Matka Nieba (prolog)
Gallian uniosła swoją skromną, białą szatę, gdy wbiegała po chłodnych, marmurowych stopniach do pałacu. Jej nagie stopy chciały rozkoszować się gładką nawierzchnią, ale bardzo się spieszyła. Musiała Go znaleźć, musiała Mu powiedzieć. Tak długo czekali na ten moment. Za Gallian biegły cztery anielskie drużby. Ciche niczym cienie, zawsze lojalne swojej młodej pani. Kobieta dobrze pamiętała dzień, w którym poznała swoją pierwszą drużebną - Kaylę.
Jej matka była anielicą rozgrzeszycielką. Większość czasu spędzała samotnie na plebani wśród śmiertelników. Wysłuchiwała ich grzechów i udzielała przebaczenia. Inni boscy posłańcy bardzo ją szanowali. Jej kasta była jedną z pożyteczniejszych, a każdy anioł dążył do użyteczności. Ojciec Gallian był anielskim pośrednikiem. Przekazywał wiadomości z nieba dla aniołów mieszkających na ziemi i na odwrót. Zakochał się w jej matce od pierwszego wejrzenia, chociaż ona nie od razu go zauważyła. Przez wiele lat był jej obojętny. Jednak któregoś dnia odnalazła w sobie do niego miłość. Owocami ich miłości byłam ja i moje rodzeństwo. Najstarszy był Will. W dniu naznaczenia rada wybrała go na anielskiego wojownika. Potem Priscalla - anioł stróż biednych, osieroconych dzieci. Galli i najmłodsza Helena, która została przyjęta do rady. Rodzice byli z nich dumni. Co do Gallian... Ona nie nadawała się do żadnej kasty. W dniu naznaczenia została wyśmiana i upokorzona. Matka odsunęła się od niej. Jednak pewnego dnia los się do niej uśmiechnął. Przyszła po nią Kayla i zabrała do pałacu. Od tamtej pory ten stał się jej domem. Zostały jej przydzielone cztery drużby, które nie odstępowały jej na krok - Kayla, Morgana, Kalipso i Aurora. Gallian oświadczył się sam Bóg, a po ślubie dostała własnych strażników - Manny'ego i Maxona. Zyskała też przyjaciółki - Ursel i Gretę.
Gallian weszła do wielkiej sali tronowej. Zaczęła gorączkowo rozglądać się w poszukiwaniu swojego męża, ale nigdzie go nie widziała.
- Hej, ty! - zawołała do jednej z służących.
Anielica stanęła i dygnęła przed młodą królową. Matka Nieba - tak ją teraz nazywano. Zyskała szacunek i miłość o jakiej nigdy nie śniła.
- Gdzie znajdę Boga? - spytała.
- Nasz Pan ma spotkanie z generałem straży. - odparła uprzejmie.
- Dziękuję. Możesz wracać do swoich obowiązków.
Nie czekała na reakcję dziewczyny tylko popędziła do biblioteki, gdzie jej mąż spotykał się z generałem Grantem. Wiedziała jak bardzo nie lubi gdy mu się przeszkadza, ale to była sprawa najwyższej wagi.
Gallian stanęła przed wielkimi, mosiężnymi drzwiami i zarzuciła na plecy długie, złote jak słońce włosy oraz przygładziła drobny, biały puszek na swoich skrzydłach.
- Zostańcie tu. - powiedziała do swoich drużb, a te tylko dygnęła i się cofnęły.
Gallian weszła do sali, przerywając rozmowę mężczyzn. Grant zgromił ją spojrzeniem, ale ona zdawała się tego nie zauważać. Podbiegła do męża i rzuciła mu się na szyję. Ten zesztywniał zaskoczony złą postawą żony. Gallian zrozumiała swój błąd. Cofnęła się szybko i ukłoniła się władcy.
- O co chodzi? Nie widzisz, że jestem zajęty? - Bóg bardzo kochał Gallian, ale w obecności poddanych musiał zachować do niej dystans, wiedział że ukochana go zrozumie.
W błękitnych jak niebo oczach anielicy pojawiły się łzy. Nie wiedziała od czego zacząć. Ćwiczyła przemówienie z Gretą, ale teraz nic nie pamiętała. Musiała oszczędzić sobie formalności.
- Udało się. Jestem w ciąży. Będziemy mieli dziecko. - teraz już płakała ze szczęści.
Oczy dowódcy straży przybrały kształt spodków. Padł na kolana przed Matką Nieba, która pocznie następcę samego Boga.
Mąż Gallian przyciągnął do siebie kobietę i mocno przytulił. Trzeba to wszystkim ogłosić. Całe Niebo musi wiedzieć. Już za 9 miesięcy narodzi się spadkobierca Tronu Niebieskiego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam i proszę o komentowanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro