Pasja Van
~~~
YUI
~~~
Przez trzy następne dni odbyły się przygotowania do naszego ślubu. Postanowiliśmy nie tracić czasu na Wieczory Panieńskie. Wystarczające atrakcje zapewniła nam wojna.
Ayato zdążył już poznać swoje możliwości. Był szybszy, silniejszy, miał bardziej wyostrzone zmysły. Na domiar wszystkiego panował nad żywiołem ognia. Przez te trzy dni albo pomagał, albo podpalał i cieszył się jak dziecko. I ja mam za niego wyjść? Na tą myśl się uśmiechałam.
Katharina i Van miały zająć się moją suknią. Chciały żebym zobaczyła ją dopiero w dniu ślubu. Zdradziły mi tylko że będzie tak wyjątkowa jak ja. Nic więcej. Mogłam mieć tylko nadzieję, że nada się do założenia, ale cóż Katharina to przecież Misplaced Hope, a Vanessa jest zwolenniczką nadmiernego odkrywania ciała. Podsumowując mogę równi dobrze założyć skąpy kostium kąpielowy lub pójść nago.
Czwartego dnia przygotowań zjechali się goście. Zamieszkali oni w pokojach gościnnych, które wcześniej starannie posprzątałam. Teraz w rezydencji panował hałas i potworny harmider. Przyjechał nawet mój Ojciec.
- Ojcze. - szepnęłam widząc go.
- Yui. - przytulił mnie. - Tak się cieszę, że cię widzę. Musimy poważnie porozmawiać.
Poprowadziłam go do pustej biblioteki. Najpierw chciałam go zabrać do różowego pokoju, ale w porę przypomniałam sobie, że zajmuje go daleka sześcioletnia kuzynka Beatrix.
Tak na marginesie Reiji i Shu wybaczyli jej i pozwolili tu ponownie zamieszkać. Widuję ją jednak bardzo rzadko i prawie nie rozmawiamy.
I jeszcze jedno. Darowanie zostało złamane. Jak? Wszyscy poza kochiwali się w swoich Strażniczkach. A Sabaru który stracił Lyoko nie miał po prostu nic przeciwko.
- O co chodzi, Ojcze? - zapytałam.
- Powinnaś wiedzieć, że wychodzisz za okrutną bestię, posiadanie dzieci przed ślubem jest niegodne, a do tego jesteś za młoda na wszystko. Masz czas się wycofać.
- Nie zrobię tego. Kocham Ayato i dziewczyny. Poza tym nie jestem taka młoda. Wiesz dobrze, że moja dusza ma miliony lat.
- Tak wiem, ale...
- Żadnych ale. Wyjdę za niego czy ci się to podoba, czy nie.
Wyszłam z biblioteki nie reagując na protesty Ojca. Za kogo on się uważa. Nie jest nikim z mojej rodziny. Sam mnie tu wysłał.
Szłam, jak zawsze ciemnym, korytarzem.
- Odejdź, precz! Życie nie warte tego cierpienia któreś mi zadał. Me oczy odmawiają widzenia, a usta pocałunku. Nie chcę dotyku twego. Nie chcę twych pustych obietnic. Odejdź, puki czas! Odejdź, puki nie boli to aż tak bardzo! A jeśli mnie nie posłuchasz rzucę cię rekinom na pożarcie.
Otworzyłam drzwi do pokoju Van.
Dziewczyna przebrana była za piratkę. Nie wyprostowała jeszcze włosów. Po raz pierwszy widziałam jej miękkie fale. Na przeciwko niej siedział Laito.
- Co tu się dzieje Van?
- Oh, Yui. Twoja córka jest wspaniała! Prawdziwa mistrzyni recytacji.
- Van?
- Mamo ja... Ćwiczę. Chcę zostać aktorką. Ta taka moja pasja.
- Aktorstwo?
- Tak.
- Nic dziwnego. Dobra jesteś.
- Dzięki.
Uśmiechnęłam się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam i komentujcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro