Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Safońska obietnica

Safona

Wpadłam przez olbrzymią dziurę w murze do komnaty Lucyfera. Kłębek unoszące się dymu utrudniały mi widoczność, musiałam więc użyć skrzydeł do drobnego przewietrzenia.

Moim oczom ukazał się brat stojący ramię w ramię z Shally. W jego oczach widziałam niepokojący błysk.

- Lucy? Nie. - Rozpacz cisnęła mi się w gardło.

- Podjąłem decyzję, Safono. Shally mnie kocha. Chcemy być razem. Ale możemy to uczynić tylko wtedy, gdy zasiądę na Tronie Niebieskim. A ojciec chce przekazać go tobie.

- O czym ty mówisz? Tobie należy się władza. Jestem kobietą. - powiedziałam z niedowierzaniem.

- A jednak. - odezwała się Shally. - Mam informację, które dowodzą temu, iż Bóg odda władzę tobie. Dowiodłaś swoją siłą, że jesteś go godna. Twojej potęgi potrzebuje całe Niebo i wymiar ziemski.

Próbowałam przetrwać jej słowa. Ja? Królową? A co z Lucyferem?

- Łaskawa Safono. - zwróciła się do mnie Shally i padła na kolana. - Wiem jak bardzo kochasz swojego brata. Daj mu wieczne szczęście i stań przy naszym boku do walki o tron.

- Ja... Ja... - zaniemówiłam. - Za chwilę będzie tu ojciec ze strażą. - powiedziałam, widząc pełną nadziei twarz bliźniaka. - Idź, Shally. Za nim będzie za późno.

- Dziękuję. Dobrze robisz. Razem damy sobie radę z Bogiem. - Uśmiechnęła się dziewczyna, podchodząc do zbombardowanej ściany.

- Nie powiedziałam, że pomogę Ci obalić Boga.

- Nam. Pomożesz nam. - skoczyła w dół i zniknęła.

Staliśmy przez chwilę nie ruszając się. Cisza między mną a bratem była uciążliwa. Chciałabym, żeby to powiedział. Że nie chce buntu. Ale on milczał.

- Coś ty narobił, Lucy? - szepnęłam.

- Kocham ją.

- Chcesz zepchnąć ojca z Tronu Niebieskiego. Bóg odbierze ci skrzydła.

- Chyba, że mi pomożesz. Razem jesteśmy nie do pokonania. Moje umiejętności walki i twoja magia. Co ty na to?

W tym momencie do komnaty Lucyfera wpadła straż, a za nimi nasz ojciec. Było już jednak po wszystkim. Bóg. Mój władca i ojciec. Czy mogłabym go zdradzić? Z czystej miłości do brata? Osoby, której kocham ponad życie. Jedynego mężczyzny, któremu warto ufać.

- Pamiętaj, tatku. Nie zawsze mamy wybór. - powiedziałam do zdezorientowanego ojca.

- O co ci chodzi? - zapytał.

- O nic. Porostu pamiętaj.

Podjęłam już decyzję. Z bratem na wieczność, choćby do ziemskiego piekła.

Pomogę, szepnęłam do myśli Lucyfera.

Wiem, odpowiedział mi. Zawsze.

Oto skazuję się na wygnanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro