Pobudka Yui
~~~
YUI
~~~
Nie wiem ile czasu minęło od ponownego wejścia w nicość. Nie umiałam sobie z tym poradzić. Ta nieskończona otchłań przerażała mnie. Od jakiegoś czasu zaczął doskwierać mi chłód. Coś w sirodku umierało we mnie. Tęskniłam za Ayato, światłem i powietrzem. Chciałam powrócić do swojego ciała. Tylko nie wiedziałam jak. To mój kaniec.
Zamknęłam oczy (przynajmniej tak mnie się wydawało). Zabiesz mnie już Nocny Świecie. Otul mroku i pomóż ustać cierpieniu. Chciałam płakać, ale nie mogłam. Nie wiedziałam jak.
Poczułam ból w klatce piersiowej i usłyszałam głośne uderzenie serca. Moje zmysły nie wysiadły do końca. Skupiłam się na słuchu i wytężyłam go.
Słyszałam delikatny oddech i ciche pochrapywanie wydobywające się z gardła. Ten dech poznam wszędzie. Mój Ayato. Trwał przy mnie tak długo. Teraz odpoczywa. Musiałam walczyć dla niego. Dla anioła, który przy mnie czuwa.
Myślałam o swoim ciele, dawnych chwilach życia. Obie rzeczy były tak dalekie. Nie wiem czym teraz byłam. Duszą? Zjawą? Ostatkiem świadomości? To nie było ważne. I tak przeszły mnie ciarki na wspomnienie pocałunków i wyznań szczerej miłości Ayato. Od razu zrobiło się gorąco i ból przestał na mnie nachodzić. To mój chłopak trzymał mnie przy ziemi, sprawiał, że nie upadnę, a nawet dawał możliwość wzniesienia się ponad chmury.
Poczułam, że odchodzą ode mnie błękitne, cieniutki sznureczki, a czarna odchłań jaśnieje. Nitki stopniowo robiły się coraz dłuższe i dłuższe. Otworzyłam oczy. Teraz było prawie biało. Żyłki spotkały opór. Oplątały się wokół tego czegoś i mocno zacisnęły. Po chwili stały się mocno naprężone. Dlaczego poczułam radość? Byłam taka lekka i spokojna.
- Nie wierzę! Wracaj ze mną do ciemności! - syknęła Cōrdelia. Chyba chwyciła mnie za stopy i próbowała ściągnąć na dół, ale przeszkodziła jej Beatrix.
- Zostaw ją! Ma prawo żyć! Ona jest jedynym źródłem szczęścia Twojego najmłodszego syna. - powiedziała. - Uczyniłaś mu tyle zła i zabrałaś dzieciństwo, wynagrodź mu to.
- Nie! - syknęła. - Ona nie może wrócić!
Coś mnie uderzyło i nitki zaczęły słabnąć. Ujrzałam nad sobą wściekłą Cōrdeli'ę. Długim paznokciem nacięła sobie wewnętrzną część dłoni. Zdrową ręką złapała mnie za brodę i uniosła lekko moją twarz.
- To wszystko co zostawił mi Ayato. - powiedziała i pozwoliła by ostatnie krople jej krwi wpadły do moich ust.
Nie chciałam tego, ale gdybym się zaczęła szamotać, rozerwałabym sznureczki i na zawsze straciła możliwość powrotu.
Krew Cōrdelii zapiekła moją jamę ustną. Była gorzka i zimna. Jednym słowem: o b r z y d l i w a.
- Upomnę się o Ciebie, Y-u-i. - przeliterowała moje imię.
- Odejdź, demonie! - zawołała Beatrix i Cōrdelia zniknęła jęcząc.
- Nie martw się, kochanie. Odbuduj wici życia i wracaj do swojego ciała. My zajmiemy się Cōrdeli'ą. - szeptała Christa.
Poczułam, że mnie opuszczają. Byłam im wdzięczna.
Zabrałam się do odbudowywanie nici.
~~~~~~~
CHRISTA
~~~~~~~
- Matko! Matko! - wołał Sabaru lekko mną potrząsając. - Zbudź się!
Wstałam bardzo powoli na nogi. Spojrzałam w lśniące, czerwone oczy mojego synka. Były takie same jak moje. Wyciągnęłam do niego dłoń i pogładziłem policzek. Tak szybko dorósł.
- Jestem taka szczęśliwa, kochanie. - szepnęłam, a on wydawał się zaskoczony. - Ona jest taka silna. Wygra walkę ze śmiercią i powróci. Nie musisz się już martwić. Zrobiłam co tylko mogłam, aby pomóc jej wrócić.
- O czym ty mówisz Matko?
- O Yui. - uśmiechnęłam się i zapadłam w ciemność.
~~~~~~
SABARU
~~~~~~
Nie miałem pojęcia o czym mówi Matka. Czy to znowu jakieś objawy jej załamania? A może to jednak jej wampirze moce? W każdym razie bardzo zmartwiłem się, gdy zemdlała. Na szczęście udało mi się ją złapać. Upewniłem się, że oddycha, a potem położyłem ją na łóżku. Cicho wyszedłem z komnaty i przekręciłem kluczyk w zamku.
~~~
YUI
~~~
Z trudem otworzyłam oczy. Było ciemno, ale nie tak jak w nicości. Po prostu (wieżąc zegarkowi) była 3 rano. Wzrok szybko przyzwyczaił się do braku światła i wszystko nabrało wyraźnych kontur.
Poruszałam palcami lewej, później prawej ręki, żeby zorientować się we władzy nad swoim ciałem. Wszystko było na miejscu.
Uspokoiłam przyspieszone bicie serca i oddech. Żyłam! Naprawdę żyłam!
Spojrzałam na Ayato. Chłopak siedział w fotelu i pogrążony był w głębokim śnie. Miałam okazję do oglądania go podczas spania, ale teraz wydawał się superpiękny. Tylko jego wyraz twarzy był zmartwiony i przygnębiony.
Wstałam cichutko i wzięłam mój miękki koc do ręki. Przykryłam go starannie, a potem pocałowałam delikatnie w skroń i szepnęłam mu do ucha:
- Kocham Cię, Ayato.
Chłopak coś mruknął i jego wyraz twarzy się zmienił. Teraz się uśmiechał.
Podreptałam na palcach do drzwi. Wcześniej jednak wyłączyłam wiatraki i otworzyłam okna (trochę dusznego powietrza nie zaszkodzi) i rozsunęłam zasłony (teraz będzie tu jaśniej, a rano obudzą mnie promienie ciepłego, letniego słońca).
Walka o życie była strasznie wyczerpująca. Złużyłam ogromną ilość zapasowej energii życiowej, aby odbudować wici. Dlatego też byłam strasznie głodna i miałam wrażenie, że głośne burczenie mojego brzucha obudzi wszystkich domowników i pół Tokyo.
Przeszłam ciemnym i cichym korytarzem. Po drodze wstąpiłam do łazienki, żeby zobaczyć jak wyglądam.
Byłam prześliczna. Pudrowa suknia świetnie do mnie pasowała. Diamentowy kwiatek we włosach mienił się w świetle małej lampki przy lustrze wszystkimi kolorami tenczy.
Siłą odciągnęłam się od lustra i poszłam do lodówki. Gdy ją otworzyłam owinął mnie zapach wczorajszej sałatki Reiji'a.
Zjadłam trochę, umyłam talerz i zęby. Poczłapałam do pokoju i położyłam się do łóżka. Już nie zważałam na sukienkę. Chciałam tylko położyć się spać. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Śnił mi się Ayato.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro