Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwsza rana

~~~~~~~~~
KATHARINA
~~~~~~~~~

Wszystko słyszałam i widziałam. Cały czas stałam przyklejona do ściany obok wejścia. Gdy dziadek wydał rozkaz znalezienia mnie wystraszyłam się nie na żarty. Najdziwniejsze było to że rozumiałam ten pokręcony język demonów. Najpierw z salonu wypełzły cienie. Były szybkie. Wiedziały czego, a raczej kogo szukają. Nie miałam nawet najmniejszej szansy na ukrycie swojego zdradliwego cienia. Tak zwani Wykrywacze wtopili się w niego, a następne wypełzli znowu. Wirowały wokół mnie jak szalone. Miałam wrażenie, że śmieją się mi w twarz. Uważają za głupią. Miały zresztą rację. Dlaczego wyszłam z pokoju? Mogłam być posłuszna i ukrywać cień. Wtedy rodzice nie musieliby martwić się dodatkowo o mnie. Wszystko na nic. Schrzaniłam sprawę. Mama dała mi proste zadanie, a ja nawaliłam. Demony znowu wpełzły do salonu. To tylko kwestia czasu zanim przyjdą po mnie większe sztuki, albo sam Karlheinz. Nie zwracałam już uwagi na to jaki hałas wywołam. Już wszyscy wiedzieli, że tu jestem. Po prostu wbiegłam na schody zadowolona z odziedziczonej po ojcu wampirze szybkości. Na pierwszym piętrze przystanęłam na chwilę. Musiałam się ukryć. Tylko gdzie?

Zamknęłam oczy. Miałam wrażenie, że moja dusza odłączyła się od ciała. Czas stanął w miejscu. Patrzyłam na rezydencję z lotu ptaka. Na trzecim piętrze była duża biblioteka. Mogłam zgubić ewentualny mini pościg wśród regałów. Powróciłam do ciała. Wywołało to u mnie lekki wstrząs.

Wbiegłam po schodach na następne piętro. Szybko weszłam do pomieszczenia. Owinął mnie zapach starych książek. Pachniało też wiedzą i historią. Biegłam między regałami. Część zakazana. Wbiegłam do pierwszego lepszego działu. Padło na "mityczne stworzenia i trujące rośliny".
Podbiegłam do samej ściany i skuliłam się w koncie.

Nagle dopadło mnie to samo uczucie co wtedy, gdy byłam z mamą. Te same dreszcze, zapach stęchlizny i było mi niedobrze. Demony, szepnęła wtedy mama. To chyba Tropiciel. Nie mam pojęcia skąd znam tę nazwę.

Potężny potwór o bordowej karnacji staną naprzeciwko mnie. Nie miał oczu. Był ślepy. I głuchy. Znalazł mnie po zapachu. Świetny węch. Serce waliło mi jak oszalałe. Nakazałam sobie przestać się bać. Moje serce przestało bić. Jak ja to zrobiłam? Po kim mam te niezwykłe zdolności? Po mamie? Wiedziałam, że demon wrażliwy jest na ruch. Gdybym mrugnęła poczułby to jak uderzenie pięścią w nos. Nie warzyłam się nawet ruszyć gałką oczną.

Demon szedł wolno w moją stronę. Wahał się. Nie był pewien czy nie został oszukany. Czyli polegał głównie na wykrywaniu ruchu. Musiałam uciekać. Ale jak? Najmniejszy ruch i popędzi na mnie z zawrotną szybkością. Zdumiała mnie przejrzystość mojego umysłu. Miałam wrażenie, że mogę myśleć o 70 rzeczach na raz i nie zapomnieć o żadnej przez miliardy lat. Chyba mogłabym nawet...

Mamo? - wysłałam telepatyczną wiadomość.
Katharina? Gdzie jesteś? - odpowiedziała.
W bibliotece. Tu jest Tropiciel. Nie wiem co zrobić. Jeśli się ruszę złapie mnie.
Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jesteś szybsza i silniejsza od zwykłych wampirów to da ci przewagę.
Szybsza? Silniejsza? Jak?
Jestem Strogojką, Katharino. Wiem co mówię.
Strogojką?
Tak. Nie czas na wyjaśnienia. Szybko podnieś się i wskocz na regał.
Przecież on ma jakieś 5 metrów wysokości.
Nie rozbij tylko sufitu.
Co?
Skacz! - nakazała.

Zrobiłam to. Wstałam i skoczyłam. Tropiciel ruszył na mnie, ale nie zdążył mnie złapać. Już wiem o co chodziło z tym sufitem. Skoczyłam tak wysoko, że o mało go nie rozwaliłam.

Demon zaczął wspinać się po półkach. Skakałam z regału na regał.

Udało się! - wysłałam.
Brawo. - pochwaliła mnie.
Niestety dalej mnie goni.
Będzie to robił póki nie przyprowadzi cię do Karlheinza, albo go nie zabijesz.
Co?
Zabij go, Katharino.
Nie mogę!
To bestia! Okrutny stwór! Zabij go!
Jak?
Mówiłaś, że władasz żywiołem ziemi, tak?
Nie tak to określiłam.
Trudno. Użyj mocy.

Nie wiedziałam jak. Zeskoczyłbym na ziemię i podbiegłam do pierwszej lepszej doniczki. Wyciągnęłam obje ręce w geście stop. Roślina drgnęła, a później rozkwitła. I tyle. Koniec. O to potęga mojej mocy. Zakwitanie roślin. Rodzice będą ze mnie dumni.

Tropiciel doskoczył do mnie i mocno przytrzymał. Zaczęłam się szamotać, ale wiedziałam że to na nic.

Siłą zaciągną mnie do salonu. Karlheinz czekał z triumfem wypisanym na twarzy. Uśmiechnął się na mój widok.

- Kataharina. - szepnął. - Wampirza Księżniczka.
- Wypchaj się! - warknęłam.
- Kultura z pyska tryska. Po tatusiu.

Tata drgnął. Jego czarny kolczyk błysnął.

- Zostaw ją. - ostrzegł.
- Za chwilę Ayato. Najpierw prezent.

Prawą ręką złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Pisnęłam wystraszona. Drugą ręką wyjął złoty sztylet.

- Na pamiątkę pierwszego spotkania z dziadkiem.

Przyłożył ostrze tuż pod moją lewą brwią i przejechał w dół. Ominął na szczęście oko. Mama jęknęła przerażona.

- Ta blizna upamiętni śmierć twojej rodziny. - powiedział.

Co? On chce zabić moją rodzinę? Nie pozwolę na to. Poczułam jak wzbiera się we mnie energia ładowana moją furią. Zaczęłam drżeć.

~~~
YUI
~~~

Katharina drżała i coś mi mówiło, że to nie ze strachu. Otoczyła ją szara poświata. Nagle zgięła się w pół i rozprostowała gwałtownie. Krzyknęła ze wściekłością. Jasne błyskawice wydobyły się z jej ciała. Towarzyszył temu elektryczny dźwięk, a przy zetknięciu się z ciałami demonów ogromny huk. Te jęknęły w agonii i zmieniły się w popiół. Garstkę czarnego, niegroźnego proszku. Nie mogłam uwierzyć w potęgę mojej córki.

Karlheinz odskoczył od niej zaskoczony. Nie wierzył, że można posiadać taką moc.

Ja i Ayato podbiegliśmy do niej. Katharina spuściła głowę, zamknęła oczy i ciężko dyszała. Unicestwienie demonów sporo ją kosztowało energii.

- Odejdź! - rozkazałam.

Nie posłuchał. W ogóle chyba mnie nie słyszał. Rozglądał się zszokowany po pomieszczeniu. Jego demony zniknęły.

- Mama kazała ci odejść! - krzyknęła Katharina w furii.

Złączyła środkowy i wskazujący palec i wskazała na doniczkę w rogu pokoju. Przeniosła rękę na swojego dziadka. Z ziemi w doniczce wystrzelił pęd rośliny. Owinął się ciasno wokół Karlheinza. Moja córka zacisnęła pięść w dłoń. Pęd zacisnął się podduszając nieproszonego gościa.

- Nie doceniłem cię Katharino. - przyznał dusząc się. - Wygrałaś rundę pierwszą, czas na rundę drugą.

Pęd spłonął.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zapraszam i komentujcie.

P. S.
Dzisiaj już nic nie dodam, bo muszę się uczyć do sprawdzianu z francuskiego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro