Napaść
~~~~~
AYATO
~~~~~
Wyszliśmy z rezydencji po 3 nad ranem. Do limuzyny szlam na boso. Nogi bolały mnie od tańca. Miałam okazje bawić się nie tylko z Ayato, ale i z Romy i Katy.
Kiedy zobaczyłam rudą dziewczynę nie posiadałam się ze szczęścia. Okazało się, że przyszła akurat wtedy kiedy Ayato uniósł mnie i widziała nasze zaręczyny.
W samochodzie położyłam głowę na ramieniu Mojego narzeczonego. Muszę przyzwyczaić się do tego określenia.
- Nie wiem czy dojdę do pokoju. - pożaliłam się.
- Zaniosę cię. - zaoferował pomoc Ayato.
- Dzięki.
Zasnęłam i obudziłam się dopiero, gdy szofer gwałtownie zahamował.
- Co do?! - krzyknął.
Zerknęłam senna na przednią szybę. Przed nam stał olbrzymi człowiek, a może nie? Miał z 4 metry wysokości i olbrzymią kosę. Ubrany był w długi czarny płaszcz, a na ramieniu siedziały mu dwa duże kruki.
- Co to?! Umarliśmy?! - spytałam.
- Nie, ale niewiele nam zostało! - krzyknął Ayato. - Wysiadać! Już!
Posłuchaliśmy go.
- Wiejmy! - zaproponował Laito.
- Zgoda. - powiedział Reiji patrząc na potwora.
- No na co czekacie! - jęknęłam.
Puściliśmy się biegiem. Wielkolud z łatwością nas dogonił. Przyspieszyłam.
- Panie przodem!
- A ty dokąd?! - krzyknął Laito.
- Szybka jest! - zawołał Sabaru.
- Yui! Czekaj na mnie! - wyprzedził ich Ayato.
Biegliśmy jakieś 10 minut aż dotarliśmy do starego hangaru.
- Ukryjmy się! - polecił Reiji.
- To nie jest zbyt oczywiste miejsce?! - spytałam.
- Nie mamy wyboru!
Razem z Ayato ukryliśmy się za starymi pudłami. Wszyscy ciężko dyszeli. Postanowiłam przyspieszyć bicie swojego serca i udawać zadyszkę.
Potwór wszedł rozwalając ścianę. Rozejrzał się.
- Chodź. - powiedział ledwie słyszalnym szeptem Ayato.
Niestety słuch olbrzyma był niezawodny. Zaczął iść w naszą stronę.
- Tędy! - zawołał Shu i wskazał na jakieś stare drzwi.
- Szybko! - wrzasnął Ayato.
Ruszyłam do przodu. Nagle poczułam na sobie elektryzujący wzrok napastnika. Przez żyły przeszła fala dreszczy. On polował. Na mnie.
Zatrzymałam się i spojrzałam na biegnącego przede mną Ayato. Zawróciłam. Stanęłam twarzą w twarz (a przynajmniej jak zadarłam głowę) z demonem.
- Yui! - krzyknął do mnie Ayato.
- On poluje! Poluje na mnie! Biegnij! Odciągnę go do was! Spotkamy się w domu!
Nie czekałam aż odpowie. Bałam się, że uda mu się mnie przekonać do zostania z nim.
Byłam niska, a on wysoki. Miałam przewagę. Jestem szybka i zwinna. Przebiegłam obok niego i wybiegłam z budynku przez dziurę, którą zrobił. Szybko znalazłam się przy aucie.
Kierowca, który zdaje się miał na imię Feryu, był martwy. Wybiłam łokciem tylnią szybę i otworzyłam bagażnik rozrywając odpowiednie kable. Zawsze miałam ze sobą torbę z ubraniami. Szybko zdjęłam zniszczoną sukienkę i założyłam dżinsowe szorty, białą bluzkę z rękawkiem i buty sportowe. Zawiązałem sznurówki. Niestety nie nosiłam ze sobą stanika, a moja bluzka była cieniusieńka. Postanowiłam zignorować chłód i uciekać. Demon dogonił mnie kilka sekund później.
Wbiegłam w ciemny las. Zaczęłam stawiać kroki tak, aby wywołać jak najmniejszy hałas. Zgubiłam go, ale wiedziałam, że to chwilowe. Znalazłam drzewo mniej więcej 10 metrowe. Niestety miało igły. Zignorowałem je i wdrapałam się po pniu na sam szczyt wdzięczna losowi, że ważę zaledwie 43 kilo. Wstrzymałam oddech. Widziałam jak stwór idzie obok mnie, a właściwie pode mną. Poszedł dalej. Odczekałam kilka minut i zjechałam na dół. Zawróciłam. Gdy dotarłam do limuzyny poczułam ulgę. Wyrzuciłam Feryu i wsiadłam za kierownicę. Mam 17 lat wiem. Na szczęście prawko też. Odpaliłem auto łącząc odpowiednie kable. Ruszyłam.
Limuzyna nie mogła jechać szybko. Niestety.
Szybko zorientowałam się, że mam ogon. Cienie pełzły z zawrotną prędkością prosto na mnie. Potem podskoczyły odrywając się tym samym od drogi. Przybrały kształt wilków o trzech parach łap. Z pysków ciekła im piana, a oczy jarzyły się czerwienią. Były tylko dwa. Trzy. Nie, jednak cztery.
Chciałam dodać gazu ale nie mogłam. Teraz jechałam między skalnym odłamem a przepaścią. Nie miałam wyjścia. Walczę o życie. Skręciłam kierownicę w prawą stronę do urwiska i zepchnęłam jednego wilka. Potem skręciłam w lewo i przygwoździłam do skały następną kreaturę. Polała się krew. Bestia zaskowyczała. Pourywało jej przednie łapy i połamało środkowe oraz tylne. Została w tyle. Jeszcze dwie. Wjechałam do tunelu.
- Szybciej! Szybciej! - ponagliłam samochód.
Warkot silnika zlewał się z warkotem demonów. Pościg trwał. 2:0 dla mnie. Nie na długo. Coś szarpnęło. Wyjechałam z tunelu. Dwa wilki jednocześnie uderzyły w limuzynę i zepchnęły ją w przepaść.
Auto jest ciężkie. Mam najwyżej 10 sekund. Otworzyłam z trudem drzwi i wyskoczyłam. Złapałam się odstającej półki skalnej i wdrapałam się na nią. Usłyszałam wybuch. Samochód roztrzaskał się. Ponownie odetchnęłam z ulgą. Demony odeszły myśląc, że zginęłam. Kto je nasłał? Karlheinz? Dlaczego?
Coś zaczęło uwierać mnie w tyłek. Z tylnej kieszeni wyciągnęłam krzyż. Uśmiechnęłam się i założyłam go.
- Czeka mnie długa droga do domu. - stwierdziłam. - I wyczerpująca wspinaczka.
Podskoczyłam i złapałam się skały. Podciągnęłam się i zaczęłam wspinać. W 10 minut dotarłam do drogi.
Byłam zmęczona i wystraszona. Wyglądałam jak wyglądałam. Brudna. Umazana błotem, krwią i kurzem. Potargana.
Nastał świt. Czas do domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W ten weekend i tygodniu mogę nic nie dodać. Mam sprawdzian i kartkówkę. No i jeszcze muszę nadrobić dwa sprawdziany i dwie kartkówki. Mimo to zapraszam i komentujcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro