Próba miłości
Safona
Po przeszukaniu pałacu i oświadczeniu, że Shally zniknęła, pozwolono wrócić na do komnat. Wszyscy powrócili do łóżek, ale nikt nie mógł zasnąć. Zbyt wiele się stało. Mniej - więcej dwie godziny po wybuchu, do mojego pokoju wszedł Lucyfer. Nie trudził się nawet pukaniem.
- Nawet nie wiesz ile znaczy dla mnie twoja pomoc, Safono. - zaczął, siadając na łużku.
- Wiem ile powinna znaczyć. Ryzykuje dla ciebie moim życiem. Moimi skrzydłami. Wiesz, że nie pokonamy Boga. Nie ma istoty potężniejszej od niego.
- To nie prawda. Jesteś ty, Safo. - pogładził mój policzek, a potem wstał i podszedł do drzwi. - Wiem, że nie zawiodę się na tobie.
- Pozwoliłam jej uciec. Ale nie powiedziałam, że wam pomogę.
- To próba naszej miłości, siostrzyczko. - szepnął i odszedł.
Dlaczego aż tyle się zmieniło? Coś wisiały w powietrzu, ale nie wiedziałam co. To mnie obserwowało. A w głębi duszy słyszałam głos.
Oh, moja Safono. Oh, moja Safono. Nie lękaj się tego co ci przeznaczone. Stańże do walki przy bracie swoim. U jego boku jest twoje miejsce. Oh, moja Safono. Oh, moja Safono. Rozpętała tu Piekło. Porusza ziemię dla brata. Masz moc potężną.
Zamknęła oczy i poczułam żar płynącej przeze mnie potęgi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro