Opentana
~~~
YUI
~~~
Najpierw zrobiła mi się zimno i przeszły mnie ciarki, a później upadłam bez czucia na podłogę. Ayato zdążył dobiec i mnie złapać zanim zetknęłam się z ziemią. Nie mogłam mówić, poruszać się choć bardzo tego chciałam. Nagle zrobiło mi się czarno przed oczami. Nie. W duszy. Widziałam siebie unoszącą się w ciemności, a na przeciwko mnie jakąś kobietę. Znałam ją. Jej fioletowe włosy i zielone, wężowe oczy. Cōrdelia.
- Co tu robisz? - spytałam.
- Odbieram to co moje.
Wyciągnęła w moją stronę ręce. Krzyknęłam. Nie mogłam się bronić. Miałam wrażenie, że spadło na mnie 300 ton żelastwa. Normalnie uniosłabym tyle jednym małym palcem, ale teraz byłam słaba. To nie mój świat. To on ma tu władzę - Cōrdelia. Przegrywam. Nie. Przegrałam. Ayato, Katharino. Kocham was. Ratujcie się.
Otworzyłam oczy i poruszyłam się. Nie miałam wyboru. Moje ciało nie było już moje. To Cōrdelia w nim siedziała. Muszę pamiętać, żeby starannie wyczyścić swoje wnętrze, gdy odzyskam kontrolę.
- Yui, nic ci nie jest? - spytał Ayato.
Uciekaj! To nie ja!
- Nie, wszystko dobrze. - odpowiedziałam.
- To dobrze.
Nie! Nie dobrze! To Cōrdelia!
- Chyba jestem trochę zmęczona.
- Pewnie tak. Chodź pomogę ci dojść do łóżka. - wziął mnie na ręce.
O nie! Jeżeli zrobisz to co myślę to koniec z nami!
Mmmm. Co zamierza?
Cōrdelio? Słyszysz mnie?
Niestety tak.
Jeżeli spróbujesz uprawiać z nim sex to...
To co? Przecież to nie ja. To ty.
Wiesz, że to nieprawda. Jesteś jego matką.
I kochanką.
Chcę, żeby zdechła. Ta noc nie będzie dla mnie wyjątkowa. To jedna z najgorszych.
******
Ayato musiał coś wyczuć, bo wyszedł z pokoju pod pretekstem ustalenia strategii bitwy. Cōrdelia nie była pocieszona.
Ayato zaczyna coś podejrzewać wie, że ty nie jesteś mną.
Nie! Nie może wiedzieć!
Nie doceniasz siły miłości, Cōrdelio.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam i komentujcie.
P. S.
Błagam. Skończcie z tym Polsatem. Jak zrobię zakończenie, zakończenie to nikt nie będzie tego czytał. <333333
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro