcząc.
- Nie martw się, kochanie. Odbuduj wici życia i wracaj do swojego ciała. My zajmiemy się Cōrdeli'ą. - szeptała Christa.

Poczułam, że mnie opuszczają. Byłam im wdzięczna.

Zabrałam się do odbudowywanie nici.

~~~~~~~
CHRISTA
~~~~~~~

- Matko! Matko! - wołał Sabaru lekko mną potrząsając. - Zbudź się!

Wstałam bardzo powoli na nogi. Spojrzałam w lśniące, czerwone oczy mojego synka. Były takie same jak moje. Wyciągnęłam do niego dłoń i pogładziłem policzek. Tak szybko dorósł.

- Jestem taka szczęśliwa, kochanie. - szepnęłam, a on wydawał się zaskoczony. - Ona jest taka silna. Wygra walkę ze śmiercią i powróci. Nie musisz się już martwić. Zrobiłam co tylko mogłam, aby pomóc jej wrócić.
- O czym ty mówisz Matko?
- O Yui. - uśmiechnęłam się i zapadłam w ciemność.

~~~~~~
SABARU
~~~~~~

Nie miałem pojęcia o czym mówi Matka. Czy to znowu jakieś objawy jej załamania? A może to jednak jej wampirze moce? W każdym razie bardzo zmartwiłem się, gdy zemdlała. Na szczęście udało mi się ją złapać. Upewniłem się, że oddycha, a potem położyłem ją na łóżku. Cicho wyszedłem z komnaty i przekręciłem kluczyk w zamku.

~~~
YUI
~~~

Z trudem otworzyłam oczy. Było ciemno, ale nie tak jak w nicości. Po prostu (wieżąc zegarkowi) była 3 rano. Wzrok szybko przyzwyczaił się do braku światła i wszystko nabrało wyraźnych kontur.

Poruszałam palcami lewej, później prawej ręki, żeby zorientować się we władzy nad swoim ciałem. Wszystko było na miejscu.

Uspokoiłam przyspieszone bicie serca i oddech. Żyłam! Naprawdę żyłam!

Spojrzałam na Ayato. Chłopak siedział w fotelu i pogrążony był w głębokim śnie. Miałam okazję do oglądania go podczas spania, ale teraz wydawał się superpiękny. Tylko jego wyraz twarzy był zmartwiony i przygnębiony.

Wstałam cichutko i wzięłam mój miękki koc do ręki. Przykryłam go starannie, a potem pocałowałam delikatnie w skroń i szepnęłam mu do ucha:

- Kocham Cię, Ayato.

Chłopak coś mruknął i jego wyraz twarzy się zmienił. Teraz się uśmiechał.

Podreptałam na palcach do drzwi. Wcześniej jednak wyłączyłam wiatraki i otworzyłam okna (trochę dusznego powietrza nie zaszkodzi) i rozsunęłam zasłony (teraz będzie tu jaśniej, a rano obudzą mnie promienie ciepłego, letniego słońca).

Walka o życie była strasznie wyczerpująca. Złużyłam ogromną ilość zapasowej energii życiowej, aby odbudować wici. Dlatego też byłam strasznie głodna i miałam wrażenie, że głośne burczenie mojego brzucha obudzi wszystkich domowników i pół Tokyo.

Przeszłam ciemnym i cichym korytarzem. Po drodze wstąpiłam do łazienki, żeby zobaczyć jak wyglądam.

Byłam prześliczna. Pudrowa suknia świetnie do mnie pasowała. Diamentowy kwiatek we włosach mienił się w świetle małej lampki przy lustrze wszystkimi kolorami tenczy.

Siłą odciągnęłam się od lustra i poszłam do lodówki. Gdy ją otworzyłam owinął mnie zapach wczorajszej sałatki Reiji'a.

Zjadłam trochę, umyłam talerz i zęby. Poczłapałam do pokoju i położyłam się do łóżka. Już nie zważałam na sukienkę. Chciałam tylko położyć się spać. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Śnił mi się Ayato.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro